Woods Sheryl - Złote Wrota.pdf

(395 KB) Pobierz
Woods Sheryl - ZRote Wrota -Wakacyjna miRok
162782475.001.png
Złote Wrota
SHERRYL WOODS
Wakacyjna miłość
162782475.002.png 162782475.003.png
Rozdział pierwszy
Decyzja zapadła. Po godzinnej wizycie w agencji tu-
rystycznej Karyn wracała do domu z mocnym postano-
wieniem wyjazdu na upragniony urlop. Na tylnym sie-
dzeniu samochodu leżał plik folderów reklamowych, za-
chwalających uroki zalanych słońcem plaż Honolulu
i ustronnych, ale równie gorących piasków Maui. Wszy-
stkie te kuszące wspaniałości znała dotąd tylko z tele-
wizji. Teraz myśl o złocistym słońcu Hawajów tchnęła
w nią nowego ducha. Nawet ponury półmrok gęstej mgły,
w której tonęły Złote Wrota, nie był w stanie zmącić tej
radości.
Wybór miejsca wypoczynku był trudny. Zniecier-
pliwiony pracownik biura wręczył niezdecydowanej
klientce pełną gamę ofert. Zaproponował, żeby przed do-
konaniem rezerwacji spokojnie rozważyła wszystkie pro-
pozycje.
Karyn zamierzała cały weekend rozkoszować się pla-
nowaniem swych pierwszych w ciągu dwudziestu sześciu
lat życia niczym nie skrępowanych wakacji. W jej wy-
obrażeniu nie miał być to jednak zwykły urlop, ale koktajl
romansu i przygody.
Samochód zaczął się wspinać po krętej uliczce. Nagle
Karyn usłyszała, że silnik dusi się i prycha.
- Dalej, Ruby, przecież potrafisz. Co wieczór zdoby-
wasz tę górę - przypomniała podstarzałej już maszynie.
W odpowiedzi doszło ją charczenie, które mogłoby przy-
prawić o atak serca. Po raz pierwszy zaniepokoiła się.
-Nie waż się teraz stanąć - rozkazała. - Na zewnątrz
jest zimno i mokro.
W odpowiedzi Ruby wydał z siebie przepraszający
pomruk, po czym zadławił się i zgasł. Zaczął się staczać,
więc Karyn gwałtownie zaciągnęła ręczny hamulec. Jak
zwykle w takich wypadkach, z właściwą sobie despera-
cją wrzuciła luz i spróbowała ponownie uruchomić silnik.
Tego wieczoru jednak czerwony volkswagen nie zapalił.
Po nieudanych próbach reanimacji wiekowej machiny
westchnęła i oparła głowę na kierownicy.
- Dlaczego właśnie teraz, Ruby? - zapytała z wyrzu-
tem. Jednocześnie stwierdziła, że brak jakiejkolwiek re-
akcji może być bardzo złą wróżbą. - Nie mogłeś pocze-
kać jeszcze miesiąc? Rok? Co ja ci takiego zrobiłam?
Poiłam cię olejem i smarowałam woskiem. Tak mi się
odwdzięczasz za to, że wyciągnęłam cię ze sterty złomu
i polakierowałam na nowo?
W nikłej nadziei, że samochód zareaguje na te wy-
mówki, po raz ostatni przekręciła kluczyk w stacyjce.
Nic. Nawet stłumionego zgrzytu, który świadczyłby, że
pod maską tli się jeszcze odrobina życia. Poddała się.
Zepchnęła wrak do krawężnika i ponownie zaciągnęła
hamulec. Wysiadła i poszła szukać telefonu, z którego
mogłaby wezwać pomoc. Ostatnio rosła liczba kaprysów
Ruby'ego, więc Karyn znała już numer mechanika na
pamięć. Wierzyła, że Joe, który w ciągu ostatnich ośmiu
lat tuzin razy łatał każdą część pojazdu, znajdzie jakąś
radę.
- Kiedy wreszcie pozbędziesz się tego gruchota? -
burknął szpakowaty mechanik, mocując volkswagena na
haku.
- Za rok - odparła ze znużeniem i pomaszerowała
za nim ku dobrze znanemu miejscu.
Joe z niedowierzaniem potrząsnął głową.
- To pudło jest do niczego. Mało tego - jest niebez-
pieczne, a już szczególnie w nocy. Któregoś dnia sta-
niesz, a na ulicach nie będzie żywej duszy. I co wtedy
zrobisz?
- Zostawię go. Zadzwonię po któregoś z braci. Zro-
bię cokolwiek - odparła. Dokładnie to samo powiedzia-
ła zarówno tydzień, jak i dwa tygodnie temu. - Joe,
wiesz przecież, że nie stać mnie teraz na kupno nowego
auta.
- Ale za to stać cię na drogą wycieczkę? - wiedział
wszystko o planach wyjazdu na Hawaje i bynajmniej nie
popierał tego pomysłu. - Co jest ważniejsze: twoje bez-
pieczeństwo czy kilka dni poza domem, w jakimś od-
ludnym miejscu, gdzie nie znasz nikogo?
- Hawaje to znowu nie tak odludne miejsce.
- Ach, tam! O ile wiem, masz przed sobą kawał dro-
gi. I do tego ocean.
Karyn westchnęła. Joe uważał własną przeprowadzkę
z Oakland do San Francisco za ryzykowne przedsięwzię-
Zgłoś jeśli naruszono regulamin