08.htm

(62 KB) Pobierz

 

 

Anne McCaffrey       Jeźdźcy Smoków

    . 8 .    

Wrzyjcie morza, pędźcie góry,

Płońcie piaski, smoki w chmury.

Czerwonej Gwiazdy przejście.

Zapalcie ogniska, kamienie w stosy zbierajcie

Już zieleń znika, Pern uzbrajajcie.

Baczcie na każde wejście

Gwiezdny Kamieniu w niebo patrz.

Weyr gotowe, jeźdźcu skacz.

Czewonej Gwiazdy przejście.


 

   Jeśli królowa ma skrzydła, to dlaczego nie może latać? - Lessa starała się zachować łagodny ton głosu.

   Musiała nauczyć się panować nad gwałtowymi wybuchami emocji, choć ujawnianie ich leżało w jej naturze. Jeźdźcy smoków, w odróżnieniu od przeciętnego Pernianina, reagowali gwałtownymi uczuciami.

   R'gul ściągnął brwi, przybierając srogą minę. Zacisnął szczęki z rozdrażnienia. Lessa z góry znała jego odpowiedź.

   - Bo królowa nie latała - powiedział stanowczo.

   - Z wyjątkiem lotu godowego, oczywiście - poprawił go S'lel. Drzemał, a był to stan, który osiągał łatwo i często, mimo iż był młodszy od pełnego wigoru R'gula.

   Znów będą się kłócić, jęknęła w duchu Lessa. Była w stanie znieść to przez jakieś pół godziny, a potem krew zaczynała w niej kipieć.

   Podczas lekcji, musiała uczyć się na pamięć "Obowiązków wobec smoka, Weyr i Pernu" i dosłownie z nich potem recytować. Jednakże lekcje zbyt często przeradzały się w głupie spory nad mało ważnymi drobiazgami. Niekiedy, tak jak i teraz, żywiła pewną nadzieję, że byłaby w stanie wyraźnie wskazać ich własne niekonsekwencje. A wówczas mimowolnie wyjawiliby jej niejedną prawdę.

   - Królowa unosi się w powietrze jedynie podczas lotu godowego - R'gul przystał na poprawkę.

   - Z pewnością - ciągnęła cierpliwie Lessa. - Jeżeli potrafi wznieść się do lotu godowego, to może latać także w innych okolicznościach.

   - Królowe nie latają! - nie ustępował R'gul.

   - Jora w ogóle nigdy nie latała - mrugając szybko oczami wymamrotał S'lel, jakby zaślepiony jakimś wspomnieniem. Mówił niewyraźnie i z widocznym zakłopotaniem. - Jora nigdy nie opuszczała tych apartamentów.

   - Zabierała Nemorth na pastwiska - warknął nerwowo R'gul. Żółć podeszła Lessie do gardła. Przełknęła ślinę.

   Musiałaby po prostu usunąć ich z Weyr. Czy są w stanie zrozumieć, że Ramoth bywa niekiedy aż nadto pobudzona? A i Hatha R'gula mogłaby bardziej rozgrzać. Uśmiechnęła się w duchu na myśl, że potrafi słyszeć i mówić telepatycznie z każdym smokiem w Weyr: zielonym, błękitnym, brunatnym czy spiżowym.

   - Ale tylko wtedy, gdy Jora zdołała nakłonić Nemorth, by się w ogóle ruszyła - wymamrotał S'lel, skubiąc ze zmartwienia dolną wargę.

   R'gul spiorunował go wzrokiem zmuszając do milczenia, po czym gwałtownie zastukał w tabliczkę Lessy.

   Tłumiąc westchnienie uniosła rylec. Przepisywała już tę balladę dziesięć razy i znała ją doskonale na pamięć. Dziesięć było najwidoczniej magiczną liczbą R'gula, gdyż musiała przepisać dziesięć razy każdą balladę z tradycyjnych Sag Pouczeń, Sag Klęsk oraz Sag Praw, pomimo że znała je już doskonale. To prawda, że nie rozumiała ani połowy z nich, ale czuła je całym sercem.

   Wrzyjcie morza, pędźcie góry - napisała.

   Jest to możliwe. Jeśli pojawi się jakieś wypiętrzenie lądu. Jeden ze strażników Faxa z posiadłości Ruatha uraczył kiedyś obserwatora opowieścią pochodzącą z czasów jego wielkich przodków. Cała przybrzeżna wioska we wschodnim Forcie obsunęła się do morza. Tamtego roku wystąpiły ogromne fale, a niedaleko Ista wynurzyła się ponoć w owym czasie góra o płonącym szczycie. Zniknęła wiele lat później. To właśnie o tym mogła opowiadać ballada. Tak mogło być.

   Płońcie piaski... To prawda, mówiono, że równina Igen bywa latem nie do zniesienia. Żadnego cienia, żadnych drzew, żadnych jaskiń, a tylko niegościnny, jałowy piach. Nawet jeźdźcy smoków unikają tej okolicy w pełni lata. Jeśli się nad tym zastanowić, piaski w Wylęgarni zawsze parzą w stopy. Czy kiedyś było tak gorąco, by piasek mógł płonąć? A swoją drogą, co go ogrzewa? Czy te same niewidzialne ognie, które ogrzewają wodę w basenach kąpielowych w całym Benden Weyr?

   Smoki w chmury. Pół tuzina niejasnych interpretacji o co tu chodzi, a R'gul nawet nie zasugeruje jednej jako prawdziwej. Czy oznacza to, że smoki ujawniają swoją wartość w trakcie przejścia Czerwonej Gwiazdy? W jaki sposób? Rycząc z tą szczególną ostrością, podobną do tej, z jaką wydają dźwięki, gdy jeden z ich rodzaju odchodzi, by umrzeć w pomiędzy? Albo smoki dowodzą swej wartości w jakiś inny sposób podczas przejścia Czerwonej Gwiazdy. Oprócz, oczywiście, ich tradycyjnej funkcji wypalania Nici w powietrzu? Ach, wszystkie te sprawy, o których ballady nie mówią i których nikt nie wyjaśnia. A jednak pierwotnie musiał istnieć jakiś powód.

   Zapalcie ogniska, kamienie w stosy zbierajcie Już zieleń znika, Pern uzbrajajcie

   Te słowa są jeszcze bardziej zagadkowe. Kto usypuje kamienie w stos na ognisko? Co oznacza kamienne ognisko? A co kamienie sypiące się jak lawina? WRÓŻBITA mógł przynajmniej zasugerować do jakiej pory roku się to odnosi; a może taka sugestia zawarta jest w zwrocie zieleń znika? To przecież zieleń przyciąga Nici, dlatego tradycyjnie wyplenia się trawy wokół ludzkich siedzib. A kamienie nie są w stanie powstrzymać Nici od rycia pod ziemią i rozmnażania się. Tylko emitowanie fosfiny przez smoka jedzącego smoczy kamień powstrzymuje Nici. Lessa uśmiechnęła się nieznacznie. Dziś już nikt, nawet jeźdźcy smoków - ze znamienitym wyjątkiem F'lara i ludzi z jego skrzydła nie trudzi się ćwiczeniami ze smoczym kamieniem, a jeszcze mniej wyrywaniem trawy wokół domów. Ostatnimi czasy pozwolono, aby oczyszczane od wieków pustkowia na wzgórzach zarastały wiosną zielonymi pędami.

   Baczcie na każde wejście.

   Wyryła rylcem tę frazę, myśląc przy tym: więc żaden jeździec smoka nie może opuścić Weyr nie zauważony.

   R'gul, jako władca Weyr, był zupełnie bierny. Kierował się wygodną ideą, że jeśli nikt, ani lord ani dzierżawca, nie zobaczy jeźdźca smoka to tak będzie najlepiej. Nawet tradycyjne patrole przelatywały teraz nad obszarami nie zamieszkanymi, co pozwalało na utrwalenie się poglądu, że należy zniszczyć "pasożytniczy" Weyr. Fax, którego otwarty bunt zapoczątkował taki pogląd, nie zabrał ze sobą do grobu jego przyczyny. Mówiono, że Larad, młodszy lord z Telgar, jest nowym wyznawcą tego poglądu.

   R'gul, władcą Weyr. To boleśnie raniło Lessę. Nie nadawał się przecież na to stanowisko. Ale to jego smok złapał Nemorth podczas jej ostatniego lotu. Tradycyjnie (a słowo to, z powodu możliwości grzechu pominięcia, zaczynało przyprawiać Lessę o mdłości) władcą Weyr zostaje jeździec towarzysza królowej. Och, oczywiście R'gul prezentował się dostojnie: wysoki i krzepki mężczyzna, o poważnej twarzy, która sugerowała wysoce zdyscyplinowaną osobowość. Tyle tylko, że dyscyplina ta, zdaniem Lessy, skierowana była nie w tym kierunku.

   A teraz F'lar... również był zdyscyplinowany, ale jeźdźców z jego skrzydła Lessa uważała za wychowanych zgodnie z tradycją. F'lar, w odróżnieniu od władcy Weyr, nie tylko wierzył w prawa i tradycje, których był wyznawcą; on je również rozumiał. Lessa wielokrotnie potrafiła nadać sens rozmaitym łamigłówkom ze swoich lekcji na podstawie choćby jednej wypowiedzi F'lara. Niestety, zgodnie z tradycją tylko władca Weyr mógł pouczać władczynię Weyr.

   Dlaczego, na Jajo, to nie Mnementh - spiżowy olbrzym F'lara - poleciał wówczas z Nemorth? Hath jest bestią znamienitą, ale nie może przecież równać się ani rozpiętością skrzydeł, ani też siłą z Mnementhem. Gdyby to Mnementh poleciał z Nemorth, byłoby z pewnością więcej niż dziesięć jaj w jej ostatnim wylęgu.

   Jora była poprzednią i przez nikogo nie opłakiwaną władczynią Weyr. Wszyscy zgodzili się, że była także otyła, głupia i nieudolna. A podobno smok jest wiernym odbiciem swego jeźdźca. Lessa uśmiechnęła się złośliwie. Mnementh został odrzucony przez smoczycę, ponieważ człowiek podobny do F'lara zostałby również odrzucony przez jeźdźca - przez antyjeźdźca, poprawiła się w myślach Lessa, zerkając z rozbawieniem na drzemiącego S'lela.

   Ale skoro F'lar, w tamtym zaciekłym pojedynku z Faxem w posiadłości Ruatha, uratował życie Lessie i zabrał ją do Weyr jako kandydatkę do Naznaczenia, dlaczego wtedy nie przejął władzy nad Weyr? Została przecież naznaczona. Jednak odrzuciła zaloty R'gula. Na co F'lar czekał? Dlaczego zgadza się pozostawać na uboczu, gdy Weyr coraz bardziej popada w ruinę? - Uratować Pern - dobrze pamiętała słowa F'lara. Przed czym jednak uratować Pern, jeśli nie przed R'gulem? F'lar ma na pewno lepsze sposoby na to, jak przystąpić do działania. Czy czeka na to, aż R'gul popełni jakiś fatalny w skutkach błąd? R'gul nie popełni błędu, pomyślała ze smutkiem Lessa, gdyż nie ma ku temu okazji - on po prostu nic nie zrobi. Nie wyjaśni także nigdy żadnej wątpliwości Lessy.

   Gwiezdny Kamieniu w niebo patrz. Ze swego skalnego występu Lessa widziała rysujący się na tle nieba gigantyczny prostokąt Gwiezdnego Kamienia. Zawsze pełni na nim służbę jeździec-obserwator.

   Pamięta, jak wspięła się tam pewnego dnia. Ze skały roztaczał się wspaniały widok na masyw Benden i wysoki płaskowyż wznoszący się u stóp Weyr. Podczas ostatniego Obrotu, na Gwiezdnym Kamieniu była prawdziwa uroczystość. Wydawało się wtedy, że promień wschodzącego słońca padł na krótką chwilę na Skalny Palec, który wskazywał moment zrównania dnia z nocą. Niestety, wydarzenie to wyjaśniło tylko znaczenie Skalnego Palca, a nie Gwiezdnego Kamienia. Przybyła zatem jeszcze jedna zagadka.

   Weyry gotowe - napisała Lessa w posępnym nastroju. Liczba mnoga. A więc nie Weyr, a Weyry. R'gul nie mógł nigdy zaprzeczyć, że w całym Pernie jest pięć opuszczonych Weyrów, które porzucono wiele Obrotów temu. Musiała jednakże nauczyć się zarówno ich nazw, jak i ich hierarchii. Najważniejszym i najpotężniejszym był Fort, a następnie Benden, potem Dalekie Rubieże, gorący Igen, nadmorska Ista oraz na końcu, równinny Telgar. Ale jak na razie nie usłyszała żadnego wyjaśnienia, kiedy i dlaczego opuszczono te pięć Weyrów. Nikt też nie mógł wyjaśnić Lessie, dlaczego wielki Benden, który może w niezliczonych jaskiniach pomieścić pięćset bestii, utrzymuje zaledwie dwieście. R'gul próbował oczywiście oszukać nową władczynię Weyr wygodnym tłumaczeniem, że to wina Jory. Nieudolna i głupia poprzedniczka Lessy pozwalała swej smoczej królowej na niepohamowane obżarstwo. (Nikt nie wyjaśnił jednak Lessie, dlaczego zachowanie Jory było aż tak niekorzystne, ani też dlaczego wszyscy są zachwyceni, gdy Ramoth opycha się jedzeniem). Oczywiście, Ramoth rosła. Rosła tak, że zmiany były zauważalne już po upływie nawet jednej nocy.

   Lessa uśmiechnęła się z czułością. Przestała się przejmować obecnością R'gula i S'lela. Spojrzała znad swojej tabliczki do pisania w kierunku korytarza, który prowadził z Sali Obrad do wielkiej jaskini, gdzie mieścił się weyr Ramoth. Czuła, że Ramoth nadal głęboko śpi. Tęskniła już za przebudzeniem się smoczycy. Tak pragnęła ujrzeć znowu tęczowe oczy swojej królowej, które sprawiły, że życie w Weyr stawało się znośne. Czasami Lessa czuła, że są w niej dwie osoby: wesoła i pełnowartościowa, gdy przebywa z Ramoth oraz ponura i sfrustrowana, gdy smoczyca śpi. Lessa gwałtownie przerwała te przygnębiające rozmyślania i pochyliła się znowu nad swoją tabliczką.

   Czerwonej Gwiazdy przejecie.

   Ach, ta ciemna, zarażona życiem Czerwona Gwiazda. Lessa wycisnęła rylcem w miękkim wosku znak oznaczający koniec lekcji.

   Przypomniała sobie inne wydarzenie z dzieciństwa. Było to tego niezapomnianego świtu, jakieś dwa pełne Obroty temu, gdy została wyrwana ze snu przez złowieszcze przeczucie. Pamięta, że leżała na wilgotnej słomie w serowni w Ruatha, a promienie Czerwonej Gwiazdy padały wprost na nią.

   A teraz tkwi tutaj, gdzie ta pełna nadziei przyszłość, którą tak pięknie odmalowywał F'lar, nie urzeczywistniła się. Zamiast wykorzystywać swą wrodzoną moc do kierowania zdarzeniami i ludźmi dla dobra Pernu, została siłą wepchnięta w kierat nic nie znaczących, nudnych dni, zanudzana codziennymi lekcjami R'gula i S'lela. Była władczynią Weyr tylko w swych apartamentach (choć musiała przyznać, że były one znacznie przyjemniejsze niż skrawek podłogi w serowni) oraz pastwisk i jeziora kąpielowego. Tylko czasem używała swych umiejętności do skracania tych nasiadówek ze swoimi, tak zwanymi, wychowawcami. Zgrzytając zębami pomyślała, że gdyby nie Ramoth, to po prostu by odeszła. Wygnałaby syna Gemmy i odebrała swoją posiadłość w Ruatha, co powinna zrobić zaraz po śmierci Faxa.

   Śmiejąc się sama z siebie przygryzła zębami wargi. Gdyby nie Ramoth, w żadnym razie nie zostałaby tutaj ani chwili po Naznaczeniu. Ale od tego momentu w Wylęgarni, kiedy to jej oczy spotkały się z oczami młodej królowej, nie liczyło się już nic poza smoczycą. Lessa należała do Ramoth, a Ramoth należała do niej. Były dobrane umysłem i sercem. Tylko śmierć mogła rozerwać tę niewiarygodną więź.

   Zdarzało się, że pozbawiony smoka jeździec pozostawał przy życiu; przydarzyło się to chociażby Lytolowi, zarządcy Ruatha, ale był on na wpół człowiekiem, a jego "ja" było rozdarte. Natomiast gdy ginął jeździec, smok znikał w pomiędzy. Umierał w tej mrożącej nicości, poprzez którą potrafił w jednej chwili przeprowadzić niegdyś siebie i swego jeźdźca z jednego miejsca na Pernie do innego. Wejście w pomiędzy stanowiło zagrożenie dla nie wtajemniczonych. Lessa wiedziała o niebezpieczeństwie wpadnięcia w potrzask w pomiędzy na czas dłuższy niż człowiek potrzebuje, aby zakasłać trzy razy.

   Po pierwszym locie na karku Mnementha, Lessa chciała znowu powtórzyć to podniecające doświadczenie. Sądziła naiwnie, że będzie nauczana tak samo jak młodzi jeźdźcy i smoczątka. Była jednak najważniejszą, zaraz po Ramoth, mieszkanką Weyr. Pozostawała więc przywiązana do ziemi, podczas gdy młodzieńcy wlatywali i wyłaniali się z pomiędzy ponad Weyr, w czasie nie kończących się ćwiczeń. To niesprawiedliwe według niej ograniczenie mocno ją irytowało.

   Choć Ramoth była samicą, musiała mieć taką samą wrodzoną zdolność przechodzenia w pomiędzy, jaką mają samce. Teoria ta opierała się na "Sadze o locie Morety", którą dokładnie Lessa zapamiętała. Czyż sag nie ułożono po to, by przekazywać informacje? Miały przecież uczyć tych, którzy nie potrafią czytać i pisać. Zarówno młody Pernianin, jak i jeździec smoka, lord, czy też dzierżawca, mógł nauczyć się z sag swoich obowiązków wobec Pernu i szczegółowo poznać jego świetną przeszłość. Ci dwaj skończeni idioci mogą zaprzeczać istnieniu tej sagi, ale w jaki sposób Lessa mogłaby się jej nauczyć, gdyby ona naprawdę nie istniała? Bez wątpienia, pomyślała z goryczą Lessa, z tego samego powodu królowa ma skrzydła!

   Gdyby tylko R'gul pozwolił jej podjąć "tradycyjne" obowiązki strażnika kronik, znalazłaby od razu tę balladę. Pewnego dnia musi nastąpić ten, tak bardzo odwlekany przez R'gula, "właściwy czas". Musi złamać jego upór.

   Właściwy czas! - uniosła się gniewem. - Mam aż nadto niewłaściwego czasu. Kiedy nadejdzie ten ich szczególny właściwy czas? Kiedy na Księżycu wyrośnie trawa? Na co oni czekają? I na co może oczekiwać ten genialny F'lar? Na przejście Czerwonej Gwiazdy, w które jedynie on wierzy? Przerwała. Nie chciała nawet myśleć o Czerwonej Gwieździe. Przypominała jej bowiem, że została oszukana.

   Potrząsnęła głową, by rozproszyć natrętne myśli. Szybko jednak pożałowała tego ruchu, bo zwrócił on uwagę R'gula. Spojrzał znad kronik, które pracowicie wertował. Jakby nie było tego dosyć, R'gul z łoskotem przysunął sobie jej tabliczkę, co z kolei przebudziło S'lela.

   - Hm? Ee? Tak? - zamruczał, mrugając zaspanymi oczami. Tego było już za wiele dla Lessy. Władczyni Weyr szybko weszła w telepatyczny kontakt z Tuenthem S'lela i wyrwała go z drzemki. Tuenth był nawet dość chętny do współpracy.

   - Tuenth jest niespokojny, muszę pójść - podnosząc się wymamrotał S'lel. Odszedł pospiesznie, odczuwając z tego powodu ulgę nie mniejszą niż Lessa. Dziewczyna ożywiła się, gdy usłyszała, że S'lel wita się z kimś w korytarzu. Miała nadzieję, że nowy przybysz dostarczy jej wymówki, żeby uwolnić się od R'gula.

   Do komnaty weszła Manora. Lessa ze słabo skrywaną ulgą powitała gospodynię Jaskiń Niższych. R'gul, jak zwykle nerwowy w obecności Manory, oddalił się natychmiast.

   Manora była stateczną kobietą w średnim wieku, która roztaczała wokół siebie aurę siły i stanowczości. Na co dzień zmuszona była do trudnego kompromisu między życiem, które prowadziła, a swoim pogodnym usposobieniem. Milcząco beształa zawsze Lessę za jej niecierpliwość i dziecinne skargi. Ze wszystkich kobiet, które spotkała w Weyr (oczywiście jeśli jeźdźcy smoków pozwalali jeb spotkać jakąkolwiek) Lessa najbardziej ceniła i szanowała właśnie Manorę. Z przykrością uświadamiała sobie, iż nigdy nie będzie w bliskich kontaktach z żadną kobietą w Weyr. Jednakże cieszył ją ten czysto formalny związek z Manorą.

   Manora przyniosła tabliczki rachunkowe z grot-spiżarń. Do jej obowiązków jako gospodyni należało bowiem informowanie władczyni o stanie gospodarstwa. R'gul twierdził złośliwie, że był to jedyny obowiązek, który wypełniała.

   - Dziesięcina, którą przysłały Bitra, Benden i Lemos nie wystarczy, abyśmy przetrwali zimę tego Obrotu.

   - W ostatnim Obrocie mieliśmy tyle samo i wydaje się, że jedliśmy wystarczająco dobrze.

   Manora uśmiechnęła się uprzejmie, ale było widać, że nie aprobuje obecnego stanu zaopatrzenia.

   - To prawda, ale mogliśmy lepiej jadać, mieliśmy w rezerwie także zapasy zakonserwowanej żywności, które pochodziły z obfitszych Obrotów. Teraz ta rezerwa wyczerpała się. Z wyjątkiem tych beczek, beczek z rybami z Tillek... - ciągnęła wyrazistym głosem.

   Lessa wzdrygnęła się. Suszone ryby, solone ryby, ryby podawano ostatnio zbyt często.

   - Nasze zapasy ziarna i mąki w Suchych Grotach są bardzo małe, ponieważ Benden, Bitra i Lemos nie są producentami zbóż.

   - Najbardziej potrzebujemy zatem ziarna i mięsa?

   - Dla odmiany moglibyśmy używać więcej owoców i warzyw po chwili odpowiedziała Manora. - Zwłaszcza, jeśli będziemy mieli tak długą zimę, jak to przewiduje wróżbita. Wprawdzie obecnie organizujemy wyprawę nad źródło na równinie Igen, żeby zbierać orzechy laskowe, jagody...

   - My? Na równinę Igen? - przerwała jej oszołomiona Lessa. - Tak - odpowiedziała Manora zdziwiona jej reakcją. Zawsze tam zbieramy. Musimy pokonać przedtem rozlewiska bagienne.

   -Jak się tam dostajecie? - ostro spytała Lessa, choć wiedziała, że odpowiedź mogła być tylko jedna.

   - Korzystamy ze starszych smoków. Bestie nie mają nic przeciwko temu, co więcej czują się potrzebne, wykonując tę niezbyt męczące zajęcie. Wiedziałaś o tym przecież, nieprawdaż.?

   - Że kobiety z Jaskiń Niższych latają z jeźdźcami smoków? Lessa gniewnie ścisnęła usta. - Nie. Nie mówiono mi o tym. - Żal i ubolewanie, które zauważyła w oczach Manory, pogorszyły tylko jej nastrój.

   - Jako władczyni Weyr - powiedziała miękko Manora - masz przecież inne obowiązki, a...

   - A gdybym tak poprosiła o pozwolenie udania się do... na przykład Ruatha - wpadła jej w słowo Lessa, choć czuła, że to temat, którego Manora pragnęłaby uniknąć - czy odmówiono by mi?

   Manora bacznie przyjrzała się podnieconej władczyni Weyr. Lessa czekała. Rozmyślnie postawiła Manorę w sytuacji, w której kobieta musi albo kłamać w żywe oczy, co byłoby zbyt przykre dla osoby o takiej osobowości, albo mówić w sposób wymijający, co mogło okazać się jeszcze bardziej trudne.

   - Twoja nieobecność tutaj mogłaby być zgubna dla nas wszystkich. Nie możesz lecieć - powiedziała stanowczo Manora. - Nie z tak szybko rosnącą królową. Musisz pozostać tutaj. - Jej ogromny lęk i wręcz błagalny ton zrobił na Lessie dużo większe wrażenie od tych wszystkich pompatycznych namów R'gula do ciągłej opieki nad Ramoth.

   - Musisz pozostać tutaj - powtórzyła Manora i w jej głosie można było wyczuć strach.

   - Królowe nie potrafią latać - kwaśno przypomniała jej Lessa. Spodziewała się, że Manora jak echo powtórzy odpowiedź S'lela, ale stara kobieta nagle zmieniła temat.

   ...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin