Jean M Auel - Wielka Wędrówka.pdf

(1797 KB) Pobierz
(Microsoft Word - Jean M Auel - DZ 05 - Wielka W\352dr\363wka)
JEAN M. AUEL
Wielka Wħdrówka
(P RZEŁOņYŁA M AŁGORZATA K ORASZEWSKA )
13417027.002.png
Dla Lenory,
ostatniej, która pojawiła siħ w domu
i której imienniczka wystħpuje
na tych stronach,
i dla Michaela,
który z niĢ razem patrzy w przyszłoĻę,
i dla Dustina Joyce'a oraz Wendy -
z miłoĻciĢ
13417027.003.png
1
Ayla z Jondalarem stali na polanie, z której mieli szeroki widok na góry. Z uczuciem
ogromnej straty patrzyli za odchodzĢcymi ludŅmi. Dolando, Markeno, Carlono i Darvalo
doszli aŇ tutaj, jedyni pozostali z duŇego tłumu, który wyruszył razem z nimi z obozu. Inni
zawrócili wczeĻniej. Kiedy ostatni czterej mħŇczyŅni doszli do zakrħtu, odwrócili siħ i
pomachali na poŇegnanie. Ayla odpowiedziała im gestem “wróęcie", grzbietem dłoni
zwróconym ku nim, nagle przytłoczona ĻwiadomoĻciĢ, Ňe juŇ nigdy wiħcej nie zobaczy
Sharamudoi. W tym krótkim czasie zdĢŇyła ich pokochaę. Przyjħli jĢ, zaprosili do pozostania
z nimi i z radoĻciĢ spħdziłaby z nimi resztħ Ňycia.
To odejĻcie przypomniało jej opuszczenie obozu Mamutoi wczesnym latem. Oni takŇe
przyjħli jĢ i kochała wielu z nich. Mogła byę szczħĻliwa, ŇyjĢc z nimi, z tym Ňe musiałaby
oglĢdaę zgryzotħ Raneca, którĢ spowodowała. Poza tym jej odejĻcie stamtĢd było zabarwione
podnieceniem, Ňe idzie do domu mħŇczyzny, którego kocha. WĻród Sharamudoi nie było
Ňadnych powodów do zgryzoty, co czyniło odejĻcie tym trudniejszym, a chociaŇ kochała
Jondalara i bez wĢtpienia chciała razem z nim iĻę, znalazła tu akceptacjħ i przyjaŅı, które
trudno było tak nieodwołalnie porzucię.
PodróŇe sĢ pełne poŇegnaı - pomyĻlała. PoŇegnała siħ równieŇ po raz ostatni z synem,
którego zostawiła z klanem... chociaŇ gdyby została tutaj, któregoĻ dnia mogłaby popłynĢę z
Ramudoi w dół Wielkiej Matki Rzeki, aŇ do delty. StamtĢd mogłaby pójĻę na półwysep i
poszukaę jaskini klanu jej syna... ale nie było juŇ sensu o tym rozmyĻlaę. Nie bħdzie wiħcej
moŇliwoĻci powrotu, Ňadnej ostatniej szansy, na którĢ moŇna mieę nadziejħ. Jej Ňycie idzie w
jednym kierunku, a Ňycie jej syna w innym. Iza powiedziała jej: “ZnajdŅ swoich własnych
ludzi, znajdŅ własnego towarzysza". Znalazła akceptacjħ wĻród ludzi swojego rodzaju i
znalazła mħŇczyznħ, który jĢ kochał. Wiele zdobyła, ale wiele teŇ straciła. JednĢ ze strat był
jej syn; musi pogodzię siħ z tym faktem.
RównieŇ Jondalar patrzył pełen smutku za ostatniĢ czwórkĢ, która znikała za
zakrħtem. Byli przyjaciółmi, z którymi mieszkał przez wiele lat i których dobrze poznał.
ChociaŇ ich zwiĢzek nie był zwiĢzkiem krwi, uwaŇał ich za bliskich krewnych. Jego
pragnienie powrotu do miejsca, z którego pochodził, spowodowało, Ňe tej rodziny juŇ wiħcej
nie zobaczy, i to napawało go smutkiem.
Kiedy ostatni Sharamudoi zniknħli z pola widzenia, Wilk przysiadł na tylnych łapach,
podniósł łeb, szczeknĢł kilka razy i zawył pełnym, wilczym wyciem, które rozbiło spokój
słonecznego poranka. Czterej mħŇczyŅni pojawili siħ znowu na szlaku poniŇej i zamachali po
raz ostatni, odpowiadajĢc na wilcze poŇegnanie. Nagle dał siħ słyszeę odzew innego wilka.
Markeno rozejrzał siħ, Ňeby sprawdzię, skĢd dochodzi, po czym poszedł za innymi w dół
szlakiem. Ayla i Jondalar odwrócili siħ i stanħli twarzĢ do gór o połyskujĢcych szczytach z
niebieskozielonkawego lodu.
ChociaŇ nie tak wysokie, jak te na zachodzie, góry, przez które szli, zostały
uformowane w tym samym czasie, w niedawnej epoce tworzenia siħ gór - niedawnej tylko w
stosunku do ociħŇale powolnych ruchów grubej kamiennej skorupy pływajĢcej na
roztopionym jĢdrze starodawnej Ziemi. Uniesiony i sfałdowany w szereg łaıcuchów górskich
w trzeciorzħdzie - w orogenezie, która spowodowała ostre wypiħtrzenie siħ całego kontynentu
- poszarpany teren najdalej na wschód połoŇonej czħĻci rozległego systemu górskiego cały
odziany był w zieleı.
Równinħ, nadal ogrzewanĢ resztkami lata, oddzielało od chłodniejszych wzniesieı,
niczym spódnica, wĢskie pasmo drzew liĻciastych - głównie dħbów i buków, ale ze sporĢ
domieszkĢ grabów i klonów. Ich liĻcie zmieniały siħ juŇ w kolorowy, czerwonoŇółty gobelin,
kontrastujĢcy z głħbokĢ zieleniĢ wyŇej rosnĢcych Ļwierków. Narzuta z drzew iglastych, na
którĢ składały siħ nie tylko Ļwierki, ale takŇe cisy, jodły, sosny i modrzewie, zaczynała siħ
13417027.004.png
nisko, wspinała po zaokrĢglonych ramionach niŇszych wzgórz i pokrywała strome stoki
wyŇszych gór, mieniĢc siħ róŇnymi odcieniami zieleni. PowyŇej granicy lasu widniał kołnierz
zielonych latem, górskich hal, które doĻę wczeĻnie pokrywały siħ Ļniegiem. Zwieıczeniem
był twardy hełm z niebieskawego lodu.
Upał południowych równin ustħpował juŇ przed wszechobejmujĢcym mrozem.
ChociaŇ ogólne ocieplenie łagodziło jego najgorsze efekty - miħdzystadialny okres trwał
wiele tysiħcy lat - lodowce przymierzały siħ do ostatniego ataku na ziemiħ, zanim ich odwrót
zamieni siħ w druzgocĢcĢ klħskħ tysiĢce lat póŅniej. Ale nawet podczas łagodniejszego,
chwilowego zastoju przed koıcowym marszem do przodu lodowiec nie tylko pokrywał niskie
szczyty i zbocza wysokich gór, lecz takŇe trzymał w kleszczach cały kontynent.
W nierównym leĻnym terenie, z dodatkowym utrudnieniem, jakie stanowiła łódka
ciĢgniħta na palach, Ayla i Jondalar znacznie czħĻciej poruszali siħ pieszo niŇ konno.
Wspinali siħ na strome zbocza, poprzez granie i ruchome osypiska, schodzili w dół stromych
Ļcian suchych jarów, pozostałych po wiosennych spływach topniejĢcego Ļniegu i lodu oraz
obfitych górskich deszczach. W nielicznych, głħbokich rowach zachowało siħ trochħ wody na
dnie. SĢczyła siħ przez warstwħ gnijĢcej roĻlinnoĻci i miħkki szlam, który wsysał stopy ludzi i
zwierzĢt. W innych woda była czysta, ale wszystkie wkrótce wypełniĢ siħ burzliwymi
potokami po jesiennych ulewach.
Na niŇszych wzniesieniach, w rzadkich lasach liĻciastych, ich marsz wstrzymywało
poszycie i zmuszało ich do przedzierania siħ siłĢ lub szukania drogi wokół zaroĻli i
kolczastych krzaków. Sztywne łodygi i cierniste pħdy smakowitych jeŇyn stanowiły nie lada
przeszkodħ. Wczepiały siħ w ich włosy, ubranie i skórħ, dawały siħ teŇ we znaki zwierzħtom.
Ciepła, għsta sierĻę stepowych koni, zaadaptowanych do Ňycia na mroŅnych, otwartych
równinach, łatwo zahaczała siħ o zaroĻla. RównieŇ Wilk, szarpiĢc siħ wĻród krzewów,
otrzymał swojĢ porcjħ zadrapaı.
Wszyscy byli zadowoleni, kiedy doszli do strefy drzew iglastych, których wieczny
cieı nie pozwalał na rozwój poszycia, chociaŇ na stromych stokach, gdzie korony drzew nie
łĢczyły siħ w għsty baldachim, słoıce docierało do gleby i pobudzało wzrost zaroĻli. Nie o
wiele łatwiej było jechaę w għstym lesie wysokich drzew, poniewaŇ konie musiały lawirowaę
miħdzy pniami, a pasaŇerowie unikaę nisko rosnĢcych konarów. Pierwszej nocy rozbili obóz
na małej polance na pagórku otoczonym przez strzeliste drzewa iglaste.
Granicħ lasów osiĢgnħli dopiero wieczorem drugiego dnia podróŇy. Wreszcie wolni od
plĢczĢcych siħ zaroĻli i toru z przeszkodami z wysokich drzew, rozbili namiot koło wartkiego,
zimnego potoku na otwartej hali. Konie zaczħły siħ paĻę natychmiast po zdjħciu z nich
ciħŇarów. Mimo Ňe ich tradycyjna karma z suchych włóknistych traw, jakie rosły na niŇszych
poziomach, była całkowicie wystarczajĢca, słodka trawa i górskie zioła zielonej łĢki
stanowiły mile widzianĢ ucztħ.
Małe stado jeleni pasło siħ tu równieŇ. Byki pracowicie tarły poroŇe o gałħzie i skały
narzutowe, aby uwolnię je od miħkkiej, pokrywajĢcej je skóry z naczyniami krwionoĻnymi,
zwanej scypułem. Było to przygotowanie do jesiennych godów.
- Wkrótce bħdzie ich sezon przyjemnoĻci - skomentował Jondalar, kiedy układali
palenisko. - PrzygotowujĢ siħ do walki o łanie.
- Czy walka to przyjemnoĻę dla samców? - spytała Ayla.
- Nigdy o tym nie pomyĻlałem, ale moŇe masz racjħ, moŇe dla niektórych jest.
- Lubisz bię siħ z innymi mħŇczyznami? Jondalar zmarszczył brwi i powaŇnie
zastanowił siħ nad tym pytaniem.
- Trochħ walczyłem. Czasami z takiej czy innej przyczyny człowiek zostaje w to
wciĢgniħty, ale nie mogħ powiedzieę, Ňe to lubiłem. Szczególnie jeĻli walka jest na powaŇnie.
Nie mam nic przeciwko siłowaniu siħ albo jakimĻ zawodom.
13417027.005.png
- MħŇczyŅni klanu nie bijĢ siħ ze sobĢ. To nie jest dozwolone, ale teŇ majĢ zawody.
Kobiety takŇe, ale innego rodzaju.
- A czym siħ róŇniĢ?
Ayla zastanowiła siħ przez moment.
- MħŇczyŅni współzawodniczĢ miħdzy sobĢ czynami, kobiety zaĻ tym, co stworzĢ -
uĻmiechnħła siħ - włĢcznie z dzieęmi, chociaŇ to bardzo subtelne zawody i niemal kaŇda
uwaŇa, Ňe wygrała.
Nieco wyŇej na hali Jondalar zobaczył rodzinħ muflonów i pokazał jej te dzikie owce
z potħŇnymi rogami, które zakrħcały siħ blisko łbów.
- To sĢ prawdziwi wojownicy - powiedział. - Kiedy pħdzĢ ku sobie i zderzajĢ siħ
łbami, brzmi to niemal jak grzmot.
- Kiedy byki, jelenie i barany wpadajĢ na siebie poroŇem czy rogami, czy myĻlisz, Ňe
one naprawdħ walczĢ? Czy tylko współzawodniczĢ ze sobĢ? - spytała Ayla.
- Nie wiem. MogĢ siħ zranię wzajemnie, ale nie robiĢ tego zbyt czħsto. Na ogół jeden
siħ po prostu poddaje, kiedy ten drugi pokazuje, Ňe jest silniejszy. Czasami tylko obchodzĢ siħ
na sztywnych nogach i ryczĢ, i wcale ze sobĢ nie walczĢ. MoŇe to sĢ bardziej zawody niŇ
rzeczywista walka. - UĻmiechnĢł siħ do niej. - Stawiasz interesujĢce pytania, kobieto.
RzeĻki, chłodny powiew stał siħ mroŅniejszy, gdy słoıce schowało siħ za krawħdziĢ
gór. WczeĻniej w ciĢgu dnia spadł lekki Ļnieg i roztopił siħ na otwartych, nasłonecznionych
miejscach. LeŇał jednak nadal w zacienionych zakamarkach, zapowiadajĢc moŇliwoĻę zimnej
nocy i solidniejszych opadów.
Wilk zniknĢł wkrótce po postawieniu przez nich skórzanego namiotu. Kiedy nie
wrócił o zmroku, Ayla zaczħła siħ niepokoię.
- Jak myĻlisz, moŇe powinnam zagwizdaę, Ňeby go zawołaę z powrotem? - spytała w
trakcie przygotowaı do spania.
- PrzecieŇ nie pierwszy raz poszedł sam na polowanie. JesteĻ po prostu
przyzwyczajona, Ňe jest w pobliŇu, bo go przy sobie trzymasz, Wróci.
- Mam nadziejħ, Ňe wróci do rana - powiedziała Ayla i wstała, Ňeby siħ rozejrzeę,
daremnie próbujĢc dostrzec coĻ w ciemnoĻci poza ich obozowym ogniskiem.
- Jest zwierzħciem, znajdzie drogħ. ChodŅ tu i siadaj. - WłoŇył kawałek drewna do
ognia i obserwował iskry wznoszĢce siħ do nieba. - Spójrz na gwiazdy. WidziałaĻ kiedyĻ tak
duŇo?
Ayla spojrzała w górħ i zachwyciła siħ.
- Tak, wydaje siħ, Ňe jest ich mnóstwo. MoŇe to dlatego, Ňe tutaj jesteĻmy bliŇej nich i
wiħcej widzimy, szczególnie tych mniejszych... czy teŇ one sĢ dalej od nas? Czy myĻlisz, Ňe
gwiazdy sĢ rozciĢgniħte w przestrzeni?
- Nie wiem. Nigdy o tym nie myĻlałem. Kto by to mógł wiedzieę?
- MyĻlisz, Ňe twoja Zelandoni mogłaby? - spytała Ayla.
- MoŇe, ale nie jestem pewien, czy zechce powiedzieę. Niektóre rzeczy sĢ
przeznaczone tylko dla Tych Którzy SłuŇĢ Matce. Ty naprawdħ zadajesz najdziwniejsze
pytania, Aylo - odparł Jondalar i przeszył go dreszcz. ChociaŇ nie był pewien, czy to był
dreszcz zimna, dodał: - Zaczynam marznĢę i rano musimy wczeĻnie wyruszyę. Dolando
powiedział, Ňe deszcze mogĢ siħ zaczĢę lada moment. Tutaj oznacza to Ļnieg. Chciałbym
przedtem znaleŅę siħ na dole.
- Zaraz przyjdħ. Chcħ tylko zajrzeę do Whinney i Zawodnika. MoŇe Wilk jest z nimi.
Ayla była nadal niespokojna, kiedy wczołgała siħ do Ļpiwora, i trudno jej było zasnĢę,
bo wytħŇała słuch w nadziei, Ňe usłyszy powracajĢcego Wilka.
Było ciemno, zbyt ciemno, Ňeby zobaczyę cokolwiek poza wieloma gwiazdami, które
rozpryskiwały siħ z ogniska na niebie, ale nie przestawała siħ rozglĢdaę. Dwie gwiazdy, dwa
błyszczĢce w ciemnoĻci Ňółte Ļwiatełka zbliŇyły siħ do siebie. To były oczy, oczy wilka, który
13417027.001.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin