Nowożytny obraz dziecka.pdf

(145 KB) Pobierz
Agnieszka Morawska.qxd
Tarzycjusz Buliński
Instytut Etnologii i Antropologii Kulturowej
Uniwersytet im. A. Mickiewicza w Poznaniu
Dzieciństwo jako getto:
nowożytny obraz dziecka
W niniejszym artykule społeczny obraz dziecka oraz wyobrażenie dzieciństwa pojmowa-
ne są jako konstrukty kulturowe zależne od społeczeństwa, w którym powstały. W tym
przypadku jest to kultura nowożytna. Dziecko jest w niej spostrzegane: 1) jako byt warto-
ściowy sam w sobie oraz ze względu na jego przyszłe wykorzystanie; 2) jako istota rozwi-
jająca się, tj. podlegająca naturalnym stadialnym zmianom posiadającym swój cel i me-
chanizm. W konsekwencji dzieciństwo rozumiane jest jako świat na tyle odmienny od
świata dorosłych, że należy go, dla dobra dzieci, odizolować od dorosłości (instytucje edu-
kacyjne) i poddać specyficznym dlań zabiegom (działania wychowawcze). Tendencje te
obrazuje metafora „dzieciństwo jako getto”.
W artykule tym postaram się skrótowo
przedstawić charakterystykę i genezę no-
wożytnego obrazu dziecka, podejmując
czasami – dla jego lepszego ukazania
– wycieczki porównawcze na teren społe-
czeństwa średniowiecznej Europy.
Myślą scalającą niniejszy tekst jest
zderzenie sądu Williama Kessena oraz
metafory Phillipa Arièsa. Zdaniem tego
pierwszego w historii nowożytnego spo-
sobu myślenia o dziecku wyróżnić można
dwie przełomowe prace w tej materii,
dwa kamienie milowe, które dopomogły
nam wydatnie w odkryciu prawdziwej
twarzy dzieciństwa. Pierwsza to Emil
Jana Jakuba Rousseau, dzięki któremu
dziecku przyznano samoistną wartość
i stało się ono częścią społeczeństwa
dorosłych. Drugą stanowi O pochodze-
niu gatunków Charlesa Darwina, dzięki
której człowiek stracił swoje szczególne
miejsce w świecie zwierząt, zaś dziecko
po raz pierwszy stało się przedmiotem
naukowych obserwacji czynionych pod
ewolucjonistycznym sztandarem. Wnio-
sek, jaki stąd płynie sugeruje, iż pod tym
względem w społeczeństwie europejskim
dokonał się znaczący rozwój moralny.
I podczas gdy starożytność i średniowiecze
cechowały się postawą etycznie wysoce
naganną, tak nowożytność, a zwłaszcza
nowoczesność, odznaczają się moralnie
dobrym stosunkiem do dziecka 1 . W tej in-
terpretacji dopiero odrodzenie i oświece-
nie umożliwiły dzieciom prawdziwą eg-
zystencję i uwolniły je z „tyranii” doro-
słych. Metaforycznie rzecz ujmując, skon-
struowały dzieciństwo jako raj . Z kolei
według Phillipa Ariès w społeczeństwie
średniowiecznym starano się jak najszyb-
1 Przyjmuję, że narodziny nowożytności przypadają na XVI-wieczne odrodzenie europejskie, zaś ukształtowanie
na XVII–XVIII-wieczne oświecenie. Wiek następny przynosi już jej dojrzałą wersję zwaną nowoczesnością ,
natomiast druga połowa wieku XX (od lat 50. i 60.) charakteryzuje się powolnym przekształcaniem nowoczesności
w ponowoczesność .
1
7158758.006.png
Buliński / Dzieciństwo jako getto: nowożytny obraz dziecka
ciej „wciągnąć” dziecko do kręgu dorosłe-
go życia i uczynić je jego pełnowartościo-
wym członkiem. Innymi słowy, według
tej zapożyczonej z Lévi-Straussowskiego
Smutku tropików przenośni, społeczeń-
stwo średniowieczne „pochłaniało” dzie-
ci, starając się jak najszybciej upodob-
nić je do dorosłych – nowożytne zaś je „wy-
dalało”, odizolowując w specjalnie dla
nich przeznaczonych obszarach. Oddając
to metaforą: w nowożytności postrzegano
dzieciństwo jako getto 2 .
Do zderzenia się tych dwóch sądów
wrócę pod koniec tekstu. Wcześniej jed-
nak, aby wykazać, który z nich wydaje się
być słuszniejszym, konieczne jest zazna-
jomienie się ze społecznym obrazem
dziecka w kulturze nowożytnej. Jego mo-
del opieram na dwóch założeniach. Po
pierwsze, z powodów metodologicznych
scalam w jedną wizję tak odległe histo-
rycznie przekonania jak koncepcję Rous-
seuańską czy Freudowską i tak odmienne
epoki jak schyłek XVII i początek XX wie-
ku. Tak uzyskany wizerunek może wydać
się nieco sztuczny, ponieważ historycznie
rzecz biorąc nigdy nie zaistniał. Niemniej
uznaję, że taki ujednolicony „portret”
dziecka dobrze oddaje zróżnicowanie
tendencji i postaw istniejących w rzeczy-
wistości. Po drugie, fundament mojej in-
terpretacji stanowią zarówno dzisiejsze
opracowania historiograficzne, jak i dzie-
ła ówczesnych myślicieli. Te ostatnie,
zwłaszcza o psychologicznym i pedago-
gicznym charakterze, traktuję jako świa-
dectwa historyczne oddające mentalność
nowoczesną. Zakładam więc, że ówcze-
sne spostrzeganie dziecka zostało w du-
żym stopniu uwarunkowane myśleniem
naukowym, reprezentowanym przez psy-
chologię i pedagogikę 3 .
1. Dziecko jako byt wartościowy
Nie ma nic godniejszego miłości, szacun-
ku i pracy – nad ciało i duszę rozwijającego
się dziecka powie Stanley G. Hall, dając
tym samym wykładnię jednej z najbardziej
charakterystycznych cech obrazu dzieciń-
stwa w kulturze nowoczesnej: przekonaniu
o jego wartości (Hall 1904, s. 78). Dziecko
stanowi byt, o który warto zabiegać, żyje
się wokół niego i dla niego. Idea ta opiera
się na dwóch fundamentach: 1) uznaniu,
że dziecko można odpowiednio ukształto-
wać oraz 2) na przekonaniu, iż należy je
bezwarunkowo obdarzać uczuciem. Pomi-
mo tego że są to tendencje wzajem sprzecz-
ne, ogniskują się w tej samej konstrukcji
społecznej: rodzinie podstawowej, która
w nowoczesności winna spełniać już nie
tylko funkcje gospodarcze, ale także prokre-
acyjne i wychowawcze. Przekształceniu
ulega także wizja rodzicielstwa, która od
tej pory zasadza się przede wszystkim na
opiece nad potomstwem, wpajaniu mu
zasad moralnych i zapewnianiu odpo-
wiedniego przysposobienia do zawodu.
2 Zob. Kessen (1965), Ariès (1995). Obydwaj autorzy reprezentują dwie, wzajem rywalizujące wersje
subdyscypliny, zwanej historią dzieciństwa. Kessen wpisuje się w jej psychoanalityczną opcję spod znaku Lloyda
de Mausse'a (1974), natomiast praca Arièsa przedstawia jej wersję paradującą w barwach francuskich „annalistów”
trzeciego pokolenia oraz rozmaitych odmian antropologii historycznej. Inne pozycje z kręgu historii dzieciństwa
przywołuję w następnym przypisie. Zob. też stronę internetową The History of Education and Childhood ,
http://www.socsci.kun.nl/ped/whp/histeduc.
3 W kwestii pozycji źródłowych z obszaru pedagogiki szczególnie istotne są: Komeński (1935, 1973), Locke
(1959), Pestalozzi (1972), Rousseau (1955), Voisé (1972), Chmaj (1962), Kessen (1965), Kurdybacha (1967), Mayer
(1966), Sośnicki (1967), Waksmund (1995), Wołoszyn (1964). Z kolei kanon opisujący rozwój dziecka w
perspektywie psychologii nowoczesnej wyznaczają dzieła Piageta, Freuda i Kohlberga, których znajomość
zakładam na użytek niniejszego tekstu. Pozostałe pozycje źródłowe to: Binet (1919), Claparéde (1936), Hall (1904),
Perez (1899), Stern (1927), Sully (1921), Tracy (1903), por. opracowania i kontynuacje: Birch, Malim (1995),
Bobrowska-Nowak (1977), Debesse (1996), Vasta, Haith, Miller (1995), Żebrowska (1975). Jeśli chodzi o opracowa-
nia historiograficzne zob. np.: Ariès, Duby (1999), Badinter (1998), Cunningham (1995), Borstelmann (1982),
Cleverley, Phillips (1986), Coveney (1967), Greenleaf (1978), Hoyles (1979), Hunt (1970), Krausman Ben-Amos (1994),
Pollock (1983, 1987), Sommerville (1982), Stone (1977), Walvin (1982).
2
7158758.007.png 7158758.008.png
Buliński / Dzieciństwo jako getto: nowożytny obraz dziecka
Bezpośrednich przyczyn tego prze-
obrażenia możemy poszukiwać z jednej
strony w dyskursie chrześcijańskim,
z drugiej zaś w ideologii i filozofii oświe-
ceniowej. Oto teologowie katoliccy i pro-
testanccy powiązali opiekę nad potom-
stwem z właściwą realizacją przykazań
religijnych, a obowiązki wobec dzieci nie
wynikały z ojcostwa, lecz z powinności
wobec Boga (Flandrin 1998, s. 213).
W ten sposób cel prokreacyjny (chrześci-
janin nie stosuje antykoncepcji) złączył
się z wychowawczym (chrześcijanin zaj-
muje się dziećmi ze względu na własne
zbawienie, a nie ich). Z kolei myśl oświe-
ceniowa zrodziła trzy wzajem powiązane
idee : fizjokratyzmu podkreślającego war-
tość ekonomiczną dziecka, szczęścia in-
dywidualnego, które osiągnąć należy już
w życiu doczesnym (szczęście jest wyzna-
czane przez rozum, który określa warun-
ki jego osiągnięcia: zdrowie, życie ro-
dzinne, rodzicielstwo, czyste sumienie,
dobra pozycja społeczna itp.) oraz rów-
ności, dzięki której wszyscy ludzie, a więc
także i dzieci, mają taką samą swobodę
wyboru. Wszystko to, wespół z formowa-
niem się kapitalizmu, wydatnie się przy-
czyniło do zaistnienia obrazu dziecka ja-
ko bytu wartościowego.
Nie można więc kategorycznie stwier-
dzić, iż średniowieczna pedagogia religij-
na kształtowała charakter człowieka. Mało
tego, nie można też chyba rzec, iżby for-
mowała jego duszę, albowiem ta już
w momencie narodzin była tworem
ukształtowanym. To, czy człowiek był do-
bry, czy zły zależało przecież od Boga, na-
tomiast w gestii jednostki leżał tylko wy-
bór pomiędzy uleganiem złym upodoba-
niom a walką z nimi. Zadanie wycho-
wawców polegało więc na umiejętnym
pomaganiu w przebrnięciu ziemskiego
żywota. Sprzeczność pomiędzy boskim
a ziemskim była czymś naturalnym i mało
kto ze zwyczajnych ludzi wierzył, że uda
mu się zadowalająco połączyć wymaga-
nia religijne z prozą życia codziennego.
Przeto ówczesna pedagogia najprawdo-
podobniej tylko ułatwiała trudną sztukę
balansowania pomiędzy grzechem a zasłu-
gą, np. poprzez kary cielesne likwidujące
namacalne konsekwencje rozmaitych wy-
stępków. Innymi słowy, była praktycznym,
tj. działającym w empirycznie uchwyt-
nym świecie, narzędziem pomagającym
w osiąganiu zbawienia i w niewielkim
stopniu odnosiła się do świata abstrakcyj-
nych wartości w rodzaju cech charakteru,
które byłyby bezwzględnie obowiązujące
w ziemskim wymiarze życia jednostki.
Nowoczesność zmienia ten obraz diame-
tralnie. Przynosi ideę mówiącą, iż dziecko
można kształtować i wpajać mu odpo-
wiednią moralność. Aż do początków XX
wieku cel tego kształtowania będzie jeszcze
religijny – zapewnienie zbawienia, a ambi-
walencja średniowiecznego obrazu dziecka
ciągle pozostanie żywotna (w wiekach
średnich dziecko uznawano za istotę za-
równo zbrukaną grzechem pierworod-
nym, jak czystą i niewinną). Jednakże
w obydwu przypadkach, tj. grzeszności
i niewinności, działania, jakie nowocześni
1.1. Celowość rozwoju: dziecko jako projekt
Opierając się na interpretacji mental-
ności wieków średnich dokonanej przez
trzecie pokolenie „annalistów” oraz ba-
daczy sytuujących się w ramach szeroko
pojętej antropologii historycznej 4 , uznajmy,
że podstawowy cel wychowania w kultu-
rze średniowiecznej stanowiło zbawienie
duszy, a działania wychowawcze, jakie
podejmowali dorośli względem swych
pociech, dotyczyły przede wszystkim
okiełznania ich grzesznej natury, zmini-
malizowania ich nieprawych skłonności.
4 Najistotniejsze z nich, wyznaczające ogólną perspektywę patrzenia na kulturę średniowieczną, to: Ph. Ariès,
Historia dzieciństwa (1995), Ph. Ariès, G. Duby (red.), Historia życia prywatnego , t. I–II (1998), E. Badinter, Historia
miłości macierzyńskiej (1998), J. Delumeau, Grzech i strach (1994); J. Le Goff, Kultura średniowiecznej Europy (1994);
tegoż (red.), Człowiek średniowiecza (1996), A. Guriewicz, Kategorie kultury średniowiecznej (1976), tegoż, Problemy
średniowiecznej kultury ludowej (1987), tegoż, Kultura i społeczeństwo średniowiecznej Europy , (1997), N. Elias,
Przemiany obyczajów w cywilizacji Zachodu (1980).
3
7158758.009.png 7158758.001.png
Buliński / Dzieciństwo jako getto: nowożytny obraz dziecka
wychowawcy stosowali wobec niego bę-
dą niezmiennie przepojone rygorem mo-
ralnym. I chociaż pisarzom protestanc-
kim chodziło o wyplenienie zła tkwiącego
w duszy noworodka i właściwe uformo-
wanie jego charakteru, zaś świeckim re-
formatorom o stworzenie lepszego czło-
wieka, skutek był podobny: niezliczona
ilość zakazów odnoszących się w pierw-
szym rzędzie do cielesności wychowan-
ka, która rzutować miała na jego osobo-
wość. I tak ci, którzy są przekonani
o anielskości noworodka postulują ochro-
nę jego niewinnej duszyczki przed złem
tego świata, ci zaś, którzy uznają jego
pierworodne skalanie chcą, poprzez kary
cielesne i ascetyczny tryb życia, wyrobić
w nim jak najlepsze cechy. Efekt jest ten
sam – pedagogika oparta na powściągli-
wości, ascezie, surowym traktowaniu, ka-
rach fizycznych i psychicznych.
Mniej więcej na przełomie wieków XIX
i XX, wraz z powstaniem psychologii roz-
wojowej, do pełnego głosu dochodzi dys-
kurs naukowy, w którym dziecko jest już
postrzegane nie tylko jako Zbawca świa-
ta (w pisarstwie pedagogiki protestanc-
kiej triumfowała metafora dziecka-zbawi-
ciela, w katolickim zaś dziecka mistycz-
nego i Dzieciątka Jezus), ale przede
wszystkim jako kamień węgielny zmiany
społecznej. Bez wychowanka, który nie
ma wbudowanej nowej świeckiej moral-
ności, społeczna rewolucja i zbudowanie
raju na ziemi jest niemożliwe. Dziecko
staje się projektem do urzeczywistnienia,
zaczynem, na którym będzie można zbu-
dować nowy, lepszy świat. Jest przedmio-
tem nieustannego wysiłku podejmowane-
go przez neofitów tego nowego sposobu
rozumienia dzieciństwa: prawników, le-
karzy, moralistów, psychologów, pedago-
gów wreszcie. Tego rodzaju myślenie,
którego dwoma najistotniejszymi ówcze-
snymi reprezentantami są James Dewey
i Stanley G. Hall, nie zmieni się za bardzo
aż do dnia dzisiejszego, czego dowodem
jest amerykańska pedagogika krytyczna
spod znaku Henry’ego Girouxa.
Wraz z odarciem religijnego wymiaru
rozwoju dziecięcego, zaczyna domino-
wać instrumentalizm naukowy, ukryty
w psychologii pod mianem funkcjonali-
zmu. Poznajmy zatem dziecko jak najle-
piej, by potem jak najskuteczniej nim kie-
rować i wykorzystać zawarty w nim po-
tencjał. Główne pytanie, jakie przyświeca
badaczom brzmi: „do czego to służy?”.
Oświeceniowa idea dziecka-maszyny,
której sprężyny, formę i materię można
bez trudu rozpoznać i poprawiać, zaczy-
na zbierać swe żniwo. (Idea ta najpełniej
ujawni się w behawioryzmie, choć także
psychologia humanistyczna z ideą ota-
czania dziecka-organizmu jak najlepszą
ochroną dającą mu niezbędne „pożywie-
nie” dla naturalnego wzrostu, nie będzie
od niej wolna.) Masowo pojawiają się
dzienniki, w których rodzice zapisują
prowadzone przez samych siebie nauko-
we obserwacje własnych dzieci. Traktuje
się je teraz jako obiekty, które można
w różnoraki sposób zmierzyć. Oczywiście
są one obdarzane miłością i troską nie-
spotykaną nigdy wcześniej, wydaje się
jednak, że troska ta wynika z pokłada-
nych w nich nadziei. Mierzy się wszystko
– od powiązania wzrostu i wagi ciała ze
stopniem inteligencji począwszy, na szyb-
kości znudzenia szkolnymi lekcjami koń-
cząc. Szczególną uwagę przykuwa wła-
śnie inteligencja, jako narzędzie służące
konstrukcji nowego, lepszego świata.
Inteligencja jest ogólną zdolnością jednostki
świadomego nastawiania swego myślenia na
nowe wymagania; jest ona ogólną zdolnością du-
chową przystosowania się do nowych zadań
i warunków życia (...) Inteligencja sama w so-
bie jest tylko środkiem, orężem; wartością (lub
pozbawioną wartości) staje się ona dopiero za
sprawą konkretnych celów, do których zostanie
użyta – powiada na przykład Wilhelm Stern
(1927, s. 3–6).
Niektórzy próbują protestować prze-
ciwko takiemu uprzedmiotowieniu dzieci.
Przed kilku laty słyszałem, jak jeden
4
7158758.002.png 7158758.003.png
Buliński / Dzieciństwo jako getto: nowożytny obraz dziecka
z wybitnych profesorów z wielkim uniesie-
niem oświadczył przed oklaskującym go
audytorium, złożonym z nauczycieli bo-
stońskich, że nigdy by nie poddawał swo-
ich dzieci wiwisekcji duchowej, że kochał-
by je, ale nie studiował – oburza się sły-
sząc to Stanley Hall, zwolennik pedago-
gicznego funkcjonalizmu (Hall 1904, s.
7). Na marginesie możemy zaznaczyć, że
na początku epoki nowożytnej Montaigne
dziwił się obdarzaniu uczuciem miłości
noworodka, teraz mamy oburzenie na
pasję badawczą... 5 .
Widzimy więc, że w obydwu historycz-
nych nurtach myślenia o dziecku (religij-
nym i naukowym) postrzegano je po-
przez pryzmat celów, jakie przed nim sta-
wiano. W pierwszym przypadku chodziło
o zbawienie, w drugim o zbudowanie ra-
ju na ziemi. Metody, jakie proponowano,
aby urzeczywistnić owe zamiary, można
by określić, w odniesieniu do dyskursu
religijnego, mianem pedagogiki srogości
oraz pedagogiką pomiaru, jeśli chodzi
o dyskurs naukowy 6 .
Zajmijmy się na koniec kwestią genezy
idei dziecka jako projektu . Jak doszło jej
wykształcenia? Jak sądzę, dwa zjawiska
odegrały tutaj niebagatelną rolę. Pierw-
sze z nich to dążenie nowożytnego przy-
rodoznawstwa (materializm i empiryzm
to jego nieodłączne córy) do uczynienia
z człowieka części przyrody, która – tak
samo jak wszystkie inne istoty – jest zależna
od obiektywnych praw w niej panujących.
Ten sam człowiek, o tym samym umyśle,
który był chowany od dziecka wśród Fran-
cuzów lub Niemców, staje się różny od te-
go, czym by był, gdyby żył stale wśród
Chińczyków lub ludożerców – powie
Kartezjusz (1970, s. 19). Natomiast Locke
rozpowszechni tę ideę poprzez słynne
przyrównanie dziecka do białej, niezapi-
sanej karty ( tabula rasa ), w myśl którego
dziecko jest formowane przez otaczające
środowisko. Natomiast drugie to prote-
stancki pogląd, udokumentowany przez
Maxa Webera, o ścisłej zależności istnie-
jącej pomiędzy codziennym, ziemskim
życiem człowieka a jego zbawieniem.
Zwłaszcza dobre wyniki jego działalności
ekonomicznej świadczą o tym, że został
wybrany przez Boga. W myśl tej idei war-
to pracować nad samym sobą, ażeby już
w doczesności naocznie przekonać się
o własnym zbawieniu. To zainteresowa-
nie wymiarem materialnym przynosi
znacznie większą troskę o cielesność
i moralne prowadzenie wychowanka.
W protestantyzmie obowiązująca staje się
zasada: człowiek, który źle żyje i grzeszy
cieleśnie nie dostąpił łaski Boskiej, ponie-
waż gdyby ją otrzymał, żyłby inaczej . Trze-
ba więc starać się, by nasz syn żył po-
prawnie już tu na ziemi. Moralność
świecka spotyka się z religijną.
Wskutek tego otrzymujemy dwa prze-
konania. Jedno mówi o ścisłej zależności
ciała i duszy, drugie o braku uformowa-
nia zarówno ciała, jak i moralnej osobo-
wości świeżo narodzonego dziecka 7 . Stąd
już tylko krok do uznania, że tak jak wy-
5 Nie mogę pojąć owej miłości, jaką ogarnia się dzieci ledwie że urodzone, nie mające jeszcze ani poruszeń duszy,
ani wyraźnego kształtu ciała, przez który mogłyby się stać lube – powiada Michał Montaigne (1957, s. 71).
6 A. Jamrozik i T. Sweeney (1996) proponują chronologicznie uporządkowany schemat przekształceń obrazów
dzieciństwa w nowożytności. Wedle nich średniowieczne dziecko to niepełny „mały dorosły” skażony rozmaitymi
usterkami umysłowymi czy fizycznymi, wiek XVII (kalwinizm) postrzegał je jako istotę zepsutą, grzeszną i z tego
powodu poddaną dyscyplinie, wiek XVIII (romantyzm) odkrył w nim zanurzonego w przyrodzie „dobrego
dzikusa”, Rousseau – istotę dobrą z natury, wiek XIX (wiktorianizm) widział je w otoczce niewinności, dobroci i
szczęścia, zaś dopiero wiek XX przyniósł koncepcję dziecka–istoty rozwijającej się, której doświadczenia
kształtują całe przyszłe życie człowieka i wtedy dopiero zatriumfował pajdocentryzm, a dzieciństwo stało się
dobre samo przez się. Wydaje się jednak, że takie przyporządkowanie pewnych tendencji określonym epokom
może być korzystne wyłącznie jako swego rodzaju „mapa poznawcza” wskazująca na ideowe zróżnicowanie
koncepcji dzieciństwa, gdyż niektóre świadectwa historyczne, w rodzaju prac Philippa Ariès czy Elisabeth
Badinter, nie uprawniają do takich generalizacji. Roztropniej będzie więc stwierdzić, iż wszystkie te postawy były
współobecne w nowożytności i łącznie formowały w miarę spójny obraz dziecka.
5
7158758.004.png 7158758.005.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin