Delinsky Barbara - Przeciwieństwa się przyciągają.pdf

(827 KB) Pobierz
Microsoft Word - Delinsky.doc
i
BARBARADELINSKY
PRZECIWIEŃSTWA
SIĘPRZYCIĄGAJĄ...
Toronto•NowyJork•Londyn
Amsterdam•Ateny•Budapeszt•Hamburg
Istambuł•Madryt•Mediolan•ParyŜ•Praga•Sofia
Sydney•Sztokholm•Tajpej•Tokio•Warszawa
4627195.003.png 4627195.004.png
ROZDZIAŁ
1
Corey Haraden związał w supełek łapki małej
małpkiiokręciłtułówogonem,robiączniejcośw
rodzaju piłki. Podrzucił ją do góry i sprawdził, jak
zniosłatępróbę.Zadowolonyzwyniku,pochyliłsię,
rozstawiwszy szeroko stopy i ugiąwszy kolana, po
czymułoŜyłmałpkęnaziemi.Oglądającsięnaswoich
wyimaginowanychkolegówzdruŜyny,wydałbojowy
okrzyk,wyprostowałsięiwykopał„piłkę"wysokow
powietrze. Śledził przez chwilę jej lot, następnie
podskoczył i schwyciwszy ją zręcznie, umieścił pod
pachą. Był teraz graczem druŜyny przeciwników.
Puściłsiępędemwprzeciwnąstronę,robiącunikii
kiwającatakującychgraczy.Wreszcieumieściłpiłkę
w bramce i podniósł ją do góry wśród wiwatów
niewidzialnegotłumu.
DobryBoŜe,Corey!Czyśtyoszalał?
Przez trawnik biegł Alan Drooker. Dopadłszy
przyjaciela,wyrwałmuzrąkmałpkę.
To nie piłka! To Jocko! Gorączkowo szarpał
się ze związanymi łapkami zabawki. Gdyby Scott
zobaczył,Ŝejąkopiesz,dostałbyszału!
4627195.005.png
Przepraszam, Alanie rzekł Corey ze skruchą.
Jegogłosbrzmiałszczerze,zdradzałgojednakpsotny
błyskwoczach.
Alan,któryoglądałtroskliwiemałpkę,bysięupew
nić,Ŝewyszłazcałejprzygodybezszwanku,obrzucił
gogniewnymspojrzeniem.
MówięabsolutniepowaŜnie.Tamałpkatoskarb
dlaScotta.Wracaliśmykawałdrogidorestauracji,gdy
zostawiłjąwtoalecie.Innymrazemrozpętałosięistne
piekło,poniewaŜwypadłojejoko.TojestjuŜdrugi
Jocko.PierwszystraciłŜyciewsuszarce.Zrozpaczona
Juliezadzwoniładomniedopracyiobleciałemcztery
sklepy,zanimznalazłemprawieidentycznego.
Coreypoczułwyrzutysumienia.
Przepraszam,aleonaleŜałasobiepoprostupod
drzewem,niemiałempojęcia,jakajestcenna.
Nieznaszpięcioletnichdziecipowiedziałuspo
kojony Alan, krzywiąc się lekko. To wyjątkowy
uparciuch.Wszystkomusibyćtak,jakonchce.
Coś mi to przypomina zauwaŜył Corey, idąc
obok Alana w stronę domu. Z nami były chyba
podobnekłopoty.
Tak,alejedenznasztegowyrósł.
Niecałkiem.Jeśliidzieopracę,wciąŜtakijesteś.
Natomiast w domu grasz drugie skrzypce. Pewnie
dlatego,ŜemaszŜonęidwójkędzieci.
Trafiłeśwdziesiątkę.
Tęskniszzastarymi,dobrymiczasami?
CoreyiAlanpoznalisięnastudiachiprzezcałyich
okresdzielilizesobąpokój.Obajprzystojni,wysocy,
dobrze zbudowani, lubili zabawę i „dawne dobre
czasy"zpewnościąoznaczaływłaśnieją.
CzasamiprzyznałAlan.Aletyinteresowałeś
sięwciąŜczymśinnym,ajapragnąłemmiećŜonęidzieci.
4627195.006.png
Podbiegł do nich potargany blondasek w pod
koszulkuikrótkichspodenkach.
Jocko!
Alan podał małpkę synowi, który zdąŜył ją po
chwycić,wchwiligdyfrunąłwpowietrzeiwylądował
naramionachCoreya.
Mamcię!ryczałgroźnieCorey,zadowolonyz
radosnychokrzykówdziecka.
Alan! zawołała Julie, stając w przeszklonych
drzwiachsalonu.PrzyjechałaCorinne!
KtotojestCorinne?spytałCorey.
Mojapracownica.Tonamzajmiechwilę.Alan
przyspieszyłkroku.PopilnujeszScotta?
Coreyprzekrzywiłgłowę,byzajrzećchłopczykowi
wtwarz.
Onsięnigdzieniewybiera.
A właśnie, Ŝe tak. Chcę herbatnika zaprotes
towałmały.Mamamiobiecała.
Corey postawił dziecko na ziemi, nie puszczając
jednakjegorączki.
MamusiazajmujesięterazJennifer.
JennyśpipokręciłgłowąScott.Onaciągleśpi.
Mazaledwiedwalatka.TyteŜduŜospałeś,gdy
byłeśwjejwieku.
WcalenieodrzekłScott,przebierającnogami.
Napewnotak.Wszystkiemałedziecipotrzebują
duŜosnu.
Nieja.Chłopczykwiłsięjakpiskorz,aŜwresz
ciewyrwałrękęizanimCoreyzdołałsięzorientować,
popędziłwstronędomu.Obserwującgo,Coreypomy
ślał,ŜetorzeczywiścieŜywesrebro.
Niemal rozumiał, czemu Alan załoŜył rodzinę.
MoŜeionjązałoŜypewnegodnia,wbliŜejnieokreś
lonejprzyszłości.
4627195.001.png
MasztutajwszystkopowiedziałaCorinneFre
mont, kładąc duŜą kopertę na biurku w gabinecie
Alana.Sprawdziłamostatnietabeledziśrano.
Alanprzysiadłnabiurku,krzyŜującręcenapiersi.
Ustazacisnęłymusięwwąskąkreskę.
Dziśjestniedziela.Czychceszprzeztopowie
dzieć,Ŝespędziłaścałąsobotęnaanalizowaniutych
dokumentów?
Tak,towłaśniechcępowiedzieć.Wzruszyłaz
zakłopotaniemramionami.
Podejrzewał,ŜezarwałarównieŜnoc.Niebyłoto
niczymwyjątkowymwichpracy,zwłaszczagdyklient
chciałmiećraport„nawczoraj".
Nie musiałaś tego robić, Cori. Masz prawo do
wolnegoczasu.
Wiem,aletomojawina,Ŝecałypakietniebył
gotównapiątek,ajutromamyprezentację.
Toniebyłatwojawina,leczJonathanaAltera.
Jazaniegoodpowiadam.PoprostuzałoŜyłam,
Ŝeonwie...CóŜ,jestprzecieŜspecemodkomputerów
iprzyszedłdonasześwietnymirekomendacjami.
Miałrekomendacjeodmojegoszwagra,którego
jest dalekim kuzynem. Jeśli ktoś ponosi winę za
Zatrudnienietegofaceta,toja.
NaleŜałdoPhiBetaKappawAmherst.
Widać,cotowarteprychnąłAlan.Liczysię
nie teoria, lecz umiejętność zastosowania wiedzy.
Komputerjesttylkotakdobryjakprogramista.
NiezwalniajgopoprosiłacichoCorinne.To
jegopierwszybłąd.
Jego pierwszym błędem było zachowanie, jak
gdybyczułsięwłaścicielemfirmy.Drugimzbytnia
4627195.002.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin