zpl.pdf
(
394 KB
)
Pobierz
390547250 UNPDF
Bolesław Gaczkowski
Z POLOWEGO LOTNISKA
Wydawnictwo Ministerstwa Obrony Narodowej
Warszawa 1982
Okładkę projektował: Sławomir Gałązka
Redaktor: Elżbieta Skrzyńska
Redaktor techniczny: Anna Lasocka
Obcy na niebie
Piętnastego kwietnia 1941 roku, na dwa miesiące przed napaścią hitlerowskich Niemiec na ZSRR,
pojawił się nad Kijowem dwusilnikowy, pozbawiony znaków rozpoznawczych samolot. Leciał bardzo
wysoko, niemal na granicy stratosfery. Warkot jego silników był prawie niesłyszalny, jedynie biała smuga
kondensacyjna znaczyła trasę lotu. Maszyna przecięła Dniepr nad północnymi dzielnicami stolicy Ukrainy i
zaczęła wykonywać regularny zakręt o dużym promieniu. Na bezchmurnym, wiosennym niebie zajaśniał
piękny łuk, który dopiero po kilku minutach zaczął deformować się, strzępiony stopniowo przez
zawirowania powietrza.
Rozmieszczone wzdłuż zachodniej granicy Związku Radzieckiego posterunki obserwacyjno-
meldunkowe zauważyły intruza, zanim doleciał do Bugu. Po kilkunastu minutach, gdy już nie było
wątpliwości co do jego zamiarów, rozdzwoniły się telefony i obserwatorzy zaczęli przekazywać go sobie z
rąk do rąk, podając wysokość, kierunek i prędkość lotu.
Wkrótce wiadomość o obcej maszynie dotarła na stanowisko dowodzenia sił powietrznych kijowskiego
okręgu wojskowego, a stamtąd — do gabinetu generała Jewgienija Sawicza Ptuchina, który od kilku
zaledwie dni był tu dowódcą lotnictwa. Generał również nie miał wątpliwości co do przynależności
państwowej bombowca i celu jego lotu. Był przekonany, że zamierza on dokonać fotograficznego
rozpoznania rejonów umocnionych i lotnisk, a także węzłów i szlaków komunikacyjnych, łączących Kijów z
przygranicznymi garnizonami.
Ptuchin dobrze pamiętał liczne przypadki penetrowania przez Niemców radzieckiego terytorium w
rejonie Leningradu, gdzie do niedawna był dowódcą lotnictwa w tym okręgu. W odpowiedzi na protesty
przesyłane drogą dyplomatyczną niemieckie dowództwo za każdym razem tłumaczyło naruszanie
radzieckiej granicy błędem nawigacyjnym mało doświadczonych załóg. Czy było tak rzeczywiście?
Generał przypomniał sobie doniesienia prasy z lata 1939 i wiosny 1940 roku. Tak się jakoś dziwnie
składało, że zarówno przed napaścią na Polskę, jak potem na Danię, Norwegię i Jugosławię, trudne do
rozpoznania z powodu dużej wysokości lotu dwusilnikowe maszyny systematycznie naruszały przestrzeń
powietrzną tych państw. Również piloci niemieckich linii lotniczych zaczęli coraz częściej zbaczać ze
szlaków komunikacyjnych, a wśród pasażerów nietrudno było dostrzec osobników wyposażonych w aparaty
fotograficzne. Zresztą o nasilających się przypadkach prowadzenia przez Niemców rozpoznania
powietrznego, jak i o ich penetracji agenturalnej, mówiło się również podczas każdej odprawy w
dowództwie radzieckiego lotnictwa.
Ptuchin sięgnął po słuchawkę aparatu bezpośredniej łączności z lotniczymi jednostkami okręgu i nie
czekając na formułę meldunku, rozkazał dowódcy pułku myśliwskiego w Równem:
— Podnieście natychmiast klucz dyżurny. Jak najszybciej chcę mieć tych Niemców w moim gabinecie!
W żadnym przypadku nie strzelać, za wszelką cenę nie dopuścić do zniszczenia aparatury fotograficznej w
ich samolocie. Jeśli nie będę miał dowodów ich szpiegowskiej roboty, trudno mi będzie obronić nie tylko
moją, ale i waszą skórę...
Tymczasem niemiecki bombowiec, w miarę oddalania się od Kijowa, zaczął stopniowo zmniejszać
wysokość. W drodze powrotnej chciał przeskoczyć radziecką granicę nad południowymi krańcami
wołyńskiego Polesia, gdzie ze względu na podmokły i lesisty teren sieć posterunków obserwacyjno-
meldunkowych była rzadsza.
Trójka myśliwców pilotujących maszyny typu
I-16
dostrzegła Niemca na wysokości trzech tysięcy
metrów. Na jego statecznikach pionowych coraz wyraźniej było widać świeżą warstwę szarozielonej farby,
którą zamalowano swastyki. Dowódca klucza przechyłem ze skrzydła na skrzydło dał sygnał: „uwaga!” i
przeleciał tuż nad kabiną bombowca, niemal dotykając jego masztu antenowego. Dwaj prowadzeni
przemknęli za nim z lekkim przewyższeniem i rozlatując się różyczką zaczęli budować manewr do
powtórnego zajścia.
Ta niesłychana brawura zaskoczyła niemieckiego pilota.
A jeśli dojdzie do zderzenia? — myślał gorączkowo. — Wówczas zginie cała załoga i ja wraz z nimi.
Nagle przypomniał sobie, że gdzieś czytał o takich przypadkach podczas wojny radziecko-fińskiej. Nie
czekając więc na powtórny atak radzieckich myśliwców, wypuścił podwozie, dając znać, że gotów jest
wylądować.
Myśliwcy rozdzielili się. Ich dowódca wskazał intruzowi kierunek na najbliższe lotnisko, dwaj pozostali
ustawili się z tyłu i wyżej, gotowi przeciwdziałać próbom ucieczki.
Bombowiec zaczął wykazywać dziwną chęć do natychmiastowego lądowania. Obniżył lot do kilku
metrów, zmniejszył prędkość, po czym niespodziewanie wciągnął podwozie. Siła nośna płatów zmalała i
samolot ciężko klapnął na rozmiękły grunt. Nietrudno było się domyślić, że doświadczony pilot niemiecki
celowo wybrał tak trudny teren, aby myśliwce nie mogły usiąść obok niego. Trójka
I-16
utworzyła ciasny
krąg nad miejscem przyziemienia obcej maszyny, z której zaczęli kolejno wychodzić członkowie załogi. Po
kilku chwilach nad szarym kadłubem wykwitł kłąb ciemnego dymu. To nawigator spowodował detonację
aparatury fotograficznej.
Główny wybuch tylko na chwilę zatrzymał grupę kołchoźników, którzy już otaczali Niemców. Przybyli
wkrótce pracownicy NKWD zabrali lotników do Równego, a stamtąd — do Kijowa.
Załoga bombowca, przekonana o całkowitym zniszczeniu urządzeń fotograficznych, z uporem
twierdziła podczas wstępnego przesłuchania, że wykonywała lot ćwiczebny i nie wie, dlaczego radzieckie
myśliwce otworzyły ogień bez uprzedzenia. Zanim meldunek o wypełnieniu zadania przez pilotów
dyżurnego klucza z Równego dotarł do generała Ptuchina, w Moskwie już wiedziano o przymusowym
lądowaniu Niemców, którzy rzekomo zabłądzili nad rozległymi obszarami Ukrainy.
Nadesłany z Naczelnego Dowództwa rozkaz brzmiał: za naruszenie dyrektywy o postępowaniu wobec
obcych samolotów i ich załóg natychmiast aresztować pilotów dyżurnego klucza z Równego i czekać na
wyniki dochodzenia.
Tego rozkazu dowódca lotnictwa kijowskiego okręgu wojskowego jednak nie wykonał. Wraz z
głównym inżynierem i szefem wydziału rozpoznawczego lotnictwa okręgu udał się na miejsce
przymusowego lądowania niemieckiego bombowca, ochranianego przez miejscową milicję.
— Toż to stary znajomy z Hiszpanii! — zawołał generał na widok
Dorniera Do-17 Z
, po czym wraz ze
swoimi pomocnikami obejrzał go dokładnie i nie znalazłszy żadnych śladów od pocisków broni pokładowej,
polecił postawić przy nim własne posterunki, a samoloty, które zmusiły go do lądowania, zaplombować i
zamknąć w hangarze.
W drodze powrotnej w ślad za limuzyną generała Ptuchina podążał samochód terenowy, wiozący dwa
aparaty fotograficzne, w które wyposażony był rozpoznawczy
Dornier
. Jednego z tych aparatów
niemieckiemu nawigatorowi nie udało się zniszczyć.
Tego samego dnia generał Ptuchin zameldował się u szefa Sztabu Generalnego Armii Czerwonej,
generała armii Gieorgija Żukowa. Po krótkim oczekiwaniu obaj zostali wezwani na Kreml. Stalin z
niedowierzaniem spoglądał na wywołaną błonę filmową z ocalałego aparatu, na wykonane z niej odbitki i
porównywał zarejestrowane na nich obiekty ze ściśle tajną mapą okręgów przygranicznych, przyniesioną
przez Żukowa. Na kilku powiększeniach dokładnie było widać czynne i rozbudowywane lotniska, węzły
kolejowe, a nawet świeże wykopy pod bunkry. Wszelkie komentarze były tu zbyteczne.
— Co w takim razie proponujecie, towarzyszu Ptuchin?
Dowódca lotnictwa kijowskiego okręgu wojskowego, nachylony nad stołem z mapami, wyprostował
się.
— Ja wiem, towarzyszu Stalin, że nadal obowiązuje nas zakaz otwierania ognia do naruszycieli i
unikanie wszelkich przygranicznych incydentów, ale wiadomo mi również, że Niemcy niemal codziennie
strzelają do naszych pograniczników, przerzucają na nasze zaplecze szpiegów, przelatują nasze granice. A
gdy łapiemy ich na tym, przepraszają nas, a potem znów robią to samo...
— Ale co konkretnie proponujecie?-— przerwał Stalin.
— Intruzów zestrzeliwać, a potem przesyłać do ich dowódców wyrazy współczucia wraz z
przeprosinami za zaistniałą pomyłkę. Tylko w ten sposób możemy ukrócić naruszanie naszej przestrzeni
powietrznej.
Niestety, przewidywania generała Ptuchina nie potwierdziły się. Liczba przelotów niemieckich maszyn
nad radzieckim terytorium nie tylko nie zmniejszyła się, ale wzrosła. Tylko w maju 1941 roku odnotowano
91 takich przypadków i zatrzymano 113 dywersantów i szpiegów, wyposażonych w radiostacje i materiały
wybuchowe. Łącznie w pierwszej połowie 1941 roku samoloty Luftwaffe naruszyły obszar powietrzny
ZSRR aż 324 razy.
Władze radzieckie nie ustawały w wysiłkach, aby zapobiec wybuchowi wojny. Stalin wierzył do
ostatniej chwili, że Niemcy, z którymi Związek Radziecki zawarł w dniu 23 sierpnia 1939 roku pakt o
nieagresji, nie naruszą zawartych w nim zobowiązań, jeśli nie będą mieć ku temu pretekstu. Z tego właśnie
powodu wszystkim żołnierzom strzegącym zachodnich rubieży Związku Radzieckiego wydano
kategoryczny zakaz używania broni wobec naruszycieli lądowych, morskich i powietrznych granic.
Tymczasem niemieckie jednostki pancerne i zmechanizowane już w dniu 10 czerwca zajęły pozycje
wyjściowe do uderzenia na ZSRR. Wiadomości o blisko rok trwającej koncentracji tych wojsk docierały do
władz radzieckich nie tylko kanałami dyplomatycznymi i wywiadowczymi, ale również od uciekinierów zza
Bugu, wśród których było wielu polskich komunistów. Mimo wszystko jednak rząd ZSRR nie tracił nadziei
na uratowanie pokoju. 14 czerwca 1941 roku w całej prasie radzieckiej zostało opublikowane oświadczenie
Telegraficznej Agencji Związku Radzieckiego (TASS), którego tekst dzień wcześniej wręczono
niemieckiemu ambasadorowi w Moskwie. W oświadczeniu tym stwierdzano, iż „zdaniem radzieckich kół
rządowych pogłoski o zamierzonym zerwaniu paktu przez Niemcy i planowaniu napaści na ZSRR
pozbawione są wszelkich podstaw”.
Na granicy niemiecko-radzieckiej w dalszym ciągu dochodziło do incydentów prowokowanych przez
hitlerowców, w tym również przez żołnierzy Luftwaffe. 16 czerwca pięć myśliwców
I-16
przechwyciło trzy
niemieckie samoloty łącznikowe, zmuszając je do lądowania w okolicy Lwowa. Pierwszy z nich przyziemił
się za wsią Kuliczków, akurat w miejscu gdzie znajdowało się kilka obiektów lwowskiego rejonu
umocnionego. Pilot tego samolotu został schwytany przez grupę czerwonoarmistów. Ich dowódca, lejtnant
Pastuchow, polecił Niemcowi wyłączyć silnik i dać pozostałym samolotom umowny sygnał rakietami, aby
również wylądowały.
Generał Ptuchin pojechał do Kuliczkowa i trafił akurat na moment, gdy dowódca pododdziału NKWD
pisał protokół z przesłuchania Pastuchowa i jego żołnierzy. I chociaż enkawudzista wiedział, kim jest generał
w lotniczym mundurze, niechętnie oddał mu niemieckie mapy i z trudem zgodził się na obejrzenie
samolotów.
Ptuchin dowiedział się przez tłumacza, że wszyscy trzej zatrzymani piloci służyli w eskadrze
łącznikowej, która zaledwie kilka dni temu została przebazowana z Grecji. Niemcy odnosili się wyniośle i
hardo do oficerów radzieckich i kategorycznie zaprzeczali, jakoby naruszyli państwowe granice ZSRR.
Do wybuchu wojny niemiecko-radzieckiej pozostało sześć dni.
W niedzielę, o świcie...
Alarm!
Lejtnant Piotr Dziuba, pilot 2 pułku lotnictwa myśliwskiego stacjonującego w Wasilkowie koło Kijowa,
zerwał się z łóżka i podszedł do okna. Na pustej jeszcze ulicy stał ciężarowy
Zis-5
, z którego wyskakiwali na
jezdnię gońcy, i natychmiast rozpierzchali się po blokach. Tupot ich podkutych butów mieszał się z
trzaskiem zamykanych drzwi i płaczem przebudzonych dzieci.
Dziuba śpiesznie się ubrał i chwyciwszy walizkę z wyposażeniem alarmowym, wybiegł na korytarz. Na
schodach spotkał lejtnanta Dmitrija Zajcewa — kolegę z pułku i sąsiada z piętra. Wybiegli na ulicę. Zza rogu
wytoczył się autobus, który zatrzymywał się co kilkadziesiąt metrów, by wchłaniać w swe wnętrze kolejnych
nadbiegających lotników.
Zasapani oficerowie, ułożywszy na półkach walizki, z niepokojem wymieniali spojrzenia.
Czyżby to wojna?!
W bramie lotniska dostrzegli wzmocnione posterunki, w prześwicie pomiędzy hangarami mignął
startujący klucz dyżurny myśliwców
I-16
. Na stoiskach mechanicy zwijali zdjęte z samolotów pokrowce,
obracali rękami śmigła przed zapuszczeniem silników, przecierali flanelą wiatrochrony.
Po drugiej stronie, tam gdzie bazował 43 pułk myśliwski, rozległ się warkot kilkunastu silników,
wzleciała zielona rakieta i na start zaczęły kołować pierwsze maszyny.
Dowódca 2 plm zarządził odprawę personelu latającego, ale zanim piloci zebrali się w hangarze, nad
lotniskiem zjawiła się grupa szybkich dolnopłatów z czarnymi krzyżami na kadłubach, które z lotu
koszącego ostrzelały stoiska samolotów, hangary i park samochodów specjalnych. Kilka radzieckich
myśliwców stanęło w płomieniach, gdzieś rozległa się detonacja dystrybutora paliwa, a wkrótce potem
spóźniony sygnał syreny alarmowej przemieszał się z pierwszymi seriami przeciwlotniczych karabinów
maszynowych.
Nikt już nie miał wątpliwości: rozpoczęła się wojna.
Dzień wcześniej, 21 czerwca 1941 roku, naczelne dowództwo wojsk niemieckich przekazało do
wszystkich jednostek zgrupowanych wzdłuż granicy ze Związkiem Radzieckim hasło „Dortmund”. Był to
zaszyfrowany sygnał do rozpoczęcia działań wojennych przewidzianych w planie „Barbarossa”.
W kilka godzin później, w niedzielę 22 czerwca o godzinie 3.15, 166 dywizji pierwszego rzutu
strategicznego spośród 190 przeznaczonych do wojny błyskawicznej z Krajem Rad wtargnęło na terytorium
radzieckie. Wojska te, liczące 5,5 miliona ludzi, były wspierane z powietrza ogromną siłą uderzeniową 4980
samolotów.
Między godziną 3.40 a 4.00 lotnictwo hitlerowskich Niemiec i ich sojuszników zaatakowało 66 lotnisk
w radzieckich przygranicznych okręgach wojskowych, a między innymi w Białymstoku, Baranowiczach,
Grodnie, Wołkowysku, Prużanach, Lidzie, Rogaczowie i w Suwałkach, niszcząc ponad 800 bazujących tam
samolotów. W wyniku zaciętych walk powietrznych strona radziecka straciła dalszych 400 maszyn,
zestrzeliwując jednakże 200 samolotów wroga.
Największe straty poniosło lotnictwo Zachodniego Specjalnego Okręgu Wojskowego. Do południa
pierwszego dnia wojny Luftwaffe unieszkodliwiła tam 528 samolotów na lotniskach i 210 w powietrzu.
Sama tylko 9 mieszana dywizja lotnicza straciła 347 samolotów z 409 posiadanych przed wybuchem wojny.
Podobnie było w innych dywizjach i brygadach. Dowódca lotnictwa okręgu, generał Iwan Iwanowicz
Kopiec, biorąc na siebie odpowiedzialność za zaskoczenie podległych mu jednostek lotniczych i poniesione
przez nie straty, popełnił samobójstwo.
Nie wszędzie jednak sytuacja była tak groźna. Na przykład w odeskim okręgu wojskowym Niemcy
zdołali zniszczyć raptem 23 samoloty. W nadbałtyckim okręgu wojskowym straty w sprzęcie lotniczym
wyniosły 8 procent, a w kijowskim — 14. I chociaż Niemcy uzyskali na początku wojny ze Związkiem
Radzieckim zdecydowaną przewagę w powietrzu, nie udało się im wyeliminować radzieckich pułków,
brygad i dywizji lotniczych z walki.
Bombowce z czarnymi krzyżami dokonywały zmasowanych uderzeń na Mińsk, Kijów, Żytomierz,
Sewastopol, Kowno, i wiele innych miast Białorusi, Ukrainy i republik nadbałtyckich. Celem ich bomb były
nie tylko węzły kolejowe, lotniska i koszary, ale również szpitale, gmachy władz partyjnych i
administracyjnych, obiekty użyteczności publicznej oraz budynki mieszkalne.
Lotnictwo niemieckie działało w składzie czterech flot powietrznych i grupowało 26 procent wszystkich
niemieckich myśliwców, 52,2 procent bombowców i 21,8 samolotów rozpoznawczych. O tym, jak wielkie to
były liczby, świadczy fakt, że w czerwcu 1941 roku Luftwaffe dysponowała 10 tysiącami maszyn bojowych,
natomiast sojusznicy Niemiec: Włochy, Finlandia, Rumunia i Węgry — mieli łącznie 3691 samolotów
różnych typów.
Dla hitlerowskiej armii pracowały wówczas fabryki Austrii, Belgii, Czechosłowacji, Francji, Holandii i
innych państw okupowanych. Tylko w 1940 roku przemysł zbrojeniowy Niemiec i państw przez nie
podbitych wyprodukował 9500 samolotów, przeważnie najnowszych typów.
Sposobiąc się do napaści na Związek Radziecki, Niemcy zbudowali na swym terytorium ponad 250
doskonale wyposażonych lotnisk i 100 lądowisk. Na terenie okupowanej Polski doprowadzili oni do stanu
używalności 100 lotnisk i 50 lądowisk. Znaczną liczbę pól wzlotów miały również Rumunia, Finlandia i
Węgry.
Od początku II wojny światowej Niemcy dysponowali wieloma typami nowoczesnych samolotów,
których przydatność została praktycznie sprawdzona podczas wojny domowej w Hiszpanii. Niemieckie
bombowce wyprodukowane w zakładach Junkersa, Dorniera i Heinkla dorównywały prędkością większości
maszyn myśliwskich używanych przez napadnięte państwa na początku wojny, a niemieckie myśliwce były
od nich szybsze o 80 do 100 kilometrów na godzinę.
Przed napaścią na Związek Radziecki Niemcy hitlerowskie stanowiły największą potęgę militarną w
kapitalistycznym świecie. Niemieckie lotnictwo, mimo strat poniesionych w czasie bitwy o Anglię, nie tylko
odtworzyło swą poprzednią sprawność, ale zostało jeszcze bardziej rozbudowane i unowocześnione.
Dysponowało ono rozwiniętą siecią łączności. Wszystkie samoloty bojowe posiadały radiostacje nadawczo-
odbiorcze, co wydatnie zwiększyło efektywność ich działania. Poza tym Niemcy napadali na wszystkie
państwa z reguły bez wypowiedzenia wojny, co dawało im przewagę wynikającą z zaskoczenia.
Mimo strat poniesionych w ludziach i sprzęcie lotnictwo radzieckie już od pierwszych godzin wojny
dokonywało uderzeń na zgrupowania wojsk niemieckich oraz na ich kolumny pancerne i zmechanizowane,
wdzierające się klinami w radzieckie terytorium. Lotnictwo Frontu Zachodniego, chociaż poniosło
największe straty w pierwszym dniu wojny, w ciągu zaledwie dwóch dni wykonało 2963 loty bojowe,
zrzucając na nieprzyjaciela 107 ton bomb.
W dniu 25 czerwca lotnictwo Frontu Północnego pospołu z lotnictwem Floty Bałtyckiej dokonało
zmasowanych nalotów na 19 lotnisk w Finlandii i północnej Norwegii, gdzie zgrupowane były eskadry 5
floty powietrznej Luftwaffe i lotnictwo fińskie. W wyprawie tej wzięło udział 236 bombowców osłanianych
przez 224 myśliwce.
Ósmego lipca samoloty lotnictwa dalekiego zasięgu we współdziałaniu z lotnictwem frontowym
zaatakowały 42 lotniska, z których niemieckie samoloty szykowały się do startu na radzieckie miasta.
Ogółem w ciągu pierwszych osiemnastu dni wojny bombowce radzieckie dokonały ponad tysiąc lotów na
lotniska nieprzyjacielskie, gdzie zniszczyły 348 maszyn na ziemi i 752 zestrzeliły w powietrzu. W tym
samym czasie całe lotnictwo radzieckie wykonało 47 tysięcy lotów bojowych, zadając przeciwnikowi
znaczne straty.
Szczególną zaciętość w walce przejawiali piloci myśliwscy. Już 22 czerwca o świcie zwarli się oni w
powietrznych pojedynkach z samolotami wroga. Nie do rzadkości należały przypadki, gdy klucz radzieckich
samolotów podejmował walkę z eskadrą, a nawet pułkiem, gdy atakował kolumny bombowców, lecące w
osłonie kilkunastu myśliwców. Radzieccy piloci walczyli do ostatniego naboju. Aby nie dopuścić wroga nad
Plik z chomika:
bzdunek
Inne pliki z tego folderu:
1973 A.Mozolowski - Diabelska wyspa.pdf
(1643 KB)
11 - Chindici atakuja z dzungli.pdf
(428 KB)
14 - Bomby na Tarent.pdf
(382 KB)
19 - Gorzki Los ORP Jastrzab.pdf
(449 KB)
1975 Zygmunt Zonik - Rakiety nie osiagaja celu.pdf
(421 KB)
Inne foldery tego chomika:
3 formaty Wichrowe wzgórz
abcpalm
Ahern Jerry
Aksjonow Wasilij
Akunin Boris
Zgłoś jeśli
naruszono regulamin