Ahern Jerry - Krucjata 07 - Prorok.pdf
(
590 KB
)
Pobierz
14315301 UNPDF
JERRY AHERN
KRUCJATA
7.PROROK
(Przeło
Ŝ
yła: Maria Grabska)
Rozdział I
Zej
ś
cie do podnó
Ŝ
a skał wydawało si
ę
by
ć
bardzo trudne, a oni byli ju
Ŝ
u kresu sił.
Rourke taszczył M-16 Natalii a Rubenstein jej plecak. Za nimi prowadził swój
zdziesi
ą
tkowany oddział porucznik O’Neal. Cole i jego dwaj ludzie osłaniali tyły przed
kolejnym atakiem dzikusów, cho
ć
nie wygl
ą
dało na to, by dzicy mieli si
ę
zbli
Ŝ
y
ć
, dopóki nie
b
ę
d
ą
pewni,
Ŝ
e Rourke i jego towarzysze bezpiecznie przeszli dolin
ę
.
Na czele szedł Paul Rubenstein z licznikiem Geigera. Teraz mogło im zagrozi
ć
tylko
promieniowanie izotopów powstałych w wyniku wybuchu ładunków j
ą
drowych o małej
mocy. Nie mieli
Ŝ
adnego sprz
ę
tu do odka
Ŝ
ania i wiedzieli,
Ŝ
e je
ś
li Rubenstein trafi na gor
ą
c
ą
plam
ę
, zginie, zanim jeszcze na liczniku pojawi si
ę
odczyt.
- Id
ź
z Paulem. - Szept Natalii wyrwał Rourke’a z zamy
ś
lenia. - Chcesz by
ć
z nim w
razie czego... Wiem, czułabym to samo. Id
ź
!
Natalia potkn
ę
ła si
ę
. John spojrzał na ni
ą
i obj
ą
wszy w talii, pomagał jej i
ść
. Pokr
ę
ciła
głow
ą
.
- Czuj
ę
si
ę
całkiem dobrze.
- Brednie - powiedział cicho i obejrzał si
ę
. - Skr
ęć
cie w lewo, w stron
ę
w
ą
wozu! -
zawołał gło
ś
no do porucznika O’Neala, który prowadził oddział ich
ś
ladem. - Tam b
ę
dziemy
mogli odpocz
ąć
.
- Nie musz
ę
odpoczywa
ć
- rzekła Natalia.
- Musisz - Rourke nie zwracał uwagi na jej protesty. - Paul! Wycofaj si
ę
do tamtej
dolinki! Odpoczynek! - krzykn
ą
ł do Rubensteina.
- Okay! - zawołał w odpowiedzi Paul i ruszył im na spotkanie.
Biegł truchtem w kierunku w
ą
wozu, zamierzaj
ą
c przeci
ąć
im drog
ę
.
- Chcesz dotrze
ć
do Bazy Lotniczej Filmore... - zacz
ę
ła Rosjanka.
- I dotr
ę
- przerwał jej Rourke. - Dojdziemy tam, ale najpierw musimy odpocz
ąć
. Par
ę
godzin wytchnienia i znów b
ę
dziemy mogli ruszy
ć
dalej. O’Neal mo
Ŝ
e rozstawi
ć
warty i
pozosta
ć
tutaj z rannymi.
- A Cole? Idzie z nami? - zapytała.
- Czemu nie? - wycedził przez z
ę
by Rourke,
ś
ciszaj
ą
c głos. Zbli
Ŝ
ali si
ę
do wylotu
w
ą
wozu.
- Tak go lubi
ę
- roze
ś
miała si
ę
dziewczyna. John zerkn
ą
ł na ni
ą
czuj
ą
c,
Ŝ
e si
ę
u
ś
miecha. - Dlaczego uparłe
ś
si
ę
broni
ć
mnie przed dzikusami? Sama dałabym sobie z nimi
rad
ę
.
- Wiem. - Znacz
ą
co pokiwał głow
ą
.
- Jeste
ś
obrzydliwym m
ę
skim szowinist
ą
, John... Spojrzał na ni
ą
, mru
Ŝą
c oczy w
sło
ń
cu, mimo ciemnych szkieł, ale nie odezwał si
ę
ani słowem.
Kiedy Rourke ockn
ą
ł si
ę
, sło
ń
ce stało nad horyzontem jak wielka czerwona piłka. Byli
tak zm
ę
czeni,
Ŝ
e odpoczynek zaplanowany na kilka godzin zaj
ą
ł im cał
ą
noc. Teraz Rourke
chciał jak najszybciej dotrze
ć
do bazy i odnale
źć
o
ś
miomegatonowe głowice
eksperymentalnych rakiet. Potem zamierzał wróci
ć
na atomow
ą
łód
ź
podwodn
ą
komandora
Gundersena. Czuł,
Ŝ
e zamiast szuka
ć
Sarah i dzieci, zmarnował dwa tygodnie.
Natalia i Paul szli w milczeniu. Paul wysun
ą
ł si
ę
nieco naprzód, na wszelki wypadek
nadal obserwuj
ą
c licznik. Dwaj ocalali
Ŝ
ołnierze II USA rozmawiali z kapitanem Cole’em,
ale Rourke nie słyszał ich słów. O wschodzie sło
ń
ca było ju
Ŝ
prawie dziesi
ęć
stopni ciepła.
Nawierzchnia drogi była w bardzo dobrym stanie:
Ŝ
adnych p
ę
kni
ęć
ani
ź
d
ź
bła trawy.
Rourke widział główn
ą
bram
ę
Bazy Lotniczej Filmore. Ogrodzenie nie było uszkodzone a
budynki bazy równie
Ŝ
wydawały si
ę
nie tkni
ę
te. Poprzedniego dnia John zaobserwował przez
lornetk
ę
Bushnella znajduj
ą
ce si
ę
daleko za baz
ą
leje po bombach. Teraz zastanawiał si
ę
, jak
doszło do tego,
Ŝ
e na baz
ę
nie spadła ani jedna z nich. Był pewien,
Ŝ
e obiekt tej klasy zostałby
zniszczony ju
Ŝ
na samym pocz
ą
tku wojny.
ś
aden samolot nieprzyjacielski nie przedostałby
si
ę
przez lini
ę
obrony przeciwlotniczej, ale przeciwnik dysponował przecie
Ŝ
mi
ę
dzykontynentalnymi rakietami uzbrojonymi w głowice neutronowe. To,
Ŝ
e baza była
wci
ąŜ
jeszcze gotowa do u
Ŝ
ycia, wydawało si
ę
dziełem przypadku.
- John... - odezwała si
ę
Natalia.
- Uhm, widz
ę
. - Rourke popatrzył na ni
ą
przez chwil
ę
i znów odwrócił wzrok w stron
ę
coraz wyra
ź
niej widocznych zabudowa
ń
. Na wie
Ŝ
y ci
ś
nie
ń
stoj
ą
cej niedaleko ogrodzenia co
ś
błyskało. Mogło to by
ć
szkło celownika.
- Kiedy dam znak, pójdziecie szybko tyralier
ą
- powiedział gło
ś
niej, tak gło
ś
no,
Ŝ
e
mógł go usłysze
ć
Cole i jego
Ŝ
ołnierze oraz Rubenstein. Paul popatrzył przez rami
ę
, skin
ą
ł
głow
ą
i spojrzał w kierunku bazy.
“On te
Ŝ
widział ten błysk” - pomy
ś
lał Rourke.
- Tam na wie
Ŝ
y chyba siedzi snajper - powiedział. - Je
ś
li to nie dzikus, to pewnie
jeden z ludzi Armanda Teala.
- Jak kula, to kula - warkn
ą
ł Paul, nie ogl
ą
daj
ą
c si
ę
za siebie. Rourke nic nie
odpowiedział. Szedł dalej, obserwuj
ą
c spod przymkni
ę
tych powiek
ś
wiatełko na wie
Ŝ
y.
Czekał, a
Ŝ
ś
wiatełko przesunie si
ę
cho
ć
by odrobin
ę
. Wiedział,
Ŝ
e im bli
Ŝ
ej płotu uda si
ę
podej
ść
, tym wi
ę
ksze b
ę
d
ą
ich szans
ę
dostania si
ę
do bazy. Snajper - je
Ŝ
eli to był snajper, a
Rourke był pewien,
Ŝ
e tak - z pewno
ś
ci
ą
rozpoznał wcze
ś
niej pole i zasi
ę
g ostrzału. “Na
przedpolu powinny by
ć
znaki” - my
ś
lał John.
- Dwadzie
ś
cia jardów st
ą
d, na poboczu, le
Ŝ
y kupka kamieni. - Natalia czytała w jego
my
ś
lach. - Te kamienie s
ą
ciemniejsze od innych.
Rourke skin
ą
ł głow
ą
. Snajper b
ę
dzie si
ę
starał nie zdradzi
ć
swojej obecno
ś
ci, dopóki
nie znajd
ą
si
ę
w pobli
Ŝ
u punktu orientacyjnego. Do obliczenia odległo
ś
ci do celu potrzebne
było twierdzenie Pitagorasa. Wysoko
ść
wie
Ŝ
y stanowiła jeden bok trójk
ą
ta, odległo
ść
od
znaku - drugi. Długo
ść
trzeciego boku trójk
ą
ta wynikała z prostego obliczenia i na t
ę
odległo
ść
nastawiało si
ę
celownik. W takich warunkach dobry strzelec, dysponuj
ą
cy
porz
ą
dnym karabinem, trafiał w obiekt wielko
ś
ci gałki ocznej.
Doktor
Ŝ
ałował,
Ŝ
e nie ma ze sob
ą
swego karabinu. Przy niewiarygodnej precyzji
Steyra-Mannlichera SSG, przeznaczonego do walki ze strzelcem wyborowym, snajper na
wie
Ŝ
y byłby dla niego łatwym celem,
- Poruszył si
ę
- mrukn
ę
ła Natalia.
- Widziałem - przytakn
ą
ł.
Rourke zastanawiał si
ę
, co zrobi siedz
ą
cy na wie
Ŝ
y człowiek z karabinem. Je
Ŝ
eli on i
jego ludzie zdołaj
ą
si
ę
rozproszy
ć
, zanim snajper naci
ś
nie spust, b
ę
dzie wi
ę
cej czasu, aby
znale
źć
jaka
ś
osłon
ę
. Nim tamten strzeli po raz drugi, b
ę
dzie długo celował. John czuł,
Ŝ
e
poc
ą
mu si
ę
dłonie.
- Kryj si
ę
! - wrzasn
ą
ł. Popchn
ą
ł Natali
ę
w prawo, sam pobiegł w drug
ą
stron
ę
. Rozległ
si
ę
gło
ś
ny trzask. “To nie jest bro
ń
wojskowa” - pomy
ś
lał. Odbłysk celownika przesun
ą
ł si
ę
w tej samej chwili, w której Rourke zakomenderował:
- Ognia! W gór
ę
!
Usłyszał trzaski karabinów Natalii, Cole’a i dwóch
Ŝ
ołnierzy. Brakowało tylko
charakterystycznego odgłosu dziewi
ę
ciomilimetrowego MP-40. Rubenstein nie strzelał. Jego
bro
ń
miała za krótki zasi
ę
g. Rourke padł na ziemi
ę
, podniósł bro
ń
do oka. Wystrzelił raz,
drugi, trzeci. Zerwał si
ę
na równe nogi i ruszył biegiem naprzód, kiedy z wie
Ŝ
y padł kolejny
strzał. John biegn
ą
c obejrzał si
ę
za siebie. Za nim odezwały si
ę
krótkie serie jego towarzyszy.
Jeszcze trzy razy nacisn
ą
ł spust, staraj
ą
c si
ę
zwróci
ć
na siebie uwag
ę
snajpera i
unieszkodliwi
ć
go celnym strzałem. Z wie
Ŝ
y znów rozległ si
ę
charakterystyczny trzask.
Doktor poczuł pal
ą
cy ból ucha. Potkn
ą
ł si
ę
.
- Cholera! - wymamrotał odzyskuj
ą
c równowag
ę
.
- John? - W głosie Natalii dało si
ę
wyczu
ć
niepokój.
- W porz
ą
dku! - odkrzykn
ą
ł.
Jego oddech stawał si
ę
coraz ci
ęŜ
szy. “Jeszcze tylko dziesi
ęć
jardów. Trzeba
sforsowa
ć
ogrodzenie” - pomy
ś
lał.
- Uwa
Ŝ
aj! Pr
ą
d! - zawołał za nim Cole.
- Gówno! Za słabe zasilanie! - Rourke nie zatrzymał si
ę
. Od płotu dzieliło go pi
ęć
jardów.
- Cole! Ty i twoi ludzie przyci
ś
nijcie tego go
ś
cia. Paul, Natalia, skaczemy pierwsi!
- To drut kolczasty, John! - wołał Paul.
Rourke nie odezwał si
ę
. W biegu zrzucił plecak, zabezpieczył karabin i przerzucił go
do lewej r
ę
ki. Zaczepił kolb
ą
o drut na szczycie ogrodzenia. Podci
ą
gn
ą
ł si
ę
w gór
ę
. Słyszał
nieustanny huk wystrzałów. Kule z brz
ę
kiem odbijały si
ę
od blaszanych
ś
cian wie
Ŝ
y. Zawisł
na ogrodzeniu, własnym ci
ęŜ
arem poci
ą
gaj
ą
c druty w dół.
- Paul, skacz!
Rubenstein spadł po drugiej stronie ogrodzenia. Potkn
ą
ł si
ę
. Zakl
ą
ł.
- Teraz Natalia!
Kolba karabinu Johna zacz
ę
ła si
ę
powoli osuwa
ć
. Zacisn
ą
ł dło
ń
na ła
ń
cuchu. Druty
zachrz
ęś
ciły. Chwil
ę
potem kobieta była ju
Ŝ
po drugiej stronie. Rourke widział, jak mi
ę
kko
niby kot wyl
ą
dowała i pobiegła dalej, strzelaj
ą
c ci
ą
gle z M-16. Doł
ą
czyła do Rubensteina,
który biegł lekko utykaj
ą
c.
- Cole!
Rourke czuł,
Ŝ
e rami
ę
pali go niezno
ś
nie. Był u kresu sił. Płot zachwiał si
ę
pod
ci
ęŜ
arem Cole’a. Tu
Ŝ
za nim przedostawali si
ę
przez ogrodzenie jego dwaj
Ŝ
ołnierze.
Kanonada dobiegała teraz z wn
ę
trza bazy. Oprócz karabinów szturmowych odezwał si
ę
cichszy trzask broni Rubensteina: strzał i nast
ę
pny, i jeszcze jeden.
Nagle kula snajpera przeci
ę
ła ła
ń
cuch w ogrodzeniu, który zahaczył o pas karabinu
doktora. John zostawił bro
ń
i z wysiłkiem przerzucił ciało na drug
ą
stron
ę
metalowego
parkanu. Upadł ci
ęŜ
ko na nogi, stracił równowag
ę
i potoczył si
ę
po ziemi. Wstaj
ą
c namacał
pod lew
ą
pach
ą
pistolet typu Detonics 45s i drugi, taki sam, pod praw
ą
. Pobiegł za innymi.
Kiedy byli ju
Ŝ
na drodze, snajper strzelił znowu. Kule zagrzechotały na betonie,
niebezpiecznie blisko jego stóp. Strzelano tak
Ŝ
e z przypominaj
ą
cego wygl
ą
dem bunkier
budynku, oddalonego o sto jardów od miejsca, w którym teraz znajdował si
ę
Rourke.
Za chwil
ę
Rourke doł
ą
czył do swoich. Niedaleko nich znajdowała si
ę
wartownia.
Ukryci za ni
ą
Natalia i Paul strzelali w kierunku wie
Ŝ
y ci
ś
nie
ń
. Z tej odległo
ś
ci strzały
Rubensteina były jednak zupełnie bezskuteczne. Natalia pruła równymi, potrójnymi seriami z
Plik z chomika:
bzdunek
Inne pliki z tego folderu:
Ahern Jerry - Krucjata 01 - Wojna Totalna.pdf
(737 KB)
Ahern Jerry - Krucjata 02 - Destrukcja.pdf
(634 KB)
Ahern Jerry - Krucjata 07 - Prorok.pdf
(590 KB)
Ahern Jerry - Krucjata 04 - Skazaniec.pdf
(720 KB)
Ahern Jerry - Krucjata 03 - Poszukiwanie.pdf
(486 KB)
Inne foldery tego chomika:
3 formaty Wichrowe wzgórz
abcpalm
Aksjonow Wasilij
Akunin Boris
Aleksander Bruckner - Dzieje kultury polskiej 01 - Od czasów przedhistorycznych do r. 1506.zbiór djvu
Zgłoś jeśli
naruszono regulamin