Cabot Meg Kiedy piorun uderza.pdf

(835 KB) Pobierz
10409727 UNPDF
10409727.001.png
1
Właśnie. Oświadczenie. Mam opisać, jak do tego do­
szło. Od początku do końca.
W telewizji zwykle wygląda to tak, że składający oświadczenie
siedzi sobie wygodnie i mówi, a ktoś inny to zapisuje. Potem dają
do przeczytania i już, wystarczy tylko podpisać. Poza tym serwują
kawę i pączki, i różne pyszności. Mnie dali tylko kupę papieru
i cieknący długopis. Nie szarpnęli się nawet na dietetyczną colę.
To jeszcze jeden dowód na to, że telewizja kłamie.
Chcecie oświadczenia? Dobra, oto moje oświadczenie.
To wszystko przez Ruth.
Naprawdę. Zaczęło się tego popołudnia w kafeterii, w ko­
lejce po hamburgery, kiedy Jeff Day powiedział Ruth, że jest
taka gruba, że będą musieli ją pochować w pudle fortepianu, tak
jak Elvisa.
To kompletna bzdura, bo - o ile mi wiadomo - Elvisa nie
pochowano w pudle fortepianu. Owszem, był okropnie gruby,
kiedy umarł, ale jestem pewna, że Priscilla Presley mogła sobie
pozwolić na lepszą trumnę dla Króla niż fortepian.
M am to opisać. Dokładnie. To się nazywa oświadczenie.
Podniósł głowę i uśmiechnął się, kiedy trener Albright po­
wiedział „Goodhart" tym swoim głosem, od którego przecho­
dzą ciarki.
- O, Frank - odezwał się. - I Jessica! Co za miła niespo­
dzianka. Frytkę?
Wyciągnął w naszą stronę wiadro frytek. Pan Goodhart nie
oszczędzał na posiłkach.
- Dzięki - powiedziałam i wzięłam parę.
Trener Albright nie wziął ani jednej.
- Ta dziewczyna uderzyła pięścią w szyję mojego najlep­
szego obrońcę - oznajmił.
Pan Goodhart spojrzał na mnie z dezaprobatą.
- Jessico - powiedział. - Czy to prawda?
- Chciałam dać mu po twarzy, ale się uchylił -wyjaśniłam.
Pan Goodhart potrząsnął głową.
- Jessico, rozmawialiśmy już na ten temat.
- Wiem - westchnęłam. Według pana Goodharta nie radzę
sobie z uczuciem gniewu. - To nie moja wina. Ten gość na­
prawdę jest skończonym dupkiem.
To chyba nie było dokładnie to, co trener Albright i pan
Goodhart spodziewali się usłyszeć. Pan Goodhart tylko prze­
wrócił oczami, ale trener Albright wyglądał jak ktoś, kto za chwi­
lę dostanie zawału.
- W porządku - pan Goodhart zareagował natychmiast, usi­
łując, jak sądzę, podtrzymać u trenera zamierającą akcję serca. -
Dobrze. Siadaj, Jessico. Dziękuję, Frank. Zajmę się tym.
Trener Albright nie ruszał się jednak z miejsca, nawet kiedy
usiadłam przy oknie na moim ulubionym, winylowym krześle
w kolorze pomarańczowym. Grube, serdelkowate palce zwinął
w pięści, zupełnie jak rozzłoszczone dziecko. Zrobił się czer­
wony na twarzy, a na środku czoła pulsowała mu drobna żyłka.
- Zraniła go w szyję - powiedział trener Albright.
A po drugie, co właściwie Jeff Day sobie wyobraża? Ze będzie
bezkarnie wygadywał takie rzeczy o mojej najlepszej przyjaciółce?
No więc zrobiłam to, co zrobiłaby każda najlepsza przyja­
ciółka w takich okolicznościach. Wyszłam z kolejki i dołożyłam
mu pięścią.
Nie myślcie sobie, że Jeff Day nie zasługuje na to, żeby ob­
rywać pięścią, i to regularnie. To skończony dupek.
I wcale nieprawda, że dostał za mocno. No, owszem, za­
chwiał się i poleciał w pojemniki z przyprawami. No i co? Nie
skaleczył się. Nawet nie dostał po gębie. Zobaczył moją pięść
i uchylił się w ostatniej chwili, więc zamiast rąbnąć go w nos,
jak zamierzałam, trafiłam go ostatecznie w szyję.
Mocno wątpię, czy zrobił mu się od tego siniak.
Ale, jasna sprawa, chwilę później na moim ramieniu wylą­
dowała wielka, mięsista łapa i trener Albright odwrócił mnie
twarzą do siebie. Okazało się, że stał w kolejce za mną i Ruth po
talerz karbowanych frytek. Wszystko widział...
Z wyjątkiem tego momentu, kiedy Jeff mówi Ruth, że będą
ją musieli pochować w pudle fortepianu. Tego akurat nie wi­
dział. Ale jak grzmotnęłam gwiazdę jego drużyny piłkarskiej pię­
ścią w szyję, to oczywiście musiał zobaczyć.
- Idziemy, młoda damo - powiedział trener Albright.
Wyprowadził mnie z kafeterii i zabrał na górę, tam gdzie są
gabinety pedagogów.
Mój pedagog, pan Goodhart, siedział za biurkiem, pożywia­
jąc się zawartością brązowej, papierowej torby. Ale nie ma co się
nad nim użalać; na tej brązowej, papierowej torbie były złote
łuki. Zapach frytek czuło się na korytarzu. Nie zauważyłam,
żeby pan Goodhart przez ostatnie dwa lata, odkąd przychodzę
do jego gabinetu, przejął się choć przez chwilę dawką nasyco­
nego tłuszczu, jaką pochłania dziennie. Powiada, że ma szczę­
ście, bo jego metabolizm z natury jest bardzo wysoki.
- O Ruth? - Pan Goodhart odgryzł kolejny kęs hamburge­
ra. Plama ketchupu jeszcze się powiększyła. - A co z Ruth?
- Jeff powiedział, że Ruth jest taka gruba, że będą musieli
ją pochować w pudle fortepianu, jak Elvisa.
Pan Goodhart przełknął.
- To śmieszne. Elvisa nie pochowano w pudle fortepianu.
- Wiem -wzruszyłam ramionami. - Rozumie pan, że nie
miałam innego wyjścia, tylko mu dołożyć.
- No, cóż, szczerze mówiąc, Jess, nie bardzo rozumiem.
Widzisz, problem polega na tym, że jeśli bijesz tych chłopców,
to któregoś dnia oni ci oddadzą, wtedy będzie bardzo nieprzy­
jemnie.
- Przez cały czas próbują mi oddać - powiedziałam. - Ale
jestem dla nich za szybka.
- Taak - powiedział pan Albright. W kąciku ust ciągle miał
ketchup. - Ale pewnego dnia potkniesz się czy coś i wtedy cię
stłuką.
- Nie wydaje mi się - stwierdziłam. - Widzi pan, ostatnio
zaczęłam ćwiczyć kick boxing.
- Kick boxing - powiedział pan Goodhart.
- Tak - potwierdziłam. - Mam wideo.
- Wideo - powiedział pan Goodhart. Zadzwonił telefon. -
Przepraszam cię na moment, Jessico - dodał pan Goodhart
i podniósł słuchawkę.
Podczas gdy pan Goodhart rozmawiał przez telefon ze swo­
ją żoną, która ma, zdaje się, problem z kolejnym dzieckiem, Rus-
selem, wyglądałam przez okno. Z okna pana Goodharta nie­
wiele można zobaczyć. Głównie parking nauczycielski i kawał
nieba. Miasto, w którym mieszkam, jest dość płaskie, więc z każ­
dego miejsca widać mnóstwo nieba. Akurat wtedy niebo było
szare i pokryte chmurami. Za myjnią samochodową, naprze­
ciwko szkoły, na niebie ciągnął się pas ciemnoszarych chmur.
Pan Goodhart mrugnął do niego okiem. Powiedział uspo­
kajającym tonem, jakby trener Albright był bombą, którą trzeba
rozbroić:
- Szyja musi go okropnie boleć. Wcale nie wątpię, że mło­
da kobieta o wzroście metr pięćdziesiąt może dotkliwie pobić
obrońcę, który ma ponad metr osiemdziesiąt i waży dziewięć­
dziesiąt kilo.
- Taak - potwierdził trener Albright. Trener Albright jest
odporny na sarkazm. - Chłopak nie może mi się rozkleić.
- To na pewno było dla niego bardzo traumatyczne przeży­
cie - powiedział pan Goodhart. - Proszę, nie martw się o Jessi-
cę. Odpokutuje swój czyn w sposób adekwatny.
Trener Albright prawdopodobnie nie rozumiał znaczenia takich
słów, jak „traumatyczne" czy „adekwatny", bo powiedział tylko:
- Nie chcę, żeby się czepiała moich chłopaków! Trzymaj ją
z daleka od nich!
Pan Goodhart odłożył hamburgera, wstał i podszedł do
drzwi. Położył dłoń na ramieniu trenera, mówiąc:
- Zajmę się tym, Frank.
Potem wypchnął łagodnie trenera Albrighta do holu i za­
mknął drzwi.
- Uff- powiedział, kiedy zostaliśmy sami, a potem usiadł,
zabierając się ponownie do jedzenia. - No więc - odezwał się,
żując. W kąciku jego ust pojawił się ketchup. - I co z naszym
postanowieniem, żeby nie wdawać się w bójki z ludźmi, którzy
nas przewyższają wzrostem i masą?
Gapiłam się na ketchup.
- To nie ja zaczęłam - stwierdziłam. - To Jeff.
- O co chodziło tym razem? - pan Goodhart znowu podał
mi frytki. - O twojego brata?
- Nie - zaprzeczyłam. Wzięłam dwie frytki i włożyłam je
do ust. - O Ruth.
Dodatkowa korzyść z tych spotkań polegała na tym, że spędzi­
łam kupę czasu w poczekalni, przeglądając różne broszurki,
i odrzuciłam ostatecznie możliwość zrobienia kariery w siłach
zbrojnych.
- Tak - powiedziałam. - Chyba zaczynam rozumieć, panie
Goodhart. Bardzo dziękuję. Spróbuję się poprawić.
Już prawie byłam na zewnątrz, kiedy mnie zatrzymał.
- Och, jeszcze jedno, Jess - powiedział przyjaźnie.
Obejrzałam się przez ramię.
- Ehe?
- Jeszcze przez tydzień będziesz zostawać za karę dłużej
w szkole - oznajmił, żując frytkę. - Na dokładkę do tych sied­
miu tygodni, które zarobiłaś poprzednio.
Uśmiechnęłam się.
- Panie Goodhart?
- Tak, Jessico?
- Ma pan ketchup na wardze.
Dobra, może to nie była szczególnie cięta odpowiedź. Ale
przecież nie zagroził, że zadzwoni do moich rodziców. Gdyby to
zrobił, możecie być pewni, że usłyszałby coś, co by mu poszło
w pięty. Ale nie zrobił. A kolejny tydzień dodatkowej odsiadki
w szkole to dla mnie betka w porównaniu z telefonem do starych.
Poza tym, cholera, mam tyle tygodni odsiadki, że myśl
o normalnym życiu już i tak wydaje mi się nierealna. Niedo­
brze, w gruncie rzeczy, że odsiadka nie liczy się jako zajęcia do­
datkowe. W przeciwnym razie już teraz moje szanse na dosta­
nie się do college'u znacznie by wzrosły.
Zresztą tak naprawdę odsiadka to nic strasznego. Po prostu
zostaje się godzinę dłużej. Można odrabiać lekcje, jak się chce,
można czytać. Nie wolno tylko rozmawiać. Chyba najgorsze
w tym wszystkim jest to, że po odsiadce już na pewno się nie zała­
piesz na szkolny autobus. Ale z drugiej strony, co za przyjemność
W sąsiednim hrabstwie pewnie padało. Patrząc na te chmury,
trudno było jednak powiedzieć, czy deszcz przyjdzie również
do nas. Sądziłam, że raczej przyjdzie.
- Jeśli nie chce jeść - mówił pan Goodhart do telefonu -
nie próbuj go zmuszać... Nie, nie chciałem powiedzieć, że go
zmuszasz. Chciałem powiedzieć, że może teraz akurat nie jest
głodny... Tak, wiem, że powinien jadać regularnie, ale...
Myjnia była pusta. No pewnie, kto by mył samochód tuż
przed deszczem. Ale w McDonaldzie, tuż obok, gdzie pan
Goodhart kupił swoją bułę i frytki, siedział tłum. Tylko najstar­
szym rocznikom wolno wychodzić w porze lunchu i wszyscy
rzucają się do McDonalda i Pizza Hut po drugiej stronie ulicy.
- W porządku - powiedział pan Goodhart, odkładając słu­
chawkę. - No, o czym to mówiliśmy, Jess?
Powiedziałam:
- Mówił pan, że muszę się nauczyć panować nad sobą.
Pan Goodhart pokiwał głową.
- Tak - powiedział. - Tak, naprawdę musisz, Jessico.
- Albo któregoś dnia oberwę.
- Świetnie to ujęłaś.
- I że zanim coś zrobię, kiedy wpadnę w złość, powinnam
policzyć do dziesięciu.
Pan Goodhart znowu pokiwał głową, z jeszcze większym
entuzjazmem.
- Tak, to także prawda.
- Co więcej, jeśli chcę się nauczyć, jak odnosić sukcesy w życiu,
muszę sobie uświadomić, że przemoc nie jest skuteczną metodą.
Pan Goodhart klasnął w dłonie.
- Otóż to! Zaczynasz rozumieć, Jessico. Wreszcie zaczy­
nasz rozumieć.
Podniosłam się z krzesła. Przychodziłam do gabinetu pana
Goodharta już prawie dwa lata i znałam jego punkt widzenia.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin