Magia Krwi 57.rtf

(31 KB) Pobierz

 

Tłumacz: unbelievable

Beta: Serena_

 

 

 

57. Sprawy osobiste

 

 

Harry wślizgnął się do kwater Severusa i ruszył w stronę swojej sypialni, gdy tylko zatrzasnęły się za nim drzwi wejściowe. Wyciągnął z szuflady list od Jamesa i na moment wszedł pod kołdrę. Pomyślał, że czasami rozmowa polepsza sytuację, a czasami jeszcze bardziej ją pogarsza. Otulił się szczelniej. Obaj byli zdenerwowani. Następnym razem będzie lepiej.

Spojrzał na czerwony pergamin i przypomniał sobie, jak Remus go obwąchiwał z łamiącym serce wyrazem tęsknoty na twarzy. Harry zaoferował, że zostawi mu oryginał, a on sam zachowa kopię, ale Lunatyk odmówił, mówiąc, że zbyt wiele czasu spędził z duchami.

Potter ostrożnie otworzył pierwszy list.

 

„Mój drogi synu,

 

Po pierwsze, pozwól mi powiedzieć, że bardzo Cię kocham. Mam nadzieję, że to niepotrzebny sentymentalizm, że żyłem wystarczająco długo, abyś sam się o tym przekonał, sercem i duszą. Biorę jednak pod uwagę skłonność Potterów do umierania młodo i to w paskudny (chociaż chwalebny) sposób.”

 

Harry zapomniał już o intensywności tego listu. Kontynuował czytanie, a w liście nie ubywało humoru. To sprawiło, że pomyślał o bezpieczniejszym Syriuszu lub bardziej odpowiedzialnych Fredzie i George’u. Były szczegóły, o jakich zapomniał – jak choćby wspomniany groszek, który pozwolił Harry’emu myśleć o Jamesie i Lily jak o młodej parze, mającej różne, uzasadnione opinie i sposoby interpretacji, i która zastanawiała się, jak najlepiej wychować dziecko, mając świadomość, że niedługo mogą już nie żyć.

List był również przepełniony bólem, czego można było oczekiwać w dokumencie, który został napisany ze świadomością, że adresat przeczyta go po śmierci nadawcy.

 

„…bardzo możliwe, że zginę, gdy będziesz jeszcze mały. Dlatego chcę w ten list włożyć tyle siebie i jej, a nawet jego, ile tylko zdołam…”

 

To było jego pożegnanie, pomyślał Harry. Z dzieckiem, które prawdopodobnie nie będzie go pamiętało. I tak się stało. Znam historie o Jamesie, które brzmią tak, jakbym słuchał o zupełnie różnych ludziach. I mam to.

 

„…Twojego ojca… oraz naszych skomplikowanych i często bolesnych stosunków z nim…”

 

W tym też jest ból. I poczucie winy, wyrzuty sumienia, trochę strachu i nadzieja, że nigdy nie poznam Severusa Snape’a.

 

Potem było krótkie wyjaśnienie, kim są śmierciożercy – termin, o którym James miał nadzieję, że nie będzie Harry’emu znany – oraz Herem. James insynuował, że zaznał seksualnych doświadczeń już na piątym roku w Hogwarcie.

 

„Bałem się, bo wiedziałem, że wciąż się kochali (kochają się nawet teraz). Wiedziałem, że kocha mnie równie mocno, ale bałem się zwiększyć jej tęsknotę za przeszłością.”

 

Złoty Chłopiec pomyślał, że to było zwykłe stwierdzenie. James musiał zarówno bardzo kochać matkę Harry’ego, jak i bezgranicznie jej ufać. Z niemałym opóźnieniem zastanawiał się, co musiał czuć Severus, czytając to. To było protekcjonalne potwierdzenie? Czy może po prostu przypomniało mu jego wybór i powody, dla których nie był z Lily?

Potem przyszła kolej na opowieść o poronieniu, przepełniona tęsknotą za utraconym dzieckiem. Wspomniano poczęcie Harry’ego i kochankę Snape’a. Reakcja Jamesa na historię miłości Severusa była równowagą wstrętu i podziwu. Młody Gryfon pomyślał, że taka ocena bardziej pasowałaby do Mistrza Eliksirów, a nie do Rogacza. On sam nie potrafiłby wyobrazić sobie poświęcenia kogokolwiek. Podejrzewał, że to boleśnie zdobyta umiejętność.

Potem przyszła kolej na rzucenie Zaklęcia Adopcyjnego. Kiedy James wspomniał o oddaleniu się młodego małżeństwa od Snape’a, Harry zaczął zastanawiać się, czy wynikało to tylko ze zmian, jakie zaszły w Severusie, jak opisywał to Rogacz. Może miało na to wpływ poczucie winy Jamesa i Lily oraz ich strach, że wyda się ich tajemnica? Gdy mężczyzna napomknął w liście o posiadaniu tego, czego nie mógł mieć Snape – mając na uwadze niewiedzę Severusa odnośnie ojcostwa – Harry poczuł niewyjaśnioną pewność, że poczucie winny Potterów miało duży wpływ na wyobcowanie Severusa z ich życia.

 

„Tak wiele z tego to strata czasu. Gdybym mógł się cofnąć do pierwszego roku i być dla niego uprzejmym... Rozkosz zemsty - nie pozwól sobie na nią. To nie jest tego warte. To moja ojcowska rada dla Ciebie.”

 

To utknęło w pamięci Harry’ego najgłębiej – być może dlatego, że była to wyraźna rada dla niego samego. Może jednak powodem był gorzki żal, jaki przemawiał przez każde słowo w liście od Huncwota?

Zdania znów były bardziej praktyczne, przynajmniej do czasu pojawienia się sentymentu:

 

„Szkoda, że nie mogę napisać wszystkiego, co chciałbym napisać. Im dłużej siedzę nad tym listem, tym bardziej jestem pewny, że umrę, i to wkrótce. Chcę, żebyś mnie poznał. Chcę, żebyś wiedział, że Cię kocham. Chcę, żebyś się dowiedział, jak Cię nosiłem i Ci śpiewałem, kiedy nie mogłeś zasnąć. Chcę, żebyś był mój, ale boli mnie, że Cię ukradłem. Moje ukradzione dziecko. Bądź również jego dzieckiem, jeżeli możesz.

 

Twój kochający ojciec,

 

James Potter”

 

Tym razem łzy bez problemu popłynęły z oczu Harry’ego.

 

*

 

Harry opuścił swój pokój w ostatniej chwili, by zdążyć na boisko. Zatrzymał się w kuchni wystarczająco długo, by zabrać z niej trochę jedzenia, po czym biegiem ruszył na błonia. Kiedy dotarł na miejsce, zaskoczył go widok dwóch latających sylwetek. Jedną z osób z pewnością był Draco. Drugiego chłopaka Potter nie rozpoznał.

Obcy młodzieniec zawołał Malfoya i wskazał w dół. Blondyn machnął na niego ręką, nakazując podążenie za nim i ruszył w stronę Harry’ego. Młody Gryfon nie chciał odskakiwać na bok, więc szaty Ślizgona otarły się o jego ramię, zanim ten wylądował kilka stóp dalej. Nieznajomy zsiadł z miotły bardziej ostrożnie kilka metrów dalej.

- Cześć! – rzucił radośnie Draco. – Zastanawiałem się, czy zapomniałeś.

Wskazał dłonią na nieznajomego.

- Harry, to Andrew Lawson, nowy ścigający Slytherinu. Lawson, to jest Harry Potter.

Złoty Chłopiec poczuł złość. Opuścił wcześniej Severusa, by zobaczyć Draco w roli trenera? Udało mu się wydać z siebie znudzone westchnienie.

- Doprawdy, Draco. Nie możesz oczekiwać, że będę trenował za ciebie twoją drużynę.

- Powinieneś! Mógłbyś go nauczyć wszystkich najgłupszych ruchów.

- Nie, jeśli będziesz obserwował.

Malfoy roześmiał się.

- Nie oczekuję, że nauczysz go czegokolwiek, Harry. Chciał po prostu trochę polatać, więc zaproponowałem mu, żeby poszedł ze mną.

Gryfon wzruszył ramionami. Był przerażony, gdy zdał sobie sprawę, że czuje się lekceważony. Naprawdę nie mógł oczekiwać, że gra z nim będzie dla Draco ważniejsza, niż trenowanie nowego członka drużyny.

- Ćwiczenie dla ciebie, Lawson! – powiedział Malfoy. – Spróbuj dotrzymać nam kroku. – Mrugnął do Harry’ego. – Kto pierwszy przy środkowej obręczy? – krzyknął.

Potter wystartował.

Lawson został daleko w tyle. Przyspieszył, jakby nagle wzrosła jego pewność siebie, ale nawet wtedy był kilka długości za nimi. Draco wyprzedził Harry’ego.

- Pierwszy! – wrzasnął, kończąc wyścig.

Gra kompletnie dobiła Lawsona. Nie dość, że nie był dość szybki, by za nimi nadążyć, to jeszcze o mały włos nie spadł z miotły, próbując zrobić unik. Potter doszedł do wniosku, że jest wykorzystywany do treningu i nie spodobało mu się to. W przypływie irytacji zatrzymał się w połowie lotu za Draco i wzniósł się do góry – wysoko ponad boisko.

Malfoy wyglądał, jakby tylko na to czekał.

- Poćwicz ósemki! – zawołał do Lawsona. – Dziesięć razy! Będę cię obserwował.

Chwilę później Ślizgon krążył obok Harry’ego wysoko ponad boiskiem. Potter go zignorował.

- Oczywiście zdajesz sobie sprawę, że wykorzystuję cię do wywierania nacisku politycznego daleko bardziej niż do zwykłego treningu Quidditcha.

- Oh.

Wyznanie Ślizgona sprawiło, że irytacja Harry’ego gdzieś się ulotniła. Zastanawiał się nad ideą współpracy Malfoya z nim samym, będącym dla niego czymś ponad politycznymi zobowiązaniami.

- Oczywiście możesz zrewanżować się tym samym – zaoferował Draco. Brzmiał poważnie. – Sądzę, że powinieneś zmienić stosunek, jaki mają do ciebie uczniowie czystej krwi.

- Dzięki. Też tak sądzę, ale… - Harry bezwiednie wyobraził sobie siebie, wystawionego na szyderstwa Ślizgonów. Czym byłby dla nich? Dzieciakiem półkrwi, który co chwila unicestwia plany Voldemorta? Machnął dłonią w geście frustracji. – Jestem półkrwi, Draco, pamiętasz? Czy to czasem nie ogranicza moich możliwości obcowania z czystokrwistymi uczniami? Nie powinni ze mną rozmawiać ci, których to obchodzi.

Malfoy wzruszył ramionami. Ten ruch był ledwie zauważalny i pełen wdzięku. Obserwował poczynania kolegi z drużyny.

- Powiedziałem ci już kiedyś, że pewne czarodziejskie rodziny są lepsze od innych. Połowicznie jesteś półkrwi, ale połowa ciebie to geny szanowanej rodziny Potterów. Poza tym jesteś bogaty, sławny i magicznie potężny. Twoje obcowanie z rodzinami czystej krwi może ograniczyć się do tych nowocześniejszych, jednak tradycjonaliści również mogą zacząć uważać cię za równego sobie, jeżeli odpowiednio się zaprezentujesz.

Malfoy oderwał wzrok od Lawsona, aby napotkać spojrzenie Harry’ego. Potter starał się nie uzewnętrznić targającego nim napięcia, kiedy Draco mu się przypatrywał. Nigdy wcześniej nie rozważał swojego statusu wśród Ślizgonów czystej krwi – byli dla niego wrogami. Im bardziej wzrastało jego zdezorientowanie, tym łatwiej było mu zdać sobie sprawę, że nie był Potterem w takim sensie, jaki miał znaczenie dla Malfoya.

- Wiesz, Flint był półkrwi – poinformował Draco. – A to wcale nie zmniejszyło jego autorytetu jako kapitana drużyny.

- Był półkrwi, a pozwalał ci obrażać Hermionę!

Ślizgon wzruszył ramionami. Jego jasne oczy wróciły do obserwowania nowego zawodnika, który kończył już powierzone mu zadanie.

- Jego matka wyrzuciła z domu swojego męża, gdy tylko Markus się urodził. Skandal, jaki wybuchł skomentowała, mówiąc, że to hormonalne szaleństwo. Flint nie ma sentymentu do mugoli.

- Oh. – Harry wziął głęboki oddech. – Więc ten szukający jest czymś w rodzaju modernizacji?

Draco parsknął.

- Powiedziałbym, że jest raczej kompletnie nieuświadomiony. Mimo to podziwia cię jako gracza. Uważa cię za wroga, ale dobrego szukającego. Kiedy wróci do Pokoju Wspólnego, zacznie mówić o tym, jak to Potter z nami latał, co Potter mówił, co Potter zrobił. Zamknie się dopiero wtedy, gdy inni mieszkańcy naszego domu zaczną grozić mu uduszeniem.

- Ach… I oczywiście wspomni, że Harry Potter zaczął dogadywać się z Malfoyem, na wypadek, gdyby nie wszyscy to zauważyli? – dodał rozbawiony Gryfon.

- Otóż to.

Złoty Chłopiec roześmiał się.

- W porządku, nie obchodzi mnie to. Chodź, skrytykujemy jego latanie.

 

*

 

Harry wrócił do wieży Gryffindoru szczęśliwy, zmęczony i niemożliwie głodny. W dodatku miał tylko minutę, aby przebrać się w mniej przepocone ubrania. Wbiegł do swojego dormitorium, zmienił szaty i zbiegł na dół. Zaskoczył go widok czekającego na niego Rona, choć rudzielec stał u dołu schodów ze skrzyżowanymi na piersi ramionami i wyrazem wściekłości na twarzy.

- Idziemy na kolację? – zapytał Potter.

- Pomagasz teraz trenować Ślizgonów? – rzucił Ron.

Kilku przysłuchującym im się uczniów momentalnie zamilkło.

- Po prostu lataliśmy – powiedział Złoty Chłopiec.

Spróbował wyminąć Weasleya, ale przyjaciel poruszył się, blokując mu drogę.

- Zamierzasz poprosić o ponowny przydział? – zadrwił Ron. – Oh, ale przecież nie możesz tego zrobić. Oczywiście. Nie mógłbyś wygryźć Draco z jego pozycji szukającego. To mogłoby zranić jego uczucia.

- Jeśliby do tego doszło, najprawdopodobniej by mnie otruł – zażartował Harry, mając nadzieję na ułagodzenie Weasleya.

- Co ty wyprawiasz, do cholery?

- Latałem z przyjacielem – odpowiedział Potter. – Przyprowadził kogoś, kogo chciał, abym poznał. Teraz zejdź mi z drogi, jestem głodny.

 

*

 

Ten incydent wcale nie pomógł naprawić relacji z Ronem. Harry sądził, że jego przyjaciel może tak ciężko przechodzić próbę rozprawienia się z moralnymi kwestiami między innymi przez Ginny, która nigdy nie przepuściła okazji do spojrzenia na niego z pogardą. Potter mógłby jej za to nienawidzić, gdyby nie widział, na jak zranioną wyglądała, gdy jej brat odwracał wzrok. Przypuszczał, że odbierała to jako coś osobistego. Była zakochana w Deanie, a podczas ostatniej kłótni Ron dał do zrozumienia, że uważa, że ktoś, kto jest na tyle głupi, by poślubić czystokrwistą osobę, a sam pochodzi z mugolskiej rodziny, zasługuje na to, by zostać zabitym. Harry zastanawiał się, czy Hermiona wytłumaczyła rudzielcowi, co właściwie powiedział.

Przez cały poniedziałkowy wieczór Harry był siedliskiem fantazji o zakradnięciu się i zamordowaniu Voldemorta w jakikolwiek sposób - uczciwy czy też nie - a tym samym zmniejszeniu problemów w swoim życiu o co najmniej dwie trzecie.

Przypuszczał, że to nie rozwiąże konfliktu związanego z czystością krwi, ale przynajmniej zmniejszy się poziom histerii, a ludzie będą zachowywać się zgodnie z własnymi przekonaniami i nie będą podejmować decyzji przez pryzmat strachu przed Czarnym Panem. To już jakaś poprawa.

Podczas poniedziałkowej kolacji Harry usiadł obok Hermiony i Ginny. Kątem oka zauważył, jak Ron rzuca im groźne spojrzenie.

- Czuję się okropnie – powiedziała panna Granger. Złoty Chłopiec spojrzał na nią pytająco. – Kiedy jestem z tobą, czuję, jakbym zdradzała jego i odwrotnie.

Potter wzruszył ramionami.

- Nikt go do niczego nie zmuszał.

- On mówi o tobie to samo.

Gryfon spiął się.

- To nie jest to samo.

Hermiona otworzyła usta, aby mu odpowiedzieć, ale w tej samej chwili wstał dyrektor i stuknął łyżeczką w szklankę, czekając na ciszę. Pomruk rozmów zgromadzonych uczniów momentalnie ucichł. Harry poczuł, jak coś zaciska się wokół jego serca i zerknął na stół prezydialny, by przekonać się, że jego ojciec jest obecny, mimo że minutę wcześniej zrobił dokładnie to samo.

- Dobry wieczór wszystkim. Możecie się zrelaksować, dziś nie będę mówił o żadnych katastrofach. Mam dla was małe i, mam nadzieję, oczekiwane ogłoszenie. W Halloween, dzień odpędzania złych duchów i zaprzyjaźniania się z tymi dobrymi, będziemy obchodzić nasze zwyczajowe święto. Wieczorem rozpocznie się bal dla wszystkich uczniów klas od czwartej wzwyż. Oczywiście chętnie zobaczę was w zabawnych strojach lub przebraniach. Proszę tylko, aby każdy z was był możliwy do zidentyfikowania podczas trwania zabawy. To niefortunny, ale konieczny środek ostrożności. Aby spotęgować waszą przyjemność dodam, że piątkowe poranne lekcje zostają odwołane. Mam, oczywiście, na myśli piątek pierwszego listopada.

Dumbledore wskazał ruchem ręki na stoły.

- To wszystko. Możecie jeść.

Po tych słowach pojawiło się jedzenie.

 

*

 

Potter grzebał widelcem w jedzeniu na talerzu. Hermiona prosiła, by zapytał ją, gdy bal został ogłoszony, co przed chwilą się stało. Zerknął na nią i poczuł ulgę, że nie patrzyła w jego stronę. Wciąż chciał ją zaprosić? Zorientował się, że nie jest tego pewien. Być może tamtej nocy był to jedynie impuls, wywołany wdzięcznością za zrozumienie. Z drugiej strony nie było nikogo innego, kogo mógłby zaprosić. Spojrzał na Zoë. Być może spędziłby z nią przyjemny wieczór, ale nie wiedział, czy był gotów sprawić, by jego pierwszy flirt zmienił się w coś poważniejszego.

Nie wspomniał o balu przy Hermionie ani w drodze do wieży Gryffindoru, ani wtedy, gdy odrabiali prace domowe. Nie zrobił tego, życząc jej dobrej nocy. Przygotował się do spania, ignorując wściekłe spojrzenia Rona i zasnął w ciągu minuty od położenia się na łóżku.

 

*

 

W piątek na śniadaniu Harry wciąż nie był pewien, czy chce zaprosić Hermionę na bal. Zdawało mu się, że dziewczyna często na niego zerka. Nie potrafił zdecydować, czy to dobry znak czy nie. Kiedy nad tym rozmyślał, nieznajoma płomykówka rzuciła list na stół przed nim. Sowa trafiła listem w kant miski z kaszą i odbiła w innym kierunku, by pozostać suchą. Potter podniósł pergamin i rozwinął go.

 

Harry,

 

Jesteś dla nas jak drugi młodszy braciszek – pomijając fakt, że nie biliśmy się z Tobą tak często. Nie niszczyliśmy też Twoich rzeczy i w zasadzie Cię nie prześladowaliśmy.

Dostarczymy Ci wszystko, czego chcesz, ale ilość jest śmieszna. To tylko jedno opakowanie, mamy dobry sposób, aby je ukryć. Daj nam znać, jeśli będziesz potrzebował więcej.

Odłożyli w terminie mecz Strzał i zmieniliśmy plany, co do spędzenia weekendu. Ostrzeż od nas Rona i nie ostrzegaj Filcha.

 

F & G

 

*

 

Zaklęcia były okropne. Powtarzali to, czego nauczyli się w ciągu ostatnich trzech tygodni, więc nie było nadziei, że profesor wprowadzi coś nowego, ciekawego. Hermiona siedziała z Ronem, a Harry, który przybył wcześniej, został w ławce sam. To prawdopodobnie było wywołane tym, że wszyscy wchodzili w parach, ale Potter nie potrafił przestać wyobrażać sobie, że wszyscy uczniowie trzymają stronę Weasleya. Poddał się i nie robił notatek, zamiast tego decydując się na napisanie odpowiedzi do Freda i George’a.

 

Cześć, Bliźniacy!

 

Ron teraz ze mną nie rozmawia, więc będzie lepiej, jeżeli sami do niego napiszecie. Mogłoby pomóc, gdybyście namówili go do przebywania w tym samym pomieszczeniu razem ze mną. Oczywiście, gdy już się tutaj dostaniecie. Przynajmniej z Hermioną mam dobry kontakt. Bal w końcu został ogłoszony i myślę o zaproszeniu jej, ale nie jestem pewien, czy powinienem. Nie miałbym nic przeciwko posiadaniu dwóch starszych braci, ale może moglibyśmy pominąć tę część z biciem?

 

Harry

 

*

 

Po lekcjach Potter wrócił do Pokoju Wspólnego Gryffindoru. Hermiona podeszła do niego, kiedy tylko się pojawił; jakby na niego czekała. Jej zazwyczaj przepełniona szkolna torba wydawała się pusta.

- Cześć, Harry.

- Cześć.

- Możemy porozmawiać? – zapytała panna Granger. – Hm… W starym miejscu?

- Oczywiście.

Wyszli razem. Hermiona nie odezwała się ani słowem, kiedy szli do Pokoju Życzeń. Słaby zapach – coś, co Harry powinien rozpoznać – unosił się w powietrzu obok niej. Pozwoliła mu przywołać pokój, więc Potter zdecydował się na ten, w którym zazwyczaj rozmawiali. Spojrzała na wnętrze pomieszczenia z wymuszonym uśmiechem.

- Co się stało? – zapytał Harry, siadając na jednej z niskich kanap.

Usiadła bokiem, podciągając jedno kolano pod brodę, by móc na niego patrzeć.

- Kiedy Dumbledore ogłosił bal z okazji Halloween – powiedziała – zdałam sobie sprawę, że mam coś twojego.

To nie książki trzymała w szkolnej torbie. Były w niej skórzane spodnie. Harry wziął je z dłoni przyjaciółki i podniósł je do twarzy, by powąchać ich zapach.

- Nie masz nawet pojęcia, jak bardzo mnie to martwiło.

- To, że ja je mam?

- Ten zapach. Czułem go całą drogę tutaj i nie wiedziałem, co to. – Potter wstał i przyłożył spodnie do pasa. – Cholera! Będą dużo za krótkie!

- To skóra! – Hermiona wywróciła oczami z irytacją. – Są zaklęcia, którymi możesz wydłużyć każdy naturalny materiał. – Wyciągnęła różdżkę, po czym zawahała się. – Powinieneś najpierw je założyć.

- Um…

Hermiona zamknęła oczy i zakryła twarz dłońmi.

- Nie będę podglądać.

Kiedy Harry się przebierał, zdał sobie sprawę, że szata nie była mu potrzebna. Jakikolwiek kawałek jego ciała mógł być widoczny dopiero przy końcu ubierania i zapinania spodni, a mimo to Potter pozwolił dziewczynie zostać w tej pozycji do czasu, gdy już miał je na sobie i zdjął szatę.

- W porządku – powiedział.

Panna Granger zachichotała.

- Nie będziesz nosił ich z tym swetrem!

Młodzieniec spojrzał na nią z niecierpliwością.

- Tylko je dopasowujemy – przypomniał jej. – Nie jestem modelem.

- Są zbyt krótkie, żeby rozszerzyć całość w kostce.

- Słucham?

- Będą zbyt wąskie. Ale jeżeli zrobimy to w kilku miejscach…

Dziewczyna wskazała różdżką i rzuciła zaklęcie. Skóra przesunęła się po jego udach jak wąż, a spodnie stały się trochę dłuższe. Powtórzyła to przy kolanach oraz przy kostkach.

- Wspaniale – powiedziała Hermiona z oczywistą satysfakcją. – Odwróć się.

Harry odwrócił się do niej plecami.

- Tylko sprawdzasz?

- Tak, twój tyłek.

Potter odwrócił się na pięcie w jej stronę.

- Hermiono!

- Przecież to właśnie eksponowanie tyłka jest celem noszenia tych spodni, prawda? – zapytała. – Pamiętaj, żeby chodzić teraz z daleka od ludzi, których lubisz.

Złoty Chłopiec roześmiał się i ponownie usiadł. Skóra była gładka i ciepła. Sądził, że powinna być sztywna, ale ładnie rozciągnęła się na jego kolanach.

- Dziękuję za radę.

- A za zaklęcia nie?

- Oczywiście, że też.

Hermiona wzięła głęboki oddech.

- Jak się mają sprawy z profesorem Snape’em?

- Niezbyt dobrze. – Harry westchnął. – Będę potrzebował ciebie i Ginny, jeżeli będę chciał porozmawiać z Remusem.

- Słucham?

- To najnowsza zasada. „Granger i Weasley”, jak to ujął. Przynajmniej mam przy tym jakieś możliwości.

Hermionie udało się przywołać na twarz lekki uśmiech.

- Tak przypuszczam. Zgodziłeś się?

- Tak. Mogło być gorzej. Nie pytaj – dodał pospiesznie. Westchnął głęboko, co spowodowało, że spodnie stały się nieprzyjemnie za ciasne w pasie. Wyprostował się, wypuszczając powietrze. – Nie jestem już przyzwyczajony do kłócenia się z nim, a to właśnie robiliśmy całą niedzielę.

- Poszło o Remusa?

- Częściowo. Chodziło też o Draco.

Oczy Hermiony momentalnie pociemniały.

- Naciska cię, abyś bardziej zaprzyjaźnił się z Malfoyem?

- Co? – Harry spojrzał na pannę Granger. – Merlinie, nie. Nie podoba mu się to. Nie powinienem przyjaźnić się z niebezpiecznymi, manipulatorskimi bachorami Śmierciożerców. Draco chce tylko doprowadzić mnie jakoś do śmierci. – Harry przywołał na twarz oburzony wyraz. – Brzmi zupełnie jak Ron.

Hermiona zaśmiała się.

- Nie mów tego przy nim!

- Ani do niego.

Zachichotali równocześnie. Panna Granger odwróciła się do niego plecami, aby móc się o niego oprzeć i wydała z siebie ciche westchnienie, gdy objął ją ramieniem.

- A co z tobą i Draco? – zapytała mimochodem.

Harry czuł na przedramieniu jej przyspieszone bicie serca.

- Niech mnie piorun trafi, jeśli wiem. – Potter wzruszył ramionami. Podobał mu się sposób, w jaki jego tors otarł się o plecy Hermiony. – Zachowuje się przyjaźnie.

- Odkąd pokłóciłeś się z Ronem?

- Od czasu incydentu z Wykrywaczem Kernera. I zachowuje się naprawdę przyjaźnie, a nie jak na pierwszym roku: ‘bądź moim małym społecznym trofeum’.

- A ty zdecydowałeś się zachowywać w stosunku do niego tak samo.

- To eksperyment. – Harry zmarszczył brwi. – Ja… To ma dużo wspólnego z Jamesem – wyznał.

- Z Jamesem, twoim… z Potterem?

- Możesz nazywać go moim ojcem. Można powiedzieć, że mnie zaadoptował, prawda? Jeżeli nie legalnie, to rytualnie. W każdym razie – tak. Przysłał mi dwa długie listy, w których zawarł też informację o Zaklęciu Adopcyjnym. Jeden z nich odnosił się w całości do jego sporu ze Snape’em. Pisał też o sytuacji między Syriuszem a Severusem i jasno dał do zrozumienia, jakim marnotrawstwem czasu to było. Myślałem, że mógłbym zakończyć spór z Draco, zanim będzie trzeba zamieszać w niego nasze dzieci.

- Och. – Hermiona poruszyła się, kuląc odrobinę. – Ale Draco jest okropnym, złośliwym fanatykiem.

- A Severus był mściwym, nieuspołecznionym kujonem. Z kolei James był bogatym, zepsutym tyranem. Zachowywali się tak na własne życzenie. Jeżeli mam być szczery, to ja jestem agresywny i miewam humorki. Ktoś musi to w pewnym momencie powstrzymać, by móc z czystym sumieniem powiedzieć, że nigdy nie będzie się mścić.

- Nie oczekuj zbyt wiele.

- Już dostałem dużo więcej, niż tego oczekiwałem.

Ku jego zaskoczeniu, Hermiona odwróciła się w jego stronę i pocałowała w policzek.

- Naprawdę jesteś dobrym człowiekiem, Harry.

- Dziękuję. – Potter uśmiechnął się szeroko. – Pójdziesz ze mną na bal z okazji Halloween?

Dziewczyna roześmiała się, a jej głos był nieco wyższy niż zazwyczaj.

- Z przyjemnością, ale…

- Masz już partnera?

- Nie na bal! Jeżeli nie masz nic przeciwko… Obiecałam, że pójdę z Ronem do Hogsmeade w ten weekend. Nie w ten sposób. Po prostu chciałabym z nim pobyć.

- A on nie chciałby, żebym poszedł z wami.

- Pewnie nie. Porozmawiam z nim na ten temat.

Złoty Chłopiec wzruszył ramionami.

- Mniejsza o to. Spędzę więcej czasu z Fredem i George’em.

- Wciąż jestem zaproszona na bal?

Potter zmarszczył brwi, patrząc na nią.

- Pamiętasz, co powiedziałem na temat kontrolowania swoich przyjaciół? U Floriana?

- Tak.

- Więc tak. Oczywiście, że jesteś zaproszona. Gdyby Ron tego chciał, wciąż mógłbym się z nim przyjaźnić i nie mogę być zły na ciebie, że próbujesz trzymać to wszystko razem. Nawet gdybym go nienawidził, wciąż mogłabyś się z nim przyjaźnić, umawiając się ze mną.

- W porządku. – Dziewczyna rzuciła mu nerwowy uśmiech. – Więc podejrzewam, że w takim przypadku nie mogę sprzeciwiać się twojemu dogadywani się z Draco.

- Nie. Nie możesz.

Hermiona zmarszczyła brwi, przez co na jej czole pojawiły się zmarszczki. Z westchnieniem Harry przyciągnął ją bliżej siebie.

- Skończyliśmy dyskutować? – zapytał cicho.

Gdy panna Granger nie odpowiedziała, Potter odgarnął jej włosy i pocałował w szyję. Jej ciało zadrżało, kiedy opierała się plecami o jego klatkę piersiową. Poczuł przyjemną falę mocy.

- Przyjmuję to za „tak” – wyszeptał.

Pocałował jej policzek i ucho. W odpowiedzi Hermiona obróciła się w jego stronę, przycisnęła własne wargi do jego i popchnęła na kanapę. Spędzili długi czas na całowaniu się i dotykaniu w bezpiecznych miejscach. Harry zastanawiał się chwilami, czy to Hermiona, czy wiek sprawia, że łatwiej całuje się ją niż Cho.

Zgłoś jeśli naruszono regulamin