Prus A Eije.txt

(6 KB) Pobierz
Anna Prus

Eije

Fajnie jest mie� skrzyd�a?
W dzisiejszych czasach - niezbyt. Wszyscy tylko si� gapi�. Wytykaj� palcami. 
"Anio�ek" - przezywaj�. Chacha. Anio�ek. Jakbym by�a anio�kiem, to bym mia�a 
bielutkie skrzyd�a z mi�ciutkich pi�rek. A nie niebieskie i sztywne. Te� maj� 
pi�ra. No i - te wywiady dla gazet i telewizji. Nie, nie mam skrzyde�, nie dla 
was, g�upi ludzie. Co z tego, �e mnie widzieli�cie? M�wi�, �e mam doczepiane. 
Nowinka techniczna. Nie skutkuje. I dlatego jutro si� przenosz�. Gdzie� do 
Francji. Nie �atwo jest by� czarownic� w wielkim mie�cie.
Mam na imi� Eije, co we Wsp�lnym J�zyku Ptak�w oznacza "krzyk". Niezbyt 
fortunnie.
***
Podr� do Francji min�a w spokoju. Zdecydowa�am si� zamieni� w mew�, bo by 
mnie jeszcze zabili bior�c za szpiega. Do czego ten �wiat si� sprowadza?
Wyl�dowa�am na prowansalskim polu lawendy. Pachnia�o bosko, a delikatny 
wiaterek rozwiewa� w�osy i sprawia�, �e upa� stawa� si� mniej uci��liwy. G�ry na 
horyzoncie by�y tak ostre, �e a� nierealne.
Zacz�am szuka� jakiego� miejsca dobrego na dom. Musia�o by� daleko od 
ludzi, �adnie, sympatycznie, blisko do rzeki lub jeziora, blisko do lasu i 
�adnych p�l.
Wznios�am si� powoli w powietrze i zacz�am szuka�. Znalaz�am szybko, 
naprawd�. �adny las, ludzkich osad brak w promieniu dwudziestu kilometr�w. 
Jakie� jeziorko. Kawa�ek ska�ki nawet. Wyl�dowa�am wi�c na sympatycznej ��czce 
na skraju owego lasu. Taksuj�cym wzrokiem ogl�da�am wszystko. Las - �adny, 
mieszany z przewag� drzew li�ciastych - dok�adnie tak jak lubi�. Sympatyczne 
jeziorko, do kt�rego, o dziwo wpada�a rzeka, tworz�c wodospad. Ca�kiem spory. 
Jak w reklamie Coca-coli, kt�r� widzia�am w telewizji, jeszcze w mie�cie.
By�o tak przyjemnie, ptaszki �piewa�y, drzewa szumia�y, rzeka szemra�a i 
hucza�a wodospadem, a lawenda i �ywica przesyca�y powietrze woni� lata.
Zdecydowa�am si�, �e postawi� dom na skraju lasu, nieopodal rzeczki. A 
rzeczk� ju� nazwa�am w my�lach Raksti, czyli Niespodziewana. W Mowie Ptak�w, 
rzecz jasna. W ko�cu by�am p�krwi ptakiem. 
"Teraz najprzyjemniejsza cz��" - pomy�la�am sobie. Budowanie domu. Zawsze 
mia�am pop�d do architektury. Chatka. Drewniana, poro�ni�ta bluszczem. Pi�trowa. 
I du�o okien.
Wyci�gn�am r�k�. Dom wyr�s� jak malowany.
Teraz wn�trze. Na dole - du�y pok�j. Kuchnia z piecem kaflowym. Na pi�terko 
kr�te schodki i trzy pokoje - sypialnia, biblioteka i go�cinny. Na wszelki 
wypadek. A �azienki nie potrzebuj�, b�d� si� k�pa� w rzece.
"Puf" i ju� wszystko by�o. Czas umeblowa�. �adne, rustykalne meble. Komody, 
szafy, stoliki, sekretarzyki, krzes�a (3), wygodny fotel, pianino, kanapa i 
��ka.
No i akcesoria - sztu�ce, zastawa, �wieczniki, po�ciele...
�adnie by�o. M�j prawdziwy dom marze�. Nie to co w mie�cie.
Ciekawa by�am, szczerze m�wi�c, kto mieszka w lesie. Przywo�a�am wi�c 
dzi�cio�a. Powiedzia�, �e las jest du�y. W pieczarze w G�rze Szczyt (Ptaki 
uwielbiaj� g�upie nazwy) mieszka nied�wied�; jest tu stadko wilk�w, w okolicy; 
sarny i daniele, zaj�ce, wiewi�rki bia�e, rude i czarne, cietrzewie, g�uszce, 
du�o innych ptak�w, w�e, mr�wki, chrab�szcze i wiele, wiele innych zwierz�t. 
- Inne? - spyta�am si� jeszcze.
- Jak to? - dzi�cio� zatrzepota� pi�rkami.
- No - duchy, strzygi, elfy?
- S� w ka�dym lesie - duchy zwierz�t, strzygi, wr�ki...
- A elfy?
- Nie ma. S� ma�e wr�ki le�ne.
- Ciekawe...
- Cho�, to ci� do nich zaprowadz�. Mieszkaj� w dzikich wrzosach.
- Nie trzeba, widz� jedn�, dwie. Jezu! Ca�y r�j! - rzeczywi�cie, ku mojemu 
zdziwieniu, r�j kolorowych, lataj�cych wr�ek wielko�ci wr�bla oblega� m�j dom, 
zagl�da� do �rodka, robi�c dziwny harmider, jakby tysi�ce dzwoneczk�w.
- Hej! Co wy robicie? - wr�ki rozpierzch�y si� barwn� chmurk�.
- Ano ogl�damy. - jedna z nich, r�owe �wiate�ko, wyp�yn�a z chmary. - 
ogl�damy tw�j domek, magiczny domek. Ty go zrobi�a�?
- Nie. Sam si� zrobi�. 
- Bardzo zabawne. - da�abym g�ow�, �e zmarszczy�a ma�e brewki, gdybym je 
tylko widzia�a, gdyby tylko nie by�y takie ma�e.
Wr�ki wci�� wisia�y w powietrzu malownicz�, brz�cz�c� plam�. Zaciekawi�o 
mnie to.
- Czy wy czego� ode mnie chcecie?
- No tak. W�a�ciwie to tak. - tym razem ��ta wychyn�a z t�umu innych.
- S�ucham uwa�nie.
- No... no bo... Musisz nam pom�c. - po d�u�szej pauzie doda�a - Musisz 
ratowa� nasz �wiat. Dziur� i �wiat Za Dziur�.
- Co? - zdziwi�am si�. Jako czarodziejka, s�ysza�am nieraz o innych, 
r�wnoleg�ych no naszego �wiatach. Czy�by jeden z nich?
- Musisz nas obroni�. A w�a�ciwie ochroni�.
- A dlaczego niby ja? Akurat ja?
- Musisz. - ��ta by�a nieub�agana.
- A je�eli nie zechc�? - zez�o�ci�am si� na te jej "musisz". Niby b�dzie mi 
m�wi� co mam robi�!
- Musisz. 
- Czy mog�aby� by� grzeczniejsza?
- Przepraszam... - wr�ka zmiesza�a si� szczerze, a ja zn�w si� 
rozpogodzi�am si�.
- Chod�my wi�c. - r�j kolorowych �wiate� wst�pi� w las i poprowadzi� mnie 
gdzie�.
***
Na szcz�cie, zmieni�am si� w mi�dzyczasie w jask�k�, wi�c mog�am za nimi 
nad��y�. By�y naprawd� szybkie. Nawet si� nie obejrza�am, kiedy odleg�e g�ry 
zacz�y si� przybli�a�, a po chwili ju� mog�am dotkn�� ich szarej ska�y r�k�.
Kiedy wreszcie dotar�y�my, zapad�a grobowa cisza. Nawet ich 
charakterystyczne brz�czenie ucich�o.
- Czy widzisz t� plam�, tam, na �cianie? - spyta�a ��ta.
- Tak. - faktycznie, na skale by� ledwiusie�ko widoczny szary kr�g.
- To jest Dziura, wrota do �wiata marze�, �wiata ognia, miecza i �uku, 
�wiata elf�w, driad, faun�w i centaur�w. �wiata ta�ca i muzyki. I s�k w tym, �e 
nikt, �aden �miertelnik - tu w jej g�osie da�o si� czu� odraz�. - nie mo�e jej 
zobaczy�. Bo wtedy... Sama wiesz co maj� ludzie: karabiny, czo�gi, bomby. Jest w 
nich wola posiadania. Zapragn� posi��� t� krain�. A to b�dzie kl�ska. Kl�ska 
�wiata marze�. Twojej i naszej ojczyzny.
- Mojej ojczyzny... - powt�rzy�am jak echo. - Tyle �e jest jeden ma�y 
szkopu�. Ja nie mog� u�ywa� Ptasiej Magii do czynienia z�a. I do zabijania. 
Czegokolwiek. Je�eli tylko spr�buj�, zgin�. Od razu.
- Wi�c jak Eije? - w g�osie s�ysza�am b�aganie. Wielkie. Rozpaczliwe.
- I tylko ja?
- Tak. Tak m�wi� przepowiednie.
I wtedy mia�am potworny, straszliwy dylemat. Po co, po co? Nie obroni� ich, 
nie uda mi si�.
Nagle z Dziury wychyli� g�ow� krasnolud z wiaderkiem w r�ce. Pozdrowi� 
skinieniem g�owy wr�ki, a jak zobaczy� mnie, poblad� jak �ciana i zemdla�.
- Widzisz? Widzisz jak oni si� boj�. Obro� nas.
- Dobrze. - u�miechn�am si� smutno widz�c krasnoluda s�uchaj�cego wyja�nie� 
wr�ek. 
Zgłoś jeśli naruszono regulamin