Bajki z Ramą -05- Królowa Śniegu.doc

(135 KB) Pobierz
K R Ó L O W A Ś N I E G U

B A J K I    Z     R A M Ą   :

( Nr 5 z 8 )

-     K  R  Ó  L  O  W  A     Ś  N  I  E  G  U



 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Był sobie kiedyś zły czarownik, który miał zaczarowane lustro. Posiadało ono tę właściwość, że to, co ładne i dobre, nie odbiło się w nim wcale. Za to wszystko, co brzydkie i niemiłe, widać było doskonale. Każdy, kto w nie spojrzał, widział tylko swoje najgorsze cechy. Piękne dziewczęta okazywały się nagle brzydkie. Dostojni kupcy wyglądali ja mali krętacze. Zły czarownik często pokazywał ludziom lustro i śmiał się do rozpuku, gdy ujrzał w nim czyjeś skrzywione oblicze. Z wolna zaczęli za nim łazić różni próżniacy, aż w końcu czarownik założył diabelską szkołę. Jego uczniowie rozgłaszali po całym świecie, że stał się cud i teraz , patrząc w lustro, wszyscy będą mogli zobaczyć, jaki naprawdę jest świat i ludzie.

Tak się w końcu rozzuchwalili, że postanowili pokazać lustro królowi Orłów, o którym wszyscy mówili, że jest najszlachetniejszym stworzeniem na świecie. Chwycili je mocno i polecieli do góry. Im dłużej lecieli, tym lustro wydawało im się cięższe. Wytężali wszystkie siły, dłonie im drżały z wysiłku, ale nie ustępowali. Wreszcie, gdy byli już wysoko nad chmurami, zabrakło im sił i puścili lustro. Spadło na ziemię i roztrzaskało się na tysiące kawałków. Te kawałeczki, niekiedy niewielkie jak ziarnko piasku, wiatry poniosły w najrozmaitszych kierunkach. Niektóre wpadły komuś do oka i odtąd widział tylko złe strony wszystkiego. Jeszcze gorzej było, gdy kawałek lustra trafił kogoś w serce. Zmieniało się ono wtedy w sopel lodu. Niektóre kawałki stały się częścią czyichś okularów, a kilka największych wstawiono nawet w okna jako szyby. I biada tym, którzy przez owe okna oglądali świat.

Gdy się to wszystko działo, w pewnym mieście, w ciasnym przejściu między domami, chłopiec i dziewczynka podlewali róże. Nazywali się Kaj i Gerda. Prawie od urodzenia mieszkali okno w okno i bardzo się ze sobą przyjaźnili, podobnie jak ich rodzice. Dzieci rozmawiały właśnie o tym, jak pięknie rozwijają się ich róże, gdy nagle Kaj zawołał.

-Coś mnie ukłuło w serce, ach! A teraz wpadło do oka.

Gerda posadziła przyjaciela na skrzynce i zaczęła oglądać jego oko, ale nic w nim nie zauważyła. Nie mogła zauważyć, bo to był jeden z najmniejszych kawałeczków czarodziejskiego lustra. Ułożył się w oku Kaja i wkrótce chłopiec przestał go czuć. Nie poczuł także, że część jego serca zamieniła się w sopel lodu. Jednak coś się w Kaju zmieniło. Róże wydały mu się nagle okropnie krzywe i brzydkie.

-Dość mam tych paskudnych róż! zawołał i wyrwał je z korzeniami.

-Ależ, Kaju, co robisz?! – Gerda daremnie próbowała go powstrzymać.

Kaj rzucił kwiaty na ziemię i bez słowa poszedł do domu. Gdy Gerda pobiegła za nim, krzyknął, że nie chce jej więcej widzieć i zatrzasnął jej drzwi przed nosem. Gerda nie chciała się pogodzić z utratą przyjaciela. Od czasu do czasu udawało jej się jednak pobawić z Kajem. Był jakiś dziwny. Wszystkich wyśmiewał, mądrzył się z byle powodu, mama Kaja nie mogła poznać swojego syna.

-Nie gniewaj się na niego. – mówiła do Gerdy. -Może mu to minie…

Ale nie mijało. Nadeszła zima. Pewnego wieczoru Kaj siedział w domu i oglądał przez szkło powiększające płatki śniegu. Wydawały mu się o wiele piękniejsze od kwiatów. Spojrzał w okno, śnieg padał coraz gęstszy. Nagle zobaczył, że jeden z płatków staje się większy, i większy… aż zmienił się w piękną kobietę w delikatnej, srebrzystej szacie. Pomachała Kajowi ręką i znikła równie nagle jak się zjawiła. Rankiem Kaj opowiedział mamie o tym, co go spotkało. Mama przestraszyła się.

-To była Królowa Śniegu. – odpowiedziała. -Mówiła coś do ciebie?

-Nie, nic.

-Całe szczęście! To okrutna królowa! Zamiast serca ma bryłę lodu. Nieraz już porywała dzieci i więziła je w swoim pałacu.

Potem przyszła Gerda, ale Kaj nie chciał się z nią bawić. Wziął sanki i poszedł na wielki plac, gdzie było mnóstwo chłopców. Zabawa polegała na tym, żeby przywiązać swoje saneczki do dużych sań jadących ulicą. Można było wtedy przejechać całkiem niezły kawałek. Kaj pojechał najpierw za saniami mleczarza, potem udało mu się zaczepić sznureczek swoich sań o sanie kupca, a na koniec ujrzał wspaniałe, śnieżnobiałe sanie, które ciągnęły siwe konie. Siedział w nich ktoś szczelnie otulony w białe futro. Kaj podbiegł i udało mu się zaczepić sznurek o okucie płozy. Kaj czuł się jak król udający się na daleką wyprawę. Skręcili z rynku w główną ulicę, konie ruszyły kłusem i zaczęły szybko zbliżać się do bramy miejskiej. Kaj próbował odczepić sznurek, ale mu się nie udawało. Konie pędziły coraz szybciej. Sanie wypadły przez bramę i wokół pojawiły się zaśnieżone pola.

-Nie da rady! – pomyślał Kaj. -Zeskoczę w biegu i niech się dzieje, co chce.

Ledwie to powiedział, osoba siedząca w saniach odwróciła się i przyjaźnie pomachała mu ręką. Kaj pomyślał, że miasto jest niedaleko i nic się nie stanie, jeśli pojedzie jeszcze kawałek. Konie przeszły w galop. Kaj znów chciał skoczyć, ale wtedy konie zaczęły zwalniać, aż stanęły zupełnie. Postać na saniach znowu wyciągnęła rękę i przywołała go do siebie. Podszedł. Na saniach siedziała Królowa Śniegu.

-Na pewno zmarzłeś, Kaju. – powiedziała łagodnie. -Siądź, proszę, obok mnie. Otulę cię swym futrem.

Kaj cofnął się o krok.

-Chyba się mnie nie boisz? – uśmiechnęła się królowa. -Taki odważny chłopiec…

Kaj ucieszył się, że Królowa Śniegu uważa go za odważnego. Zbliżył się do sań.

-Na pewno jeszcze nigdy nie jechałeś takimi saniami. Siadaj, proszę. – zachęcała go.

Kaj nie zastanawiając się nad tym, co robi, usiadł obok królowej, a ona przytuliła go do siebie. Futro było zimne jak lód. Kaj zaczął drżeć.

-Zaraz zrobi ci się cieplej. – powiedziała królowa i pocałowała go.

Rzeczywiście, nagle nie wiadomo skąd, napłynęło ciepło i Kaj poczuł, że na saniach jest mu tak dobrze jak nigdy przedtem.

-Pewnie chciałbyś teraz zasnąć? – spytała kobieta.

-Tak – odpowiedział Kaj.

Królowa znowu go pocałowała. Oczy chłopca natychmiast się zamknęły, a myśli uciekły gdzieś daleko w sen.

-Śliczny, miły chłopiec. – pomyślała królowa. -Chętnie pocałowałabym go jeszcze raz, ale wtedy zamarzłby na śmierć.

Machnęła batem i konie ruszyły z kopyta. Po chwili sanie przepadły wśród zaśnieżonych pól i nikt ich już nigdy nie zobaczył w tej okolicy. Rodzice Kaja byli zrozpaczeni. Całymi dniami jeździli saniami po okolicy i wołali swojego synka. Gerda i jej rodzice pomagali im, jak mogli. Przez dłuższy czas wszyscy mieli nadzieję, że Kaj wróci. Szukano go w sąsiednich miastach, a potem w całym kraju, ale nikt chłopca nie widział. Ludzie mówili, że na pewno utonął w rzece, która płynie pod miastem.

Nadeszła wiosna. Gerda dostała na urodziny piękne czerwone trzewiki. Zaraz zaniosła je nad rzekę.

-Rzeko, wielka rzeko! Zabrałaś mojego przyjaciela Kaja. Dam ci moje piękne trzewiki, jeśli mi go zwrócisz. – rzekła.

Rzeka milczała. Gerda podeszła na sam brzeg i wrzuciła trzewiki do wody, ale fala natychmiast wyrzuciła je z powrotem.

-Dlaczego nie chcesz moich trzewików?! – zawołała Gerda. -Moi rodzice oszczędzali na nie przez wiele miesięcy.

Znów wrzuciła je do wody i znów fala wyrzuciła je na brzeg. Opodal w trzcinach stała łódź. Gerda weszła na nią, wychyliła się najdalej jak tylko mogła i wrzuciła trzewiki do wody jeszcze raz. Nie zauważyła, że łódź nie była przywiązana i nie wiadomo kiedy łódź zsunęła się do wody. Prąd porwał ją i poniósł w dół rzeki.

-Ratunku! Na pomoc! – zawołała Gerda, ale nie było nikogo, kto by usłyszał jej wołanie.

Prąd niósł łódź coraz szybciej i szybciej… za nią płynęły czerwone trzewiki Gerdy. Dziewczynka klękła na dnie łodzi i cichutko modliła się o ocalenie, potem pomyślała, że może rzeka niesie ją do Kaja. I to ją bardzo pocieszyło.

Po dwóch godzinach zobaczyła na brzegu dziwny domek o niebieskich i czerwonych oknach. Przed domkiem stało dwóch drewnianych żołnierzy, którzy na jej widok zasalutowali.

-Ratunku! – zawołała Gerda. -Na pomoc!

Z domku wybiegła malutka staruszka z wielkim, pękatym kijem w ręku. Rzeka zakręcała w tym miejscu i prąd poniósł łódkę bliżej brzegu. Staruszka wyciągnęła kij i Gerdzie udało się go uchwycić. Jeszcze chwila i dziewczynka wyskoczyła na brzeg.

-Witaj, moja droga! – powiedziała staruszka. -Taka jestem samotna, już dawno marzyłam o takiej uroczej dziewczynce… Zostań ze mną, zobaczysz, jak nam będzie dobrze razem.

-Nie mogę. – odrzekła dziewczynka. -Muszę odszukać mojego przyjaciela Kaja. Czy nie przechodził tędy?

-Wielu tędy przechodzi. A co to za jeden, ten Kaj i jak wygląda?

Gerda opowiedziała o wszystkim staruszce. Ta pilnie słuchała, kiwając głową w co ciekawszych momentach.

-Nie, taki tędy nie przechodził. – powiedziała wreszcie. –Ale to nic nie szkodzi. Może jeszcze nadejdzie… Zostań u mnie i poczekaj na niego.

-Nie mog.ę – powiedziała Gerda. –Rodzice będą się o mnie martwili.

-Napisz do nich list. – rzekła staruszka. –Mam starego gołębia pocztowego, który zaniesie go twoim rodzicom.

Gerda postanowiła zostać u staruszki przez jakiś czas. Dobrze jej tam było. W dzień pracowały w ogrodzie albo chodziły do lasu po słodkie jagody, wieczorami staruszka opowiadała bajki o królach, smokach i rycerzach. Staruszka bardzo polubiła Gerdę i chciała by z nią została. Codziennie rano czesała włosy dziewczynki złotym grzebieniem. Grzebień był zaczarowany – z każdym dniem Gerda coraz bardziej zapominała o Kaju, swoim rodzinnym mieście i tym, co ją spotkało.

Minęła wiosna, potem lato, jesień, aż wreszcie spadły na ziemię pierwsze płatki śniegu. Gerda spojrzała na nie i od razu przypomniał jej się Kaj. Daremnie staruszka próbowała ją zatrzymać. Gerda pożegnała się i ruszyła w drogę. Śnieg padał i padał… coraz większy. Gerda czuła się bardzo zmęczona. Usiadła na kamieniu. Oczy same się jej zamknęły.

-Kraaaa, kraaa! – usłyszała nad sobą.

-Umieram… – pomyślała Gerda. –Kruki kraczą nade mną.

Ale kruk, który przysiadł tuż obok na gałęzi wcale nie myślał o jej śmierci.

-Kraaaa, kraaa! – zawołał. –Kim jesteś i co tu robisz?

              -Nazywam się Gerda. Szukam mojego przyjaciela Kaja – to taki mały chłopiec. Czy tędy nie przechodził?

              -Kraaaa, kraaa, całkiem możliwe! Widziałem takiego chłopca, kraaa… Był całkiem mały i miał na plecach tornister.

-Nieee, to były saneczki…

-Głowę bym dał, że tornister. Ale może i saneczki, kraaa, kraaa

-A gdzie on jest teraz?

-W pałacu naszej księżniczki, kraaa… Ożenił się z nią, jeśli chcesz wiedzieć.

-Muszę się z nim koniecznie zobaczyć.

-To nie będzie łatwe, kraaaa, kraaa.... ale spróbuję ci pomóc.

Gerda i kruk ruszyli do zamku. Przeszli jedną górę, drugą, trzecią… i w dolinie ukazało się wreszcie wesołe miasto, a pośrodku niego potężny zamek.

-Kim jesteś i czego tu chcesz?! – zapytał Gerdę strażnik przy zamkowej bramie.

-Nazywam się Gerda. Chcę się zobaczyć z waszym księciem.

-Ho, też coś…! Z samym księciem… to absolutnie niemożliwe…

-Dlaczego?

-Gdybyś była królową, albo chociaż królewną, nawet księżną, mogłabyś wejść, ale ty jesteś tylko zwykłą dziewczynką.

Daremnie Gerda prosiła, błagała, nawet się rozpłakała…Strażnik był nieugięty. Musiała odejść od bramy.

-Nie martw się. – rzekł kruk. –Moja narzeczona jest oswojona i mieszka na zamkowej wieży, kraaa… Ona nam pomoże dostać się do środka.

Gdy zapadła noc, narzeczona kruka zaprowadziła ich do małej furtki w murze. Przebiegli dziedziniec i dostali się na kuchenne schody. Wokół panowała cisza. Niezauważeni przez nikogo, dotarli do książęcej sypialni. Przez okno wpadało księżycowe światło i w sypialni było prawie jasno. Książę spadł na boku. Gerda nie widziała jego twarzy, ale była pewna, że to Kaj.

Nagle kruk potrącił srebrny dzban stojący przy łóżku. Dzban przewrócił się i z brzękiem potoczył po podłodze. Książę i księżniczka zerwali się z łóżka. To nie był Kaj! Nawet nie przypominał Kaja. Do sypialni wpadli strażnicy. Natychmiast schwytali Gerdę i parę kruków. Przez całą noc, prawie do rana opowiadała Gerda księciu i księżniczce swoją historię. Bardzo się wzruszyli oboje i postanowili jej pomóc.

-Damy ci – rzekł książę. –nasze najlepsze sanie i parę koni śmigłych jak wiatr.

-Dziękuję, Wasza Książęca Mość!

-A ja dam ci swoje najcieplejsze futro i rękawiczki, żeby cię chroniły przed mrozem. – dodała księżniczka. –Damy ci też chleb i mięsiwo, żebyś miała, co jeść po drodze. I dużo słodyczy…

Następnego dnia Gerda wsiadła do królewskich sań i wyruszyła w drogę. Pięć mil za miastem wjechała w wielki las. Sanie pędziły lekko i Gerda myślała, że teraz już nikt jej nie przeszkodzi. Dzień, dwa, tydzień…i znów zobaczy Kaja. Ale to wcale nie było takie proste, jak się jej wydawało. W lesie mieszkali straszliwi rozbójnicy. Od razu wypatrzyli sanie zaprzężone w piękne konie i pomyśleli, że na takich saniach musi jechać ktoś bardzo bogaty. Droga prowadziła pod górę, konie zwolniły biegu i wtedy ze wszystkich stron wypadli rozbójnicy. Złapali Gerdę i zaprowadzili w głąb lasu.

-Ooo, piękny łów... – mruczał herszt zbójów, oglądając sanie.

–A z nią co zrobimy? – wskazał na Gerdę.

-Młoda jest… i pewnie smaczna! – zakrzyknęli rozbójnicy. –Upieczemy ją na ognisku i zjemy…

-Nie! – zawołała córka herszta, która była mniej więcej w wieku Gerdy. –Dajcie mi ją do zabawy. Nudzę się od rana do wieczora!

Herszt rozbójników bardzo kochał swoją córeczkę i niczego nie potrafił jej odmówić. Gerda trafiła w niewolę do małej rozbójniczki. Rozbójniczka miała własny ciepły szałas i mnóstwo zwierząt, które trzymała w niewoli. Gerda opowiedziała jej swoją historię.

-Widziałem tego chłopca! – rzekł siedzący w klatce drozd. -Jechał w saniach – z Królową… Śniegu!

-Dokąd jechał? – zapytała Gerda.

-Nie wiem, ale na pewno do Laponii, bo tam Królowa Śniegu ma swój letni namiot. Jej zamek jest jeszcze dalej – na wyspie, która się nazywa SZPITSBERGEN…

-No tak… – rzekła Gerda. -…Ale Laponia jest prawie na końcu świata i nie znam nikogo, kto by znał drogę do tego kraju.

-Ja znam! – rzekł stary renifer przywiązany do drzewa. –Tam się przecież urodziłem…

Mała rozbójniczka słuchała tego wszystkiego w milczeniu.

-Wiesz, bardzo się tu nudzę, Gerdo! – powiedziała wreszcie. –Chciałabym mieć z kim się bawić. Chciałabym też, żebyś odnalazła Kaja. Uwolnię starego renifera, żeby cię zawiózł do Laponii. A jeśli mnie zawiedzie, zrobię z niego… paski do spodni!

-Nie zawiodę! Na pewno nie zawiodę…! – powiedział renifer.

Rozbójniczka uściskała Gerdę.

-Weź z powrotem swoje futro i rękawiczki. Dam ci też moją poduszkę, żeby ci było wygodnie siedzieć na kościstym grzbiecie tego zwierzaka. Gdy mój ojciec i jego kamraci zasną, wyprowadzę cię za obóz.

Nie minęła godzina i Gerda pędziła na reniferze przez las. Nie minął tydzień, a ujrzeli oboje zaśnieżone pustkowia Laponii. Zapasy się kończyły, a wokół nie było widać niczego, co by się nadawało do jedzenia. Byli już bardzo głodni, gdy ujrzeli niewielki domek smagany wiatrami ze wszystkich stron. Jego dach sięgał prawie do ziemi, a drzwi było tak nisko, że trzeba było wchodzić na czworakach. W domu zastali Laponkę, która smażyła ryby.

-Moi biedacy…! – zawołała, gdy wysłuchała ich historii. –Jeszcze daleka droga przed wami! Musicie przebyć sto mil Doliny Finnmarku, by dotrzeć tam, gdzie Królowa Śniegu puszcza co wieczór sztuczne ognie. Sama nie wiem, dokładnie, gdzie to jest… ale napiszę list do mojej przyjaciółki, czarodziejki Finki, która mieszka w drugim końcu doliny. Ona lepiej ode mnie pokaże wam drogę, tymczasem siądźcie przy ogniu i ogrzejcie się…!

Następnego dnia, zaopatrzeni przez Laponkę w ryby i chleb, wyruszyli w dalszą drogę. Dom Finki, do którego dotarli po sześciu dniach był tak zasypany śniegiem, że było widać tylko komin. Musieli długo w niego pukać, nim otworzyła drzwi. Finka przeczytała list Laponki i zamyśliła się…

-Musisz jakoś pomóc małej Gerdzie. – powiedział stary renifer. –Daj jej siłę dwunastu mężczyzn, żeby mogła pokonać Królową Śniegu.

-Królowej nie pokona i dwustu mężczyzn!

-To daj jej co innego, żeby mogła uwolnić swojego przyjaciela.

-Ale co mogę jej dać, czego jeszcze nie ma? – uśmiechnęła się Finka. –Czy nie przeszła sama przez pół świata? Czy nie służą jej ludzie i zwierzęta? Wierz mi, tylko ona, ona sama może uwolnić Kaja.

-A w jaki sposób?

-Zaprzyjaźniony ze mną biały kruk widział Kaja i dowiedział się, że w sercu chłopca jest kawałek szkła z zaczarowanego lustra – taki sam utkwił mu w oku. Póki się ich nie pozbędzie, zostanie w pałacu okrutnej królowej! Nie wiem, co Gerda ma zrobić! Dwie mile stąd zaczyna się ogród Królowej Śniegu. Zawieź ją tam, a dalej musi sobie radzić sama…!

Tymczasem w pałacu Królowa Śniegu zbierała się do drogi. Zbliżała się wiosna.- trzeba było oblecieć świat, sypnąć śniegiem, lodem i podtrzymać odchodzącą zimę.

-Bądź grzeczny, Kaju! – powiedziała wsiadając do sań. –Zostawiłam ci wiele kawałków lodu, z których możesz układać słowa i obrazki… Na pewno nie będziesz się nudził…

Kaj posłusznie skinął głową i zabrał się do układania obrazków. Sanie popędziły w głąb Doliny Finnmarku. W pędzie królowa nie zauważyła małej dziewczynki z trudem przedzierającej się przez zaspy w jej ogrodzie. Gerda była coraz bliżej pałacu. Pojawiły się wielkie płatki śniegu, będące strażą królowej i próbowały ją przestraszyć, ale nie zwracała na nie uwagi. Nadleciał północny wiatr i próbował ją zamrozić, ale mu się nie udało. Weszła po wielkich schodach, pchnęła pokryte szronem drzwi i znalazła się w ogromnej sali, której środek stanowiło zamarznięte jezioro. Na środku jeziora Kaj układał z kawałków lodu wielki kwiat.

-Kaju! – zawołała Gerda. –Kaju, to ja!

Ale on nie słyszał jej albo nie chciał słyszeć. Podbiegła do niego.

-To ja, Kaju! – powiedziała. –Przyszłam po ciebie!

Popatrzył na nią, jakby ją widział po raz pierwszy w życiu. A potem znów wrócił do układania lodu.

-Kaju…! – Gerda objęła Kaja i przytuliła go z całej siły. –Czy ty mnie nie poznajesz?

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin