TERRY PRATCHETT Panowie i Damy NOTA OD AUTORA Og�lnie rzecz bior�c, wi�kszo�� ksi��ek ze �wiata Dysku tworzy zwart� ca�o�� i jest kompletnymi opowie�ciami. Czytanie ich w pewnym okre�lonym porz�dku pomaga, ale nie jest kluczowe. Ta jest inna. Nie mog�em zignorowa� tego, co zdarzy�o si� wcze�niej. Babcia Weatherwax pojawi�a si� po raz pierwszy w "R�wnoumagicznieniu". W "Trzech wied�mach" zosta�a nieoficjaln� przewodnicz�c� male�kiego sabatu, z�o�onego z pogodnej i wielokrotnie zam�nej niani Ogg oraz m�odej Magrat, tej z ciekn�cym nosem i rozczochranymi w�osami, kt�ra ma sk�onno�� do roztkliwiania si� nad kroplami deszczu, r�ami i w�sikami koci�t. A to, co si� zdarzy�o, to intryga nie ca�kiem niepodobna do tej ze sztuki o s�awnym szkockim kr�lu. W rezultacie Verence II zosta� w�adc� do�� g�rzystej, poro�ni�tej lasami krainy Lancre. W�a�ciwie co� takiego nie powinno si� zdarzy�, poniewa� formalnie wcale nie by� nast�pc� tronu, ale czarownicom wyda� si� najlepszym cz�owiekiem na to stanowisko, a - jak to m�wi� - wszystko dobre, co si� dobrze ko�czy. Sko�czy�o si� te� tym, �e Magrat osi�gn�a bardzo niepewne porozumienie z Verence'em... Rzeczywi�cie bardzo niepewne, gdy� oboje byli tak wstydliwi, �e gdy tylko spotkali si� razem, natychmiast zapominali, co mieli sobie powiedzie�. A kiedy kt�re� z nich zdo�a�o jednak co� wymamrota�, to drugie nie rozumia�o i obra�a�o si�, i oboje d�ugo si� zastanawiali, co kto mia� na my�li. Mo�e to by�a mi�o�� lub co� bardzo zbli�onego. W "Wyprawie czarownic" wszystkie trzy musia�y wyruszy� przez p� kontynentu, �eby stawi� czo�o matce chrzestnej (kt�ra z�o�y�a Przeznaczeniu propozycj� nie do odrzucenia). To jest historia o tym, co si� dzia�o, kiedy wr�ci�y do domu. A TERAZ CZYTAJCIE DALEJ... Teraz czytajcie dalej... Kiedy to si� zaczyna? Jest bardzo niewiele pocz�tk�w. Oczywi�cie, czasem wydaje si�, �e co� si� zaczyna w�a�nie w tej chwili: kurtyna idzie w g�r�, przesuwa si� pierwszy pionek, pada pierwszy strza�1 - ale to nie s� pocz�tki. Przedstawienie, gra czy wojna to tylko niewielka dziurka w ta�mie wydarze�, kt�ra mo�e si�ga� tysi�ce lat w przesz�o��. Chodzi o to, �e zawsze co� by�o "przedtem". I zawsze wyst�puje jakie� "Teraz czytajcie dalej". Wiele ludzkiej pomys�owo�ci i energii po�wi�cono na poszukiwanie ostatecznego Przedtem. Obecny stan wiedzy mo�na podsumowa� nast�puj�co: Na pocz�tku by�o nic, kt�re wybuch�o. Inne teorie ostatecznego pocz�tku m�wi� o bogach stwarzaj�cych wszech�wiat z �eber, wn�trzno�ci i j�der swego ojca2. Tych teorii jest sporo. S� interesuj�ce nie z powodu tego, co m�wi� o kosmologii, ale tego, co m�wi� o ludziach. Jak my�licie, z kt�rej cz�ci cia�a zrobili wasze miasto? Ale ta opowie�� zaczyna si� na �wiecie Dysku, kt�ry sunie przez kosmos na grzbietach olbrzymich s�oni stoj�cych na skorupie gigantycznego ��wia. I nie jest zbudowany z �adnych kawa�k�w niczyjego cia�a. Ale od czego zacz��? Tysi�ce lat temu? Kiedy wielka kaskada gor�cych kamieni z hukiem run�a z nieba, wybi�a dziur� w g�rze Miedziance i powali�a las na dziesi�� mil dooko�a? Krasnoludy odkopa�y te kamienie, poniewa� by�y zbudowane z jakiego� rodzaju �elaza, a krasnoludy - wbrew powszechnej opinii - kochaj� �elazo bardziej od z�ota. Tyle �e �elaza jest wi�cej ni� z�ota, wi�c trudniej �piewa� o nim pie�ni. Ale krasnoludy kochaj� �elazo. I to w�a�nie zawiera�y kamienie: mi�o�� �elaza. Mi�o�� tak siln�, �e przyci�ga�a do siebie wszystko co �elazne. Trzy krasnoludy, kt�re znalaz�y pierwszy kamie�, uwolni�y si� dopiero wtedy, kiedy zdo�a�y jako� zdj�� kolczugowe portki. Wiele �wiat�w - a przynajmniej ich j�der - zbudowanych jest z �elaza. Ale Dysk, niczym nale�nik, jest pozbawiony j�dra. Na Dysku, je�li zaczarowa� ig��, b�dzie wskazywa�a O�, gdzie pole magiczne jest najsilniejsze. To oczywiste. Gdzie indziej, na �wiatach budowanych z mniej bujn� wyobra�ni�, ig�a obraca si� z powodu mi�o�ci �elaza. W owym czasie krasnoludy i ludzie odczuwali bardzo nagl�c� potrzeb� mi�o�ci �elaza. A teraz przesu�my czas naprz�d o tysi�clecia, do punktu o jakie� pi��dziesi�t lat wyprzedzaj�cego wiecznie ruchome "teraz", na wzg�rze, do m�odej kobiety, kt�ra biegnie. Nie biegnie uciekaj�c przed czym�, �ci�le m�wi�c, ani nie biegnie dok�adnie ku czemu�, ale biegnie akurat tak pr�dko, �eby utrzyma� dystans od m�odego m�czyzny - cho� oczywi�cie dystans nie tak wielki, �eby zrezygnowa� z pogoni. Spomi�dzy drzew... w poro�ni�t� wrzosem kotlink�... gdzie na niewielkim wzniesieniu stoj� kamienie. S� mniej wi�cej wysoko�ci cz�owieka i niewiele grubsze ni� gruby cz�owiek. Jako� nie wydaj� si� warte zachodu. Je�eli jest gdzie� kamienny kr�g, do kt�rego nie nale�y si� zbli�a�, powinny si� tam wznosi� wielkie, pos�pne trylity i pradawne kamienne o�tarze, krzycz�ce mrocznymi wspomnieniami krwawych ofiar, a nie te nieciekawe, grube bry�y. Oka�e si� potem, �e tym razem bieg�a jednak troch� za szybko, przez co m�ody cz�owiek w �artobliwym po�cigu zgubi si�, zrezygnuje i w ko�cu powlecze si� sam do miasteczka. W tej chwili ona jeszcze o tym nie wie. Stoi wi�c i z roztargnieniem poprawia kwiaty wplecione we w�osy - to by� ten rodzaj popo�udnia. Oczywi�cie wie o kamieniach. Nikomu nigdy si� o nich nie m�wi. I nikomu nie zakazuje si� tu przychodzi�, bo ci, kt�rzy powstrzymuj� si� od opowiadania, wiedz� te�, jak pot�na jest kusicielska si�a zakazu. Po prostu chodzenie do kamieni to... to co�, czego si� nie robi. Zw�aszcza je�li jest si� mi�� dziewczyn�. Ale osoba, kt�r� tutaj widzimy, nie jest mi�� dziewczyn� w powszechnie przyj�tym sensie tego s�owa. Przede wszystkim nie jest pi�kna. Pewien uk�ad szcz�ki czy �uk nosa mog�yby - przy sprzyjaj�cym wietrze i odpowiednim o�wietleniu - by� nazwane �adnymi przez uprzejmego k�amc�. Ma te� pewien b�ysk w oczach, zwykle spotykany u os�b, kt�re odkry�y, �e s� bardziej inteligentne ni� wi�kszo�� ludzi. Cho� nie odkry�y jeszcze, �e jedn� z bardziej inteligentnych rzeczy, jakie mog� zrobi�, to nie dopu�ci�, by wzmiankowani ludzie si� o tym dowiedzieli. W po��czeniu z nosem, nadaje to jej twarzy wyraz koncentracji, silnie wprawiaj�cy w zak�opotanie. To nie jest twarz osoby, z kt�r� mo�na by pogada�. Wystarczy otworzy� usta, by znale�� si� w ognisku przenikliwego spojrzenia, kt�re zdaje si� m�wi�: cokolwiek masz do powiedzenia, lepiej, �eby to by�o interesuj�ce. W tej chwili owo przenikliwe spojrzenie pada na osiem niedu�ych g�az�w na ma�ym wzg�rku. Hmm... Po chwili dziewczyna zbli�a si� ostro�nie. Ale nie jest to ostro�no�� kr�lika gotowego do ucieczki. Tak porusza si� �owca. Dziewczyna opiera r�ce na biodrach - niewa�ne, czy kr�g�ych. Skowronek �piewa na gor�cym letnim niebie; poza tym nie dobiega tu �aden d�wi�k. Kawa�ek dalej w dolince i wy�ej w g�rach �wierkaj� koniki polne, brz�cz� pszczo�y, a trawa ca�a �yje mikroszumem. Ale wok� kamieni zawsze panuje cisza. - Jestem - m�wi dziewczyna. - Poka� mi. Wewn�trz kr�gu pojawia si� posta� ciemnow�osej kobiety w czerwonej sukni. Kr�g mo�na przerzuci� kamieniem, ale postaci udaje si� jako� zbli�a� z wielkiej odleg�o�ci. Inni pewnie pr�bowaliby uciec. Ale dziewczyna nie ucieka, co natychmiast budzi zainteresowanie kobiety w kr�gu. - A wi�c jeste� prawdziwa? - Oczywi�cie. Jak ci na imi�, dziewczyno? - Esmeralda. - A czego chcesz? - Niczego nie chc�. - Ka�dy czego� chce. W przeciwnym razie po co by� tu przysz�a? - Chcia�am si� tylko przekona�, czy jeste� prawdziwa. - Dla ciebie z pewno�ci�. Masz dobry wzrok. Dziewczyna prostuje si�. Jej dum� mo�na by kruszy� kamienie. - A teraz, kiedy si� ju� si� przekona�a� - m�wi dalej kobieta w kr�gu - czego tak naprawd� chcesz? - Niczego. - Doprawdy? W zesz�ym tygodniu posz�a� wysoko w g�ry, wy�ej jeszcze ni� Miedzianka, �eby rozmawia� z trollami. Czego od nich chcia�a�? Dziewczyna przechyla g�ow�. - Sk�d wiesz, �e tam by�am? - Masz to na samym wierzchu umys�u, dziewczyno. Ka�dy mo�e zobaczy�. Ka�dy, kto ma... dobry wzrok. - Ja te� kiedy� b�d� to umia�a - o�wiadcza dumnie dziewczyna. - Kto wie? Mo�liwe. Czego chcia�a� od trolli? - Ja... Chcia�am tylko z nimi porozmawia�. Wiesz, one my�l�, �e czas p�ynie do ty�u. Bo przecie� widzi si� przesz�o��, m�wi�, a... Kobieta w kr�gu parska �miechem. - Ale one s� g�upie jak krasnoludy! Interesuj� je tylko kamyki. W kamykach nie ma nic ciekawego. Dziewczyna wykonuje nieokre�lony gest, jakby wzrusza�a jednym ramieniem - mo�e sugeruje, �e kamyki te� mog� budzi� rodzaj zaciekawienia. - Dlaczego nie mo�esz wyj�� poza kr�g g�az�w? - pyta. Odnosi silne wra�enie, �e nie jest to w�a�ciwe pytanie. Kobieta starannie je ignoruje. - Mog� ci pom�c odkry� o wiele wi�cej ni� tylko kamyki - m�wi. - Nie mo�esz wyj�� z kr�gu, prawda? - Pozw�l mi da� sobie to, czego pragniesz. - Ja mog� chodzi�, gdzie zechc�, ale ty jeste� uwi�ziona w kr�gu. - Mo�esz chodzi�, gdzie zechcesz? - Kiedy zostan� czarownic�, b�d� mog�a. Wsz�dzie. - Ale nigdy nie zostaniesz czarownic�. - Co? - M�wi�, �e nie chcesz s�ucha�. M�wi�, �e nie potrafisz nad sob� panowa�. M�wi�, �e nie masz samodyscypliny. Dziewczyna potrz�sa w�osami. - Czyli o tym te� wiesz? Pewnie, �e m�wi� takie rzeczy. A ja i tak zostan� czarownic�, cho�by nie wiem co. Zawsze mo�na samemu si� czego� dowiedzie�. Nie trzeba s�ucha� ca�ymi dniami niem�drych staruszek, kt�ry nie wiedz�, co to �ycie. I wiedz, damo z kr�gu, �e b�d� najlepsz� czarownic�, jaka kiedykolwiek istnia�a. - Z moj� pomoc� mo�e ci si� uda� - przyznaje kobieta w kr�gu. - Ten m�ody cz�owiek chyba ci� szuka - dodaje �agodnie. Kolejne jednostronne wzruszenie ramieniem sugeruje, �e m�ody cz�owiek mo�e sobie szuka� przez ca�y dzie�. - Uda mi si�, prawda? - Mo�esz by� wielk� czarownic�. Mo�esz zosta�, kim tylko zechcesz. Czym tylko zechcesz. Wejd� do kr�gu. Poka�� ci. Dziewczyna robi p� kroku w stron� g�az�w, si� ale waha. W te...
ZuzkaPOGRZEBACZ