1-20.docx

(114 KB) Pobierz

Random Acts of Kindness

Ja pierdolę - pomyślał Grimmjow Jeagerjacques. To jakiś kurwa żart. Zwężone ze złości jasnoturkusowe oczy taksowały otoczenie.

Znajdował się w wąskiej, ciemnej uliczce należącej do tego rodzaju uliczek, gdzie zawsze wyrzucano śmieci. Co ja tutaj robię, do cholery? Świat ludzi... Dlaczego jestem tu, a nie w Hueco Mundo? Szósty Espada zmusił do pracy swój wciąż skołowany umysł. Mgliste wspomnienia nagle złożyły się w jedną całość.

Cholera! - pomyślał. Jego oczy rozwarły się w niedowierzaniu, gdy przypomniał sobie zdarzenia ubiegłego dnia. CHOLERA! Kurwa, kurwa, kurwa!

Aizen obrzucał Espadę stojącego przed nim wzrokiem pełnym dezaprobaty.

- Witaj ponownie... Grimmjow.

Niebieskowłosy natychmiast zwrócił się ku niemu, nieporuszony.

- Co tak cicho? Nie masz nic do powiedzenia Lordowi Aizenowi, Grimmjow?

Zdegustowany tym żałosnym przedstawieniem Grimmjow przewrócił oczami.

- Nie bardzo.

Nie miał zamiaru przepraszać za to, co zrobił. Okej, przedostał się do świata ludzi i zaatakował Shinigamich w Karakurze. Wielka kurwa sprawa. A gdyby był jedynym ocalałym? Byli jego Sługami. Do diabła, mógł z nimi zrobić co mu się żywnie podobało. W końcu wygrał, no nie? Mogłby wykończyć tego żałosnego Shinigami gdyby ten pies go nie powstrzymał.

- Cóż za bezczelność - zakpił Tousen.

- W porządku, Kaname - powiedział Aizen. - Nie zasmuca mnie to aż tak bardzo.

- Ależ Lordzie Aizen, on...

- Wierzę, że postępowanie Grimmjowa miało na celu udobruchać mnie. Nieprawdaż, Grimmjow?

Turkusowe oczy zwężyły się na te słowa. Ja pierdolę. Gość jest wkurwiony. Mógłby to powiedzieć zamiast udawać spokój. Dupek... Wyczuwając pulsujące reitatsu Grimmjow powściągnął swój gniew.

- Tak, mój panie - zacisnął pięści. Nienawidził tego faceta. Jeszcze bardziej nienawidził swego strachu przed nim. Niespodziewanie Tousen przytrzymał go.

- Masz z czymś problem? - To, że ciemnoskóry Shinigami nienawidził Szóstego, nie było sekretem. Nienawiść była zresztą obustronna. Grimmjow nie przysłuchiwał się specjalnie dyskusji dwóch eks-kapitanów, czasami tylko rzucał kąśliwe uwagi. Dupki... Nienawidził ich wszystkich. Nienawidził Aizena za bycie silniejszym od niego. Nienawidził Tousena za jego wzniosłe ideały i sposób pojmowania sprawiedliwości. Pewnego dnia zabije każdego z nich. Pewnego dnia...

Kątem oka zauważył jakiś błysk. Nim zdążył zareagować, nie miał lewego ramienia.

- PSIAKREW! KURWA! KURWA MAĆ! - Na jego oczach odcięte ramię obróciło się w popiół.

- Takie pomyłki nie mogą się obejść bez kary. Nieprawdaż, Grimmjow? - Aizen uśmiechał się szyderczo, jego oczy błyszczały okrucieństwem. - Girmmjowie Jeagerjacques, Szósty Espado. Niniejszym zostajesz pozbawiony swojej pozycji, mocy i reitatsu. Zostaniesz zesłany do ludzkiego świata. Do odwołania.

- ŻE CO? - niebieskowłosy zesztywniał ze strachu.

Aizen odchrząknął. - Syazel Apollo Grantz. - Szalony naukowiec wystąpił ze złośliwym uśmiechem na ustach i powiewającymi różowymi włosami, poprawiając odbijające refleksy okulary.

- Tak, Lordzie Aizen?

Brązowowłosy wskazał na niebieskowłosego Espadę, nadal wrzeszczącego z bólu. - Wiesz, co masz robić.

- Oczywiście, Lordzie Aizen. - Ironiczny uśmieszek nie schodził mu z twarzy. Ósmy Espada podszedł do Grimmjowa wymachując strzykawką. Śmiejąc się szaleńczo wbił igłę w jego ramię. Osuwając się powoli na ziemię Grimmjow czuł, jak jego kończyny stają się coraz cięższe. Wszystko zaczęła spowijać mgła. Zdążył jeszcze usłyszeć maniakalny chichot. - Baw się dobrze... kociaczku.

Zawarczał pod nosem. Jak oni śmieli? Był królem.

Zaraz... ,,kociaczku"?

Jego wzrok prześlizgnąl się po ciele. Z gardła wydobył się syk, kiedy ujrzał czarne futro i ogon.

Aizen Sousuke. Syazel Apollo Grantz. Kaname Tousen. Zabiję was. WSZYSTKICH.

Grimmjow klął na czym świat stoi kuląc się na brudnym bruku. W powietrzu unosił się smród śmieci. Był KRÓLEM. Szóstym Espadą. Jak śmieli potraktować go w ten sposób? Kurwa... tylko zaczekajcie aż wrócę. Wykastruję, obedrę ze skóry i zamorduję wszystkich tych gnojków!

Kichnął i otulił się ogonem. Leżał tutaj od od kilku dni, nie ruszając się z miejsca. Był głodny, zmarznięty, ranny, pozbawiony mocy i, co najgorsze, BYŁ. CHOLERNYM. KOTEM.

Krople deszczu spadły z nieba. Grimmjow spojrzał w górę. Co to było? Coś takiego nigdy nie zdarzało się w Hueco Mundo - pomyślał. Krople obijały się o jego futerko. Gówniany ludzki świat i gówniane ludzkie rzeczy. Jakie to wkurzające.

Niebiesko-czarne kocię spojrzało na swoje łapy. Jedna, druga... trzecia. Grimmjow skrzywił się w gorzkim uśmiechu. Nawet jako kot miał tylko trzy łapy. Zamiast lewego ramienia miał teraz krwawiący kikut. Wiedział, że nie było to jedyne krwawiące miejsce. Z rany na brzuchu powstałej przez tego pseudo-Shinigami nadal sączyła się krew, chociaż nie tak bardzo, jak na początku.

Poczuł, jak jego powieki robią się cięższe. Był cholernie zmęczony. Powoli zatapiał się w świecie marzeń sennych, gdy ujrzał rozmazaną sylwetkę. Ostatnią rzeczą o której pomyślał, zanim zapadł w sen, były pomarańcze.


Pomarańczowowłosy Shinigami westchnął, wracając ze szkoły. Od ataku Arrancarów na Karakurę minęły trzy dni. Trzy dni, odkąd przegrał z niebieskowłosym Espadą. Rukia, Toshiro, Renji... wszyscy, którzy brali udział w bitwie wciąż byli poddawani rekonwalescencji w domu Inoue. Orihime użyła większości swojej mocy lecząc Ichigo, dlatego reszta zdrowiała wolniej. Dzięki temu Kurosaki czuł się na tyle dobrze, że mógł wrócić do szkoły.

Nie był w nastroju by iść do szkoły, ale nie miał wyjścia. Mógł nie zdać do następnej klasy przez ciągłe nieobecności i spóźnienia. Jak zwykle patrzył na wszystkich z gniewnym wyrazem twarzy, marszcząc przy tym brwi. Zachowywał się najzupełniej normalnie ale wiedział, że Tatsuki nie nabrała się na jego grę. Nie zapytała go jednak o to, wiedząc, że nie byłby w stanie jej odpowiedzieć. Był wdzięczny, że nie próbowała.

Ichigo maszerował w ciszy, nie słysząc niczego poza własnymi myślami i kroplami deszczu obijającymi się o parasolkę. Dziś chciał być sam, więc obrał dłuższą niż zwykle drogę. Przechodził właśnie przez zaśmieconą uliczkę kiedy poczuł zapach krwi.

Oczy koloru czekolady rozszerzyły się. Nie wyczuwał reiatsu, ale to go nie uspokoiło. Ponownie przeszedł przez uliczkę. Odetchnął z ulgą widząc, że nie było tam żadnych Hollowów. Jego wzrok przykuło źródło krwi. Małe, chude kociątko o błękitnoczarnej sierści leżało w kałuży czerwieni, owinięte własnym ogonem.

Ichigo podszedł do kotka przyglądając się jego ranie na brzuchu i krwawiącemu kikutowi. Pomarańczowowłosy z trudem wyczuwał unoszenie i opadanie jego klatki piersiowej. Cholera. Musiał go zaatakować jakiś większy kot albo coś. Umrze, jeśli go nie ocalę... Po chwili namysłu zdjął kurtkę i owinął nią krwawiące zwierzę. Uniósł je w ramionach kontynuując marsz do domu w nieco szybszym tempie.


Ichigo kopnął drzwi. Nie miał jak ich otworzyć - w jednej ręce trzymał parasol a drugą obejmował zranione kocię. Wiedział, że Yuzu lub Karin otworzą.

- O, kto... O! Hej, Ichi! Zapomniałeś kluczy? - zapytała młodsza z sióstr. Yuzu otworzyła szeroko oczy gdy zobaczyła różowawą plamę na białej koszuli brata. - Ichigo! Znowu walczyłeś? Musisz przestać! Martwimy się! Tata może tego nie pokazuje, ale...

- YUZU! - Ichigo przerwał siostrze. Westchnął rozdrażniony. - Nie, nie walczyłem. To nawet nie jest moja krew, tylko tego małego. - Yuzu wzięła od brata parasolkę i odchyliła skrawek kurtki kryjącej zawiniątko. Sapnęła, widząc zakrwawionego kotka. Ichigo przeszedł szybko przez dom do kliniki wraz z siostrą. Zatrzymał się w jednym z pustych pokoi, położył tobołek na łóżku i otworzył szafkę lekarską. - Yuzu, przynieś ciepłą wodę i ręczniki.

Yuzu posłuchała go i szybko opuściła pokój. Wróciła z ręcznikami, wodą i Karin. Obie rozwinęły kocię z kurtki i przyglądały się, jak ich starszy brat zajmuje się zwierzęciem. Ichigo delikatnie przemył je wodą i oczyścił rany. Kociak wzdrygnął się poczuwszy wodę i ukłucie strzykawki z antyseptykiem ale był zbyt słaby i zmęczony by zaprotestować. Pomarańczowowłosy podał mu znieczulenie i zaczął zszywać ranę na jego brzuchu. Z odciętą łapą nie mógł zrobić nic poza oczyszczeniem jej i owinięciem w gazy.

Kiedy skończył, zobaczył, że Yuzu przyniosła kotu trochę mleka w butelce dla dzieci. Ichigo przyciął trochę jej czubek i nakarmił kotka. Chwilę później błękitnoczarny kociak spał owinięty w koce.

Ichigo usiadł na krześle przy łóżku - wreszcie mógł się zrelaksować. Yuzu i Karin wpatrywały się w kotka szeroko otwartymi oczami.

- Hej, Ichi, myślisz, że będzie z nim dobrze? - odezwała się wreszcie Karin.

Czekoladowe oczy złagodniały a Ichigo przeczesał włosy dłonią.

- Mam taką nadzieję...

Grimmjow obudził się, czując się o wiele lepiej. Był najedzony, rozgrzany i nie bolało go tak bardzo. Mrucząc z zadowolenia przekręcił się na drugi bok by znowu zasnąć, gdy, po raz kolejny, uświadomił sobie, że jest w miejscu którego nie rozpoznaje. Miał tylko mgliste pojęcie o tym, jak się tu znalazł. W miarę jak rozglądał się po pokoju, przypominał sobie wszystko. Walkę, Shinigami, Tousena, Aizena, jego ramię, Syazela, kota i pomarańcze.

Pomarańcze - zadumał się. Spojrzał na dwie ludzkie dziewczynki śpiące naprzeciwko jego łóżka. Obie posiadały reitatsu, ale nie na tyle by mógł je o cokolwiek podejrzewać. Czarnowłosa dziewczynka miała go nieco więcej. Kątem oka Grimmjow dostrzegł dokładnie taki kolor, o którym wcześniej myślał. Nie musiał nawet odwracać się by dowiedzieć się, kim była ta osoba. Nieznośnie potężne reitatsu i odpychający kolor włosów mówiły same za siebie. Grimmjow uśmiechnął się ironicznie. Był tutaj, bo podjął walkę z tym Shinigami i teraz ten sam Shinigami, którego zranił, uratował go i wyleczył rany zadane przez Arrancarów.

Gdybym nie był tym cholernym kotem, mógłbym się roześmiać.

Espada zmusił kociaka do przejścia na łóżko, gdzie leżał pomarańczowowłosy. Idiota. Być tak nieostrożnym. Gdyby ten dupek nie zabrał mojego reiatsu, zabiłbym teraz tego frajera. Grimmjow patrzył złym okiem na śpiącego chłopca. Myśli, że jest wystarczająco bezpieczny by spać w mojej obecności? Oj. NIE DOCENIASZ MNIE, SHINIGAMI?

Ichigo poruszył się przez sen. Do licha, co to za hałas? Niechętnie otworzył oczy i zobaczył rozzłoszczonego kota miauczącego głośno w jego kierunku. Uśmiechnął się.

- Hej, mały. Lepiej się teraz czuje... EJ! CO JEST- powstrzymał się nie chcąc kląć przy siostrach i je obudzić. Spojrzał na krwawiące zadrapania na swojej ręce a drugą dotknął zakrwawionej twarzy.

Zmierzył kota wściekłym wzrokiem. Mógłby przysiąc, że uśmiechał się złośliwie! Uratował to cholerne stworzenie a teraz odwdzięcza mu się drapiąc go po twarzy? Wziął głęboki oddech próbując się uspokoić. Okej, wiesz co? Jest zmęczony, ranny i pewnie przestrraszony. Może to tylko taka reakcja. Albo chce się bawić. Albo coś innego. Ichigo zmusił się do uśmiechu.

- Spróbujmy jeszcze raz. Cześć, mały... CO DO KU- Miał teraz ślady pazurów na obu policzkach. Złapał kociaka za kark i uniósł nad łóżko. Yuzu i Karin obudziły się, zanim zdążył go zaatakować.

Yuzu westchnęła, patrząc przestraszona na jej ukochanego brata. - Ichi! Co ty robisz temu biednemu kiciusiowi? - wyjęła ,,biednego kiciusia" z uścisku Ichigo i pogłaskała go po głowie. - Nie mogę w to uwierzyć! - Brunetka odwróciła się i rozgniewana opuściła pokój.

Karin spojrzała z niedowierzaniem na zadrapania na twarzy brata i roześmiała się. - Wygląda na to, że przygarnąłeś zadziorny egzemplarz! - odwróciła się i wyszła za młodszą bliźniaczką.

Warcząc, Shinigami podążył za siostrą do kuchni, gdzie Yuzu karmiła demonicznego kota. - Jakby to w ogóle jedzenia potrzebowało. Jest pełen energii! Tylko poczekaj, Yuzu, jak skończy jeść to też cię podrapie.

- Przestań zachowywać się jak dziecko - powiedziała Karin przewróciwszy oczami, przemywając zadrapania na twarzy brata i przyklejając plastry.

- No właśnie, Ichi. Pewnie się ciebie przestraszył. Zazwyczaj masz taki przerażający wyraz twarzy. Jest zbyt słodki żeby kogoś zranić, prawda? Prawda? - Yuzu zwróciła się do kociaka łagodnym głosem.

Espada dostał tiku nerwowego będąc nazwanym ,,zbyt słodkim by kogoś skrzywdzić" i najchętniej udowodniłby tej głupiej ludzkiej dziewczynce, że się myli, ale szybkie spojrzenie na twarz Shinigami wystarczyło, by jeszcze raz się nad tym zastanowić. Hehehe, i jak, lubisz mnie teraz, Shinigami?

Nie chcąc wypaść jeszcze gorzej w oczach sióstr, Ichigo przestał drążyć temat i skupił się na piorunowaniu wzrokiem kotka.

- Powinniśmy nadać mu imię - zaproponowała Karin. Yuzu zapiszczała z radości.

- Nazwijmy go Puszkiem!

Ichigo i Grimmjow zakrztusili się słysząc to. Grimmjow zasyczał. ŻE CO? PUSZEK? KURWA, NIE! DZIWKO, LEPIEJ TEGO NIE RÓB!

- ZATRZYMAMY GO! - wykrzyknął Ichigo. Gdy jego oczy spotkały oczy sióstr, wiedział, że nie ma innego wyjścia. Westchnął. Gbyby tylko wiedział, że ten kot okaże się diabłem i że ma go zatrzymać, poszedłby do weterynarza i tam go zostawił. - Dobra. Niech będzie. Musimy go jakoś nazwać, ALE NA PEWNO NIE PUSZKIEM. - Shinigami zadrżał na samą myśl. Nawet demoniczny kot na to nie zasługiwał.

- W takim razie jak?

Ichigo rozmyślał przez chwilę.

- Hm... Jest bardziej drapieżny niż normalny kot i wygląda jak pantera z tym jego futrem. - Czekoladowe oczy napotkały te w kolorze szafiru. - Nazwiemy go Hyo.

Nie wierzę. Ichigo obserwował demonicznego kota otaczanego przez rodzinę. Czemu wszyscy tak go kochają? Nawet Karin zachowuje się tak, jakby był najcudowniejszą rzeczą na świecie! A NIE JEST! TO DIABEŁ.

Gdy tylko Isshin wrócił od przyjaciela i zauważył kotka, od razu podbiegł do niego i zaczął się nad nim rozczulać, zapominając nawet o zwyczajowym ataku na Ichigo. Nie to, żeby narzekał. Kociak nie wyglądał na szczególnie szczęśliwego z poświęcanej mu uwagi, za to Ichigo zauważył, że uwielbia go wkurzać. Stwierdziwszy, że nic tu po nim, poszedł wziąć prysznic i odrobić lekcje. W trakcie uświadomił sobie, że od dłuższego czasu jego rodzina nie była tak szczęśliwa. Uśmiechnął się. Jeśli Yuzu, Karin i Goat-chin* są tak podekscytowani tym diabelskim kotem, to chyba nie będzie źle go zatrzymać. Kiedy skończył rozwiązywać zadania i szykował się już do snu, usłyszał huk i odgłos drapania pazurami o drzwi. Nie miał wątpliwości że był to demon-, ekhm, Hyo.

Ichigo otworzył drzwi żeby Hyo przestał je drapać, ale jak tylko przekręcił klamkę, został przewrócony na podłogę przez coś falbaniastego i różowego. Ponownie poczuł pazury wbijające się w jego ciało. Chwycił kota za kark by na niego nawrzeszczeć, ale gdy spoczął na nim jego wzrok, nie mógł powstrzymać się od śmiechu.

Hyo był ubrany w białą sukienkę z różowymi, koronkowymi falbankami, obficie ozdobioną wstążkami, kwiatami i kokardkami. Miał nawet różowy czepek do kompletu. To na pewno Yuzu - pomyślał Shinigami. Utwierdziła go w tym reakcja rodziny.

- Hyooo-hime*! Dlaczego uciekasz? Tak słodko wyglądasz! - Nadąsana Yuzu skrzyżowała ramiona na piersi. Ichigo parsknął śmiechem. Hyo-hime?

Espada warknął. Głupi człowieku. Cholera, co jest z tobą! Jesteś równie nienormalny jak Róż! Myślałem, że uzgodniliśmy, że nie jestem babą!

Ichigo w końcu przestał się śmiać i próbował złapać oddech.

- Yuzu, wiesz przecież, że on nie jest dziewczyną?

Grimmjow spojrzał na niego. Huh. Może nie jest tak durny jak myślałem.

- Oj, wiem, ale jest taki słodki! Jak dla mnie płeć nie odgrywa żadnej roli - wyjaśniła Yuzu.

- Dobra, możesz jutro kontynuować. Robi się późno, powinnyście iść do łóżek. Nie, nie obchodzi mnie, że jest piątek, nie chcę, żebyście wstawały zbyt późno. - Yuzu całkiem się nadąsała, ale ustąpiła.

- Chodź, Hyo-hime, możesz spać u mnie!

Oczy Espady rozszerzyły się i mocniej uczepił się ramienia Ichigo. KURWA, wariatko, nie mam zamiaru spać z tobą w jednym pokoju! Ichigo zauważył niechęć kota.

- Yuzu, Hyo będzie spał u mnie. Jeśli będzie u ciebie, nigdy nie zaśniesz, bo będziesz się z nim bawić do późna.

Yuzu już otwierała usta by zaprotestować, ale rzut oka na braciszka sprawił, że pozwoliła, by Karin ją wyprowadziła.

Ichigo spojrzał na kociaka. Miał uśmiech szaleńca, przez chwilę był niezwykle podobny do Syazela Apollo Grantza. - Okej, diable. Przyszedłeś po pomoc, co? Nie możesz znieść bycia księżniczką?

Szafirowe oczy zwęziły się. Ty cholerny śmieciu. Kto się niby przyczołgał! Nie jestem żadną księżniczką. JESTEM KRÓLEM. Ichigo zachichotał.

- Wiesz, nie jestem taki wredny żeby cały czas o tym ględzić. Zdejmę to z ciebie. - Usiadł na łóżku i rozwiązał mu czepek. Grimmjow potrząsnął głową uwalniając się z koronkowego paskudztwa. Przycupnął na tylnych łapach wpatrując się w Shinigamiego. Pomarańczowowłosy odwzajemnił spojrzenie.

Huh. Nigdy nie widziałem Japończyka który miałby włosy w takim kolorze. To dość dziwne.

- Wiesz, nigdy wcześniej nie widziałem kota z niebieskimi oczami. To dość rzadkie.

Grimmjow nadal przyglądał się Shinigamiemu...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin