Engels Mary Tate - Żywa lalka.pdf

(865 KB) Pobierz
288259432 UNPDF
Mary Tate Engels
Żywa Lalka
(Loved by the Best)
 
ROZDZIAŁ 1
– Hej, laleczko! Nie powinnaś ukrywać swoich wdzięków! Daj nam choć popatrzeć!
– Nie drażnij się z nami. Pokaż więcej!
– Mogę to zrobić – odparła Darlene z uśmiechem, stawiając drinki na stole. – Ale czy
będziecie mnie rano szanowali?
Dwaj mężczyźni zachichotali, klepiąc się po kolanach.
– Czy to właśnie o szacunek ci chodzi? – zawołał brodaty olbrzym. – Ja szanuję nasze
prawo do oglądania i twoje prawo do pokazywania!
Każdy facet w barze „The Blue Boar przypominał wielkoluda. Dzisiejszego wieczora
pełno w nim było przybyszów z całego kraju, którzy przyjechali, by wziąć udział w
dorocznych zawodach w Gatlinburgu. Darlene przypuszczała, że krzepa fizyczna potrzebna
jest im do dźwigania słupów telefonicznych i rzucania kulą. Cel zaczepek nie był zdrożny,
nawet po niezliczonej liczbie kolejek piwa, które wlewali w siebie, jak gdyby jutro miał
nastąpić koniec świata. Miała jednak za sobą lata wprawy i wymykała się ich wędrującym
dłoniom z dobrodusznym śmiechem.
– Kochanie, jesteś skarbem wśród kelnerek, co tu dużo mówić... jesteś po prostu
najlepsza! – zawołał do niej mocno pijany gość, gdy postawiła z trzaskiem następne piwo na
jego stoliku. Tak, Darlene miała o sobie podobne zdanie. Rzeczywiście, jest jedną z
najlepszych kelnerek. Szybka. Sprawna. Właściciele barów przyjmowali ją natychmiast do
pracy. Klienci upodobali ją sobie. Kiedyś była z tego dumna, ale teraz, gdy zbliżały się jej
dwudzieste siódme urodziny, zaczęła się zastanawiać, czy rzeczywiście stanowi to powód do
dumy... albo czy w ogóle zrobiła w życiu coś, z czego mogłaby być naprawdę dumna.
Owszem, urodziła ślicznego chłopca, nie mogła się jednak zająć nim jak należy. Zrobiła to za
nią matka oraz brat Chase.
Zawód kelnerki przestał być dla niej wyzwaniem, stracił swą atrakcyjność. Po prostu
jeszcze jedna praca w jeszcze jednym barze czy restauracji. Ludzie są wszędzie tacy sami.
Co gorsza, to samo można powiedzieć o niej. Och, nauczyła się po drodze kilku rzeczy i
była znacznie lepszą kelnerką niż wówczas, gdy zaczynała w wieku szesnastu lat. Niestety,
niewiele się przez te lata zmieniło w jej życiu na lepsze.
Z szafy grającej dobiegały słowa piosenki Willie Nelsona: Mommas, don’t let your babies
grow up to be cowboys. Darlene zgodziła się z nim w głębi duszy.
Należało zlekceważyć niedojrzały kaprys przyjaciela i nie wyruszać z nim na zachód.
Ufała jednak Wileyowi i nabrała się na jego obietnice. Z początku wszystko wydawało się
takie podniecające, było jedną wielką zabawą. Mijały jednak lata, a on nie mógł zagrzać
miejsca na żadnym ranczo w całym Nowym Meksyku, Arizonie czy Teksasie.
Wreszcie, w Teksasie, ktoś zaproponował Wileyowi, by przewiózł ciężarówką ładunek
bawełny z powrotem na wschód. Ponieważ byli kompletnie spłukani, musiał przyjąć tę pracę.
Darlene wybrała się z nim, po czym już w połowie drogi pluła sobie z tego powodu w brodę.
Kłócili się przez cały czas, a gdy wjechali na kręte górskie drogi w Tennessee, przestali w
288259432.002.png
ogóle ze sobą rozmawiać. Gdy zatrzymali się na krótki postój w Gatlinburgu, Darlene podjęła
decyzję – powiedziała Wileyowi, by dalej jechał sam. On zaspo prostu odjechał, wzruszywszy
ramionami. Była zdumiona, jak łatwo przyszło mu ją zostawić po czterech latach. Co miała
robić, pozbierała się jakoś i przyjęła pracę kelnerki w miejscowej gospodzie „The Blue Boar.
Trudno powiedzieć, by dzisiejszego wieczora praca sprawiała jej wielką przyjemność. Z
przylepionym do ust sztucznym uśmiechem kręciła się pośród barczystych mężczyzn,
próbując ukryć prawdziwe uczucia. Przeżyła wielkie rozczarowanie. Była sama jak palec i
czuła się ogromnie przygnębiona. Obce miasto. Żadnych przyjaciół. Żadnej rodziny.
Postawiła tacę w rogu kontuaru i przekazała kolejne zamówienie barmanowi, który był
jednocześnie właścicielem „The Blue Boar.
– Jak leci, Darlene?
– Piją tak szybko, że ledwie nadążam podawać. – Nabiła ostatni rachunek na szpikulec.
– Świetna robota! Po to właśnie przyjąłem cię do pracy. – Obrzucił ją szybkim
spojrzeniem. – Wyglądasz naprawdę rewelacyjnie w tej bluzce, złotko. Gdyby tak jeszcze
dekolt był nieco odważniej szy! Ci faceci pękliby z radości.
– To nie należy do moich obowiązków, Stubbs. Skąpy strój angielskiej kelnerki
podkreślał świetną figurę Darlene. Czarny stanik uwydatniał jej szczupłą talię i stromy biust,
minispódniczka odsłaniała zgrabne uda. Był to dla niej krępujący kostium, ale pasował do
zajęcia.
– Mogłabyś zarobić znacznie więcej szmalu – kusił Stubbs.
– U ciebie czy u nich? – żachnęła się, aż podskoczyła mała biała czapeczka na jej blond
włosach.
– I u nich, i u mnie. – Stubbs uśmiechnął się szeroko, odsłaniając kilka szczerb po
brakujących zębach.
– Moje zarobki nie są zbyt wysokie.
– Mogę ci obiecać, że znacznie się zwiększą.
– Nie po to tu pracuję, żeby się rozbierać.
– A kto mówi o rozbieraniu! Chcę, żebyś była tylko trochę prowokująca, tak jak kelnerki
w starej Anglii. Albo Szkocji. Mężczyźni to lubią! – Mrugnął do niej, stawiając na tacy
wysmukłe butelki. – Udawaj, że jesteś w innym miejscu, w innych czasach. Zrób nam małe
przedstawienie.
– Źle trafiłeś, Stubbs – powiedziała ostro Darlene, chwytając tacę, i ruszyła pomiędzy
stolikami, stawiając na nich z brzękiem butelki piwa.
Noc ciągnęła się bez końca i około wpół do drugiej zmęczona Darlene z ulgą
odprowadziła wzrokiem ostatniego gościa. Pomogła sprzątnąć ze stolików i przetrzeć bufet.
Stubbs Uczył pieniądze, ona zaś wyjęła z szuflady torebkę.
– Dobranoc, Stubbs. Dziękuję za przyjęcie mnie do pracy. – Miała nadzieję, że uda jej się
wyślizgnąć z baru, unikając bliższego kontaktu z szefem. Było w nim coś, co budziło jej
nieufność.
– Byłaś dziś naprawdę dobra, Darlene. Myślę, że będzie ci się dobrze pracowało w „The
Blue Boar. Pojmujesz wszystko w mig.
288259432.003.png
Darlene pomyślała, iż dobrze byłoby, gdyby Stubbs „pojął w mig, że ona jest tu
wyłącznie po to, by podawać do stolików. Z jednej strony cieszyła się, że ma pracę, a z
drugiej szczerze jej nienawidziła.
– Do zobaczenia jutro.
– Nie, nie jutro. Mówiłem ci, że w niedziele i poniedziałki gospoda jest zamknięta. Masz
przyjść do pracy we wtorek. Czy mogę na ciebie liczyć?
– Oczywiście.
Ruszyła w stronę drzwi, zadowolona, że będzie miała parę wolnych dni, zanim znów
zacznie się ten okropny kierat.
Znalazłszy się nagle przy niej, Stubbs chwycił ją potężnym łapskiem za nadgarstek.
Zakłopotana Darlene próbowała się wyswobodzić.
– Może następnym razem będziesz trochę milsza dla gości, co, Darlene?
– Co przez to rozumiesz? – Zadarła wyzywająco brodę. – Myślałam, że dobrze wykonuję
swoją pracę.
– Nawet świetnie. – Zagrodził jej drogę do drzwi. – Ale mogłabyś jeszcze lepiej. No
wiesz, gdybyś tak, na przykład, rozluźniła nieco tę tasiemkę.
Sięgnęła instynktownie wolną ręką do czarnej tasiemki ściągającej z przodu bluzkę.
Wyszarpnęła ze złością drugą rękę.
– Mówiłam już, że to nie należy do moich obowiązków!
– Mogłabyś zarobić dwieście dolców za noc, złotko – powiedział zniżonym głosem. –
Plus napiwki. Kto odrzuciłby taką szansę, Darlene?
Spojrzała na niego. Dzięki tym pieniądzom udałoby się jej wrócić do domu. Komu nie
przydałoby się tysiąc dolarów tygodniowo? Dla kobiety w jej sytuacji była to ogromnie
kusząca propozycja. Nie mogła jednak jej przyjąć, ponieważ zbyt wiele jednocześnie traciła.
Godność była właściwie jedyną rzeczą, która jej pozostała. Zmrużyła oczy.
– Nie ma mowy, Stubbs.
– No, kotku, może urządzisz dla mnie mały premierowy pokaz? – Przesunął lekko
palcami po wzgórku jej piersi.
Darlene wzdrygnęła się. Odskoczyła do tyłu, lecz grube paluchy Stubbsa ześlizgnęły się
ciężko, rozdzierając przód jej bluzki. Pojęła błyskawicznie, że znalazła się w opałach.
Ciekawe, czy na zapleczu pozostał jeszcze ktoś z personelu. Od kilku minut nie dobiegały
stamtąd żadne dźwięki.
– Odczep się ode mnie, Stubbs. – Cofnęła się, chcąc zyskać na czasie, wymyślić jakiś
sposób, by przesmyknąć się obok niego.
Stubbs zachichotał.
– Wszyscy poszli już do domu. Zostaliśmy tylko ty i ja.
Serce zamarło jej z trwogi. W oddechu Stubbsa wyczuła zapach whisky, chociaż nie
zauważyła w ciągu wieczora, by pił. Była do tego stopnia pochłonięta własnymi problemami,
że tak istotny szczegół umknął jej uwagi. Zwykle wyczuwała niebezpieczeństwo, zwłaszcza
gdy chodziło o szefów. Ten jednak ją zaskoczył. I sama była sobie winna.
Darlene uchyliła się przed jego zaborczymi łapskami i spróbowała przemknąć obok ku
288259432.004.png
zbawczym drzwiom.
Stubbs rzucił się za nią, chwytając rozczapierzoną dłonią za policzek. Rozległo się głośne
plaśnięcie i Darlene niemal straciła oddech z bólu. Ogarnęła ją dzika wściekłość.
Gdy ich ciała otarły się o siebie, uniosła kolano i z całej siły kopnęła mężczyznę w
podbrzusze. Bolesny jęk Stubbsa powiedział jej, że cios był celny i zyskała w ten sposób
trochę czasu.
Gdy zgięty wpół Stubbs przeklinał i jęczał, Darlene dopadła drzwi. Zgubiła torebkę, nie
miała jednak czasu do stracenia. Musiała się stąd wydostać za wszelką cenę.
Na tyłach baru znajdował się niewielki ganek. Strome schodki wychodziły na boczną
uliczkę. Darlene usłyszała hałas przy drzwiach i przerażona, skacząc po kilka stopni, potknęła
się, straciła równowagę i runęła przez balustradę. Wylądowała za pojemnikami na śmieci.
Drzwi się otworzyły i stanął w nich Stubbs, stękając i mamrocząc jakieś przekleństwa.
Noc była bardzo spokojna. Darlene, choć obolała, leżała, wstrzymując oddech i bojąc się
poruszyć. Gdyby Stubbs ją znalazł, mogłoby jej już nie dopisać szczęście. Nie wolno jej
ryzykować.
Mężczyzna zatrzasnął drzwi, klnąc pod nosem. Darlene odetchnęła z ulgą. Powinna
wydostać się stąd jak najprędzej.
Nagły ruch i brzęk pojemników zwróciły uwagę młodej pary siedzącej w zaparkowanym
w uliczce samochodzie.
– Ktoś spadł ze schodków, Danny.
– Hmm? Jesteś pewna?
– Myślę, że ktoś wpadł między pojemniki na śmieci. Nie słyszałeś hałasu?
Danny spojrzał na zegar na tablicy rozdzielczej i wykrzyknął:
– o Boże! Spójrz, która godzina. Twój ojciec mnie zabije, Kayrn. Już prawie druga!
– Lepiej nie myśleć, co zrobi mnie. Będę uziemiona, dopóki nie skończę dwudziestu lat!
– Ścisnęła jego dłoń. – Posłuchaj, Danny, przysięgam, że coś słyszałam. Chodź, zobaczymy,
czy ktoś tam nie leży.
– Może nie powinniśmy się mieszać?
– A jeśli ten ktoś jest ranny?
– No, dobrze, ale musimy zachować ostrożność. Cichutko zbliżyli się do pojemników.
– Spójrz, Danny, to kobieta! O mój Boże, ona jest ranna!
Darlene nie poruszyła się. Mózg nakazywał jej, by wstała, ciało jednak nie chciało go
słuchać. Nie otwierała oczu w nadziei, że dwójka młodych odejdzie.
– Lepiej wezwijmy policję, Kayrn.
– Nie ma mowy! Wtedy ojciec z pewnością dowiedziałby się, gdzie byliśmy.
– No to co robimy?
– A gdyby tak zabrać ją i zostawić w jakimś publicznym miejscu?
– Na przykład?
– Powiedzmy, na kościelnych schodach. Wielebny Beatty z pewnością się nią zajmie.
– Nie, Kayrn. Spójrz na jej ubranie. Wyszła z tego baru.
288259432.001.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin