HP i talizman Salazara 5-22.doc

(294 KB) Pobierz

Autorka: KrystalRoze

Tytuł oryginału: Harry Potter and Salazar’s Talisman

Link do oryginału: http://www.fanfiction.net/s/2078709/1/

Zgoda autorki: jest

Link do prequelu: "Przepowiednia Trelawney"

 

 

Harry Potter i Talizman Salazara

 

 

Rozdział 1

Powrót mistrza*

 

Harry Potter przekroczył próg Hogwartu i zatrzymał się w pół kroku. Minęło siedem lat, odkąd ostatni raz stał w tym hallu. Uczucia, jakie go opanowały, były różne – najsilniejsza była jednak ulga. Życie Harry’ego po skończeniu szkoły – a raczej po obudzeniu się z magicznie wywołanej śpiączki, w którą zapadł po zabiciu Voldemorta – było ciężkie.

Procesy śmierciożerców zajęły wiele czasu. Choć Harry nie mógł zeznawać w sprawie większości oskarżonych (spędzał czas tylko w obecności elity Voldemorta), ministerstwo upierało się, by Harry uczestniczył we wszystkich rozprawach.

Potem, ku przerażeniu Harry’ego, wysłano go zagranicę na coś w rodzaju misji dobroczynnej. Harry uważał tę podróż za kolejny koszmar, gdyż musiał stawić czoła mediom i znosić publiczne wystąpienia. Mimo że Syriusz, razem ze swoją nową miłością, Gwenn, zawsze go wspierali, to Remus był jego wybawicielem. Harry zatrudnił Remusa jako swojego oficjalnego przedstawiciela („Jestem sławnym, cholernym Harrym Potterem. Mogę zatrudnić wilkołaka, jeśli mi się to podoba.”), a on potraktował swoje zadanie poważnie. Jako obrońca zdrowych zmysłów Harry’ego, Remus nauczył się oceniać, czy Harry był zmęczony, wykończony, czy tylko ledwie żywy. Więc Harry miał przechlapane.

Jedynym niepowodzeniem Harry’ego podczas tych lat, było jego życie miłosne, a raczej brak takowego. Rozstanie jego i Ginger (która nie mogła pogodzić się z wyborem Harry’ego pod koniec siódmego roku, kiedy to zdecydował się zostać równowagą sił) stało się największym skandalem dekady. Dziennikarze dostali na tym punkcie fioła. Ginger nie przejęła się nagonką mediów, cierpliwie odbierała kolejne wyjce i w spokoju żyła własnym życiem.

Harry, nie będąc w stanie znieść współczucia, jak i późniejszych prób swatania go z innymi (wszyscy uważali go za najbardziej pożądanego kawalera na świecie), przedłużył swój pobyt zagranicą, by w końcu odwiedzić swoją rezydencję w Bułgarii. Posiadłość, którą podarował mu Voldemort, nie była wielka jak na średniowieczne standardy, ale za to imponująca. Harry powierzył nadzór nad posiadłością zaufanemu dozorcy, który nie ujawniał nawet cienia podejrzeń, kiedy Harry przedstawiał mu się jako Jack Taylor, więc był tu zupełnie anonimowy.

Jego próby umawiania się były jednak żałosne. Nikt nie potrafił zobaczyć Harry’ego poprzez jego sławę. Te kilka, którym udało się poznać „po prostu Harry’ego” – sarkastycznego, cynicznego pesymistę, który przypadkiem ocalił świat, gdyż umiał doprowadzić do śmiechu złego czarnoksiężnika – nie zniosły nacisku prasy.

Dopiero podczas ślubu Rona i Hermiony, Harry zdał sobie sprawę, że Ginger była dla niego tą jedyną i że tylko ona zdołała stawić temu wszystkiemu czoła. Zawsze znała „po prostu Harry’ego”. To ona go zawsze podtrzymywała na duchu. Rowan, feniks Harry’ego, oczywiście ciągle powtarzała mu to w swoich piosenkach.

Harry sądził, że odzyskanie jej będzie trudne. Choć żałował, że stracił nad sobą panowanie w trakcie wesela, uzyskał zamierzone rezultaty, a przy okazji zapewnił rozrywkę uczestnikom imprezy.

Ginger tańczyła, za blisko zdaniem Harry’ego, z Seamusem, który, jak Harry wiedział, od dłuższego czasu czuł do niej miętę. Harry wmaszerował na środek parkietu i rozdzielił parę. Kiedy temperatura dyskusji nieco wzrosła, padło najważniejsze pytanie: dlaczego Harry zostawił Ginger w zamku? To zdawało się być głównym powodem jej gniewu – że Harry nie kochał jej, nie ufał jej wystarczająco, by zabrać ją ze sobą.

Lecz on wiedział, że ta nie pogodziłaby się z faktem, że Harry musi poświęcić swoje życie. Nikt nie spodziewał się, że Harry przeżyje, a już szczególnie nie on. To, że przeżył, że był tam teraz i wykłócał się z nią o to, było niemal komiczne.

Ginger wciąż nie chciała tego zaakceptować.

– To nie wszystko, Harry – naciskała. – Wiem, że tak. Powiedz mi po prostu prawdę.

I Harry nie potrafił jej odmówić. Słowa wydobywały się z niego, wbrew jego woli.

– Gdybyś tam była, nie byłbym w stanie tego zrobić – powiedział. – Miałbym wszystko, czego mógłbym tylko zapragnąć. Wszyscy byli przy mnie bezpieczni, chronieni. Gdybyś tam była, nie miałbym żadnego powodu by go powstrzymywać. Byłbym całkowicie szczęśliwy.

Ginger patrzyła na niego z niezrozumieniem.

– Co złego w byciu szczęśliwym?

– Nie mógłbym być szczęśliwy kosztem innych, Ging – odparł Harry, powtarzając to samo, co mówił Voldemortowi. – Ale gdybyś ze mną była, byłbym szczęśliwy. – Harry ujął jej ręce swoimi. – Ocaliłem świat, bo ty wciąż tam byłaś. Zrobiłem to dla ciebie.

Pobrali się ponad rok później. Nie wystarczająco szybko jak dla Harry’ego, lecz pani Weasley, Syriusz i Gwenn – nawet Remus – nalegali, by Harry ożenił się „odpowiednio”. Skoncentrował się więc na budowie ich nowego domu w Dolinie Godryka i na powrocie na uczelnię.

Szkolenie wydawało się tylko sprawą formalności. Harry nie potrzebował już żadnego treningu w dziedzinie magii, więc wziął zamiast tego większą ilość zajęć przysposabiających do nauczania. Skoro tym miał się zająć, chciał to robić dobrze.

W końcu, wówczas już ożeniony i wyedukowany, Harry otrzymał powiadomienie, że Hogwart potrzebuje nowego nauczyciela Obrony przed Czarną Magią i zaproponowano mu to miejsce. Harry, rzecz jasna, przyjął ofertę.

 

I oto był na miejscu. Rozejrzał się wokół. Hall był pogrążony w ciemności i ciszy – był środek nocy. Przegapił Ucztę Powitalną, gdyż nie chciał opuścić Ginger, która była teraz w ciąży z ich pierwszym dzieckiem. Nie czuła się zbyt dobrze i Harry nie zgodził się zostawić jej samej.

Szedł teraz korytarzami zamku, póki nie dotarł do posągu chimery, strzegącej wejścia do gabinetu Dumbledore’a. Harry podniósł rękę i posąg odskoczył na bok. Był jednym z najpotężniejszych czarodziei na świecie, więc mógł to zrobić.

– Przepraszam – powiedział Harry. – Muszę się zobaczyć z dyrektorem.

Harry wspiął się po spiralnych schodach w górę i zapukał do drzwi gabinetu.

– Przypuszczam, że to ty, Harry – rzekł dyrektor. – Wejdź, proszę.

Harry wszedł nieśmiało do środka.

– Przepraszam, profesorze – oznajmił. – Nie mogłem zostawić Ginger samej.

– Hermiona już mi powiedziała, Harry – odparł Dumbledore. – Rozumiem to, choć byłem nieco rozczarowany, że nie mogłem przedstawić uczniom ich nowego nauczyciela Obrony przed Czarną Magią.

Harry spuścił wzrok.

– Przepraszam, profesorze.

Fawkes, feniks dyrektora, podleciał do niego. Harry pogłaskał go po główce.

Dumbledore westchnął.

– Harry, po wszystkim przez co przeszedłeś, czemu wciąż musisz w kółko przepraszać?

– Przep… – Harry uciął w pół słowa i spojrzał na Dumbledore’a z szerokim uśmiechem. – Chyba trudno zerwać ze starymi przyzwyczajeniami.

Dumbledore przyglądał mu się uważnie przez swoje okulary-połówki.

– Sądzę, że tak jest.

– Chciałem tylko dać panu znać, że już jestem – odparł Harry. – Gdzie mam się udać?

– Twój prywatny pokój mieści się zaraz przy gabinecie. Rozgość się tam, a ja przyślę ci rano plan zajęć.

– Tak, proszę pana. Dziękuję.

– I Harry? – Dumbledore zatrzymał go, gdy stał już przy drzwiach. – Możesz się teraz zwracać do mnie po imieniu.

– Spróbuję się przyzwyczaić.

Dumbledore uśmiechnął się.

– No, zmykaj już. Jutro czeka cię pracowity dzień.

 

Harry stał na zewnątrz swojej klasy, czując, że zaraz zwymiotuje z nerwów. Hermiona zatrzymała się obok, patrząc na niego, jakby nie widziała głupszej osoby. Zaczęła uczyć tu Numerologii, zanim jeszcze pobrała się z Ronem.

– Po prostu bądź sobą, Harry – powiedziała Hermiona. – Dasz sobie radę.

– Łatwo ci mówić – mruknął Harry.

– Och, no dalej, Harry – zachęciła go Hermiona, dając małego buziaka w policzek, co zawsze sprawiało, że Harry czuł się lepiej.

Harry kiwnął głową i wszedł do sali. Jego pierwsza klasa już tam na niego czekała. Harry podszedł do biurka na przedzie sali i podniósł dziennik. Obrócił się do klasy – uczniowie wlepili w niego wzrok.

Cichym, czystym głosem, Harry odczytywał nazwiska, starając się je skojarzyć z twarzami. Kiedy odłożył listę na bok i zwrócił się z powrotem do klasy, ta wciąż patrzyła na niego oczekująco.

Po prostu bądź sobą. Harry zebrał się w sobie i usiadł na biurku.

– Więc jesteście szóstą klasą? – spytał Harry.

– Tak, proszę pana – odparł jakiś uczeń.

– Będziecie mi musieli wybaczyć – rzekł Harry. – Trochę się denerwuję.

– Pan się denerwuje?

– Zgadza się – przyznał Harry, spoglądając na rudowłosego chłopaka. Zerknął na listę. – Sean McIves, tak?

Wspomniany młody człowiek wyprostował się na swoim miejscu. Był wysoki i miał atletyczną budowę.

– Tak, profesorze – odparł Sean.

– Cóż... – Harry zwrócił się do klasy. – To moja pierwsza lekcja. Nigdy nie byłem zbyt dobry w przemowach publicznych. Potrafię bez problemów zmierzyć się ze śmiercią , ale kiedy mam mówić przed większą grupą ludzi, robi mi się niedobrze.

Kilku uczniów parsknęło, próbując stłumić śmiech. Harry uśmiechnął się do nich i reszta klasy roześmiała się lekko i odprężyła. Reakcja uczniów przyniosła efekt, którego Harry potrzebował. Także się rozluźnił i zerknął znów na listę.

– Panno Larsen – wywołał uczennicę w okularach, z gęstymi, brązowymi włosami, która miała przed sobą otwartą książkę i już notowała coś na pergaminie. Przypominała mu trochę Hermionę.

– Tak, profesorze?

– Co przerobiliście w zeszłym roku?

– Uczyliśmy się głównie przeciwzaklęć – odpowiedziała Cindy Larsen, której niebieskie oczy błyskały bystro za grubymi szkłami. – Nasza ostatnia nauczycielka miał na ich punkcie małą obsesję.

– Nie znałem osobiście profesor Narry – odparł Harry. – Jednak jestem pewien, że te zaklęcia się wam przydadzą. Co jeszcze?

– Zatrzymaliśmy się krótko przy pierwszym powstaniu Sam-Wiesz-Kogo…

– Chwileczkę – przerwał jej Harry, podnosząc rękę. – Wyjaśnijmy sobie coś. Nie życzę sobie słyszeć, jak ten konkretny czarodziej nazywany jest Sam-Wiesz-Kim, Nim, czy Tym-Którego-Imienia-Nie-Wolno-Wymawiać. Mogę wymyślić dla niego wiele określeń, z czego większość nie będzie zbyt uprzejma, ale w mojej klasie będziecie nazywać go po imieniu. – Harry rozejrzał się po klasie, sprawdzając, czy wszyscy go zrozumieli. – Teraz chcę usłyszeć, jak to mówicie.

Cała klasa wymamrotała pod nosem imię Voldemorta – Harry musiał się uśmiechnąć.

– Nie było tak ciężko, prawda?

Większość klasy odwzajemniła uśmiechy.

– Jaki on był, profesorze?

Harry nie był pewien, który uczeń rzucił to pytanie, lecz reszta klasy zaczęła szeptać między sobą, jakby ta kwestia także ich ciekawiła.

Harry spodziewał się, że w końcu to pytanie padnie, liczył jednak, że nie stanie się to na jego pierwszej lekcji. Klasa przyglądała mu się z oczekiwaniem i nadzieją. Zerknął na dziennik – nic dziwnego, w końcu byli to Gryfoni.

– W porządku – powiedział Harry. – Miejmy to już za sobą. Co chcecie wiedzieć?

– Więc jaki on był? – spytała Cindy. – Osobiście?

– Osobiście? – powtórzył Harry, ześlizgując się z biurka i zaczynając chodzić wolno w tę i z powrotem. – Cóż, był niewątpliwie genialny. Jego umysł pracował tak szybko, że trudno to sobie wyobrazić. Cokolwiek czynił, robił to z precyzją i dokładnością. Zawsze zdawał się być o krok przed wszystkimi, jakby potrafił planować przyszłe wydarzenia. I zwykle twierdził, że to potrafi. – Harry popatrzył na klasę. – Był niezmiernie próżny i lubił triumfować.

– Czy rzeczywiście był tak potężny, jak mówią?

– O tak – potwierdził Harry. – Voldemort był megalomanem, lecz udało mu się uzyskać ogromny poziom magicznej mocy, a także zdobyć władzę nad innymi.

– Więc mógł kontrolować ludzi?

Harry zastanowił się nad tym pytaniem.

– Niektórych ludzi. Wielu kontrolował poprzez swoich śmierciożerców, którzy oczywiście podlegali władzy Voldemorta. Byli mu całkowicie oddani. Voldemort wymagał lojalności ponad wszystko inne. Robiłeś natychmiast wszystko, co ci kazał i lepiej było, żebyś zrobił to dobrze.

– Naprawdę był taki okrutny? – spytała Cindy bez tchu.

Harry skinął krótko i wskoczył znów na biurko.

– Jego bezlitosne okrucieństwo jest legendarne. Uwielbiał oglądać cudzy ból. – Harry zaśmiał się cynicznie. – Szczególnie mój – mruknął. – Lecz posiadał też pewne szlachetne skłonności, bo zwykle nie ranił bez powodu. I nigdy nie złamał sprawiedliwie zawiązanego kontraktu. Jego umiejętność sterowania ludźmi i smykałka do słownych gierek sprawiły, że został geniuszem manipulacji i zawsze dostawał to, czego chciał.

– Nie zdołał zdobyć Kamienia Filozoficznego – powiedział Sean.

– To prawda – stwierdził inny uczeń. – Pan mu w tym przeszkodził.

– I nie udało mu się dostać pana – dodała Cindy. – Czytałam o tym. Nie mógł pana zabić.

– Cóż, zgadza się – przyznał Harry. – I muszę powiedzieć, że Voldemort nie był tym wszystkim zachwycony.

Uczniowie uśmiechnęli się zgodnie.

– Kiedy, na nieszczęście, uratowałem życie Peterowi Pettigrew, Voldemort zyskał sługę, który pomógł mu odzyskać ciało.

– Więc to nie Syriusz Black zabił tamtych ludzi?

– Nie, to nie on – odparł Harry. – Syriusz Black był najlepszym przyjacielem mojego ojca i jest teraz moim ojcem chrzestnym. Peter Pettigrew był szpiegiem i zdrajcą moich rodziców.

Zapytali go później o Turniej Trójmagiczny, więc Harry zdał im z niego krótką, okrojoną relację.

– To wtedy zamordował Cedrica Diggory’ego.

– Właściwie to zabił go Peter na polecenie Voldemorta. Formalnie, to Cedric powinien wygrać ten turniej, ale tyle sobie nawzajem pomagaliśmy, a on nalegał, że to ja powinienem wygrać. Był równie uparty co do tego jak ja, a ledwo trzymałem się na nogach. Chciałem tylko wydostać się z tego labiryntu.

– Dlaczego nie mógł pan stać?

– Pająk – syknął niecierpliwie jakiś uczeń. – Nie przerywaj.

Harry ukrył uśmiech.

– W każdym razie, gdybym mocniej nalegał, Cedric znalazłby się na tamtym cmentarzu sam i, tak czy inaczej, został zabity, lecz Voldemort nie odzyskałby przynajmniej swojego ciała.

– To dlatego myślał pan, że musi zginąć razem z nim – odezwał się Sean. – Bo czuł pan, że to pana wina.

Harry spojrzał na chłopca i westchnął.

– Przyczyny, dla których wiedziałem, że muszę zginąć wraz z Voldemortem są różnorakie i złożone. I może innym razem o nich porozmawiamy, jednak faktem jest, że powinienem był umrzeć. Naprawdę nie wiem, w jaki sposób przeżyłem.

Zabrzmiał dzwonek i klasa głośno jęknęła, zbierając z ławek swoje rzeczy.

Harry zszedł z biurka i za nim usiadł.

– Na kolejnej lekcji zajmiemy się Zaklęciami Niewybaczalnymi. Przygotujcie się.

– Tak, profesorze – usłyszał jak mruczy wielu z nich.

 

Większość lekcji tego dnia wyglądała podobnie, choć żadna nie była tak męcząca jak ta pierwsza. Do obiadu Harry miał wrażenie, jakby jeszcze nigdy w życiu nie mówił tyle o sobie. Gryfoni z szóstego roku byli najbardziej ciekawscy, a Voldemort ich fascynował. Harry pamiętał, że sam był równie ciekawy, więc jeśli opowiadanie im o swoich przeżyciach pomoże zainspirować któregoś z nich, to chyba dobrze wykonywał swoją pracę.

Hermiona wmaszerowała do jego gabinetu i trzasnęła książką o biurko. Harry wzdrygnął się.

– Coś nie tak? – zapytał.

– Harry Potterze, jeśli przyślesz mi na Numerologię kolejną klasę rozmawiającą wyłącznie o tym, jaką świetną mieli lekcję Obrony i jaki wspaniały jest profesor Potter, to chyba cię uduszę.

Harry musiał się uśmiechnąć.

– Powiedziałaś, żebym był sobą. Skąd mogłem wiedzieć, że to tak dobrze podziała?

Hermiona odwzajemniła jego uśmiech i Harry domyślił się, że to małe przestawienie miało poprawić mu humor.

– Podziałało znakomicie – rzekła Hermiona. – Naprawdę kazałeś powiedzieć całej klasie imię Voldemorta?

– Jasne, że tak – odparł Harry. – Jeśli jeszcze raz usłyszę „Sam-Wiesz-Kto”, chyba zacznę krzyczeć.

Hermiona roześmiała się.

– Cóż, pójdę jeszcze po coś do jedzenia, zanim położę się spać. Mówiłam ci, że dasz sobie radę.

– Dzięki, Hermiono. Dobrej nocy.

Pocałowała go w policzek.

– Dobranoc, Harry.

Kiedy wyszła, Harry zajrzał do swojego notatnika. Dumbledore dał mu wolną rękę w planowaniu lekcji i Harry zamierzał przerobić Zaklęcia Niewybaczalne w podobny sposób, jak fałszywy Moody.

Ból eksplodował w jego głowie i Harry uderzył ręką swoją bliznę.

Rozdział 2

Związek Slytherina

 

Blizna nie przestawała piec. Harry wstał wolno, rozglądając się po pustej klasie z zakorzenioną głęboko w duszy obawą.

To nie mogło się stać. Nie mogło! Jednak tylko obecność jednej osoby mogła do tego doprowadzić. Czy Voldemort znalazł drogę powrotną? Nawet wtedy, gdy Voldemort nie miał jeszcze własnego ciała, Harry wyczuwał, kiedy Voldemort był w pobliżu. Czy to dlatego Harry przeżył?

– Voldemort, wiesz, że nie możesz się do mnie zakraść – powiedział.

Harry usłyszał zimny śmiech, który sprawił, że włosy na karku stanęły mu dęba.

– Pokaż się – rzekł Harry.

– Nie, raczej nie, Harry – usłyszał głos Voldemorta. – Jeszcze nie.

Harry przeszedł obok biurka i oparł się o nie. Poczuł, że coś krąży wokół niego, wywołując pulsowanie w jego skroniach. Duch?

– A więc nauczyciel Obrony przed Czarną Magią?

– Nie sądzisz, że mam kwalifikacje? – spytał Harry.

Harry usłyszał chichot.

– A nie sądzisz, że to trochę przyziemne zajęcie, w porównaniu do walki z najpotężniejszym czarnoksiężnikiem w historii?

Harry znów poczuł, że jakiś niewidzialny byt go okrąża.

– Właściwie, to nawet miła odmiana – odparł. – Przynajmniej nie dostaję od tego migreny.

Voldemort roześmiał się.

– Ach, Harry, jak ja za tobą tęskniłem.

Harry poczuł, że istota zatrzymuje się przed nim i wzdrygnął się.

– Spójrz na siebie. Ależ wyrosłeś – powiedział Voldemort.

Ból w głowie Harry’ego wzrósł, jakby Voldemort unosił rękę nad jego twarzą.

– Wybacz, że nie zjawiłem się na uroczystości rozdania świadectw, Harry.

– Też się na niej nie zjawiłem.

– Hm, tak. Powinieneś na niej być, Harry. Nie chciałem tego, mówiłem ci.

– Pamiętam – odrzekł Harry.

– Ale upierałeś się, że musisz zginąć, by zapewnić moją śmierć. Jednak twoja bohaterska ofiara – oznajmił Voldemort i Harry poczuł, że czyjaś ręka łapie go za podbródek; upadł na kolana, patrząc na ducha Voldemorta, który zmaterializował się przed nim – zapewniła nie tylko moją śmierć, ale również moją nieśmiertelność.

– Nie jesteś z tego zadowolony? – spytał z wysiłkiem Harry. Wpatrywał się w te czerwone oczy, które błyszczały nawet u ducha.

– Jeszcze nie zdecydowałem – odparł Voldemort. – Zadowala mnie natomiast to – dodał, unosząc drugą rękę nad twarzą Harry’ego – że wciąż mogę bawić się ze swoim ulubieńcem.

Harry zmagał się ze zbyt wielkim bólem, by odpowiedzieć na tę uwagę.

– Jak? – wykrztusił Harry. – Duch nie może…

Voldemort dotknął jego policzka, by go uciszyć.

– Z racji na mój szlachetny gest przed śmiercią. Zgodziłem się umrzeć i pozwoliłem ci żyć. To dlatego nie umarłeś, Harry, i to dlatego wciąż jesteśmy połączeni.

Voldemort puścił Harry’ego i odpłynął dalej.

– Więc czemu tu jesteś? – spytał Harry.

– Jestem tu, ponieważ ty tu jesteś, Harry.

– Twierdzisz, że będziesz nawiedzał mnie do końca mego życia? – Już sama myśl była przerażająca.

– Całkiem zabawna perspektywa, co, Harry?

Harry wstał, patrząc na Voldemorta z niepewnością.

– Porozmawiamy później, Harry – powiedział Voldemort. – Zamierzam się trochę rozejrzeć. Dawno mnie tu nie było.

Harry gapił się w miejsce, w którym zniknął Voldemort. Nie, to nie mogło spotkać jego. To było gorsze niż koszmar… Właśnie! To JEST koszmar. Zasnął, siedząc przy biurku i za moment się obudzi.

Ale Harry nigdy nie miał tyle szczęścia. Poszedł prosto do gabinetu Hermiony i gwałtownie zapukał do drzwi. Hermiona otworzyła po chwili.

– Harry, wszystko w porządku? Wyglądasz, jakbyś zobaczył ducha.

– Bo widziałem – odparł Harry. – Voldemort.

– Voldemort? – zdziwiła się Hermiona. – Chyba żartujesz.

– Wyglądam, jakbym żartował? – Harry wciąż się trząsł, więc nie zdążył się nad tym zastanowić. – Złapał mnie za twarz, Hermiono, i zwalił mnie z nóg.

– To niemożliwe, Harry. Duchy nie mogą nikogo dotknąć, ani zranić.

– Pamiętam jeszcze, co to jest ból – powiedział Harry sfrustrowanym głosem. – Dotknął mnie i ja to poczułem.

– Harry…

– Nie wierzysz mi? – spytał Harry z niedowierzaniem. Przyłożył rękę do blizny. Voldemort.

– Ach, prosto do swojego adwokata – rzekł Voldemort kilka sekund później.

– Ona nie jest adwokatem, tylko nauczycielką – odciął się Harry.

– Nie najlepszy wybór kariery z jej strony – stwierdził Voldemort. – Byłaby nadzwyczajnym prawnikiem.

– Po prostu się pokaż.

Harry usłyszał, jak Voldemort chichoce.

– Nie wierzy ci, prawda?

– Harry, dobrze się czujesz? – spytała Hermiona.

Voldemort roześmiał się.

– Och, to jest bezcenne, mój pupilku.

– Nie nazywaj mnie tak – warknął Harry.

– Harry, zaczynam się martwić – rzekła Hermiona.

– Och, to cudowne. Harry Potter doprowadzony do szaleństwa przez swoje koszmarne wspomnienia. – Czarnoksiężnik wybuchnął kolejną salwą śmiechu.

– Przestań się śmiać, Voldemort – żachnął się Harry. Obrócił się do Hermiony. – Nie słyszysz go?

– Nic nie słyszę – odparła Hermiona. – Harry, czy aby na pewno dobrze się czujesz?

– Wierzyłaś mi podczas Turnieju Trójmagicznego – przypomniał jej Harry.

– Widziałam twoją twarz – stwierdziła Hermiona. – Teraz to wygląda na… cóż…

– Co? Szaleństwo?

– Chciałam powiedzieć, że na desperację.

– Świetnie – warknął Harry i odszedł. Voldemort szybował tuż za nim.

– Nie przejmuj się tym tak bardzo, Harry.

– Zamknij się, Voldemort.

– Nie próbuj mnie zdenerwować, Harry. Zbyt wielką sprawia mi to radość.

Harry starał się ignorować Voldemorta w drodze powrotnej, żeby nikt nie zobaczył go gadającego do siebie i kiedy Harry wszedł do swojego pokoju, Voldemort nie podążył za nim. To go zaskoczyło.

 

Harry przebiegł wzrokiem półki z książkami, zdeterminowany znaleźć wszystko co możliwe na temat nawiedzeń. Miał nadzieję, że uda mu się uzyskać pomoc Hermiony.

Następnego dnia przyniósł ze sobą na śniadanie książkę i jadł z oczami wbitymi w strony, ignorując Hermionę, która rzucała mu zaniepokojone spojrzenia. Dumbledore i McGonagall również patrzyli na niego dziwnie. Hermiona im powiedziała? Znakomicie.

Harry wiedział, że Voldemort znów się pojawi. Nie przepuściłby szansy zrobienia z Harry’ego szaleńca na oczach całej szkoły. Harry wytrzymał ból i starał powstrzymać się przed wzdrygnięciem.

– Chyba będę musiał spróbować się do ciebie zakraść, Harry – rzekł Voldemort. – Twoje reakcje są zwykle lepsze.

Harry zlekceważył go. Miał wrażenie, że Voldemort wisi tuż przed nim.

– W końcu trafię w jakiś twój czuły punkt i pękniesz, mój pupilku – rzekł Voldemort, chichocąc co chwilę. – Wiem, jak bardzo tego nienawidzisz, Harry. Wyglądasz na dosyć wściekłego.

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin