Pański na wieki.pdf

(278 KB) Pobierz
688262036 UNPDF
688262036.001.png
Pański na wieki
Pukanie do drzwi zdziwiło profesora Snape’a. Zajęcia dawno się skończyły, nie wyznaczył na
wieczór dodatkowych ani szlabanów, a goście raczej do niego nie przychodzili. Pozostała
jedynie możliwość, że to któryś ze Ślizgonów, ale oni nie przychodzili z drobnymi
problemami rozwiązując je własnymi siłami. Dlatego profesor wpatrywał się w drzwi z pewną
obawą, przypuszczając, że stało się coś poważnego.
Złe przeczucia okazały się w pełni usprawiedliwione. Gdy tylko otworzył drzwi do pokoju
wpadło coś, czego nie był w stanie od razu zidentyfikować. Coś było wystrojone w białe
spodnie, białą pelerynę, a głowę miało przewiązaną kokardą. Coś niczym wiatr miotało się po
jego salonie, zaczepiając to o stół, to o kanapę, to o półki z książkami. Coś kręciło się,
fruwało i przeskakiwało z miejsca na miejsce, dwa razy omal nie wpadłszy do palącego się
kominka. I to coś nagle runęło przed profesorem na kolana, popatrzyło na niego
nieszczęśliwymi zielonymi oczyma, oblizało pogryzione do krwi wargi i cicho wyszeptało:
- Kocham pana, sir…
- Panie Potter… - syknął profesor Snape.
- Jestem pański na wieki. - wyszeptał nieszczęśliwy uczeń i ukrył twarz w dłoniach.
- Proszę mi wyjaśnić. Co. To. Było? – wycedził przez zęby Snape, z góry obserwując jak
drga i zjeżdża na bok kokarda, jakimś cudem nadal wpięta w krótkie włosy chłopaka. Nie
odrywając rąk od twarzy, Potter mocno pokręcił głową, przez co kokarda oderwała się od
włosów Harry’ego i upadła do nóg Snape’a.
- Więc? - ponaglił nauczyciel, wciąż stojąc nad chłopakiem. W odpowiedzi usłyszał jedynie
stłumiony szloch, i Potter skurczył się jeszcze mocniej.
- Będziesz tak klęczeć? - z zainteresowaniem zapytał Snape.
- Nie - chłopak pociągnął nosem i niechętnie podniósł się na nogi, patrząc przez palce na
profesora – Wyjdę stąd żywy?
Chrząknąwszy, profesor skrzyżował ręce na piersi i zmierzył ucznia zamyślonym
spojrzeniem, jakby naprawdę zastanawiał się nad zadanym pytaniem. Potem machnięciem
różdżki zamknął drzwi, na pożegnanie usłyszawszy z korytarza przygłuszony chichot i wrócił
do Pottera. Musiał przyznać, że pomijając ten durny strój, Gryfon wyglądał zupełnie… miło. A
w każdym razie idiotyczny wygląd gnojka wywoływał nieproszony uśmiech i już za to
wypadałoby go udusić. A także i za to, że to szalone przedstawienie miało świadków. Snape
zdecydował, że resztą zajmie się później. Nie przepuści tego Gryfonom.
- Otóż… - Profesor nadal czekał na wyjaśnienie. Choć właściwie nie było mu potrzebne.
Dokładnie wiedział co się stało. Sam kiedyś w szkole podjął wyzwanie i drogo za to zapłacił.
Od tamtej pory nienawidził tej głupiej i bezużytecznej gry. Ale wziąć i po prostu puścić
Pottera? Nie ma mowy.
- No więc… - Potter wreszcie pokazał światu, czyli Snape’owi swoja czerwoną jak burak
twarz i na tym zakończył swoje wyjaśnienie.
- To wszystko to… dowcip? – zmrużywszy oczy zapytał Snape, jakby chociaż na sekundę
mógł przyjąć ten wybryk za dobrą monetę.
- Niestety - westchnął Potter.
- Niestety tak, czy niestety nie? – naciskał profesor udając urażonego.
- E… dowcip, ale nie mój! – szybko odżegnał się chłopak. Mocniej już nie mógł się
zaczerwienić, dlatego jego twarz zaczęła nabierać fioletowego odcienia, wprawiając Mistrza
Eliksirów w coraz lepszy humor.
- A czyj? - zainteresował się Snape.
Potter, przypomniawszy sobie widocznie, że jest odważnym przedstawicielem Gryfindoru,
podniósł głowę i śmiało popatrzył w czarne oczy wykładowcy.
- Rozumiem, sir, że żądasz krwi, ale proszę się nie niepokoić. Ponieważ ja sam poskręcam
sprawcom karki. Ot tak, wezmę i skręcę! Tylko stąd wyjdę… - I chyłkiem zaczął przesuwać
się do wyjścia.
- Dokąd? – Snape w mgnieniu oka złapał chłopaka za rękę i pociągnął w swoim kierunku. –
Czy parę minut temu nie wyznałeś mi miłości? Przesłyszałem się? – groźnie zapytał,
opierając ręce na tali chłopaka i przyciągając go do siebie.
- J-jaaaa… - zajęczał Potter, próbując się sprzeciwić.
- „Jestem pański na wieki” - czy to nie twoje słowa?
- M-m-moje - wyjąkał Potter i zmrużył oczy, nie czując się na siłach, żeby wytrzymać palące
spojrzenie profesora.
 
- Tak, i co teraz?...
- Jak to, co teraz? - Potter otworzył jedno oko, ale zauważył szyderczy uśmiech na twarzy
Snape’a i od razu je zamknął.
- Przyjdzie ci zapłacić za każde twoje słowo, Potter - wyszeptał na ucho chłopcu Snape,
triumfując. Czekał na to! Takiego przestraszonego Pottera profesor jeszcze nigdy nie widział.
Przestraszonego i pokornego. Prawdziwa ambrozja dla takiego sadysty, jakim był Severus
Snape. I zamierzał nacieszyć się tą chwilą tak bardzo, jak tylko będzie mógł, wykorzystać
każdą sekundę w pełni.
Dowcip był pomysłem kogoś innego, a chłopak okazał się zaledwie mimowolnym
wykonawcą, ale odpuścić sobie szansy poznęcania się nad nim Snape po prostu nie mógł.
Na pytanie, jak będzie się mścić, odpowiedział sobie bardzo szybko. Wystarczyło, że
zobaczył, jak Potter oblizał wyschnięte ze zdenerwowania wargi. Wyglądały na wilgotne,
miękkie, gorące i słodkie… I okazały się takimi być naprawdę. Chociaż nie - one okazały się
o wiele, wiele bardziej miękkie i słodkie. Oczywiście tego nie było w pierwotnym planie, ale
Snape szybko wprowadził w nim poprawki.
Tak naprawdę, przecież nie będzie wielkiego nieszczęścia, jeśli profesor nie będzie się
ograniczać do jednego pocałunku. I nic złego nie zdarzy się, jeśli nie zadowoli się dwoma…
ani trzema… I jeśli, zamiast tylko trzymać chłopaka, będzie go obejmował i gładził, tym
bardziej, że sam Potter dawno przestał się wyrywać i teraz z własnej woli przylgnął do
Snape’a. I nie jest przecież żadnym przestępstwem to, że po lekkim pociągnięciu za rękaw
peleryny ona sama zjechała na dół po ręce odkrywając smagłe i gładkie ramię, które jest tak
przyjemnie całować i kąsać. A, że nauczyciel i uczeń, zaczęli cofać się w kierunku kanapy,
nie odrywając od siebie rąk, było z ich strony tylko elementarną zapobiegliwością - przecież
ledwo mogą się na nogach utrzymać…
Snape, jako nauczyciel, był zobowiązany dbać o zdrowie uczniów. Potter grożący komuś
skręceniem karku wyglądał bardzo przekonująco. I on, jako profesor, powinien dać czas
chłopcu aby się opanował i zapomniał o cudzych szyjach. A czemu on myśli o innych
szyjach? Przecież na jego kolanach siedzi młody Harry Potter. Jak można myśleć o kimś
obcym, kiedy to doskonałe stworzenie tak zmysłowo ociera się o niego i szarpie za kołnierz
koszuli, wyrażając swoje niezadowolenie, że ona jeszcze jest na profesorze. Po raz pierwszy
w życiu Snape podporządkował się, bez cienia protestu, rękom i wargom Pottera.
Mniej więcej godzinę później, gdy Snape’owi wróciła zdolność myślenia, w pierwszym
odruchu przerażenia, chciał odsunąć od siebie śpiącego, nagiego chłopaka. Jednak wbrew
własnym oczekiwaniom, nie tylko go nie odepchnął, a przytulił mocniej, niewerbalnie
wezwawszy z sypialni pled. Ciężar młodego kochanka był niespodziewanie przyjemny.
Zamykając oczy, Snape pomyślał, że gra może i głupia, ale wcale nie taka bezużyteczna.
Nie można jednak zapomnieć o świadkach! Ale działać można później, teraz niech Harry
trochę pośpi…
Koniec.
 
Zgłoś jeśli naruszono regulamin