Lloyd Josie & Rees Emlyn - Chodźmy razem 02 - Znowu razem.pdf

(1689 KB) Pobierz
Come Again
Josie Lloyd, Emlyn Rees
ZNOWU RAZEM
Tytuł oryginału COME AGAIN
304793302.001.png 304793302.002.png
(dedykacja dopiero będzie)
Podziękowania
(dopiero będą)
CZĘŚĆ I
H
Sobota, godzina 13.15
Przyjaciół lepiej nie mieć. To jedyne rozwiązanie. A jeżeli już się
ich ma, najlepiej zmieniać ich mniej więcej co pół roku. Wyrzucić
wszystkie kartki z ich numerami telefonów, wyczyścić pamięć elek-
tronicznego notatnika, spalić notes z adresami i zacząć od nowa.
Inaczej można sobie bardzo skomplikować życie.
Bo jeżeli, dajmy na to, posiadamy tak zwanego najlepszego przy-
jaciela, może nadejść dzień (jak dzisiaj), kiedy jesteśmy na nogach
od dziewiątej rano, głowę rozsadza nam potworny kac, jest niedzie-
la, a my w strugach ulewnego deszczu przewozimy naszym samo-
chodem pudła pełne rzeczy, będących własnością owegoż przyja-
ciela.
I chociaż ostatnio, kiedy pomagaliśmy mu w przeprowadzce, za-
klinał się na wszystkie świętości, że tym razem będzie to jego stałe
miejsce zamieszkania już do końca świata, znowu zlani potem
wdrapujemy się na kolejne schody, zachodząc w głowę, co my tu
właściwie robimy? Przecież to nie nasz ukochany, śliczny dome-
czek.
Ale to moja ukochana, śliczna najlepsza przyjaciółka. Co prawda
na co dzień mówię Amy, że jest nie lepsza od starej, wyliniałej tor-
by. Od prawienia komplementów i słodkości ma w końcu swojego
Jacka. Ja muszę pilnować, żeby nie straciła kontaktu z rzeczywisto-
ścią, co jest zadaniem raczej trudnym, zważywszy na stan perma-
nentnego szczęścia, w jakim się ostatnio znajduje. Tak jak i w tej
chwili.
— To przechodzi wszelkie wyobrażenie — mamroczę, z brodą
wspartą o stertę papierzysk, wypełniających kartonowe pudło.
— Przestań zrzędzić — szczebiocze, śląc mi przez ramię
promienny uśmiech, a Jack tymczasem otwiera przed nią drzwi
wejściowe.
—Pospiesz się, Jack — jęczę błagalnie i przesuwam kolano pod
ciężkim pudłem w nadziei, że nie stracę równowagi i nie zlecę ra-
zem z nim ze schodów.
—Jesteśmy! — rozlega się triumfalny okrzyk Jacka, gdy drzwi
do ich nowego, wspólnego mieszkania nareszcie stają otworem.
Amy piszczy i klaszcze w dłonie.
—Ależ jestem podniecona! — krzyczy rozradowana Amy, a ja
czuję, jak dno pudła wygina się niebezpiecznie w moich rękach.
—Chwila, moment. — Jack odbiera od Amy torbę i ciskają przez
otwarte drzwi. — Tradycji musi się stać zadość — dodaje w moją
stronę, po czym przerzuca sobie Amy strażackim uchwytem przez
ramię i przenosi przez próg.
—Nie uważasz, że trochę się z tym pospieszyłeś? — pytam i
chwiejnym krokiem pokonuję ostatnie stopnie dzielące mnie od ich
mieszkania. — O ile wiem, takie rzeczy robi się dopiero po ślubie.
Ale Jack mnie nie słyszy, bo z Amy w objęciach wiruje w rado-
snym tańcu po całym przedpokoju. Amy, przewieszona przez jego
ramię, protestuje, nie przestając się śmiać.
—Gdzie mam to położyć? — pytam poniewczasie, bo pudło się
rozpada i stos gazet i książek wysypuje się z niego na podłogę.
—Gdziekolwiek. Nie krępuj się, później posprzątamy — odpo-
wiada Jack i puszcza Amy.
—Bardzo dowcipne — syczę, ciskając w niego książką. Amy
podchodzi i kuca koło mnie. Zaczynam zbierać wszystko do kupy,
układam czasopisma w porządny stosik i nagle zauważam, że jedno
z nich to „Panna Młoda".
—Co ja widzę? — mówię i spoglądam na Amy z uniesioną
brwią.
Wyrywa mi czasopismo i przytula do piersi.
— Dostałam od kogoś w pracy — rumieni się, ale za dobrze ją
znam. Najnormalniej w świecie łże.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin