ROZDZIAL V
Miałam sen, coś mi się śniło, to był koszmar, ktoś na mnie napadł. Nie wiem o co w tym chodziło ale cieszyłam się , że już się obudziłam i leżałam wtulona w Edwarda. On zawsze potrafił ukoić, mój strach, moje leki i obawy.
- Dzień dobry – przywitał się .
- Hej – powiedziałam – Jak tam? – zapytałam.
- Jeszcze pytasz jak tam? Jest 12 godzina ! – udał zdenerwowanego, ale ja się zdenerwowałam ale tylko na chwilę – Czas wstawać – uśmiechnął się .
- Nie wiem dlaczego ja tak późno wstaje, Hmm …
- Bello , chodzisz po prostu za późno spać dlatego. Choć zrobię Ci jakieś śniadanie a potem porozmawiamy. – uśmiechnął się szelmowsko.
- Ok., idę do łazienki – powiedziawszy to wyskoczyłam z łóżka i pobiegłam do łazienki.
Gdy weszłam do kuchni śniadanie na mnie już czekało.
- Ale ja byłam głodna, dziękuję kochanie – i uśmiechnęłam się do niego czule. – Hmm.. a o czym to chciałeś ze mną rozmawiać?
- Co Ci się śniło? Pierwszy raz odkąd tu jesteś miałaś nie spokojną noc – było widać , że się martwi.
- To tylko koszmar, w zasadzie nie pamiętam nic szczególnego. Ale domyślam się , że nie o tym chciałeś ze mną porozmawiać –zgadłam.
- Tak nie o tym, chciałem z Tobą porozmawiać o Charles.
- A dokładniej o czym?
- Co się stało na tych zakupach, że teraz się tak dobrze dogadujecie? – zapytał, ciekawość było widać na wylot.
- Porozmawiałam z Charles szczerze. Opowiedziała mi Waszą historię jak to kiedyś było i powiedziała , że nie chce psuć naszego związku, widzi jacy jesteśmy szczęśliwi razem i nie ma „serca” żeby próbować móc nas rozdzielić. To wszystko.
- Nawet nie wiesz jak się cieszę – wziął mnie na kolana i zaczął całować łapczywie jak by uczył się mnie na pamięć. Gdy już skończyliśmy powiedziałam:
- To może idę się już ubrać – powiedziałam a Edward mnie puścił.
Cały czas siedziałam dzisiaj z Edwardem, rozmawialiśmy, było cudownie. Edward poprosił mnie żebym porozmawiała z nim, żeby Charles nie brała tego do siebie co się kiedyś stało, bo na to nikt nie miała wpływu. A miałam jej ja to przekazać bo Edward nie chciał dawać jej żadnych nadziei..
- Charles idziemy się przejść? – zapytałam
- Jasne – odpowiedziała.
Poszliśmy do rzeki, Charles wzięła mnie na ręce i razem przeskoczyłyśmy.
- Też bym tak chciała – powiedziałam jak mnie tylko puściła.
- A tak słyszałam, że masz zostać wampirem – uśmiechnęła się
- A no tak ma się stać tylko ten pomysł nie podoba się Edwardowi niestety – posmutniałam.
- Głowa do góry, pewnie jeszcze zmieni zdanie , zobaczysz.
A.. miałaś do mnie jakaś sprawę? - zapytała zaciekawiona.
- Tak. W sumie to Edward poprosił mnie żebym z Tobą porozmawiała – zauważyłam , że zbiłam ją tym zupełnie z pantałyku – Już mówię o co chodzi – pośpieszyłam z wyjaśnieniami - Edward chce byś się nie przejmowała tym co było kiedyś, to znaczy żebyś się tym nie obwiniała bo nie miałaś na to wpływu. Chyba wiesz o co mi chodzi? – zapytałam.
- Tak wiem. – potwierdziła – Ale chcę Ci cos powiedzieć – potwierdziłam kiwnięciem głową, że ja słucham. – Gdy tu przyjechałam miałam zamiar zmusić Edward by wyszedł za mnie ale nie wiedziałam, że on już kogoś ma. Myślałam, że jak wtedy był niedostępny to i teraz tak jest. Ale jak widać myliłam się . Jak wiesz nie mam zamiaru Go do niczego zmuszać. Po prostu teraz uważam Go tylko jako znajomego , z którym łączy mnie tylko przeszłość i znajomi – uśmiechnęła się do mnie – dlatego Bello rozumiem o co Ci chodzi i domyślam się dlaczego to On nie przyszedł mi o tym powiedzieć i nie mam żalu do niego.
- Cieszę się – powiedziawszy to przytuliłyśmy się do siebie - nagle Charles odsunęła się ode mnie i zmieniła postawę. Stanęła w pozycji obronnej jak by ktoś się zbliżał. Mój ludzki słuch i słyszy takich odgłosów. Zakryła mnie swoim ciałem, zbliżał się do nas osobnik. Przestraszona zapytałam Charles:
- Kto to jest?
- Nie wiem nie znam ale to jest wampir – odpowiedziała.
- Trzeba zadzwonić po pomoc – stwierdziłam – Cholera nie mam telefonu.
-Ja tez nie mam – odpowiedziała mi na nieme pytanie – nawet jak będziemy krzyczeć to nas nie usłyszą, jesteśmy za daleko. Jeśli będziesz ze mną współpracować to przeżyjemy -pokiwałam głową, że się zgadzam. Ten obcy wampir przyglądał nam się przez chwilę, ale po chwili chciał się na mnie rzucić ale Charles go kopnęła. Wampir rzucił się na nią i przygwoździł do ziemi, zaraz miał z nią skończyć a ja nie wiedziałam co ma robić jak jej pomóc, zauważyłam kamień wiedziałam , że to nic nie da ale przynajmniej na sekundę odwróci uwagę, a w tym czasie Charles go odepchnie. Rzuciłam, udało się , teraz Charles go rozszarpywała, spaliła jego zwłoki a wcześniej rozerwała na strzępy. Podbiegłam do niej i rzuciłam jej się na szyje.
-Dziękuje za uratowanie mi życia!! – krzyknęłam.
- Ty mi tez uratowałaś życie, przypominam Ci… dziękuję! – postałyśmy tak chwile i po chwili odezwała się Charles.
- Chodź idziemy do domu bo będą się o nas martwić – zgodziłam się i skierowałyśmy się w kierunku domu. Szłyśmy w normalnym dla mnie tempie, nie biegłyśmy, nie spieszyło nam się, musiałyśmy jakoś wytłumaczyć im to za nim wysuną pochopne wnioski.
Przez rzekę przeskoczyłam na plecach u Charles a potem rzuciła się biegiem. Byłyśmy już prawie pod domem kiedy zobaczyłam Edwarda. Pewnie wyczytał już co się stało z myśli Charles. Gdy mnie zobaczył od razu podbiegł.
- Bella! – krzyknął – Stało Ci się coś? – spytał z przerażeniem w oczach. Podbiegł do mnie i się przytulił
- Nic mi nie jest, spokojnie – uspokoiłam Go – zaraz wszystko wytłumaczę – powiedziałam i weszliśmy do domu. W salonie już wszyscy byli.
- Bello, nic Ci nie jest? – zapytała zmartwiona Esme.
- Wszystko porządku – powiedziałam, żeby się już nie martwiła.
- Bello , Bello – usłyszałam głosy reszty domowników.
- Jestem cała, dajcie mi chwilkę to Wam wszystko wytłumaczymy – powiedziałam z nadzieją, że wyręczy mnie w tym Charles. Nie byłam dobra w relacjonowaniu zdarzeń. Choć stał przy mnie Edward powinno mi byś łatwiej ale wołałam, żeby to ona opowiedziała to co się wtedy stało.
- A więc… - zaczęła – gdy Bella poprosiła mnie o spacer zgodziłam się. Poszłyśmy w stronę rzeki a potem ja przeskoczyłyśmy. Tam się zatrzymałyśmy i rozmawiałyśmy. Po jakimś czasie usłyszałam, że ktoś się do nas zbliża. Był to wampir ale ani ja ani Bella Go nie znałyśmy a potem …
- … a potem ten wampir rzucił się na mnie ale Charles mnie obroniła- dokończyłam i zauważyłam, że w pokoju wszyscy byli tym opowiadaniem przerażeni, więc musiałam szybko ją zakończyć - Kopnęła go chyba z całej siły. Ale jak wstał rzucił się na nią…
- …. i wtedy Bella pomogła mi bo nie wiem czy bym to starcie przeżyła ponieważ był strasznie silny jak na zwykłego wampira chyba, że był to nowonarodzony – wtrąciła się – i wtedy ten wampir przygwoździł mnie do ziemi i wtedy Bella rzuciła Go kamieniem…
- … zdawałam sobie sprawę , że to nic nie da, że nie zrobię mu krzywdy ale jedynie da się odwrócić jego uwagę czego wtedy potrzebowałyśmy. No a potem Go rozszarpała i spaliła, i wtedy wróciliśmy tutaj – uśmiechnęłam się. Wszyscy się na nas patrzyli. Edward stal koło mnie i trzymał mnie mocno. Dopiero po chwili się rozluźnił i przytulił się do mnie.
- Nawet nie wiesz jak się cieszę, że nic Ci nie jest – powiedział mi do ucha – Dziękuję , że uratowałaś Bellę! – powiedział Edward do Charles i uśmiechnął się do niej ciepło.
- Nie ma za co, Bella również uratowała mi „ życie” – zaśmiała się a potem wszyscy jej zawtórowali.
- Najważniejsze jest to, że jesteście całe – powiedział Carlisle.
- Tak to jest najważniejsze – zaśmiał się Emmett. Spojrzałam na niego i tez się zaśmiałam.
-Hmm … - zamyślił się Edward.
- Co jest ? – zapytał Jasper, ze pewne wyczytał, coś z jego emocji.
- Zastanawiam się czy ten wampir o którym wspominały dziewczyny faktycznie nie był nowonarodzonym czy po prostu to nie jest jego dar tak jak to jest u Emmetta.
- Mogę się z nim zmierzyć – oburzył się Emmett.
- Przestańcie, teraz jest cos ważniejszego do zrobienia – powiedziała Alice schodząc z Rosalie do salonu. Nawet nie zauważyłam kiedy zniknęły. – Później zajmiemy się tym obcym wampirem. Może był tu tylko na chwilę – podsumowała Alice.
- Co takiego? - zapytał zaciekawiony Jasper.
- Charles jutro rano wyjeżdża – powiedziała.
- Jak to? – zapytałam
- Tak to prawda – powiedziała Charles – ale nie martw się jeśli chcesz mogę Cię odwiedzić w przyszłości – uśmiechnęła się nie pewnie.
- No pewnie – powiedziałam – że chce żebyś mnie odwiedziła – uśmiechnęłam się do niej.
- Dziękuję – powiedziała – Dziękuje, że mi uwierzyłaś – powiedziała.
- Nie ma za co, na tym polega przyjaźń – powiedziałam. Uśmiechnęła się do mnie a ja jej odpowiedziałam tym samym.
-Hmm.. nie wiedziałem, że się zaprzyjaźniłyście – powiedział mój ukochany – ale to dobrze – dokończył pewnie dlatego, że spojrzałam na niego „z góry”.
- Cieszę się, że nie masz nic przeciwko – powiedziałam to śmiejąc się.
- Czy ktoś mnie wreszcie wysłucha?! – powiedziała Alice z naburmuszoną miną dziecka.
- Tak teraz Cię słuchamy – powiedział Emmett.
- Dziękuje braciszku – i się roześmiali – A więc Charles jutro wyjeżdża, wszystko się ułożyło dlatego wypada urządzić jakieś przyjęcie pożegnalne – powiedziała uśmiechając się od ucha do ucha – Chodźcie powiedziała i wszyscy poszliśmy za nią. Na dworze był wielki transparent dla Charles, podwórko było oświetlone tak jak byśmy byli w jakimś pomieszczeniu, było bardzo jasno. Dalej jak się okazało było coś czego moje ludzkie oczy nie mogły zauważyć, ale widziałam, że wszyscy byli zaskoczeni i zadowoleni (z wyjątkiem Alice i Rosalie bo to one to przyjęcie przygotowały). A potem już tylko się bawiliśmy do rana … .
aga334