esencja nietoperza[z].doc

(530 KB) Pobierz

Powitalna Uczta.

 

Wielka sala była zadziwiająco głośna w porównaniu ze spokojem ostatnich dni wakacji. Teraz rozbrzmiewała szczękiem talerzy, sztućców oraz gwarem rozmów i śmiechów. Właśnie zakończona została Ceremonia Przydziału, a uczniowie z niecierpliwością czekali na zwyczajową powitalną mowę dyrektora. Na wielu twarzach malowała się ciekawość, spowodowana głównie obecnością nowego mężczyzny przy stole nauczycielskim. Dla wszystkich było jasne, że to nowy nauczyciel Obrony Przeciwko Czarnej Magii, stąd też zainteresowanie, a także pewne wyczuwalne napięcie uczniów. Trudno było się im dziwić, biorąc pod uwagę charaktery i los kolejnych osób zajmujących to stanowisko. Wstał Dumbledore, a choć nie zrobił żadnego ruchu, by uciszyć uczniów, rozmowy i chichoty zamarły na ustach wszystkich.

- Miło mi was powitać w nowym roku szkolnym! Zanim rozejdziecie się do waszych dormitoriów, pragnąłbym przedstawić wam pewne zmiany w gronie nauczycielskim. Najpierw, przedstawiam wam profesora Greene’a - będzie on was nauczał Eliksirów...

Po całej sali przeszedł pomruk szeptów. Harry spojrzał na Snape’a siedzącego przy stole nauczycielskim - Snape uśmiechał się pokrętnie. Harry zerknął na Rona i Hermionę - Ron miał pełen niedowierzania wyraz twarzy, zaś Hermiona spojrzała wzajemnie na Harry’ego i szepnęła - „czyżby w końcu się doczekał”? Zanim chłopak zdążył zapytać, o co jej chodzi, Dumbledore ciągnął dalej:

- ... Dotychczas Eliksirów nauczał was profesor Snape, który od tego roku obejmie katedrę Obrony Przeciwko Czarnej Magii. Dziękuję wam bardzo, możecie iść spać.

Cała sala zamarła, jak gdyby ktoś rzucił na uczniów zbiorową Drętwotę. Po dłuższej chwili ze stołu Ślizgonów dały się słyszeć oklaski i głośny aplauz. Draco Malfoy wstał, wciąż klaszcząc i wiwatując, a za nim reszta kolegów z jego Domu. Po chwili do srebrno-zielonego tłumu przyłączyli się Krukoni i Puchoni. Jedynie uczniowie z Gryffindoru nie ruszyli się z miejsc, ledwo składając ręce do oklasków (Hermiona) lub też lekceważąc ogólną radość zupełnie (Harry i Ron). Gdy w końcu zamieszanie się uspokoiło, uczniowie udali się do swoich dormitoriów. Harry, Ron i Hermiona jeszcze zostali chwilę przy stole.

- No nie... - Ron w dalszym ciągu nie mógł uwierzyć w to, co usłyszał - Myślałem ze już mam spokój ze Snapem, a tu okazuje się...

Ron, podobnie jak Harry i Hermiona, zdał SUM-a z Obrony na wybitny, dlatego wiedział, że na te lekcje będzie musiał uczęszczać.

- Popatrz na to z innej strony - powiedział Harry.- Jeżeli Eliksirów uczy teraz inny profesor, to może będzie miał łagodniejsze kryteria dobierania uczniów do owutemowych klas i może będziemy mieli jakąś szansę na zostanie aurorami.

Jedynie Hermiona, która zdała wszystkie SUM-y na wybitny, zdawała się patrzeć na to z zupełnie innej strony:

- Jak myślicie – zapytała - dlaczego Dumbledore zgodził się w końcu dać Snape’owi OPCM? Czemu tak nagle zmienił zdanie? Czyżby wcześniej mu tak do końca nie ufał, a teraz zaczął, czy może z innego powodu?

- Nie wiem - odparł Harry - ale mam nadzieję, że na Obronie będzie mi szło lepiej niż na Eliksirach.

- Daj spokój, Harry, przecież ty jesteś najlepszy z Obrony ze wszystkich uczniów Hogwartu! - Ron starał się, żeby w jego głosie nie było słychać paniki - jeżeli TY będziesz miał problemy, to wątpię, czy zda to ktokolwiek inny...

- Och Ron, nie przesadzaj! I chodźmy stąd wreszcie, tylko my zostaliśmy w Sali. - to poirytowany głos Hermiony sprawił, że w końcu ruszyli się z krzeseł.

 

Pierwsza lekcja Obrony Przed Czarną Magią.

 

Rano podczas śniadania profesor McGonnagal rozdała im plany zajęć.

- No nie! Spójrzcie, już dziś mamy OPCM! A tak liczyłem, że nie spotkam Snape’a w poniedziałek!

- Ron, nie przesadzaj, w końcu bardzo często mieliśmy w poniedziałki Eliksiry. A tak w ogóle to zastanawiam się czy Snape jest w tym dobry. No wiecie o co mi chodzi... - Hermiona spojrzała na Rona i Harry’ego - ...czy będzie tak dobry jak Lupin, bo mam nadzieję, że pozwoli nam korzystać z różdżek i nie dowali samej teorii...

- Na pewno nie - odparł Harry - Ale wątpię, by Snape był tak dobry jak Lupin. A w każdym razie, będzie na pewno mniej od niego sprawiedliwy...

- Dobra, dość już tych spekulacji, chodźmy, bo jak się spóźnimy to nie chcę być w naszych skórach... - Ron szybko przełknął ostatnie kęsy i podniósł się z krzesła.

Klasa OPCM nie została przeniesiona do lochów, jak dzień wcześniej zapewniał Ron, ale nie wydała się Harry’emu tak przyjazna, jak we wcześniejszych latach, no może za wyjątkiem ostatniego roku. Nie czuł się zbyt pewnie, wchodząc do środa i zajmując miejsce obok Rona i Hermiony.

- Cisza. - zwyczajowe przywitanie Snape’a jak zwykle było niepotrzebne. Cisza panowała jak makiem zasiał, Neville zaś aż prawie zsunął się pod ławkę, aby wydać się mniejszym.

- Niestety moje nadzieje pożegnania się z niektórymi z was okazały się płonne. Do owutemowej klasy OPCM wziąłem tylko te osoby, które dostały W z SUM-ów, ale w dalszym ciągu bardzo się dziwię obecności niektórych z was. - Tu spojrzał na Nevilla, który bardzo się zaczerwienił, oraz na Harry’ego, który wyzywająco odwzajemnił spojrzenie. - Mam nadzieję, że wasze oceny nie okażą się pomyłką, gdyż nie będę tolerował na swoich lekcjach jakichkolwiek opóźnień z programem. Dziś – ciągnął - będziemy zajmować się zaklęciami blokującymi. Powinniście je znać z poprzednich klas, więc zobaczymy co umiecie - dodał z pokrętnym uśmieszkiem.

- Longbottom! - Neville drgnął na swoim krześle - ty pierwszy.

Neville zbliżył się z bardzo niepewną miną. Snape zawsze tak działał na niego. Snape stanął naprzeciw Nevilla z wyciągniętą różdżką i kazał mu wyciągnąć swoją. Cała klasa przypatrywała się temu w napięciu.

- Dasz radę, Neville - szepnął Harry.

- Cisza! - rozkazał Snape.

Napięcie sięgnęło zenitu. Neville sprawiał wrażenie, jakby miał zemdleć.

- Uwaga, na trzy rzucam zaklęcie. - powiedział Snape. – raz, dwa, trzy: Chłoszczyć!

- Protego! - krzyknął Neville. Promień świetlny odbił się od zaklęcia Nevilla i poszybował z powrotem w stronę Snape’a.

- Finite incantato! - powiedział Snape.- Siadaj, Longbottom. Nie było źle, a przynajmniej nie tak bardzo, jak się obawiałem.

Harry mrugnął do Nevilla wracającego do ławki - Dobra robota, Neville!

- Wesley! Teraz ty. - Snape kontynuował sprawdzanie znajomości zaklęć. Ron stanął naprzeciwko Snape’a z wyciągniętą różdżką. Uszy miał czerwone, jak zawsze gdy się denerwował.

- Raz, dwa, trzy: Petrificus Totalus!

- Protego! – Ron szybko odparował zaklęcie, a Snape znów unicestwił je przeciwzaklęciem.

Tak trwało sprawdzanie umiejętności całej klasy. Wszyscy testowani popisali się prawidłowym użyciem zaklęcia Tarczy, a Harry nie mógł powstrzymać uśmiechu triumfu, gdy zobaczył, że tak dobrze pamiętają to, czego ich nauczył w tamtym roku. Snape przetestował już ponad połowę klasy, gdy wtem jego wzrok padł na Harry’ego. Harry również w tym momencie spojrzał na Snape’a i zobaczył jego wściekły wyraz oczu. W tej chwili uśmiech spełzł mu z twarzy i wiedział co będzie dalej.

- Potter! Twoja kolej. - wyraz twarzy Snape’a nie wróżył nic dobrego. - Zobaczymy, jak nasz sławny Potter poradzi sobie z zaklęciem Tarczy. Stawaj!

Harry wstał i wyszedł na środek klasy. Nie podobało mu się, że Snape jest najwyraźniej rozzłoszczony ich dobrymi wynikami i obawiał się zaklęcia, jakim może go potraktować nauczyciel, ale był dość pewny siebie. W końcu zaklęcie Tarczy było mu naprawdę dobrze znane. Stanął naprzeciw Snape’a i wyciągnął różdżkę.

- Tak, Potter, wiem, że ty potrafisz się obronić przed najprostszymi zaklęciami. Dlatego też teraz spróbujemy czegoś innego. Na dzisiejszej lekcji będziemy się uczyć zaklęcia blokującego uroki. Jest to wyższy poziom zaawansowania obrony przed czarną magią. Oto zaklęcie – ciągnął - Expectus Protegus!

- Wyciągnijcie różdżki – dodał - i powtórzcie.

- Expectus Protegus! - ryknęła cała klasa. Z różdżek posypały się świetliste pomarańczowe promienie.

- Dobrze - powiedział Snape z uśmieszkiem, który nie wróżył nic dobrego. - Teraz wypróbujemy to na panu Potterze.

- Przygotuj się - warknął do Harry’ego – na trzy rzucam zaklęcie.

- Ale... panie profesorze... - głos Hermiony, trochę drżący, przerwał ciszę, jaka zapadła po słowach Snape’a. - Jakim zaklęciem zamierza pan strzelić w Harry’ego? Przecież uroki są naprawdę trudne do zablokowania... trzeba chyba trochę dłużej ćwiczyć, niż Harry...

- Granger, to nie twoja sprawa! - wysyczał Snape - jeżeli jeszcze raz zakwestionujesz moje metody nauczania, dostaniesz szlaban. I dotyczy to wszystkich - dodał, patrząc po milczącej klasie. Nikt nic nie odpowiedział. Harry spojrzał na Hermionę, która miała naprawdę przestraszoną minę. Postanowił, że nie pokaże po sobie strachu, nie da Snape’owi tej satysfakcji. Popatrzył na nauczyciela. Snape wpatrywał się teraz w niego z pokrętnym uśmieszkiem, najwyraźniej delektując się jego niepewnością. Harry postanowił wziąć się w garść i stanął wyprostowany, gotowy do walki.

- Na trzy rzucam urok. Raz, dwa, trzy: Registrato! - Snape machnął różdżką w dość skomplikowany sposób, a z różdżki wyleciał fioletowy promień. Harry skupił się bardzo i krzyknął: Expectus Protegus! - Z jego różdżki wystrzelił pomarańczowy promień i złączył się z fioletowym. Przez chwilę zmagały się ze sobą, a następnie zaklęcie odbiło się i poszybowało w stronę Snape’a. Ten wyglądał na zaskoczonego, ale machnął różdżką i unicestwił urok tak jak poprzednie. Cała klasa zaczęła klaskać. Snape miał kwaśną minę, ale nic nie powiedział. W tej chwili zadzwonił dzwonek i wszyscy wybiegli z klasy.

- Potter, do mnie! - głos Snape’a zawrócił Harry’ego od drzwi.

Harry zatrzymał się wpół kroku a Ron i Hermiona popatrzyli na niego z troską.

- Poczekamy na ciebie – szepnęła Hermiona.

- W porządku, idźcie. – Harry starał się, by jego głos brzmiał pewnie.

Zamknął drzwi klasy i zwrócił się w stronę Snape’a. Poczuł się jak w pułapce. Nauczyciel patrzył na niego z niechęcią, czarne oczy utkwił w jego twarzy. Zapadła niezręczna cisza. W końcu Harry odezwał się:

- Chciał pan, żebym został, profesorze.

- Tak. – Snape w końcu przemówił. – Ponieważ dyrektor uważa, że twój umysł nadal może być narażony na niebezpieczeństwo penetracji przez Czarnego Pana, masz w dalszym ciągu uczyć się oklumencji. – Tu grymas wykrzywił jego wargi. – Mam być twoim nauczycielem. – dodał.

Harry stał zdumiony, nie wiedząc co odpowiedzieć. Gdy minął chwilowy szok wypowiedział pierwszą myśl, jaka przyszła mu do głowy:

- Pan chyba żartuje.

Snape zesztywniał. Spojrzał na Harry’ego lodowatym wzrokiem.

- Uważaj do kogo się zwracasz, Potter. Jeszcze jedno słowo i zarobisz szlaban.

Harry spojrzał na niego ze złością. Czy ten człowiek nie potrafi choć raz zachować się jak... człowiek?

- Przepraszam, profesorze. Ja tylko... jestem trochę zdziwiony tym, co pan powiedział.

- Nie wiem, czemu się dziwisz, Potter. Chyba nie przypuszczałeś, że Czarny Pan zrezygnuje z tak łatwego celu, jakim jest wtargnięcie do twojego umysłu. Dwa miesiące temu przekonał się o skuteczności takiej strategii i na pewno będzie chciał ją kontynuować. A ty mu to z pewnością ułatwisz. – dodał, patrząc na Harry’ego ironicznie. Wzburzenie na twarzy chłopca zdawało się sprawiać mu satysfakcję. Na twarz wypłynął mu krzywy uśmieszek.

Harry patrzył na swojego nauczyciela, nienawidząc go z całego serca. Cały się trząsł od tłumionej furii. Zaciskał kurczowo ręce marząc o tym, by uderzyć stojącego przed nim mężczyznę. ‘Jak on śmie!’- myślał. – ‘Jak on śmie wspominać mi o tym wszystkim. Mówić tak lekko... o śmierci Syriusza!’

- Zjawisz się w moim gabinecie jutro po kolacji. Zaczniemy naukę. Ale ostrzegam cię, Potter – w głosie Snape’a czaiła się groźba – jeżeli nie będziesz przykładał się do tych lekcji, jeżeli nie zauważę żadnych postępów, koniec z nimi. Taką mam umowę z dyrektorem. I jeszcze jedno – złośliwa satysfakcja malowała się na jego twarzy. – Jeżeli nie będę z ciebie zadowolony twoje lenistwo zostanie ukarane szlabanem. Możesz odejść.

Harry zbliżył się do drzwi, gdy nagle poczuł przemożną chęć zadania Snape’owi pytania. Wiedział, że może zarobić przez to szlaban, ale ciekawość była silniejsza niż zdrowy rozsądek.

- Dlaczego zgodził się pan mnie uczyć, profesorze? Czy wpływ Dyrektora zrównoważył nienawiść, jaką czuje pan do mnie? – zapytał z najbardziej obojętną miną, na jaką mógł się zdobyć.

Snape powoli podniósł głowę. Na jego twarzy nie malowało się żadne uczucie, przypominała raczej bladą maskę. Maskę, pod którą profesor zawsze krył najwyższe rozdrażnienie.

- Dlaczego cię to interesuje, Potter? – zapytał cichym, złowrogim szeptem.

Harry przestraszył się. Wielokrotnie widział Snape’a wściekłego, w poprzedniej klasie udało mu się nawet skutecznie wyprowadzić go z równowagi, tak, że nauczyciel użył wobec niego siły, ale teraz zachowywał się inaczej. Było coś w jego głosie, co kazało Harry’emu zacisnąć rękę na różdżce w kieszeni szaty, cofnąć się w stronę drzwi i uciekać jak najszybciej. Zdecydował się jednak pozostać w klasie

- W tamtym roku powiedział pan, że nie chce mnie widzieć więcej w swoim gabinecie. Nie sądziłem, że jednak zgodzi się pan kontynuować lekcje ze mną. – powiedział odrobinę drżącym głosem. Nie chciał pokazać po sobie strachu, tłumaczył sobie, że nie jest już dzieckiem, które powinno się bać ‘starego nietoperza’, ale to było silniejsze od wszelkiej logiki. Snape powoli odsunął krzesło, podniósł się i podszedł do Harry’ego. Ten stał przy drzwiach, drżąc lekko i zaciskając palce na różdżce. Nauczyciel zbliżył swoją twarz do jego, a Harry zmusił się, żeby spojrzeć w te ciemne, zimne tunele, które były oczami Mistrza Eliksirów. Zadrżał mocniej, widząc wyraz twarzy Snape’a. Zimna nienawiść – oto co wyrażała ta twarz.

- To nie twoja sprawa, Potter. I nie igraj z ogniem, bo się sparzysz. Nie radzę ci mnie prowokować, bo niechciałbym być w twojej skórze, gdy stracę cierpliwość. A teraz zabieraj się stąd, już!

- Ja pana nie prowokuję. – powiedział Harry, zanim zdążył się powstrzymać. I widząc niebezpieczne błyski w oczach nauczyciela, szybko wyszedł z klasy i pobiegł do pokoju wspólnego Gryfonów.

 

Uwolnione wspomnienia.

 

Ron i Hermiona już tam na niego czekali.

- Harry! – Hermiona pomachała mu ręką. – Tutaj!

Harry podszedł do nich, siedzieli w odosobnionym kącie pokoju w wygodnych fotelach. Przed nimi piętrzyły się notatki z Transmutacji, Eliksirów i kilka opasłych książek Hermiony.

- Czego chciał od ciebie Snape?

- Powiedział, że będzie mnie uczył oklumencji. – westchnął chłopiec. – Mam iść do niego jutro po kolacji.

- No tak, to oczywiste. – powiedział Hermiona tonem ‘mogliśmy się tego domyślić’. Przecież Voldemort nadal może próbować zawładnąć twoim umysłem, prawda Harry?

- To właśnie powiedział mi Snape.

Zamyślili się wszyscy troje, aż w końcu Hermiona przerwała ciszę.

- Harry, powiedz nam, dlaczego Snape w tamtym roku przerwał waszą naukę oklumencji? Powiedziałeś, że to dlatego, że już ją opanowałeś, ale jakoś ci nie wierzę.

Harry drgnął, popatrzył na Hermionę z błyskiem lęku w oczach, spuścił wzrok i oblał się rumieńcem. Teraz również Ron wpatrywał się w niego z zainteresowaniem.

- No! – ponaglił przyjaciela.

- Co? – Harry udawał, że nie wie, o co im chodzi.

- Oj, Harry, nie zgrywaj się. Co się wtedy stało?

Chłopiec popatrzył na nich i westchnął z rezygnacją.

- No dobrze, powiem wam. Pamiętacie ten dzień, gdy znaleźli Montague’a w toalecie? – kiwnęli głowami. – Miałem wtedy lekcję u Snape’a, gdy przyszedł Malfoy i poprosił go do skrzydła szpitalnego. Snape kazał mi wtedy wracać do Wieży, ale ja zostałem chwilę i ... zobaczyłem na biurku myślodsiewnię. Pomyślałem, że może dowiem się czegoś o pracy Snape’a dla Zakonu i ... – zawahał się – wszedłem w jego wspomnienia.

- Co?! – głos obydwojga zabrzmiał jak wystrzał, wszyscy w pokoju zwrócili na nich głowy.

- Cii ... – Harry starał się ich uspokoić.

- Harry, jak mogłeś! – Hermiona zaczęła mu szeptem czynić wyrzuty. - Przecież to były jego prywatne myśli, nie miałeś prawa!

Ron zainteresował się techniczną stroną tego wydarzenia.

- Harry, jak to wyglądało? Co tam zobaczyłeś? – zapytał, z trudem hamując ciekawość.

- Ron, jak możesz! Harry nie powinien nam tego powtarzać.

- Daj spokój, Hermiono. Nie mów mi, że nie jesteś ciekawa?

- Bardziej jestem ciekawa, jakim cudem udało się Harry’emu wyjść z tego cało. Bo odgaduję, że Snape przydybał cię na szpiegowaniu jego wspomnień?

Harry kiwnął głową. Ron popatrzył na niego z mieszaniną podziwu, strachu i niedowierzania.

- Nie żartuj! I Snape cię nie zabił? Nie okaleczył? Harry, ty to jednak masz cholerne szczęście.

- Ron, przecież to nauczyciel, nie zaatakowałby ucznia.

Harry uśmiechnął się.

- No wiesz, był tego bliski. W życiu nie widziałem go tak rozwścieczonego.

Ron ledwie panował nad podnieceniem.

- Harry, co takiego zobaczyłeś w tej myślodsiewni?

- Ron, przestań!

- Och, Hermiono, jak nie chcesz tego posłuchać, to idź stąd. Jesteś tak samo ciekawa jak ja. Harry, było tam coś o ... śmierciożercach? Albo o tym zadaniu Snape’a?

Harry znów na nich spojrzał. Wspomnienie z myślodsiewni było nadal żywe w jego pamięci. W dalszym ciągu sprawiało ból, paliło wstydem. Coś z tych myśli musiało odbić się na jego twarzy, bo nagle jego przyjaciele spoważnieli. Ron przerwał ciszę.

- Harry, nie musisz nam tego opowiadać. To musiało być coś strasznego, w końcu rozmawiamy o Snapie, byłym śmierciożercy...

- Nie, nie, to nie było nic z tych rzeczy. To... to było jego wspomnienie ze szkoły.

I widząc na ich twarzach nieme pytanie, zaczął opowiadać.

- ... I tata z Syriuszem pytali Lupina, czy podobało mu się pytanie o wilkołakach. Wszyscy się śmiali i poszli na błonia, pod to drzewo obok jeziora. Tam Syriusz zaczął narzekać, że się nudzi. Wkurzył się na tatę, bo ten... cały czas podrzucał znicza, no wiecie, popisywał się przed Glizdogonem i innymi uczniami. Nadszedł Snape i tata zaczął się z niego nabijać. Wtrącił się Syriusz, Snape wyjął różdżkę, ale tata był szybszy. Odwrócił go do góry nogami i powiesił tak w powietrzu. Wtedy z grupki dziewczyn nad jeziorem wyszła moja mama. Kazała tacie przestać, strasznie się na niego wkurzyła. Powiedziała, że wolałaby umówić się z wielkim pająkiem, niż z nim... – Ron zaczął chichotać, a Hermiona zgromiła go wzrokiem. - ...Tata puścił Snape’a i zaczął rozmawiać z mamą, o ile można to nazwać rozmową, bo cały czas była na niego wściekła. I wtedy Snape zaatakował tatę od tyłu, a ten znów wysłał go w powietrze, głową w dół. Ludzie zaczęli się przybliżać, śmiali się i pokazywali Snape’a palcami. Mama znów stanęła w jego obronie, a ten nazwał ją ‘szlamą’. Tata się zdenerwował, kazał mu ją przeprosić, ale mama wtedy powiedziała, że on jest taki sam. I że dziwi się, że miotła taty może z nim w ogóle wystartować, taki jest napuszony. Mówiła, że miota zaklęcia na każdego, kto mu się narazi, że uważa się za najlepszego i że mdli ją na jego widok... – głos Harry’ego się załamał, a Ron nie mógł powstrzymać śmiechu. Hermiona syknęła na niego z oburzeniem.

- Och, Harry, przepraszam cię ale twoja mama była taka zabawna! Ten tekst z pająkiem, albo miotłą, po prostu super! Szkoda, że tego nie widziałem. Co było dalej?

- Mama odeszła, tata udawał, że nic się nie stało, ale widać było, jak bardzo jest wściekły. Odwrócił się i chciał ściągnąć Snape’owi gacie.

Popatrzyli na niego z przerażeniem.

- I z...zrobił to? – Hermiona z wrażenia otwarła szeroko oczy.

- Nie wiem. W tym momencie zjawił się prawdziwy Snape. Wróciliśmy do jego gabinetu.

Przerażenie na twarzach przyjaciół jeszcze się pogłębiło.

- Wyglądał, jakby dostał szału. Potrząsał mną mocno, cały czas pytając, czy uważam, że tata był zabawny. Potem odrzucił mnie od siebie z całej siły, kazał wynosić się z gabinetu i krzyknął, że nie chce mnie tam nigdy widzieć. Na koniec, gdy wybiegałem, obrzucił mnie w drzwiach martwymi karaluchami. To wszystko. – dokończył Harry. Popatrzył na swoich przyjaciół, z lękiem oczekując na ich reakcję.

- To dlatego chciałeś widzieć się z Syriuszem? – Hermiona jak zwykle domyśliła się wszystkiego. – Żeby ci to wytłumaczył i ...podał powody?

- Tak. Ale Syriusz powiedział tylko, że tata i Snape się nienawidzili. Nie mówił dlaczego. Ale ja... ja nie wyobrażam sobie, żeby tak kogokolwiek potraktować. Doskonale wiem, jak Snape musiał się wtedy czuć. Też byłem taką ofiarą Dudley’a. I nigdy nie przypuszczałem, że mój ojciec mógłby się tak zachować. I jeszcze mama. Nie wiem, jak to się stało, że się pobrali. Gdybyście ją wtedy widzieli. Ona naprawdę nienawidziła mojego taty.

- Harry, to na pewno nie tak. On miał wtedy w końcu 15 lat, miał prawo do głupich figli.

- Wiesz, ja też miałem 15 lat. I nie przyszło by mi do głowy wieszać kogoś do góry nogami i ściągać mu gacie. Nawet największemu wrogowi.

- No nie wiem. – Ron zdawał się być nadal rozbawiony. – Malfoy by się chyba nadawał...

- Ron, przestań! To nie jest śmieszne.

Ale Harry był zadowolony, że przynajmniej jedna osoba znajduje jakieś humorystyczne elementy w tej scenie. Też się uśmiechnął.

- A co na to Lunatyk? Przecież był prefektem, nie przerwał tego? – W Hermionie znów odezwał się głos obrońcy zasad.

- Nie, tylko się przyglądał. Widać było, że to mu się nie podoba, ale nic nie zrobił. Wyglądał na wyczerpanego, chyba zbliżała się pełnia.

- Harry – dziewczyna zaczęła poważnym tonem. – Mam nadzieję, że nie oceniasz swojego taty na podstawie tej jednej scenki. On na pewno nie zawsze tak się zachowywał. A ty... taki byłeś dumny, gdy ktoś ci mówił, że jesteś podobny do ojca, prawda? Bo to jest powód do dumy. Gdyby twój tata zawsze zachowywał się jak... no tak jak opowiadałeś, wtedy nigdy nie zdobyłby szacunku Hagrida, McGonnagal i Dumbledore’a. To był tylko epizod, którego podstaw tak naprawdę nie znasz. Harry, nie trać wiary w swojego ojca!

- Hermiono, to samo mniej więcej powiedział mi wtedy Syriusz. Ja... ja już nie potrafię myśleć o tacie tak jak dawniej. Nie wiem. Nie chcę teraz o tym rozmawiać.

Znów zaległo milczenie. Nagle Ron je przerwał.

- Ciekawe swoją drogą, dlaczego Snape zgodził się ciebie teraz uczyć...

- Zapytałem go o to. - Harry znów spojrzał na przyjaciół, badając ich reakcję. Mógł być z siebie dumny. Wywołał odpowiednie wrażenie.

- Stary, życie ci niemiłe? Jak to przeżyłeś?!

- Harry, przecież wiesz, jaki jest Snape! Nie lubi, gdy się wtrącać w jego życie, a to pytanie było osobiste. Dlaczego wciąż go prowokujesz? Jeszcze po tym, jakie miałeś z nim przeżycia...

- Oj, dajcie spokój. Zdenerwował się, oczywiście, powiedziałbym nawet, że był wściekły. Ale nie było tak źle. – Harry zdecydował się zatrzymać dla siebie uczucia, jakie mu towarzyszyły, gdy zadał nauczycielowi to pytanie. – Powiedział tylko, żebym nie igrał z ogniem i go nie prowokował, bo będzie ze mną źle. I kazał mi się wynosić z gabinetu, a ja to szybko wykorzystałem, żeby nie zarobić szlabanu.

- Stary, ty to naprawdę jesteś odważny. Nie dziwię się, że tyle razy stawiałeś czoła Sami-Wiecie-Komu. Skoro udało ci się ze Snapem...

- Ron, przestań, to nie jest śmieszne.

Ale jej głos zginął w wybuchu śmiechu dwojga chłopców. Ona też przyłączyła się do ogólnej wesołości.

Noc w bibliotece.

 

Harry zbudził się raptownie, zlany zimnym potem. Znów śnił mu się ten koszmar. Syriusz wpadający za zasłonę śmierci, wpatrujący się w niego oskarżycielskim wzrokiem... Harry usiadł na łóżku i oddychał głęboko. Za oknami była czarna noc, spojrzał na zegarek: pierwsza w nocy. Powoli się uspokajał. W dormitorium panowała cisza, przerywana jedynie pochrapywaniem czwórki pozostałych Gryfonów. Harry chciał pójść w ich ślady, ale wiedział, że teraz nie zaśnie. Bał się po prostu zamknąć oczy. Rozmowa z Ronem i Hermioną odświeżyła w jego pamięci obraz ojca chrzestnego, jego twarz, śmiech podobny do warczenia psa, rozmowy podczas pobytu Harry’ego na Grimmauld Place. W trakcie wakacji często miewał sny związane z Syriuszem, lecz ustały one pod wpływem przyjaciół, którzy nie pozwalali mu zadręczać się zbyt długo. Jednak teraz, gdy znów znalazł się w Hogwarcie, gdy wszystkie wydarzenia poprzedniego roku stały się znów tak świeże, koszmar wrócił. Harry wstał. Czuł, że musi natychmiast wyjść z dormitorium, bo w przeciwnym wypadku się udusi. Wyjął z kufra pelerynę-niewidkę i wyszedł po cichu z Wieży Gryffindoru. Znalazł się w ciemnym , uśpionym korytarzu. Posągi i zbroje porozstawiane po kątach skrzypiały złowrogo. Ciszę zamku przerywał odgłos jego ostrożnych kroków oraz pochrapywanie uśpionych portretów. Harry zastanawiał się przez chwilę, dokąd ma pójść. Potrzebował samotności. Odosobnionego miejsca, gdzie w końcu nie musiałby niczego udawać. Gdzie mógłby dać wyraz swojej rozpaczy. I w którym istniałoby najmniejsze prawdopodobieństwo spotkania Filcha czy któregoś z nauczycieli. ‘Biblioteka!’ – pomyślał – ‘tak, to będzie najlepsze miejsce.’

Wszedł do ciemnego pomieszczenia. Skręcił w stronę Zakazanego Działu, gdzie, jak wiedział, przy samym wejściu znajdował się zakątek przeznaczony dla nauczycieli. Fotele i mały stoliczek miały zapewnić wygodę w trakcie czytania. Harry wiedział, że pani Pince często tam przesiaduje, już po zamknięciu biblioteki, lecz w nocy nie spodziewał się nikogo. Opadł na fotel, peleryna zsunęła mu się z ramion, zwinął ją i położył obok. Próbował uporządkować myśli, zapanować nad żalem dławiącym go w gardle, ale było to ponad jego siły. Wspomnienia Syriusza, ojca maltretującego Snape’a, Voldemora oraz treści przepowiedni zwaliły się na niego całym ciężarem. Jego ciałem wstrząsnął szloch, próbował powstrzymać piekące łzy, cisnące mu się do oczu, ale nie potrafił. Ukrył twarz w dłoniach i zapłakał. Przez dłuższą chwilę ciszę biblioteki zakłócał ten jeden dźwięk. Mówi się że chłopak nie powinien płakać, bo staje się przez to śmieszny. To nieprawda. Trudno byłoby znaleźć bardziej tragiczny obraz niż tego młodego mężczyzny, w jedynej w jego życiu chwili słabości.

Nagle Harry poczuł czyjąś obecność w bibliotece. Powoli podniósł głowę. ‘Nie, nie wierzę, to jakiś koszmar!’ – pomyślał. Nad nim stał Severus Snape.

- Co tu robisz, Potter? – zapytał Mistrz Eliksirów swym zwykłym, zimnym głosem.

Harry szybko wytarł oczy rękawem, omal nie strącając sobie okularów z nosa i wbił wzrok w podłogę, nie odpowiadając Snape’owi.

- Zapytałem cię o coś, Potter. Wstań i spójrz mi w oczy, gdy do ciebie mówię. – nakazał groźnym tonem.

Harry wstał i zmusił się, by spojrzeć na nauczyciela. Cały dygotał od przebytego dopiero co wzruszenia oraz złości, że został przyłapany. Snape wpatrywał się długo w twarz młodego Gryfona. Harry wiedział, że jego czerwone oczy i ślady łez są wystarczającą odpowiedzią na zadane pytanie.

- Odpowiadaj, Potter! Co tu robisz w środku nocy?

- Chciałem się przejść. – wyszeptał Harry, widząc że nie uniknie dalszych indagacji.

- O tej porze? Przechadzka? Dziwnie mało prawdopodobne, Potter.

Harry poczuł falę złości na nauczyciela. Czy nie może zostawić go w spokoju? Dlaczego akurat on jest świadkiem jego słabości?

- A co to pana obchodzi?! – krzyknął, zanim zdołał się powstrzymać. – To nie pański interes, co ja tu robię!

- Gryffindor traci 50 punktów, Potter. Zapominasz do kogo mówisz, jeszcze jedno słowo i dam ci szlaban. Nadal czekam na odpowiedź. No!? – ponaglił go.

Harry stracił nad sobą panowanie. Chciał wykrzyczeć Snape’owi w twarz to wszystko, co o nim myślał od czasu śmierci Syriusza. Poczuł, że teraz nadeszła ta chwila.

- Użalam się nad sobą, to pan chciał usłyszeć?! – krzyknął. – Rozpamiętuję to, co zrobiłem! A wie pan, co zrobiłem?! – roześmiał się histerycznie. – Uśmierciłem dwóch pańskich największych wrogów! Każdy z nich zginął ratując mi życie! Niech pan poczeka, może Lupin też się dla mnie poświęci i umrze! Proszę nie tracić nadziei! Powinien pan być mi wdzięczny. James Potter i Syriusz Black nie żyją. Nie ma ich! Przeze mnie! Jest pan teraz zadowolony? Nadal pan mnie nienawidzi? Dlaczego, przecież wyświadczyłem panu przysługę! Pozbyłem się pańskich wrogów! – krzycząc te słowa, Harry rzucił się, by wybiec z biblioteki, lecz Snape złapał go za ramiona. Harry szarpał się z nim przez chwilę, ale żelazne palce Snape’a zacisnęły się na jego ramionach jak kleszcze.

- Niech pan mnie puści! – krzyknął Harry, próbując się wyrwać, ale Snape jeszcze mocniej ścisnął go za ramiona. Teraz Harry prawie stykał się z szatą swojego znienawidzonego nauczyciela. Ciałem chłopca wstrząsały dreszcze. Oparł twarz o ramię Mistrza Eliksirów i zapłakał.

Po kilku minutach uspokoił się. Stwierdził, że Snape w dalszym ciągu przyciska go do siebie. Zrobiło mu się nieswojo.

- Może mnie pan już puścić, profesorze. – powiedział cicho i poczuł, że uścisk zelżał. Spojrzał w twarz Snape’a i z ulgą stwierdził, że brak w niej zwykłego, ironicznego uśmieszku. Nie zniósłby, gdyby nauczyciel zaczął się teraz z niego wyśmiewać. Twarz Snape’a była poważna.

- Wracaj do Wieży Gryffindoru, Potter. – powiedział i sam wyszedł z biblioteki. Po dłuższej chwili Harry zrobił to samo.

 

 

Lekcja oklumencji i co z tego wynikło.

 

Następnego dnia Harry z wahan...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin