Bitwa o Zamojszczyznę.docx

(40 KB) Pobierz

Bitwa o Zamojszczyznę.

 

 

I.

Zamojskie w planach Heinricha Himmlera.

 

 

 

 

Akcja przesiedleńcza Zamojszczyzny była pierwszą, operacją tego typu, podjętą na tak ogromnym terenie.

W zamysłach Himmlera tereny wokół Zamościa miały tworzyć ważne ogniwo w "germańskim łańcuchu", spinającym Prusy Wschodnie z Siedmiogrodem, przewidzianym również do skolonizowania.

26 marca 1941 r., Generalny Gubernator Hans Frank oświadczył, że "Generalna Gubernia ma być krajem tak samo niemieckim jak Nadrenia".

W dalszej perspektywie plany germanizacyjne przewidywały utworzenie - w pierwszej fazie - trzech marchii przesiedleńczych: w obszarze leningradzkim, tak zwanej Ingermanlandii, na Krymie i Chersoniu, i trzeciej na obszarze Niemna i Narwi, tak zwanej Litwy Zachodniej. W celu utrzymania łączności z tymi marchiami, kierownicze warstwy SS przewidywały utworzenie wzdłuż głównych szlaków kolejowych i autostrad 36 baz osadniczych, w tym 14 w Generalnej Guberni.

Zamojszczyzna miała stanowić teren doświadczalny, tak zwane Sonderlaboratorium, zarówno dla przyszłych marchii, jak i dla - stanowiących do nich pomost - baz osadniczych.

 

Po prawej: SS-Reichsführer Heinrich Himmler - architekt akcji przesiedleńczej na Zamojszczyźnie.

 

Wstępem do właściwej akcji wysiedleńczej Zamojszczyzny było przeprowadzenie, w okresie od 6 do 25 listopada 1941 r. przesiedlenie 6-ciu wsi tak zwanego osadnictwa "józefińskiego" z 1784 r.

Były to wioski: Huszczka Duża i Mała, Podhuszczka, Bortatycze, Białobrzegi i Wysokie. Ponad 2 000 zaskoczonych mieszkańców wywieziono do wsi nadbużańskich w okolicy Horodła i Dubienki. Na ich gospodarstwach osadzono 105 rodzin volksdeutschów z Besarabii.

 

12 listopada 1942 r. Himmler podpisał "ogólne wytyczne" akcji, w których proklamował: "Powiat Zamość zostaje uznany za pierwszy niemiecki obszar osiedleńczy w Generalnym Gubernatorstwie...". Wydano również dyrektywy w sprawie "Ewakuacji Polaków z dystryktu Lublin (Zamość) "dla osiedlenia tam volksdeutschów".

 

Reichsführer SS powołał dla realizacji tych celów terenową ekspozyturę Głównego Urzędu Rasowo-Przesiedleńczego w Zamościu pod kierownictwem SS-Sturmbannführera Herolda.

Akcją kierowali bezpośrednio: kierownik Centrali Przesiedleńczej z siedzibą w Łodzi oraz oddziałami w Lublinie i Zamościu, Herman Krumey (przeżył wojnę i zmarł w RFN jako "szanowany kupiec i działacz samorządowy"), oraz dowódca SS i policji w dystrykcie Lublin, Odilo Globocnik.

 

W tym samym dniu, czyli 12 listopada 1942 r. zapadła ostateczna decyzja wysiedlenia 300-stu wsi (wysiedlenia pełnego lub częściowego z pozostawieniem osób w sile wieku do pracy u nasiedlonych kolonistów!). "W samym powiecie zamojskim - informował Globocnik - stoi już do dyspozycji 5 tys. gospodarstw", a "do przesiedlenia gotowych jest już 98,3 tys. Niemców z Besarabii, Rumunii, Serbii, Leningradu, znad Bałtyku, Bukowiny, Chorwacji, Słowenii oraz Holandii (Flamandowie)". Akcja miała być zakończona "na wiosnę 1943 r.

 

 

Zaledwie kilkadziesiąt minut przysługiwało mieszkańcom wysiedlanych wsi na zebranie całego dobytku.

 

Ludność polska w miejscowościach przeznaczonych do wysiedlenia miała być uchwycona i posegregowana według następujących zasad:

 

grupy I i II miały dotyczyć osób o "nordyckich cechach". Miano je kierować do obozu przejściowego w Łodzi, by tam po przeglądzie antropologicznym i rasowym skierować je do Rzeszy do zniemczenia. Grupy te winny objąć około 5% wysiedlonych, tj. 7 tys. osób;

do grupy III miano zaliczać osoby nadające się do pracy fizycznej w Rzeszy (74% całości);

do grupy IV miały wchodzić osoby przeznaczone do zsyłki do obozów koncentracyjnych.

 

Z grupy III i IV należało oddzielić dzieci w wieku od sześciu miesięcy do lat 14 i osoby starsze powyżej lat 60. Oddzielone od rodziców dzieci miały być zbadane pod względem antropologicznym (te o niebieskich oczach i blond włosach miały być zniemczone), inne skierowane do specjalnych obozów wychowawczych lub wraz ze starcami skierowane do wyznaczonych poza Zamojszczyzną wsi, inne do obozów koncentracyjnych lub zagłady (Oświęcim), gdzie miano je zgładzić. Tak zresztą się stało zarówno w Oświęcimiu, jak i na Majdanku. Praktycznie cały majątek ruchomy i nieruchomy został skonfiskowany.

 

Brutalna, całkowicie zbrodnicza w swym założeniu oraz realizacji akcja wysiedleńczo-osadnicza na Zamojszczyźnie rozpoczęła się w nocy z 27 na 28 listopada 1942 r. i objęła obszar czterech południowych przedwojennych powiatów województwa lubelskiego - zamojskiego, tomaszowskiego, hrubieszowskiego oraz biłgorajskiego zamieszkałych przez około 500 tys. osób, wśród których 66% stanowili Polacy, 24% Ukraińcy, 10% Żydzi (ich eksterminacja w 1942 r. była w fazie końcowej).

Do 1940 r., tj. do czasu przeniesienia ich do "Kraju Warty", mieszkało tu także około 20 tys. potomków kolonistów niemieckich sprowadzonych i osadzonych na tej ziemi w XVIII i XIX w. przez Ordynację Zamojskich. Z biegiem czasu ulegli oni prawie całkowitej polonizacji oraz asymilacji, ale "mimo wszystko mieli niemiecką krew", więc ich przeniesiono. Przesiedlenia te nie przeszkodziły esesowskim teoretykom stwierdzić, że same ślady ich pobytu na ziemi zamojskiej stanowiły "najważniejsze" uzasadnienie dla zamierzonej całkowitej germanizacji tego regionu.

Pierwszymi ofiarami akcji byli mieszkańcy wsi: Skierbieszów, Lipina Nowa, Suchodębie, Sady i Zawada. Większość z nich wywieziono do obozu przesiedleńczego w Zamościu.

 

Pierwsza fala akcji przesiedleńczych przebiegała w dwóch fazach. Pierwszą, trwającą do końca grudnia 1942 r., objęto 60 wsi zamieszkałych przez ponad 30 tys. osób, ale siłom policyjnym, wobec powszechnego zbiegostwa (mimo zimy zbiegano do lasów lub sąsiednich wsi), udało się schwytać tylko około 10 tys. osób. Na ich miejsce osadzono 4 tys. Niemców. Spośród wypędzonych ponad 1,5 tys. osób skierowano do Oświęcimia, około 1,8 tys. do przymusowej pracy w Rzeszy, 1 830 dzieci oddano do obozu koncentracyjnego w Łodzi lub do obozu w Oświęcimiu, gdzie zostały zamordowane zastrzykami z fenolu.

 

Po lewej: dzieci pozbawione dachu nad głową.

 

Największą zbrodnię w tej fazie wysiedleń, Niemcy popełnili w odwecie za opór i atakowanie ekip wysiedleniowych. Miała ona miejsce w Kitowie, gdzie Niemcy wymordowali publicznie 165 osób.

 

W drugiej fazie, trwającej od 15 stycznia do końca marca 1943 r., określanej jako Ukraineraktion, wysiedlono 63 wsie w powiecie hrubieszowskim. Objęła ona około 15 tys. osób, z czego ujęto 5,5 tys. Na ich miejsce w pasie okalającym teren wysiedleń, by ten chronił kolonistów od uderzeń z lasów zamojskich, osadzono ponad 7 tys. Ukraińców.

Ta polityka miała również na celu zantagonizowanie Ukraińców z Polakami i faktycznie wywołała pierwszą fazę walk pomiędzy tymi narodami. W końcu marca zostało wysiedlonych już 116 wsi Zamojszczyzny, a na ich miejsce osadzono około 10 tys. Niemców, zbieraninę z różnych części okupowanej Europy, przeważnie z Rumunii.

 

W akcji przesiedleńczej zastosowano najbardziej zbrodnicze metody działania. Spędzanych ludzi wieziono do obozów przejściowych, gdzie czekając na swój los, masowo umierali. Rozdzielani kierowani byli do miejsc przeznaczenia. Była zima, a wagony kolejowe, samochody i furmanki, którymi ich przewożono, nie dawały ochrony przed zimnem, szczególnie, więc dzieci umierały na oczach rodziców lub opiekunów. Już w toku spędzania i segregacji popełniano liczne zabójstwa, a oporne wsie pacyfikowano lub unicestwiano.

 

Tragedia dzieci transportowanych w bydlęcych wagonach pod opieką nielicznych starców wstrząsnęła całym krajem. Na dworcach gromadziły się tłumy usiłujące je wykupywać, zaopatrzyć i wspomóc. Te, które wskutek zakłóceń komunikacyjnych oddawano do podlaskich, lubelskich i podwarszawskich miejscowości, otaczano opieką, ratowano im życie lub chowano na cmentarzach.

 

II.

Działania odwetowe Armii Krajowej i Batalionów Chłopskich.

 

 

Niemająca dotychczas precedensu akcja wysiedleńczo - osadnicza na Zamojszczyźnie, przyczyniła się do nawiązania współpracy taktycznej oddziałów polskiego podziemia, szczególnie bliskiego pomiędzy AK i BCH, sporadycznie natomiast z oddziałami GL i partyzantką radziecką. Tragiczny rozwój sytuacji okupacyjnej i konieczność obrony biologicznej zmusiły kierownictwo AK do zajęcia czynnej postawy, mimo że wywołało to krwawy odwet wroga.

 

Od tego czasu Zamojszczyzna stała się wielkim polem bitwy, na którym nie ustawała ona aż do końca okupacji. Oddziały partyzanckie, w odwet za zbrodnie niemieckie, przystąpiły do niszczenia i palenia wsi zasiedlonych przez kolonistów niemieckich. Mnożyły się akcje dywersyjne na linie kolejowe, mosty i drogi, wieże ciśnień i zakłady przemysłowe.

 

Pierwszą akcję przeprowadzili żołnierze Armii Krajowej już rankiem 28 listopada 1942 r., kiedy to patrol ppor. Jana Turowskiego "Norberta", w sile 8 ludzi napadł na skolonizowaną wcześniej wieś Udrycze, podpalając w kilku miejscach stodoły. 29 listopada w rejonie Cześnik pod Zamościem starł się z oddziałem żandarmerii pluton pchor. Edwarda Lachowca "Konrada". Po godzinnym boju z użyciem broni maszynowej i granatów Polacy zmusili żandarmów do odwrotu.

Zdarzenia owe wywołały niemałą konsternację w sztabie Dowódcy SS i Policji w Lublinie - Odilo Globocnika, tym bardziej, że nie był to koniec zbrojnych wystąpień podziemia.

 

 

Pogrzeb dzieci, które zginęły na skutek uduszenia dymem, podczas pacyfikacji wsi Owczarnia.

 

W nocy z 5 na 6 grudnia 1942 r. pluton GL pod dowództwem lejtnanta Wieńcowa zaatakował stację kolejki wąskotorowej w Tereszpolu w powiecie biłgorajskim., niszcząc jej urządzenia. W czasie ucieczki po napadzie na stacji doszło do walki z żandarmerią koło wsi Bukownica, w wyniku której dwóch żandarmów zabito, a ednego raniono. W tydzień później ten sam pluton ostrzelał na szosie Biłgoraj - Frampol przejeżdżający samochód, raniąc jednego Niemca.

 

13 grudnia oddział specjalny BCH porucznika Czesława Borowicza "Azja", w składzie trzech drużyn strzeleckich, przeprowadził atak na areszt gminny we wsi Krynice w powiecie tomaszowskim. Mimo sąsiedztwa silnych posterunków policji i żandarmerii z aresztu uwolniono 20 okolicznych chłopów, oskarżonych o udzielanie pomocy zbiegłym z powiatu zamojskiego wysiedleńcom. Kolejne dwa ataki partyzanckie skierowały się znowu na trakcje komunikacyjne. Wieczorem 16 grudnia pluton AK porucznika Tadeusza Kuncewicza "Podkowy", spalił most i wieżę ciśnień w Ruskich Piaskach na linii kolejowej do Lwowa. Następnej nocy na tej samej linii między Zwierzyńcem i Krasnobrodem oddział dywersyjny AK pod dowództwem "Wira", "Zadory" zniszczył tor kolejowy na odcinku 50 metrów i wysadził przejeżdżającą lokomotywę, powodując przerwę w ruchu trwająca pięć dni.

 

Bitwa pod Wojdą

 

 

W pierwszych dniach grudnia 1942 r., w Spółdzielni Rolniczo - Handlowej "Snop" w Zamościu odbyła się odprawa komendantów obwodów BCh z udziałem komendanta głównego, Franciszka Kamińskiego "Zenona Trawińskiego". Odprawa zarządzona została w dużym pospiechu i przebiegała w napiętej atmosferze, wobec nadciągających zewsząd tragicznych meldunków z terenu. "Trawiński" nie ukrywał przed zebranymi, że według uzyskanych informacji akcja rozpoczęta 27 listopada w Skierbieszowie w powiecie zamojskim rozszerzy się niebawem na całą południową Lubelszczyznę. Na skutek popłochu, jaki ogarnął ludność, komenda obwodu Zamość utraciła kontakt z placówkami, przy czym chaos z każdym dniem wzrastał.

 

W związku z tym postanowiono rozpocząć walkę zbrojną. Była to jedyna możliwość ratunku. W obwodzie tomaszowskim było około 2 000 żołnierzy BCH zorganizowanych w 13 kompaniach. Obecny na rozprawie komendant obwodu mjr Franciszek Bartłomowicz "Grzmot", zarządził pogotowie bojowe swoich oddziałów.

Tymczasem Niemcy 12 grudnia wysiedlili pierwszych 7 wsi z Tomaszowskiego, osadzając w nich volksdeutschów z Besarabii i Chorwacji. Konieczna była akcja odwetowa, która też wkrótce objęła wszystkie siły podziemia na Zamojszczyźnie.

Na rozkaz "Grzmota" porucznik Czesław Aborowicz "Azja" utworzył spośród skoszarowanych żołnierzy grupę dywersyjną i przystąpił do akcji. W krótkim czasie polscy partyzanci spalili kolejno cztery zasiedlone przez Niemców wsie: Wierzbie i Lipsko - w powiecie zamojskim, oraz Hutę Komorowską i Janówkę - w tomaszowskim. Wśród zasiedlonych Niemców wybuchła panika, opuszczali wsie i chronili się w Zamościu.

 

 

Po prawej: Komendant odwodu tomaszowskiego BCH - mjr Franciszek Bartłomowicz "Grzmot".

 

Niestety akcja wysiedleńcza nie ustawała.

W ostatniej dekadzie grudnia 1942 r. Schutzpolizei i żandarmeria przystąpiły do wysiedlania gmin Tarnawatka, Krynice i Rachanie.

 

W tej sytuacji "Grzmot" ogłosił w Wigilię stan wojenny obwodu,. Na miejsce koncentracji wyznaczono las Grabina. Porucznik "Azja" otrzymał nowe zadanie: "zorganizować I Kadrową Kompanię BCH i przekazać ją do dyspozycji por. Jerzego Mara - Meyera "Visa", skoczka spadochronowego, przekazanego z AK do dyspozycji Komendy Głównej BCH.

 

26 grudnia w miejscu koncentracji zebrało się kilkuset partyzantów i ochotników, poczym rozpoczęto formowanie nowego oddziału. Ponieważ do kompanii zgłosili się prawie wszyscy obecni, wybrano tylko 96 spośród tych, którzy utracili rodziny i gospodarstwa. Resztę odesłano do lokalnych kompanii. I Kompanię Kadrową poprowadził porucznik "Azja" tego samego dnia do lasu pod Zaborecznem, gdzie koncentrowały się już IV i V kompania.

 

W nocy 28 grudnia w lasach koło Blizowa doszło do spotkania z sowieckim oddziałem partyzanckim w sile 37 ludzi z cekaemem, pod dowództwem kapitana Wasyla Wołodina, który zasilił bechowców. Tymi to siłami stoczono pierwszą bitwę BCH pod Wojdą z batalionem żandarmerii kapitana Biskady'ego w sile około 350 ludzi.

 

Niemcy około 6 rano dotarli do Kosobud,. Porucznik Meyer "Vis" wraz z plutonem zamojskim plut. "Groma" i oddziałem kapitana Wołodina wyruszył im naprzeciw i zajął stanowiska po obu stronach drogi na skraju lasu.

Obława niemiecka, niczego nie przeczuwając, podeszła na odległość 100 metrów i wówczas powitał ją ogień partyzancki. Złamało to szyk niemiecki i zmusiło do ich przegrupowania,. Walka rozciągnęła się na kilka godzin, a jej odgłosy dochodziły do Szczebrzeszyna, Zwierzyńca i Biłgoraja.

 

Po lewej:: Jerzy Meyer "Vis".

 

Druga grupa żandarmów podeszła do Wojdy od strony miejscowości Szewnia Dolna, zepchnęła polska placówkę i zbliżyła się do opłotków wioski. Tu jednak została zatrzymana celnym ogniem sowieckiego cekaemu i zmuszona do odwrotu.

Nie powiodło się też podejście od strony wąwozu Dyberki. Zastępca "Visa", plut. Danielewicz "Kłoda" wysłał patrole w kierunku drogi do Zwierzyńca, aby zabezpieczyć się od zaskoczenia i z tej strony.

 

Niemcy ośmieleni powstałą w tym czasie ciszą przypuścili szturm na pozycje partyzanckie, lecz ponownie zostali odparci. Około godziny 11.00 hauptmann Biskady wznowił próbę obejścia od południowego wschodu, gdzie rozwinęła się drużyna kaprala "Gwizdy". Niemcom udało się tu przejść przez młody zagajnik. Kapral "Gwizda" próbował ich wyprzeć przeciwuderzeniem, jednak kilku żandarmom z pistoletami maszynowymi udało się przedrzeć na tyły walczących bechowców.

W tym położeniu por. "Vis" zarządził odwrót wolnymi jeszcze przejściami w szykach nieprzyjaciela. Poszczególne oddziały i grupy dotarły pod osłoną nocy do lasu Grabina, skąd odeszły do okolicznych wiosek.

Zdobytą wieś Wojdę Niemcy spalili doszczętnie i rozstrzelali ujętych mieszkańców. Częściowo spalono także Rzewnię Dolną. Chociaż pierwsze wystąpienie Batalionów Chłopskich skończyło się wycofaniem oddziału, to nieprzyjaciel przekonał się o tym, że droga wiodąca do jego celów nie będzie bezkrwawa.

 

Akcje odwetowe polskiego podziemia.

 

 

Zgodnie z rozkazem Komendy Głównej nr 77 z dnia 24 grudnia 1942 r. do kontrakcji przystąpiły również oddziały Armii Krajowej. Zgodnie z decyzją komendanta inspektoratu Zamość mjr Edwarda Markiewicza "Kaliny", zmasowane uderzenie wszystkich oddziałów i grup dywersyjnych AK nastąpiło w noc sylwestrową z 1942 na 1943 rok jako akcja o kryptonimie "Wieniec 2", która była zsynchronizowana z akcją "Wieniec 1". Akcja ta polegała na sparaliżowaniu węzła kolejowego w Warszawie, a miała świadczyć o tym, że wysiedlanie Zamojszczyzny nie jest sprawą peryferyjną, lecz zagadnieniem ogólnonarodowym. W ciągu tej przełomowej nocy, w czterech powiatach Zamojszczyzny wykonano łącznie 60 akcji dywersyjnych i sabotażowych, głównie na koleje i urządzenia telekomunikacyjne, na posterunki policji i żandarmerii, na urzędy gminne i zakłady przemysłowe. Szczególnie dotkliwe dla Niemców były akcje odwetowe wymierzone w zasiedlone wsie.

 

W ramach akcji "Wieniec 2" nastąpiło zniszczenie wież ciśnień na stacjach w Krasnobrodzie, Szczebrzeszynie, i Ruskich Piaskach, mostów kolejowych w Ruskich Piaskach, Suścu i Werbkowicach oraz uszkodzenia torów kolejowych i linii telefonicznych w rejonie Miączyna, nie licząc likwidacji agentów Gestapo.

Wszystkie te akcje zostały zsynchronizowane w czasie i rozpoczęły się punktualnie o północy, a więc w chwili, kiedy koloniści i żołnierze niemieccy świętowali nadejście nowego roku. Do najbardziej udanych należały akcje na wsie Złojec, Cieszyn i Wierzbie w powiecie zamojskim.

 

Szczególnie ta druga warta jest krótkiego opisania: Akcję sylwestrową na wieś Cieszyn wykonały dwa plutony szturmowe AK podporuczników J. Śmiecha "Ciąga" i P. Złomańca "Podlaskiego". Oddział "Podlaskiego" został w czasie marszu zaatakowany przez Niemców i musiał szukać okrężnej drogi.

"Ciąg" nie czekając na swojego towarzysza rozpoczął akcję samodzielnie. Na moście przez rzekę Wolica zlikwidowano dwóch strażników, po czym cały pluton wtargnął do wsi i podpalił ją od strony północnej. W czasie walki zabito 5 Niemców. Akcję przerwała nadciągająca ze Skierbieszowa żandarmeria. W tym samym czasie jednak od południa uderzył na wieś ppor. "Podlaski", zabijając 3 Niemców.

Odwetowe akcje sylwestrowe nie wygasły z upływem nocy. Oddział "Ciąga" po wycofaniu się spod Cieszyna, w porze wieczornej 1 stycznia 1943 r. rozbił areszt gminny w osadzie Grabowiec w powiecie hrubieszowskim, skąd uwolnił 30 więźniów.

 

Kilka dni potniej, a ściślej mówiąc w nocy z 5 na 6 stycznia sierż. Lachowiec "Konrad" zaatakował wieś Horyszów Polski, wywołał wśród kolonistów popłoch i zabił 5 Niemców. Nocą 11 stycznia po raz trzeci zaatakowani zostali koloniści wsi Wierzbie. Akcji tej dokonał pluton podporucznika "Norberta", który spalił część wsi, zlikwidował 7 osadników, część z nich doznała odmrożeń leżąc przez dłuższy czas w śniegu.

 

Jak można było się spodziewać, na ofensywę partyzancką, okupant odpowiedział represjami. I tak 4 stycznia Schutzpolizei zastrzeliła w Wierzbie około 40 osób, w Krasnem około 25, w Ujazdowie 14 i w Nieliszu 22 oraz spaliła wioski Kitów i Białowolę. Łącznie zastrzelono około 100 osób.

 

Największa akcja odwetowa podziemia w bitwie o Zamojszczyznę -

ponowne spalenie wsi Cieszyn.

 

 

 

Po prawej: Dowódca SS i Policji w dystrykcie Lubelskim SS-Gruppenführer Odilo Globocnik.

 

Ponowne spalenie kolonii Cieszyn miało miejsce w nocy z 25 na 26 stycznia 1943 r., i jak się miało później okazać, było najdonioślejszą w skutkach akcją odwetową polskiego podziemia, podczas bitwy o Zamojszczyznę.

 

Udział w niej wzięły 4 oddziały szturmowe AK: pluton J. Kaczorka "Ryszarda", pluton S. Kwaśniewskiego "Luxa" oraz pluton Horodyńskiego "Alberta", a także drużyna F. Jasińskiego "Huragana". Całością dowodził porucznik Franciszek Krakiewicz "Góral", oficer Kedywu AK w obwodzie hrubieszowskim.

Samo zdobycie wsi nastręczało duże trudności, gdyż koloniści i obecne we wsi pododdziały SS bronili się zaciekle, w każdym budynku, szczególnie w murowanych zabudowaniach. Trzeba je było zdobywać granatami, jeden po drugim. Po dłuższym czasie wioska prawie w całości została zdobyta, oprócz murowanej wartowni na jej skraju. Schroniło się tam kilkunastu esesmanów, którzy osłaniali się ogniem karabinów maszynowych. Dopiero kilku śmiałków skokami dopadło do budynku i przez okna obrzuciło załogę granatami, tak skutecznie, że nikt nie uszedł z życiem.

 

Podczas akcji zginęło ponad 150 kolonistów niemieckich, wieś została całkowicie spalona, zdobyto dużą ilość broni i amunicji. Dzień 30 stycznia był dla Niemców dniem żałoby. Prawie 160 trumien wystawiono na widok publiczny, a następnie pod eskortą silnych oddziałów policji i uzbrojonych kolonistów odprowadzono na cmentarz. Całej tej ceremonii nadano propagandowy charakter.

 

Na meldunek z dnia 28 stycznia 1943 r. SS-Obergruppenführera Krügera do Reichsführera SS, w sprawie akcji na kolonistów niemieckich we wsi Cieszyn, Himmler w telegramie z dnia 1 lutego odpowiedział:

"Otrzymałem sprawozdanie z napadu na Cieszyn. Należy z całą surowością przeprowadzić zamierzone sankcje odwetowe i to tak, aby napad ten był ostatni na niemieckim obszarze osiedleńczym. Gdy będzie konieczne, należy wytępić całe polskie wsie".

 

Wszystkie nadzieje Himmlera, mimo zaostrzenia niemieckich represji , nie spełniły się, bowiem w niedługi czas później znów zapłonęły wsie osadników niemieckich w Lipsku, Ruszowie, Wierzbiu i Zawadzie.

Działania odwetowe na Zamojszczyźnie wywołały wśród kolonistów zrozumiałą panikę. Władze okupacyjne doszły do wniosku, że jedynie złamanie oporu zbrojnego partyzantki polskiej da im możliwość kontynuowania kolonizacji. Toteż pod koniec stycznia 1943 r., Dowódca SS i Policji w Lublinie SS-Gruppenführer Odilo Globocnik, przerwał w powiecie zamojskim i tomaszowskim akcję wysiedleńczą, przenosząc ją na teren powiatu hrubieszowskiego.

Na terenach dwóch pierwszych powiatów przystąpiono natomiast do koncentracji oddziałów, w celu likwidacji zbrojnego podziemia polskiego. Działania te zapoczątkowały kolejny etap zmagań o Zamojskie.

 

Bitwa pod Zaborecznem i Różą.

 

 

Główna masa uciekinierów z Zamojszczyzny skupiła się w gminie Krynice w okolicach Zaboreczna (na zachód od szosy Zamość - Tomaszów). Spośród 33 832 osób z 60 wsi przewidzianych do wysiedlenia udało się Niemcom ująć do końca roku tylko 9 771 osób, tj. 28,9%. Reszta zdołała uciec do innych wsi lub do lasu, paląc często za sobą zagrody. Sytuacja ludzi zebranych pod Zaborecznem zaczęła się niestety, szybko komplikować, ze względu na rozprzestrzeniające się choroby. Poza tym rozeszła się wieść, że Niemcy zamierzają spacyfikować ten rejon, uważając go za siedlisko bandytyzmu. Przed dowództwem Batalionów Chło...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin