Rozwój kultu św.Wojciecha.doc

(130 KB) Pobierz
ROZWÓJ KULTU ŚWIĘTEGO WOJCIECHA

Rozwój kultu świętego Wojciecha

Opracowała mgr Dorota Ciurysek

I.                   Pierwszy rozkwit czci św. Wojciecha w Polsce

              Już wcześnie chrześcijanie zaczęli wyróżniać i czcić tych, którzy w sposób szczególny naśladowali Chrystusa, którzy umierali za wiarę, jak Chrystus przeszli przez mękę, śmierć i odnieśli zwycięstwo. T. Silnicki podaje, że: „Kult świętych łączył się w średniowieczu osobliwie z kultem ich szczątków. Relikwie męczenników były ze wszystkich najcenniejsze i najbardziej pożądane. Relikwie wybitniejszych świętych były chwałą danej miejscowości i danego kościoła, ściągały rzesze pielgrzymów, bywały miejscem cudów [...] oraz stanowiły podstawę dla tytułów kościołów, diecezji i całych prowincji kościelnych”[1].

              Kult męczennika Wojciecha zaczął się już w miejscu jego śmierci męczeńskiej. Pierwszymi czcicielami Męczennika byli dwaj bracia zakonni i towarzysze misji, Radzym-Gaudenty i Benedykt Bogusza. To od nich dowiedział się Bolesław Chrobry o jego śmierci.

              Złożenie relikwii świętego Wojciecha w bazylice Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny sprawiło, że już od roku 1000 Gniezno stało się celem licznych pielgrzymek znaczących osobistości, książąt i królów. Jednym z pierwszych i najdostojniejszych pielgrzymów był cesarz Otton III, który pragnął złożyć hołd czci i miłości świętemu Męczennikowi, a zarazem przyjacielowi.„Grób świętego Wojciecha stał się tajemniczym ogniwem wiążącym Polskę z Zachodem, wiążącym Polaków i wiążącym pokolenia.W roku 1000 podążyła do jego grobu cała elita świata zachodniego, znajdując na wschodzie nowy punkt oparcia zachodniego chrześcijaństwa, przesunięcia jego granic”[2]. Prawdopodobnie w tym czasie książę polski podarował cesarzowi relikwie z ręki świętego Wojciecha. „Część tej relikwii – pisze Jadwiga Karwasinska – cesarz złożył w Akwizgranie, część w Rzymie na wysepce Tybru, fundując tu i tam kościoły pod wezwaniem nowego Męczennika. Za tym przykładem powstają kościółki, kaplice i ołtarze w ziemiach nadreńskich i bawarskich oraz w niektórych klasztorach włoskich”[3]. W roku 1010 stworzona dla Węgier metropolia w Ostrzychomiu otrzymała wezwanie Najświętszej Maryi Panny i świętego Wojciecha.

              Główną część relikwii biskupa Wojciecha złożono w ścianie bazyliki, następnie zamknięto grób, domurowując przed nim ołtarz z kamienia. Miały one służyć jako relikwie ołtarzowe niezbędne według ówczesnych przepisów liturgicznych Kościoła dla odprawiania mszy świętej. Inne części świętego, a więc przede wszystkim głowę i drugą rękę złożono w kosztownych relikwiarzach, aby wystawiać je w dni uroczyste ku czci publicznej oraz obnosić naokoło kościoła w procesjach. Jego relikwii używano również do konsekracji kolejno budowanych kościołów i kaplic.

              Z metropolii gnieźnieńskiej, powstałej na męczeńskim grobie świętego Wojciecha, rozchodziła się cześć świętego Patrona na całą Polskę i wnikała głęboko w serca wiernych. „Grób ten stał się świętością religijną, narodową, dziejową”[4]. Szerzyli ją gorliwie sami monarchowie oraz powołane przez nich i biskupów zastępy kapłanów, świeckich i zakonników spod znaku św. Benedykta i św. Romualda.

 

              „Tak jak nad grobami apostołów Piotra i Pawła wyrósł Kościół rzymsko-łaciński, tak nad grobem św. Wojciecha, następcy apostołów, misjonarza i męczennika, ustanowiono niezależną metropolię ziem piastowskich. Stała się ona podwaliną Królestwa Polskiego”[5]. Duchowni i zakonnicy – pisze Nowacki – swą cześć dla świętego Męczennika przelewali w pracy kaznodziejskiej na lud za pomocą wiernych, barwnych i wzniosłych opisów jego życia, męczeństwa i cudów”[6].

              Oprócz Gniezna i ówczesnych klasztorów benedyktyńskich nowymi ośrodkami kultu świętego Wojciecha stały się rozsiane po całym kraju kościoły w Poznaniu, Kaliszu, Wrocławiu, Krakowie, Płocku. Kościoły te zostały obdarzone relikwiami przez Bolesława Chrobrego i jego pierwszych następców.

              J. Nowacki podaje: „Życie kościelne Polski, a zarazem pierwszy rozkwit kultu św. Wojciecha podcięte zostały zamętem w kraju i reakcją pogańską po śmierci króla Mieszka II”[7]. Na nasz kraj w 1038 roku najechał książe czeski Brzetysław, pustosząc i łupiąc wszystko to, co miało wartość duchową i materialną.Ograbiona wówczas katedra gnieźnieńska, z bogatych swych skarbów opustoszała na długie lata. Podczas tej wyprawy wojennej książę Brzetysław razem z biskupem praskim Sewerem przenieśli relikwie świętego Wojciecha do Pragi i umieścili w osobnej kaplicy w katedrze św. Wita.

              Arcybiskupstwa gnieźnieńskiego i jego bazyliki nie zdołały podźwignąć z upadku wielkie wysiłki włożone w odbudowę Kościoła polskiego przez Kazimierza Odnowiciela. Dopiero za Bolesława Śmiałego dzieło to zostało dokonane i w 1064 roku katedra został ponownie konsekrowana. „Wraz z odbudową katedry odradza się kult Świętego i wiara w jego cudowną opiekę”[8]. Ale prawdziwa renowacja – dodaje prof. Z. Wojciechowski – przyszła dopiero za Bolesława Krzywoustego. „Polska żyje wówczas pod szerokim znakiem kultu św. Wojciecha”[9]. Prawdopodobnie na Wielkanoc 1113 roku Bolesław Krzywousty odbył pielgrzymkę pokutną do grobu świętego Wojciecha w Gnieźnie, aby przebłagać Boga za stracenie swego buntowniczego brata Zbigniewa. Kronikarz polski Gall Anonim tak opisuje całe wydarzenie: „wśród łez i modlitw wędrował boso. Gdy zaś wreszcie przybył do miasta i grobu św. Męczennika, jakże wielkie rozdał jałmużny ubogim, ileż to ozdób złożył w kościele na ołtarzach! Dowodem tego jest dzieło złotnicze, które Bolesław kazał sporządzić na relikwie św. męczennika jako świadectwo swej pobożności i pokuty. Trumienka owa bowiem zawiera w sobie 80 grzywien najczystszego złota, nie licząc pereł i kosztownych kamieni”[10].

              W tym okresie, z okazji przebudowy katedry w 1127 roku. odnaleziono relikwię głowy świętego Wojciecha, którą ukryto widocznie podczas zamętu w kraju po zgonie Mieszka II i przed najazdem czeskiego Brzetysława. Metropolita gnieźnieński Jakub ze Żnina oddał ją do publicznej czci, a wraz z nią wzrósł kult świętego Wojciecha. Do Gniezna zaczęli znów pielgrzymować liczni pątnicy. Prosty lud przez wiele dziesiątków lat składał hołd świętemu Męczennikowi w sposób po części pogański. „Przynoszono do grobu jadło w misach i napoje, układając je wokół tumby. Od początku przynoszono także wota ze szlachetnych

metali, które potem w części ginęły, a inne były przechowywane w katedralnym skarbcu”[11]. Pod sztandarem świętego Wojciecha zaczęto także prowadzić ewangelizację ziem pogańskich. „Gwardyjski oddział Krzywoustego wystawiony przez ziemię gnieźnieńską nosił imię św. Wojciecha. W XII wieku męczennik uchodził za parona metropolii gnieźnieńskiej i zarazem całej Polski”[12].

              Śladami świętego Wojciecha podążali liczni misjonarze, czerpiąc natchnienie z jego „żarliwości apostolskiej i naśladując jego styl misji: bez żelaza, krwi i ognia, w oparciu o środki łagodne, proste i ubogie”[13]. Misje kierowały się zazwyczaj ku ludom nie umiejącym czytać i pisać. Zatem nie pisma, ale żywe słowo, przykład, gesty, czyny i cuda musiały odgrywać „rolę przekaźników treści chrześcijańskich”[14]. Kontynuatorami spuścizny wojciechowej byli: św. Brunon z Kwerfurtu i św. Otton z Bambergu.

              W XIII wieku mimo nowego narodowego kultu świętego Stanisława (kanonizacja w Asyżu w roku. 1253) kult świętego Wojciecha bynajmniej nie zagasa.

              T. Silnicki pisze: „Arcybiskup Jakub Świnka – wydaje na synodzie Łęczyńskim w 1285 r. postanowienie, by historia św. Wojciecha znajdowała się we wszystkich kościołach katedralnych i konwentualnych, i by była recytowana i śpiewana”[15]. Imię świętego Wojciecha weszło też do kalendarzy i do litanii. Cieszyło się w średniowieczu ogromną popularnością. Jak dowodzi W. Korzeniowska: „Nadawane niemalże większości męskich potomków danej osady doprowadziło do dezorientacji; aby odróżnić kolejnych Wojciechów, nadawano im drugie imię”[16]. Z czasem imię Wojciech przekształciło się w nazwisko.

              Ułożono też specjalne modły mszalne i brewiarzowe na 23 kwietnia oraz na dni obchodzone jako translacja 20 X i 6 XI. W Polsce święto świętego Wojciecha 23 kwietnia ogłoszone zostało, jako „festum fori wśród najuroczystszych na całą prowincję gnieźnieńską w 1420 r. statutem Mikołaja Trąby”[17]. Należy, więc przypuszczać, że uzgodniono wskutek tego niemal na wszystkich ziemiach polskich praktykę liturgiczną obowiązującej uroczystości. W które należało się powstrzymać od pracy. „W czasie obchodów, które mogły trwać kilka dni przed świętem św. Wojciecha i po nim – jak za abpa Jarosława Bogorii Skotnickiego w 1354 r. – wystawiano do ucałowania trumienkę św. Wojciecha i relikwiarz jego głowy”[18].

              Od początku XI stulecia powstały również hymny i sekwencje ku czci świętego Wojciecha. Jedne weszły w skład oficjalnych modłów kościelnych, inne zaś nie znajdując zastosowania w liturgii, były wyrazem uwielbienia dla Męczennika i świętego Patrona.

              „Z metropolii Polski, wyrosłej na męczeńskim grobie św. Wojciecha, opromienionej blaskiem pełnej niezawisłości państwa polskiego od niemieckiego cesarstwa, blaskiem koronacji królewskiej Chrobrego w Boże Narodzenie 1025 r. i jego pierwszych następców, rozchodziła się cześć świętego Patrona na cały kraj i wnikała głęboko w dusze wiernych”[19].

              Do oznak oddawanej pamięci świętemu biskupowi pod wsią Tenkitten nad brzegiem morza Bałtyckiego po dzień dzisiejszy jest ustawiony krzyż żelazny. „Na tablicy umieszczonej na północnej stronie następujący czytamy napis: Bischaf ST. Adalbert starb hier den Maertyrer Tod. 997 für das Licht des Christenthums. Co znaczy: Biskup święty Wojciech zmarł tu męczeńską śmiercią 997 za światło chrześcijaństwa”[20].

              Reasumując należy podkreślić, że kult świętego Wojciecha osiągnął międzynarodowe znaczenie, wielbiono go nie tylko w Polsce, ale także w Czechach, Rzymie, Niemcach i na Węgrzech.

              3 czerwca 1979r, Jan Paweł II powiedział: „W pamięci Kościoła na ziemi Bolesławów utrwalił się najwymowniej św. Wojciech.[...] Ten niestrudzony misjonarz stał się owym ziarnem, które wpadłszy w ziemię musi obumrzeć, aby wiele przynieść owocu. Świadectwo śmierci męczeńskiej, świadectwo krwi przypieczętowało w sposób szczególny chrzest, jaki przed tysiącem lat przyjęli nasi praojcowie. Męczeńskie zwłoki Apostoła, Biskupa Wojciecha, legły u fundamentów chrześcijaństwa na całej polskiej ziemi”[21].

II.               
Święty Wojciech w literaturze i legendzie średniowiecznej

              Początek rozwoju literatury o świętym Wojciechu „stanowi literatura uczona, która z czasem przechodzi w stadium literatury ludowej, która wyraża się w przedstawieniu legend, cudów, dziwacznych opisów kształtowanych przez twórców ludowych”[22]. Średniowieczna literatura i legenda o świętym Wojciechu dzieli się na trzy kolejno narastające warstwy. Pierwsza jest związana z chwilą jego śmierci i wywołana potrzebą uczczenia jego działalności. Druga powstaje dla potrzeb kościelno-liturgicznych w XII i XIII wieku, gdy kult świętego Wojciecha przeżywa okres renesansu, zwłaszcza w Polsce. Trzecia wreszcie stanowi okres przejściowy między literaturą i legendą żywą, a literaturą uczoną; dzieła, powstałe u schyłku średniowiecza, mają charakter kompilacyjny, ale jako rodzaj literacki posiadają jeszcze szczątki oryginalności.

              Jeśli chodzi o podział rzeczowy, to w literaturze tej reprezentowane są prawie wszystkie rodzaje literackie: żywoty, pasje, legendy, kroniki, zapiski rocznikarskie, reprezentowana jest proza i wiersz. Wśród autorów spotykamy Włochów, Niemców, Polaków i Czechów[23]. Przegląd ten daje wyobrażenie o szerokości rozprzestrzeniania się kultu świętego Wojciecha i o głębi zainteresowań, jakie postać ta wywołała setki lat po swojej śmierci.

              Pierwsze żywoty świętego Wojciecha powstawały poza granicami Polski i Czech. Pisali je ludzie, którzy opanowali w wysokim stopniu kunszt pisarski i literacki, a tych zalet w tym stopniu, nie można było nabyć w ówczesnej Polsce lub Czechach. Dopiero w drugim i trzecim stadium twórczości hagiograficznej pojawiają się dzieła pisarzy polskich i czeskich. Pierwsze polskie wzmianki o męczeństwie świętego Wojciecha ograniczają się, do skromnych zapisek rocznikarskich[24].

              J. Karwasińska pisze: „Spośród licznych żywotów św. Wojciecha wartość historyczną i to wielką mają dwa najstarsze:

1.     Vita prior lub J. Canaparii vita s. Adalberti, napisana w latach 998 – 999. Teksty jej ukazywały się w druku od początku XVII wieku.

2.     Vita altera, posterior, napisana przez św. Brunona z Kwerfurtu pod koniec roku 1004 na podstawie Vita prior, wzbogacona jest jednak i wiadomościami własnymi autora”[25].

              Pierwszy z wyżej wymienionych żywotów powstał w związku z kanonizacją świętego Wojciecha. Autorstwo jego jest dotąd rzeczą sporną. Jedni przypisująje bratu Wojciecha, Gaudentemu-Radzymowi. Drudzy dopatrują się go w Janie Kanapariuszu, mnichu klasztoru śś. Aleksego i Bonifacego na Awentynie, gdzie biskup praski spędził kilka lat swego życia, inni znów opowiadają się za papieżem Sylwestrem II. Za tym ostatnim przemawia najstarsza tradycja, przekazana przez rękopis z Monte Cassino, mieniąca go wydawcą żywota. G. Labuda zaznacza: „Pewne jest, że żywot ten powstał w Rzymie, na pewno z natchnienia papieża Sylwestra, może w jego otoczeniu, może przez niego samego napisany. Autor opierał się na relacjach ustnych dwóch uczestników ostatniej podróży życiowej Męczennika, Gaudentego Radzyma i Benedykta, zebrał wiadomości wśród braci klasztornej na Awentynie, następnie okrasiwszy je na przemian wycinkami z Pisma św. i z poetów starożytnych, spisał w 30 rozdziałach życiorys św. Wojciecha, kończący się opisem męczeństwa”[26].

              Żywot drugi „Vita altera, posterior” powstał prawdopodobnie w Rzymie i w Niemczech. Św. Brunon z Kwerfurtu – autor tego żywota kształcąc się w Magdeburgu, a następnie przebywając we Włoszech i na Węgrzech uzyskał od znajomych świętego Wojciecha informacje nieznane i szczegóły pominięte przez żywot pierwszy. Żywot ten przechował się w dwóch redakcjach: szerszej i krótszej. Redakcja szersza zachowała się tylko w nielicznych rękopisach zachodnio-europejskich, benedyktyńskich; krótsza w dwu rękopisach praskich z XIV i XV wieku.

              „Trzecim pisanym pomnikiem wystawionym św. Wojciechowi jest anonimowa pasja, nazwana Pasją z Tegernsee”[27]. Najstarszy z dwóch zachowanych rękopisów tej pasji pochodzi ze schyłku XI wieku z biblioteki klasztoru w Tegernsee (Górna Bawaria). Szereg uczonych sądzi, że autorem tej pasji był Słowianin, a spisano ją w opactwie benedyktyńskim w Międzyrzeczu lub w Gnieźnie. G. Labuda podaje: „ma ona dużą wartość jako źródło historyczne, zwłaszcza jeśli chodzi o szczegóły odnoszące się do ostatnich chwil życia św. Wojciecha i do jego pobytu w Polsce”[28].

              Obok tych głównych pomników literatury o biskupie praskim i apostole Prus przechowały się jeszcze krótkie o nim wzmianki w kronice biskupa merseburskiego Thietmara, który podobnie jak Bruno z Kwerfurtu uczył się w Magdeburgu i podobnie jak tamten zetknął się z miejscową, magdeburską tradycją o Wojciechu-Adalbercie. Natomiast kronikarz czeski Kosmas przejął ze znanego sobie żywota świętego Wojciecha tylko kilka fragmentów, które uzupełniają ostatni etap życia świętego. Z kolei polski kronikarz Anonim Gall szerzej opisał o synodzie gnieźnieńskim z marca 1000 roku, niż o pobycie Wojciecha w Polsce, na dworze księcia Bolesława.

              „Z zapisek współczesnych wymienić należy krótkie notatki roczników kwedlinburskich i hildesheimskich o męczeńskiej śmierci św. Wojciecha, następnie wierszowane sekwencje na cześć Męczennika, ułożone w klasztorze benedyktyńskim w Reichenau. Są one tylko świadectwem, że w pobliskich Niemczech interesowano się niezwykłą śmiercią biskupa praskiego”[29].

              O kulcie świętego Wojciecha świadczą również legendy, które powstawały w XII i XIII wieku. „Zawierały niekiedy fantastyczne opowiadania o cudach, jakie za sprawą Świętego dziać się miały, a także relacje z pobytu Wojciecha w różnych miejscach Polski”[30]. Najstarsza legenda o życiu i śmierci świętego Wojciecha znana jest pod nazwą „Tempore illo” zaczynająca się od pierwszych jej słów. Autor legendy jest nieznany, lecz są pewne sugestie co do autorstwa, a mianowicie mogła być to osoba pochodząca z klasztoru w Trzemesznie, ponieważ kilka razy wymienia się nazwę tej miejscowości w legendzie. Z. T. Wiewióra podaje, że: „zawiera ona niezwykle bogaty zbiór podań różnego pochodzenia. Obejmuje podania wielkopolskie, pomorskie oraz podania z okolic, gdzie św. Wojciech poniósł śmierć, tj. z Prus. Opisana jest tam historia o ochrzczonym Prusie, który zabezpieczył ciało, a potem wydał je poganom oraz o rybakach odnajdujących szczątki ciała w wodzie”[31]. Rybacy zobaczyli pływającą wśród fal rybę, która lśniła. „Zdumieni tym poniechali (połowu) innych (ryb), a wszyscy starali się chwycić tę jedną, złapali ją prędko, od razu otwarli jej brzuch i wydobyli zeń palec świętego”[32]. G. Labuda dodaje: „W oczach autora legendy Tempore illo, św. Wojciech jest bohaterem bez zmazy i bez skazy, od zarania młodości ogarnięty wszystkimi cnotami prawego chrześcijanina – żył i działał jak ideał. Radował się tylko służbą Bogu i pragnieniem śmierci męczeńskiej, tę śmierć przewidywał, chciał jej i odważnie szedł na jej spotkanie”[33]. Legendę tę ze względu na charakter języka i styl datuje się na początek XII wieku. Zachowała się tylko w jednym rękopisie, lecz wpływ jej widać w wielu późniejszych legendach.

              Do nowo opracowanych żywotów oraz legendy Tempore illo, z której pewne epizody umieszczono w katalogu cudów, dołączono jeszcze opis przeniesienia relikwii z Prus do Polski oraz Zjazdu Gnieźnieńskiego w 1000 roku. W ten sposób powstała nowa legenda, znana była pt. „In Portibus Germaniae” i zyskała dużą popularność w Kościele polskim. „Historycy oceniają tę legendę jako nie wnoszącą nic nowego do historii. Całość legendy nigdy nie drukowano, a Miracula sancti Adalberti stanowi jedną z jej części”[34]. Pochodzi ona z końca XIII wieku. Jej treścią są różne cuda dokonane za sprawą Świętego, za życia i po jego śmierci. Została zapisana w kilkunastu rękopisach. Legendę Miracula sancti Adalberti czytano w Kościele dwa razy w roku: w dniu śmierci św. Wojciecha (23 kwietnia) i w dniu przeniesienia jego zwłok do Gniezna (20 października).

              „Obok tych najstarszych pomników literatury hagiograficznej z XII i XIII w., pojawiają się wiek później dwie nowe legendy, mniej rozpowszechnione i stanowiące wolną przeróbkę dotychczasowych. Zaczynają się one od słów: „Sanctus Adalbertus nobili progenie” (z XIV i XV w.). Posługiwano się nimi również jako tekstami liturgicznymi w dniach świąt patrona”[35]. Na szczególną uwagę zasługuje legenda „Sanctus Adalbertus nobilis progenie”. Z. T. Wiewióra pisze: „Łączy ona w sobie wszystkie możliwe wątki legendarne. Chrzest Polski, męczeństwo pięciu braci, zatopienie ciała św. Wojciecha, odnalezienie ciała przez rybaków, wykup ciała na wagę złota, cud przy ważeniu i zabranie ciała Świętego z Gniezna przez czeskiego księcia Brzetysława. Podany jest też rzekomy motyw zbrodni – jakoby święty Wojciech miał ściąć drzewo czczone przez pogan, czego rezultatem była krwawa zemsta”[36].

              Także Anonim Gall opisał cud, jakiego dokonał święty Wojciech, broniąc grodu przed napadem pogan. „Ukazał się Pomorzanom jakiś mąż zbrojny na białym koniu, który straszył ich dobytym mieczem i pędził ich na złamanie karku ze schodów i przez podwórze grodu. Tak to grodzianie, przebudzeni krzykami pogan i hałasem, bez wątpienia za przyczyną chwalebnego męczennika Wojciecha ocaleni zostali od grożącego im niebezpieczeństwa śmierci”[37].

              Innego rodzaju jest legenda zapisana na wieki w osiemnastu obrazach na Drzwiach Gnieźnieńskich. Opowieść o życiu i śmierci świętego Wojciecha były zrozumiałe dla każdego, nie tylko dla umysłów światłych, ale i trafiały do prostych ludzi. Tworzywem dla tej legendy były żywoty św. Brunona z Kwerfurtu i awentyńska redakcja Żywotu autorstwa Jana Kanapariusza. „Sposób ujęcia na Drzwiach Gnieźnieńskich scen z życia i działalności świętego Wojciecha świadczy o talencie autorstwa scenariusza tego plastycznego dzieła. Niewątpliwie korzystał on ze źródeł pisanych, lecz stworzył nową opowieść o Wojciechu- męczenniku, a utalentowani wykonawcy, wypisali tę legendę na wieki w spiżu”[38].

              Legendy zawierają także brewiarze, które jak stwierdza W. Danielski powstały na kanwie Vita I. „Dobór faktów, a nawet wyrażeń z Vita I, na który – jak można było ustalić – większość legend się opiera, przebiega na zasadzie akcentowania dwu rodzajów świadectw: o cnotach Świętego, które hagiografia traktuje jako dzieło Boga w duszy człowieka, oraz o cudownych wydarzeniach zdziałających przez Boga, których narzędziem staje się za życia Świętgo jego osoba lub po śmierci jego relikwie”[39].

              Interesujący jest również fakt istnienia legendy o świętym Wojciechu – jako autorze najstarszej polskiej pieśni Bogurodzica. Jest to inny rodzaj legendy, którą można nazwać „naukową”, ponieważ przez całe stulecia zajmowała się nią nauka. Sprawa autorstwa tej pieśni nie została jednak rozstrzygnięta. Po raz pierwszy legenda o świetym Wojciechu jako autotrze Bogurodzicy została zanotowana w 1506 roku. „Aż do XIX w. Przekonanie o Wojciechowym autorstwie Bogurodzicy i zakodowanych w tej pieśni katechizmowych prawdach wiary było niemal powszechne”[40]. Teksty opatrywano tytułami: „Canticum sancti Adalberti”, „Testamentum sancti Adalberti”, „Bogurodzica, pieśń przez św. Wojciecha uczyniona, której Polacy przed potykaniem z nieprzyjacielem używać zwykli”, „Stary katechizm, który św. Wojciech ułożył”, „Pieśń św. Wojciecha”, „Bogurodzica, to jest pienie, testament św. Wojciecha, apostoła polskiego, arcybiskupa gnieźnieńskiego na naukę niektórych członków wiary Polakom zostawiony”. Wykonywana była często w Gnieźnie i dlatego nie mogła pozostać anonimowa, zwłaszcza że kult świętego Wojciecha był bardzo popularny. „Skojarzono więc Bogurodzicę ze św. Wojciechem, który był uważany nie tylko za pierwszego arcybiskupa gnieźnieńskiego, patrona państwa i narodu polskiego, ale i apostoła, z którego rąk Polska, jeśli nie otrzymała wręcz chrztu, to przynajmniej jego udział w chrystianizacji kraju był ogromny”[41]. Z. T. Wiewióra stwierdza; „nikomu z naukowców dotychczas nie udało się udowodnić, że Bogurodzicy na pewno nie napisał święty Wojciech”[42].

              Postać świętego Wojciecha, biskupa i męczennika znalazła odbicie również w literaturze polskiej. Zachwytowi jego osobą dali wyraz m.in.: Stefan Żeromski, Antoni Gołubiew, Ignacy Ziemba czy M. Czeska-Mączyńska. Stefan Żeromski w noweli „Wiatr od morza”, bogatym i barwnym językiem opisuje dzieje Wojciecha od momentu przybycia do Gdańska, misję do Prus oraz okoliczności śmierci męczennika. Z kolei Antoni Gołubiew na łamach cyklu powieściowego „Bolesław Chrobry” wiele miejsca poświęca świętemu Wojciechowi. Trzecim przykładem jest utwór sceniczny w trzech aktach. Autor Ignacy Ziemba w mistrzowski sposób, wykorzystując żywoty, ujął życie i działania Wojciecha od chwili sprawowania urzędu biskupiego w Pradze, aż po pobyt w Gnieźnie. Natomiast M. Czeska-Mączyńska przybliżyła postać świętego Wojciecha w pięknej powieści pt. „Rycerz Chrystusowy”.

              Podsumowując należy stwierdzić, że wszystkie średniowieczne legendy o świętym Wojciechu przedstawiały różne wątki z Jego życia i działalności, a także cuda, jakie...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin