14. Woyciechowski, Dobor krewniaczy a ewolucja owadow eusocjalnych (2009).pdf

(543 KB) Pobierz
192622348 UNPDF
Tom 58 2009
Numer 3–4 (284–285)
Strony 347–355
M ichał W oyciechoWski
Instytut Nauk o Środowisku
Uniwersytet Jagielloński
Gronostajowa 7, 30-387 Kraków
E-mail: michal.woyciechowski@uj.edu.pl
DOBÓR KREWNIACZY A EWOLUCJA OWADÓW EUSOCJALNYCH
DZIEDZICZNA BEZPŁODNOŚĆ
Dobór naturalny jako główny czynnik
ewolucji biologicznej, jak zaproponował w
1859 r. Karol D arWin w dziele O powstawa-
niu gatunków , wydawał się nie tłumaczyć
mechanizm powstania i utrzymywania się
układów, zwanych eusocjalnymi. Zgodnie z
dość powszechnie przyjętą definicją W ilso -
na (1971) układy tego typu muszą spełniać
trzy warunki. Tworzą je (i) osobniki nale-
żące, do co najmniej dwóch pokoleń, (ii)
wychowujące wspólnie potomstwo, zwy-
kle pochodzące od jednej lub kilku matek
(królowych), a co za tym idzie (iii) część
osobników tworzących to wspólne gniazdo
jest całkowicie bezpłodna lub ma znacznie
ograniczoną płodność (robotnice). Tak za-
awansowane układy społeczne były bardzo
dobrze znane Darwinowi, który obserwo-
wał eusocjalne błonkówki (Hymenoptera;
mrówki, osy, pszczoły) i termity (Isoptera).
Obecnie wiemy, że gatunki eusocjalne ist-
nieją także u nielicznych przedstawicieli in-
nych rzędach owadów, takich jak przylżeń-
ce (Thysamoptera), chrząszcze (Coleoptera)
i pluskwiaki równoskrzydłe (Homoptera;
mszyce), a nawet u kilku gatunków krewe-
tek, czy ssaków (golce). Nie wymienia się tu
jednocześnie takich ssaków jak szakal czer-
patkowaty i mangusta karłowata, czy licz-
nych ptaków posiadających pomocników,
które spełniają trzy niezbędne warunki za-
proponowane przez Wilsona. Podobne przy-
padki u owadów nazywa się czasowo-euso-
cjalnymi i kwalifikuje się je do prymitywnie
eusocjalnych gatunków.
Rozważając dobrze sobie znane przykła-
dy bezpłodnych robotnic u mrówek, pszczół
i termitów, Darwin doskonale orientował
się, że stanowią one jedną z poważniejszych
przeszkód dla założeń jego teorii. Nie był bo-
wiem w stanie wyjaśnić, jak dziedziczą się
cechy bezpłodnych osobników. Cały problem
wydawał się być wręcz absurdalny, gdyż po-
szukiwano odpowiedzi na pytanie, czy bez-
płodność może być dziedziczna? W nieco
mniej drastycznej formie sprowadzało się to
do wyjaśnienia mechanizmów utrwalenia się
zachowań altruistycznych drogą doboru na-
turalnego. Altruistycznych, czyli takich, które
ograniczają płodność czy szanse przeżycia al-
truisty na rzecz zwiększenia szansy przeżycia
i wydania potomstwa biorcy tego altruistycz-
nego zachowania. Dziś bardziej precyzyjnie
powinniśmy powiedzieć o ograniczaniu i
zwiększaniu dostosowania, odpowiednio al-
truisty i biorcy jego zachowań.
Trzeba przyznać, że intuicja Darwina,
próbującego rozwiązać problem bezpłod-
nych robotnic u eusocjalnych owadów, była
nadzwyczaj trafna. Sugerował on mianowicie,
że dobór naturalny należy stosować zarówno
do rodziny, jak i osobników. Dziś wiemy, że
właściwe rozwinięcie tego stwierdzenia było
możliwe po zaakceptowania teorii Mendla,
której jak wiadomo Darwin nie znał. Ko-
nieczne były też późniejsze odkrycia badaczy,
którzy w 1908 roku niezależnie stworzyli
matematyczne podstawy genetyki populacyj-
nej, znane dziś pod nazwą reguły Hardy’ego
i Weinberga (c roW 1999; patrz artykuł ł oM -
192622348.001.png
348
M ichał W oyciechoWski
nickiego Spotkanie teorii Darwina z gene-
tyką w tym zeszycie KOSMOSU). Potrzebne
były też kolejne dokonania F ishera (1918) i
W righta (1922), którzy zaproponowali jak
obliczać genetyczne pokrewieństwo między
osobnikami. Wszystkie te odkrycia były nie-
zbędne, by móc stworzyć matematyczne pod-
stawy teorii zwanej dziś teorią doboru krew-
niaczego lub też regułą Hamiltona (h aMilton
1964a, b). William D. Hamilton podstawy
swej teorii przedstawił w dwóch pracach, z
których pierwszą poświęcił ogólnym założe-
niom doboru krewniaczego (ang. kin selec-
tion), zresztą nazwanego tak po raz pierwszy
przez M aynarDa s Mitha (1964), zaś drugą —
ewolucji układów eusocjalnych u haplodiplo-
idów, czyli u owadów z diploidalnymi sami-
cami i haploidalnymi samcami, co jest regułą
u błonkówek.
Idea Hamiltona potrzebowała kilkunastu
lat by przebić się do świadomości biologów,
choć jej główne przesłanie jest nadzwyczaj
proste: określa ono warunki, w jakich dobór
może prowadzić do powstania zachowań al-
truistycznych. Te warunki, to spełnienie nie-
równości
c/b<r ,
w której c to koszt altruisty, b zysk biorcy
tego altruistycznego zachowania, przy czym
obie te wartości mierzone są dostosowaniem,
zaś r to współczynnik pokrewieństwa łączący
dawcę i biorcę, mierzony udziałem wspól-
nych genów dawcy i biorcy, pochodzących
od niedawnego wspólnego przodka. W nie-
równości tej nie ma ograniczeń, by altruista
nie posuwał się w swych zachowaniach tak
daleko jak to robi wiele robotnic pszczół i
mrówek, które całkowicie rezygnują ze swej
reprodukcji. Altruista może więc całkowicie
zaniechać swej reprodukcji, jeśli tylko w wy-
niku jego działań krewniak, najlepiej bliski,
powiększy swe dostosowanie odpowiednio
wysoko (patrz artykuł ł oMnickiego Poziomy
doboru, adaptacje w tym zeszycie KOSMO-
SU). Najważniejsza jest bowiem skuteczna
propagacja genów altruisty, mniej ważne jest,
czy robi to on sam, czy dzięki jego altru-
istycznym działaniom jego krewniak, noszący
przynajmniej w części r geny altruisty. Jed-
nym słowem ważne jest łączne dostosowanie
altruisty (ang. inclusive fitness).
EUSOCJALNE HAPLODIPLOIDY
Chociaż Hamilton swe przełomowe pra-
ce rozpoczął od ogólnej teorii opisującej
warunki konieczne do utrwalenia się zacho-
wań altruistycznych (h aMilton 1964a), jest
bardzo prawdopodobne, że to sytuacja, któ-
rą opisał u haplodiploidów nasunęła mu te
ogólne wnioski (h aMilton 1964b). Zauwa-
żył on, że samce os, mrówek i pszczół są
haploidami i dlatego ich wszystkie plemniki
niosą ten sam zestaw genetycznej informa-
cji (brak mejozy przy spermatogenezie). W
efekcie całe ich diploidalne potomstwo, któ-
re rozwija się w samice, jest ze sobą bliżej
spokrewnione (Tabela 1) niż potomstwo di-
ploidalnych gatunków ( r = 0,5). Co ważniej-
sze, pełne siostry błonkówek są ze sobą bli-
żej spokrewnione (0,75) niż matka z córką
(0,5). Skoro tak, to nierówność Hamiltona
łatwiej spełnić, gdy r = 0,75, niż gdy osiąga
ono wartość 0,5. Należy zatem oczekiwać,
że zachowania altruistyczne będą częstsze
względem sióstr niż własnych córek. To
jest, według Hamiltona powód, dla którego
wśród błonkówek jest tyle gatunków eu-
socjalnych i powstawały one w tej grupie
owadów niezależnie znacznie częściej niż u
innych diploidalnych gatunków.
Przedstawione tu argumenty nie prze-
konują tych, którzy sugerują, że skoro od
współczynników pokrewieństwa zależy tak
wiele, to wszystkie błonkówki powinny być
eusocjalne. Tymczasem większość błonkówek
(rośliniarki — Symphyta, owadziarki — Parasi-
tica) nie wykazuje najmniejszych oznak życia
społecznego. Nawet wśród żądłówek (Acu-
leata) eusocjalność nie jest powszechna, tak
jak u pszczół, gdzie tylko ok. 10% to gatunki
eusocjalne, zaś pozostałe, to samotnie wycho-
wujące swe dzieci samice.
Ten często pojawiający się zarzut prze-
ceniania znaczenia doboru krewniaczego w
ewolucji eusocjalności (h öllDobler i W ilson
2008), łatwo jest odrzucić, zwłaszcza u ha-
plodiploidów. Jest oczywiste, że układy eu-
socjalne mogły powstać tylko tam, gdzie ist-
niała już wcześniej opieka nad potomstwem.
Co więcej, potomstwo takiej samicy musiało
mieć szanse spotkać swe młodsze rodzeń-
stwo wymagające opieki. Taka sytuacja, jak
wiadomo, nie ma miejsca u większości błon-
kówek, których samice składają jaja w tkan-
kach roślin (rośliniarki) lub ciele innych bez-
kręgowców, głównie owadów (owadziarki),
więcej się swym potomstwem nie interesu-
Dobór krewniaczy a ewolucja owadów eusocjalnych
349
jąc. Nie ma więc możliwości, by potomstwo
takich samic, nawet jeśli rozwija się razem
ze swym rodzeństwem, miało szanse spełnić
rolę robotnicy z gniazda pszczoły czy mrów-
ki. Podobnie jest u samotnych pszczół, u któ-
rych samice giną wcześniej nim pojawi się
pokolenie ich dzieci. W takiej sytuacji także
ich dzieci nie mają szans napotkać młodsze
rodzeństwo. Tam gdzie samica błonkówki
żyje dostatecznie długo i sukcesywnie wy-
chowuje swe potomstwo, które spotyka w
swym gnieździe młodsze rodzeństwo, z któ-
rymi łączy je wysokie pokrewieństwo ( r =
0,75), układy eusocjalne są regułą.
Jak już wspomniano, układy eusocjalne
spotyka się nie tylko u haplodiploidalnych
błonkówek. Okazuje się, że eusocjalne przy-
lżeńce i chrząszcze są także haplodiploida-
mi (c respi 1992, k ent i s iMpson 1992), co
szczególnie u chrząszczy należy do wyjąt-
ku. Potomstwo eusocjalnych przylżeńców
rozwija się sukcesywnie wewnątrz galasu
(gniazda), który stworzyła ich matka. Jej naj-
starsze potomstwo (żołnierze) różni się od
młodszego rodzeństwa pewnymi cechami,
które pozwalają na skuteczną obronę przed
pasożytami ich gniazda, w którym rozwija
się wciąż młodsze rodzeństwo. Taki „jedno-
rodzinny galas” powoduje, że narażający się
w jego obronie żołnierze nie stracą życia w
imię „powszechnego bezpieczeństwa”, tylko
dla lepszego sukcesu sióstr, z którymi łączy
je pokrewieństwo r = 0,75.
Eusocjalne haplodiploidalne chrząszcze
hodują grzyby ambrozjowe, służące im za po-
karm, podobnie jak to robią niektóre mrów-
ki i termity. Odbywa się to w korytarzach, ja-
kie dla swego potomstwa drąży długowiecz-
na samica w drzewach eukaliptusowych. Jej
starsze córki pomagają matce w wychowaniu
młodszego rodzeństwa. I znów takie „jed-
norodzinne galerie korytarzy” są zasiedlone
przez blisko spokrewnione ( r = 0,75) potom-
stwo jednej tylko samicy.
Wśród eusocjalnych owadów, tylko
mszyce i termity nie są haplodiploidami,
ale przynajmniej u mszyc dobór krewnia-
czy miał niewątpliwie ogromny wpływ na
ewolucję ich socjalnych zachowań. Eusocjal-
nych gatunków jest znanych zaledwie kilka,
u tych mszyc, których partenogenetyczne
rozmnażające się samice przygotowuję dla
swego potomstwa galasy, podobne do tych
tworzonych przez eusocjalne przylżeńce.
Żołnierze, którzy bronią tych galasów przed
pasożytniczymi muchówkami, stają więc w
obronie swych klonów, genetycznie iden-
tycznych ( r = 1). W tym wypadku wydaje
się, że dobór krewniaczy, prowadzący do
powstania układów eusocjalnych, powinien
być jeszcze częstszy niż u haplodiploidów, a
jeśli coś wzbudza niepokój, to jedynie fakt,
że układy eusocjalne u mszyc są tak rzadkie,
mimo że partenogenetyczne rozmnażanie
jest powszechne. Tworzenie „jednorodzin-
nych galasów” u mszyc nie jest jednak zja-
wiskiem częstym, toteż zachowania obronne
w koloniach mszyc, w których miesza się
potomstwo wielu samic, miały niewielkie
szanse powstać drogą doboru.
Wśród eusocjalnych owadów tylko u
termitów między pełnym rodzeństwem
dowolnej płci (po jednej matce i jednym
ojcu), pokrewieństwo nie przekracza war-
tości 0,5, chyba, że u przodków termitów
dochodziło często do krewniaczych koja-
rzeń. Do dziś nie ma też szeroko akcepto-
wanej hipotezy, która wyjaśnia, jak doszło
do powstania ich układów eusocjalnych.
Warto może przypomnieć tu pomysł D aW -
kinsa (1976), który sugerował, że to pier-
wotniaki i bakterie z przewodów pokar-
mowych termitów doprowadziły do stwo-
rzenia tych układów, by zapewnić sobie
łatwiejszą transmisję między gospodarzami.
Jednak bardziej prawdopodobne są inne
wyjaśnienia, w których zwraca się uwagę,
że w równaniu Hamiltona, mamy trzy pa-
rametry. Poza pokrewieństwem ( r ), są tam
jeszcze straty ( c ) i zyski ( b ), odpowiednio
altruisty i biorcy. Ostatnie dwa z tych pa-
rametrów są równie ważne, by nierówność
( c/b<r ) mogła być spełniona, czyli by al-
truistyczne zachowania mogły się utrwalić.
W dzisiejszych czasach, kiedy molekularne
badania są tak powszechnie, łatwiej jest
jednak oceniać stopień pokrewieństwa niż
zależne od różnych zachowań straty i zyski
w dostosowaniu. Na podobne trudności na-
potykamy chcąc wyjaśnić jak powstały eu-
socjalne układy u diploidalnych krewetek i
golców, czy pomocnicy u ptaków. Zwraca
się uwagę, że brak partnerów płciowych
lub ryzyko związane z zakładaniem własne-
go gniazda (zatem niskie c ) sprzyjają opie-
ce nad pełnym rodzeństwem, z którymi
opiekunowie są u diploidów spokrewnieni
w identycznym stopniu, co z własnym po-
tomstwem (Tabela 1). Ta niezmiernie cie-
kawa dyskusja nie jest jednak tematem tego
opracowania.
Przy tej okazji warto jeszcze przypo-
mnieć jedną kwestię, na którą zwrócił już
uwagę h aMilton (1964a) w odniesieniu do
350
M ichał W oyciechoWski
Tabela 1. Współczynniki pokrewieństwa ( r ) między człon-
kami rodzin diploidów i haplodiploidów, których matka ko-
pulowała z jednym samcem (wspólne geny pochodzące od
ojca umieszczono w obwódce, wspólne geny pochodzące od
matki podkreślono).
U diploidów udział wspólnych genów posiadanych prze rodzeń-
stwo wynosi 0,5. Jest tak dlatego, że dowolny gen matki, poprzez
haploidalne jajo, jest przekazywany potomkowi z prawdopodobień-
stwem 0,5. Ponieważ geny potomka pochodzą w połowie od matki,
szansa, że ten sam gen znajdzie się u dwójki rodzeństwa wynosi 0,5
× 0,5 = 0,25. Tak samo jest z genami pochodzącymi od wspólne-
go diploidalnego ojca, a więc łącznie dwójka rodzeństwa dowolnej
płci u diploidów będzie posiadała średnio 0,5 wspólnych genów.
W przypadku haplodiploidów, geny matki przenoszone są do po-
tomstwa tak samo jak u diploidów, ale geny ojca są identyczne w
każdym jego plemniku, i stanowić będą w przyszłości połowę ge-
nów każdej jego córki, zatem pełne siostry posiadają średnio 0,25
identycznych genów od matki i 0,5 identycznych genów od ojca,
co daje łącznie 0,75.
zaawansowanych układów eu-
socjalnych, takich jak te, spoty-
kane u błonkówek i termitów.
Otóż u wszystkich błonkówek,
robotnicami są wyłącznie sami-
ce, które z racji haploidalności
ich ojców są z siostrami bar-
dziej spokrewnione niż samce ze
swym rodzeństwem (Tabela 1).
Natomiast u diploidalnych termi-
tów, gdzie rodzeństwo łączy ten
sam stopień pokrewieństwa bez
względu na płeć (Tabela 1), rolę
robotników spełniają zarówno
samice, jak i samce. Robotników
obu płci spotyka się także u di-
ploidalnych golców i krewetek,
zaś haplodiploidalne chrząszcze
potwierdzają zasadę obowiązują-
cą u błonkówek, gdzie tylko sa-
mice–robotnice, wykazują altru-
istyczne zachowania względem
rodzeństwa. Przedstawione tu ze-
stawienie potwierdza dodatkowo
rolę, jaką w ewolucji eusocjalno-
ści odegrała haplodiploidalność.
Pokrewieństwo między: Diploidy Haplodiploidy
matką — córką
matką — synem
siostrą — siostrą
siostrą — bratem
ciotką — siostrzeńcem
0,5
0,5
0,25 + 0,25 = 0,5
0,25 + 0,25 = 0,5
0,5/2 = 0,25
0,5
0,5
0,5 + 0,25 = 0,75
0,25
0,75/2 = 0,375
SAMCE I ICH POCHODZENIE
Choć pełne siostry haploidalnych ojców
posiadają więcej wspólnych genów (0,75)
niż matka z córką (0,5), to matka ze swy-
mi synami jest bliżej spokrewniona (0,5)
niż siostra z braćmi (0,25; wspólne geny
pochodzą tylko od matki). Skoro tak, to sa-
mica, która zechce zrezygnować całkowicie
ze swej reprodukcji i będzie się opiekować
wyłącznie siostrami i braćmi nie odniesie
większych ewolucyjnych zysków niż samica
wychowująca własne córki i synów, gdyż
0,75 + 0,25 = 0,5 + 0,5.
Tak jest przy założeniu, że proporcja
płci wychowywanego potomstwa jest w
obu przypadkach jak 1:1. Można oczywiście
przyjąć, co sugerował h aMilton (1964b),
że u przodków haplodiploidów, ze wzglę-
dów na konkurencję o partnerkę wśród
krewniaków (ang. local mate competition,
LMC), proporcja samic ( F ) była większa niż
samców ( M ), a wówczas
0,75 F + 0,25 M > 0,5 F + 0,5 M ,
ale dziś już wiemy, że ze względu na spe-
cyficzną determinację płci u błonkówek,
właśnie w tej grupie owadów jest wiele
mechanizmów, które zabezpieczają przed
krewniaczym kojarzeniem, a zatem wystę-
powanie LMC jest mało prawdopodobne.
W tej sytuacji rozważyć warto jeszcze jedną
strategię potencjalnych robotnic w pierw-
szych etapach powstawania układów eu-
socjalnych. Otóż mogły one zrezygnować
z produkcji córek ( r = 0,5) na rzecz sióstr
( r = 0,75), ale nie rezygnować z produkcji
synów ( r = 0,5) na rzecz braci ( r = 0,25).
Nawet jeśli przyjmiemy, że robotnicom w
takim gnieździe trudno byłoby odróżnić
własnych synów od synów innych sióstr,
czyli od siostrzeńców, to i tak decydując
się na ich wspólne wychowywanie robotni-
ce zyskałyby więcej (robotnice z siostrzeń-
cem łączy połowa tych genów, które łączy
siostry, czyli r = 0,75/2 = 0,375), niż gdyby
wychowywały braci. W takiej sytuacji, na-
wet przy równej proporcji płci, robotnice
składające tylko niezapłodnione, haploidal-
ne jaja zyskają więcej niż w pełni sterylne
robotnice, gdyż
0,75 + 0,375 > 0,75 + 0,25.
192622348.002.png
Dobór krewniaczy a ewolucja owadów eusocjalnych
351
Można przypuszczać, że tak powstałe
układy eusocjalne zaczęły przynosić olbrzy-
mie ewolucyjne zyski nie tylko królowej, ale
i robotnicom, poprzez wzrost produktywno-
ści całej rodziny. Jeśli tak, to rezygnacja ro-
botnic z ograniczonej już i tak reprodukcji
mogła być przez te robotnice zaakceptowana,
na rzecz większej integracji kolonii, której
królowa przejęła całą reprodukcję. Bardziej
prawdopodobne jest jednak wymuszanie
przez królową agresją całkowitej sterylność
robotnic, co nie było trudne w niewielkich
społecznościach. Wymuszanie takie do dziś
spotykamy u trzmieli, czy prymitywnie euso-
cjalnych os. Mimo wszystko tego typu sytu-
acja nie stanowiła optymalnego rozwiązanie
z punktu widzenia interesu robotnic i można
oczekiwać, że częstym przypadkiem były ich
próby reprodukcji. Wydaje się jednak, że są
inne jeszcze powody, które mogły skłonić ro-
botnice do zaniechania własnej reprodukcji
na rzecz matki-królowej. Problem ten będzie
omówiony w kolejnej części.
POLIANDRIA I POLIGYNIA W UKŁADACH EUSOCJALNYCH HAPLODIPLOIDÓW
Można sądzić, że ewolucyjne konsekwen-
cje haplodiploidalności nie miałyby znacze-
nia dla ewolucji układów eusocjalnych, jeśli-
by u przodków tych owadów samice kopu-
lowały nie z jednym (monandria), a z kilko-
ma (poliandria) samcami. Poliandria, która
nie jest rzadka i dziś wśród eusocjalnych
błonkówek, osłabia pokrewieństwo potom-
stwa takiej matki (Ryc. 1), przez co zmniej-
sza szanse zachowań altruistycznych między
siostrami. Już przy dwóch partnerach matki,
jej córki są ze sobą spokrewnione tak samo
( r = 0,5), jak siostry zwykłych diploidów ( r
= 0,5), a pokrewieństwo to spada z każdym
dodatkowym partnerem matki (Ryc. 1). Ten
często podnoszony argument wydaje się być
odrzucony po analizie, której niedawno do-
konali h ughes i współaut. (2008). Stwierdzili
oni mianowicie, że przodkowie wszystkich
ośmiu zbadanych, niezależnie ewoluujących
linii eusocjalnych błonkówek, byli monan-
dryczni, a poliandria, która się tam pojawiła,
była wtórna. Analiza ta potwierdza więc, że
wysokie pokrewieństwo potomstwa monan-
drycznych haplodiploidów było kluczowe dla
ewolucji ich socjalnych zachowań. Jeśli tak,
to należy rozważyć, co skłania samice do ko-
pulacji z wieloma partnerami, co i dziś może
zagrażać eusocjalnym układom.
Analizując pokrewieństwo samców, któ-
re mogą pochodzić albo od królowej albo
od robotnic, zauważyliśmy już wcześniej, że
przy jednym partnerze królowej robotnice
są spokrewnione z siostrzeńcami bardziej ( r
= 0,375) niż z braćmi ( r = 0,25). Zwrócono
także uwagę, że przy monandrii robotnice
nie mają powodów, by ograniczać dobrowol-
nie własną produkcji niezapłodnionych jaj, z
których wychowają samce. Jednak w sytuacji,
kiedy ich matka-królowa kopulowała z wię-
cej niż dwoma partnerami, robotnice łączy
więcej wspólnych genów z braćmi (0,25) niż
z siostrzeńcami (pokrewieństwo to zbliża się
do 0,125; Ryc. 1). Dzieje się tak dlatego, że
poliandryczne gniazdo składa się głównie z
sióstr przyrodnich, pochodzących co praw-
da od tej samej matki, ale posiadających róż-
nych ojców. Poliandria jest więc doskonałym
sposobem do skłonienia robotnic, by zanie-
chały własnej reprodukcji haploidalnych jaj.
Precyzyjniej rzecz ujmując, poliandria stwa-
rza sytuację, w której to robotnice są zainte-
resowane by inne robotnice nie składały wła-
snych jaj, a raczej zajęły się wychowywaniem
braci. Jednocześnie każda z robotnic nieza-
leżnie osiągnie większy ewolucyjny zysk, jeśli
w gnieździe wychowany będzie jej syn ( r =
0,5), a nie brat ( r = 0,25). Jest więc pole do
konfliktu, który przewidziano najpierw teore-
Rycina 1. Pokrewieństwo między osobnikami
w rodzinie społecznych błonkówek w zależno-
ści od liczby partnerów, z którymi kopulowała
królowa (przyjęto założenie, że każdy z partne-
rów królowej jest ojcem takiej samej liczby di-
ploidalnego potomstwa, pojawiającego się loso-
wo w czasie całego życia królowej).
192622348.003.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin