AREOPAG GDAŃSKI-globalizacja wartosci.pdf

(577 KB) Pobierz
AREOPAG GDAŃSKI
Czy globalizacja wartości jest tak samo
nieunikniona, jak globalizacja ekonomiczna?
Ratusz Staromiejski w Gdańsku
10 listopada 2002
godz. 15.00
Zbigniew Markowski , moderator: Witam Państwa
serdecznie na kolejnej już w ramach Gdańskiego Areopagu
debacie ludzi biznesu. Dziś podejmiemy bardzo trudny
temat, pytając: czy globalizacja wartości jest tak samo
nieunikniona, jak globalizacja ekonomiczna?
Do debaty zaprosiliśmy panią Henrykę Bochniarz,
e konomistę, prezydenta Polskiej Konfederacji
Pracodawców Prywatnych, pana Shewacha Weissa,
politologa, ambasadora Izraela w Polsce, arcybiskupa
Józefa Życińskiego, metropolitę lubelskiego, oraz pana
Dariusza Filara, główny ekonomista Banku Pekao S.A.
Oddaję głos panu Dariuszowi Filarowi.
X Ogólnopolski
Dzień Judaizmu
Dariusz Filar : Globalizacja i jej aspekt moralny to
morze problemów. Ja chciałbym skupić się tylko na jednym
z nich.
Rozpoczynając ze studentami wykład o przedsiębiorstwach
globalnych, zawsze na wstępie zadaję im podchwytliwe
pytanie: czy umiecie powiedzieć, ile w przeliczeniu na
dolary amerykańskie wynosi produkt krajowy Polski?
Dochodzimy do tego, że jest to około 180 miliardów
dolarów. Produkcja sprzedana największych
przedsiębiorstw światowych przekracza zaś 200 miliardów
dolarów rocznie. Patrząc więc na potencjały wytwórcze
całego naszego kraju i największych światowych
przedsiębiorstw, mamy do czynienia z wartościami
porównywalnymi. Sam ten fakt sprawia, że działania na
taką skalę muszą wywoływać wyzwania moralne.
Sprzedaż rzędu stu kilkudziesięciu czy dwustu miliardów
dolarów rocznie dotyczy przedsiębiorstw największych.
Dominująca grupa tych przedsiębiorstw otrzymuje za swoje
produkty od 20 do 50 miliardów dolarów rocznie. I co
ciekawe, w tej właśnie grupie mamy większość znaczących
światowych przedsiębiorstw przemysłu farmaceutycznego.
Dlaczego te przedsiębiorstwa osiągnęły taką wielkość?
Stało się tak, gdyż w pewnym momencie zyskały przewagę
technologiczną. Dzisiaj, aby wyprodukować nowy lek,
117164350.022.png 117164350.023.png 117164350.024.png 117164350.025.png 117164350.001.png 117164350.002.png 117164350.003.png 117164350.004.png 117164350.005.png 117164350.006.png 117164350.007.png 117164350.008.png 117164350.009.png 117164350.010.png 117164350.011.png 117164350.012.png 117164350.013.png 117164350.014.png 117164350.015.png 117164350.016.png 117164350.017.png 117164350.018.png 117164350.019.png 117164350.020.png
trzeba ponieść nakłady rzędu przynajmniej kilkuset
milionów dolarów. Te nakłady to nic innego jak inwestycja.
Patrząc więc w kategoriach czysto gospodarczych, ktoś kto
poniósł nakłady tego rzędu, pragnie oczywiście uzyskać
zwrot poniesionych nakładów.
Przedsiębiorstwa te, dzięki swojej potędze i możliwościom
technologicznym, były w stanie wytworzyć leki hamujące
rozwój choroby AIDS. Z jednej więc strony mamy
wymierającą Afrykę, gdzie leki, o których mówię, cenowo
są nieosiągalne dla chorych, a nawet dla administracji
rządowej odpowiedzialnej za opiekę zdrowotną. Z drugiej
zaś strony mamy przedsiębiorstwa, które funkcjonują na
zasadach czysto ekonomicznych. Nie powinny sprzedawać
leku taniej, bo musiałoby to wywołać oburzenie
akcjonariuszy. To jednak nie koniec tej historii. Leki
hamujące rozwój AIDS można wytwarzać znacznie taniej,
produkować je w Indiach, kopiując technologię
wypracowaną przez kogoś innego, a tym samym znacznie
zbijając koszty. Rodzi się tu bardzo konkretny problem
moralny. Powiedziałbym trójkąt napięć między wielkimi
przedsiębiorstwami, które poniosły nakłady, reprezentują
kapitał akcjonariuszy i które powinny uzyskać zwrot,
producentami podróbek, gdzieś w Azji, którzy gotowi są na
znacznie tańszą produkcję i wreszcie chorymi, których stać
byłoby na podróbki, a nie stać na oryginały.
Pamiętacie być może Państwo manifestacje w Ameryce
Południowej, tak chorych, jak i ich rodzin. Konflikt
zakończył się póki co rozwiązaniem połowicznym. Wielkie
przedsiębiorstwa zgodziły się na produkcję części leków
poza swoimi aparatami wytwórczymi. Jakaś część chorych
otrzyma więc leki w ich tańszej postaci. Czy został
rozwiązany problem moralny? Moim zdaniem nie.
Naciski natury politycznej, moralnej owszem są do
przyjęcia, ale w jaki sposób pogodzić je z interesem
ekonomicznym? Dla mnie jako człowieka, który na co
dzień zajmuje się liczbami, nie jest to dylemat łatwy do
rozstrzygnięcia. Gdybym miał rozumować w kategoriach
czysto rynkowych powinienem był powiedzieć: nie ma
mowy o produkcji azjatyckich podróbek, firmy
zainwestowały, firmy bronią swojego znaku towarowego,
bronią swoich zysków i interesów akcjonariuszy. Z drugiej
jednak strony, właśnie z perspektywy globalnej dostrzegam,
że część ludzkości umiera na naszych oczach. Zachowując
czysto rynkowe reguły, żadnej pomocy nie będziemy w
stanie udzielić. Jeżeli ta pomoc ma nadejść, to firmy muszą
z części swojego zysku zrezygnować. Czy akcjonariusze to
zaakceptują?
Henryka Bochniarz : Przyznam się, że do samego terminu
„globalizacja” podchodzę z dużym dystansem. Było już
bowiem wiele słów wytrychów, które miały nas w sposób
łatwy wprowadzić w zawiłości świata czy to
gospodarczego, czy politycznego, po czym okazywało się,
że wszystkie te teorie musiały polec w starciu z praktyką.
Francis Fukuyama głosił (w „Końcu historii i ostatnim
człowieku” [1992]; w Polsce książka ta ukazała się pt.
„Koniec historii” [1996] - przyp. red.), że idziemy w
kierunku pełnego uniwersalizmu i wszędzie będą nami
rządziły te same prawa. Teoria ta dzisiaj na tyle się
skompromitowała, że nikt tej tezy nie będzie bronił. Wydaje
mi się, że podobnie jest z globalizacją. Zaszły zmiany nade
wszystkim w gospodarce, które wymagają opisania.
Wszyscy ci, którzy zachłyśnięci globalizacją poszli na ilość
i zapomnieli o jakości procesów oraz o kontroli nad tymi
procesami, zapłacili bardzo wysoką cenę. Mieliśmy wiele
spektakularnych upadków firm, które wdrażając globalne
rozwiązania, zapłaciły wysoką cenę, być może zbyt
wysoką, aby ją udźwignąć. Nie jest tak, że straty ponieśli
tylko akcjonariusze czy gracze na rynku kapitałowym.
Problem wbrew pozorom dotyczy ogromnej liczby ludzi,
którzy są najmniej winni. Jak chociażby uczestnicy
programów emerytalnych, którzy powierzali swoje
pieniądze funduszom, te zaś lokowały właśnie w tych
firmach. I nagle okazuje się, że wchodzą w wiek emerytalny
i na nic nie mogą liczyć. Dążenie do równowagi jest rzeczą
szalenie kosztowną. Tak jak gospodarka rozwija się coraz
szerzej, tak samo i skutki tego są coraz większe.
Chciałabym odnieść się również do tego, o czym
mówił profesor Filar. Faktem jest, że przemawia do
wyobraźni, iż sprzedaż jednej dużej firmy może być
większa niż dochód narodowy Polski. Z drugiej strony
trzeba też wiedzieć, że jesteśmy bardzo małym krajem. Gdy
popatrzymy na to, ile wyniosła wartość dodana
pięćdziesięciu największych spółek międzynarodowych w
ubiegłym roku, to stanowi ona tylko pięć procent wartości
dodanej pięćdziesięciu największych krajów. Przy całym
zachłyśnięciu się globalizacją widać, że ciągle jednak to nie
jest tak, że wielkie korporacje rządzą światem i to one
narzucają rytm gospodarce, a poprzez gospodarkę innym
sferom życia. Jeśli mielibyśmy dzisiaj wskazać nawet nie
instytucję, ale osobę, która ma prawdopodobnie największy
wpływ na gospodarkę, to myślę, że bez wątpienia wszyscy
wskazaliby Alana Greenspaina. Wszyscy, również wielkie
korporacje, czekają na jego słowo i to, co zrobi ze stopami
procentowymi w Stanach.
Tak więc widać, że przy tym nowym porządku świata jest
jednak bardzo wiele instytucji, które działają bez zmian i
mają ogromny wpływ na to, jak gospodarka będzie się
rozwijała. Myślę, że tak jest dobrze. Im jest więcej graczy
na rynku, tym większa szansa i na to, że proces
117164350.021.png
podejmowania decyzji będzie bardziej racjonalny, a mniej
emocjonalny.
Czy podobnie jak następuje globalizacja ekonomiczna
faktem stanie się również globalizacja wartości?
W tej materii można powoływać się na różne autorytety. Ja
sądzę, że będzie tak, iż przyjdzie nam żyć w takim świecie,
jaki będziemy w stanie sobie przygotować. Największe
zagrożenie, jakie widzę ze strony antyglobalistów, to
wykazywanie ludziom, że nie mają na nic wpływu, że są
poddani czarnej sile, mogą się tylko i wyłącznie
podporządkować. To rzeczywiście zniechęca i powoduje, że
wielu ludzi, którzy może by zrobiliby coś dobrego, zostaje
w domu.
A bardzo wiele zależy od nas, również tutaj w Polsce. Jeżeli
do bardzo wielu zjawisk mamy krytyczny stosunek, to
przede wszystkim powinniśmy zapytać samych siebie: co z
tym problemem zrobiłem? Obawiam się, że odpowiedź
brzmiałaby: bardzo niewiele. Wydaje mi się, że walka o
wartości, które są dla nas bliskie i ważne, jest chyba
podstawowym obowiązkiem każdego obywatela. Im
bardziej będziemy przekonani, że o wartości, które są dla
nas istotne, warto walczyć, tym bardziej mają one szansę
zaistnieć powszechnie. Nie powinniśmy zostawiać pola ani
rządom, ani terrorystom, tylko starać się zaznaczyć swoje
miejsce.
Shewach Weiss : Kiedy pani powiedziała, że Polska to mały
kraj, pomyślałem o moim kraju: maleńki. Nawet na mapie
międzynarodowej nie można oznaczyć State of Izrael, bo
napis zaczynałby się w okolicach Tel Awiwu, a kończył na
Malcie. To wszystko kwestia proporcji.
Dlaczego ostatnio odbywa się tak wiele konferencji na
temat globalizacji? Można by pomyśleć, że to jakaś
zupełnie nowa sprawa. A tak nie jest. Niegdyś globalizacja
dotykała świat przez Kościoły i religię, potem mieliśmy
Europę bez granic, a jeszcze później dziki imperializm,
czyli ćwierćglobalizację. To było tak niedawno. Teraz może
brakuje nowej religii i odpowiedzią ma być właśnie
globalizacja?
Najważniejszą sprawą jest moim zdaniem to, czy człowiek
żyje dziś lepiej niż kiedyś? Odpowiedź brzmi: tak.
Zapomnieliśmy, co było sześćdziesiąt lat temu? Jak
mordowano ludzi! Zapomnieliśmy o tym, że czterdzieści lat
temu było jedynie trzydzieści sześć demokratycznych
państw na świecie, a dzisiaj demokracją cieszą się niemal
wszystkie? Mamy głód w Afryce. Czterdzieści, pięćdziesiąt
lat temu głodowały całe Chiny. Dzisiaj Chińczycy żyją o
wiele lepiej, a nawet trochę wolniej niż w czasach Mao Tse-
Tunga. O tym też trzeba pamiętać.
Czy globalizacja ma w sobie dzikie elementy, jakie miał w
sobie kapitalizm pięćdziesiąt, trzydzieści lat temu? Nie, jest
o wiele więcej kontroli ze strony rządów, parlamentów,
instytucji kontroli, dziennikarze mają o wiele większą siłę
niż trzydzieści lat temu.
Dość trudno zorganizować świat tak, aby opierał się na
sprawiedliwości socjalnej i demokratycznej. Czy jest to
więc utopia? Nie wiem. Jednak czterdzieści lat temu
demokracja była utopią. Koniec totalitaryzmu
komunistycznego był utopią. Ja żyję w kraju, gdzie utopia
jest najpraktyczniejszą, codzienną platformą polityczną.
Czy ktoś mógł wierzyć pięćdziesiąt, sześćdziesiąt lat temu,
że po Holocauście takie dziecko jak ja, dziecko z piwnicy
(Weiss wraz z rodzicami ukrywał się w czasie wojny w
piwnicy domu polskiej rodziny - przyp. red.), przeżyje tę
wojnę, wyjedzie do swojego kraju, zostanie
przewodniczącym parlamentu i zastępcą prezydenta
państwa? Czy to nie utopia? Takich jak ja są setki tysięcy,
miliony. Półtora miliona Żydów żyło pod totalitaryzmem
sowieckim. Nigdy nie wierzyliśmy, że stamtąd wyjadą. A i
oni wrócili do kraju.
Abp Józef Życiński : Jestem wdzięczny, że problematyka
globalizacji stała się tematem debaty i że podchodzimy do
niej także z perspektywy teorii wartości, aksjologii i etyki.
To kwestie bardzo ważne. W moim osobistym przeczuciu,
gdy tylko skończą się polskie spory o integrację europejską
i będziemy już w Unii Europejskiej, następnym tematem
dyżurnym stanie się spór o globalizację. Już obecnie widać
to w skali światowej, gdzie środowiska lewackie, różnego
rodzaju radykałowie, straszą globalizacją i stosują przy tym
wszystkie dopuszczalne technicznie środki.
Uczestniczyłem w Synodzie Biskupów. Przez kilka dni
obradowaliśmy w grupach na temat globalizacji.
Zasiadałem w grupie anglojęzycznej, gdzie większość
stanowili przedstawiciele krajów rozwijających się. Tylko
dwóch z nas mówiło o globalizacji pozytywnie: kardynał
Francis George z Chicago i ja. Biskupi z krajów
rozwijających się dostrzegali przede wszystkim zagrożenia
wynikające z globalizacji. Rozumiałem ich, bo żyją w
warunkach, gdzie te lęki stają się kwestią przetrwania w
walce o byt.
Dlatego też, by uniknąć obaw, że globalizacja będzie nową
formą dżungli, trzeba nam troszczyć się o etyczne i moralne
aspekty globalizacji. Kiedy Ojciec Święty uzewnętrznił swe
przekonania, podkreślił, że globalizacja sama z siebie nie
jest ani dobra, ani zła. Zależy od nas, czy potrafimy łączyć
globalizację z szacunkiem dla godności człowieka i z
szacunkiem dla lokalnych kultur.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin