2.docx

(26 KB) Pobierz

Rozdział 2. Zdobiony cichą desperacją.

"Masa ludzi wiedzie życie w cichej desperacji." — Henry David Thoreau

Nikt nie był bardziej zaskoczony niż Snape, kiedy Dumbledore wziął go na stronę i ostro wyszeptał:

— Musisz zabrać Harry'ego do pociągu, Severusie. Natychmiast.

Beznamiętna maska na krótką chwilę zniknęła z twarzy czarnookiego czarodzieja, gdy próbował odgadnąć, w jaką okrutną grę wciąga ich tym razem dyrektor. Zerknął na Gryfona siedzącego na ziemi i wlepiającego wzrok w przyjaciół, podczas gdy aurorzy podchodzili, by zabrać ciało Ronalda Weasleya.

— Nie mówi pan poważnie. Chce pan, żebym wziął chłopaka — wskazał na Pottera, który wyglądał jakby w każdej chwili miał trafić do Świętego Munga — i na kilka godzin wsadził do pociągu pełnego ciekawskich, nieczułych bachorów, tuż po tym, jak najlepszy przyjaciel został zamordowany na jego oczach?

Starzec nie odzywał się, jednak jego spojrzenie było nieprzejednane. Cokolwiek planował, nie było sposobu, w jaki Snape mógłby go od tego odwieść.

— No cóż, mógłbym co prawda zrobić nieautoryzowany świstoklik — to nie powinno sprawić wiele kłopotu, a w świetle dzisiejszych wydarzeń Ministerstwo nie powinno mieć nic przeciwko — ale to spowoduje, że znajdzie się w domu wujostwa w ciągu kilku minut, zamiast godzin.

Nie musiał mówić nic więcej. Merlin jeden wiedział, co stałoby się ze Złotym Chłopcem, gdyby został w takim stanie podrzucony do Surrey. Jego krewni mogliby się do woli na nim wyżywać, gdyż — czego najbardziej obawiał się Severus — chłopak nie miałby sił się bronić.

Mistrz Eliksirów spojrzał w oczy starszego czarodzieja, lecz ten patrzył już w stronę Tonks, okrywającej czarnym suknem ciało Weasleya. Kobieta powiedziała jeszcze coś, czego nie dosłyszał i aurorzy zniknęli. Kątem oka dojrzał zbliżającą się Minerwę. Czarownica napotkała wzrokiem jego i Albusa, po czym skierowała się w stronę łkającej spazmatycznie Hermiony. Przez chwilę wahała się czy pocieszyć dziewczynę tak rozpaczliwie opłakującą swojego przyjaciela, w końcu jednak uklękła obok niej, zamykając ją w uścisku. Snape rozumiał jej rozterkę. On sam również nie był dobry w pocieszaniu innych. Granger z chęcią przyjęła dotyk opiekunki Gryffindoru. Uczepiła się starszej czarownicy, jakby od tego zależało jej życie, głośno szlochając.

Spoglądając na Pottera, Snape zrozumiał, że ludzie wokół niego nie bardzo wiedzieli, co z nim począć. Nadal, jak powiedział Dumbledore, trzeba go było posadzić w pociągu. Wziąwszy się w garść, podszedł do ucznia. Chłopak szklistym wzrokiem wpatrywał się w McGonagall kołyszącą jego przyjaciółkę, lecz Snape wątpił, czy zdawał sobie sprawę z tego, co się wokół niego dzieje. Czarodziej ukląkł na ziemi, by zrównać się wzrokiem z Gryfonem.

— Potter, musimy wsiąść do wagonu. — Odczekał chwilę, a gdy nie uzyskał odpowiedzi, złapał go mocno za ramię. — Potter... Harry... tutaj wciąż nie jest bezpiecznie. Muszę zabrać cię do pociągu.

Harry gwałtownie odwrócił głowę, rozpoznając bladą dłoń spoczywającą na jego ramieniu. Spojrzał w górę i napotkał obsydianowe oczy profesora. To zabawne, ale teraz nie wydawały mu się tak zimne jak zazwyczaj. Młody czarodziej ledwie słyszał, co mężczyzna do niego mówił, ale jedno do niego dotarło.

— Czy pan właśnie powiedział do mnie „Harry"?

Snape zamrugał. Ze wszystkich możliwych reakcji na jego słowa, ta była najmniej oczekiwaną. Naturalnym byłby płacz, milczenie czy nawet gwałtowny atak na jego osobę, a nie to, co usłyszał. Pomimo tego, iż daleki był od zrujnowania swojej reputacji, w tej właśnie chwili musiał przyznać, że nie jest aż takim bezdusznym łajdakiem, za jakiego się uważał. Zdał sobie z tego sprawę w momencie, gdy żadna kąśliwa riposta nie padła z jego ust, by bardziej nie ranić chłopca. Być może miał już zarezerwowane miejsce w piekle, lecz istniały takie rzeczy, których mimo wszystko nie mógł zrobić.

— Tak, właśnie to powiedziałem. A teraz proszę cię, Harry, wsiądziesz do pociągu?

Złotemu Chłopcu zdawało się, że jakaś mgła otacza jego umysł. Nie był do końca pewien, co w tym momencie działo się wokół niego. Miał wrażenie, że świat jest dziwnie zamglony, jak wtedy, gdy spoglądał na niego bez okularów, chociaż teraz czuł je na twarzy. Rozpoznał jednak swojego Mistrza Eliksirów. Zdradził go wielki nos i długie, tłuste włosy. Wiedział, że może zaufać temu człowiekowi. Już wcześniej ocalił mu życie.

— Dobrze, profesorze. — Kiedy poruszył się, by wstać, nagle dostrzegł płaczącą przyjaciółkę. Chociaż część niego doskonale o tym wiedziała, nie od razu przypomniał sobie, dlaczego dziewczyna jest taka smutna. — Co stanie się z Hermioną? — zapytał.

— Nie martw się tym, panie Potter. Zajmę się panną Granger i panem Weasleyem — odpowiedziała opiekunka Gryffindoru, której twarz tonęła teraz w burzy kasztanowych włosów.

Coś w tym wszystkim nie dawało Harry'emu spokoju. Nie powinien zostawiać tu przyjaciółki, kiedy była tak zrozpaczona. Nawet Ginny. To przecież mała siostrzyczka Rona i...

Ron.

Dobry Boże!

W mgnieniu oka mglista zasłona, która przez ostatnie kilka minut opiekuńczo otaczała umysł Gryfona, uniosła się i dotarło do niego wszystko to, co rozgrywało się na jego oczach. Łkająca Hermiona i Ginny. Aurorzy chodzący wokoło, wygłaszający oświadczenia i rozmawiający z Dumbledorem. Snape stojący wyczekująco obok niego. Harry zadrżał mimowolnie, gdy mężczyzna położył dłoń na jego ramieniu.

— Bardzo mi przykro, Potter, ale to nieodpowiednia pora. Musimy wsiąść do pociągu. Chodź ze mną. — I jak gdyby nigdy nic, poprowadził chłopaka do wejścia, przy którym wciąż stał Hargid. Dla otaczających go osób był niczym gigantyczny wartownik, strzegący dzieci w pociągu, gotowy zlikwidować każdego, kto chciałby je skrzywdzić. Pół-olbrzym odsunął się na bok, by zrobić przejście dla Harry'ego i profesora. Poklepał przechodzącego nastolatka po ramieniu, robiąc to nieco silniej, niż zamierzał. Kiedy obaj znaleźli się już wewnątrz, Gryfon usłyszał, jak Snape zwraca się do gajowego: — Dzielnie dziś walczyłeś, Hagridzie. Dzieciaki miały szczęście, że byłeś tutaj z nimi.

Chłopak nie mógł zobaczyć miny Rubeusa, lecz usłyszał jego słowa:

— Same poradziłyby sobie dużo lepiej ode mnie. — Do uszu Pottera doszło szlochanie. — Nie mogłem ich wszystkich ocalić, prawda?

Zielonooki czarodziej ledwo zrozumiał odpowiedź Mistrza Eliksirów:

— Sądzę, że winą należy obarczyć Malfoya i mnie. Nie mogłeś zrobić nic więcej — mówiąc to, odwrócił się i wprowadził swojego podopiecznego w głąb wagonu.

Harry był oszołomiony tym, co właśnie usłyszał. Zdawał sobie sprawę, że gajowy lubił opiekuna Slytherinu, ale nie miał pojęcia, że sympatia jest odwzajemniona. I dlaczego Snape obwiniał siebie? Każdy, kto posiadał choć trochę rozumu, wiedział, po czyjej stronie leży wina. Wciąż nieco oszołomiony, pozwolił, żeby nauczyciel poprowadził go korytarzem, w poszukiwaniu wolnego miejsca.

Uczniowie, ściśnięci przy drzwiach do przedziałów, gapili się przez szyby na Chłopca-Który-Przeżył. Gryfon wiedział, że przynajmniej połowa z nich prawdopodobnie widziała, co zdarzyło się na stacji. Kolejny raz stłumił drżenie, które próbowało ogarnąć jego ciało. Nie chciał dopuścić do siebie wiadomości, że to wszystko stało się naprawdę. Nadal tkwił w swoim koszmarze. Musiał tylko rozsunąć zasłony.

Severus dostrzegł natarczywe dzieciaki szukające sensacji w najnowszym dramatycznym zdarzeniu w życiu Pottera i był tym szczerze zdegustowany. Uśmiechając się szyderczo do uczniów, rzucił im spojrzenie mówiące dobitnie "pilnujcie własnego nosa". Powoli, wszyscy wrócili na swoje miejsca.

Profesor szybko się zorientował, że nie został już żaden pusty przedział, a rzut oka na Złotego Chłopca, powiedział mu, że chłopak lada chwila rozpadnie się na tysiąc kawałków. Gwałtownie otworzył najbliższe drzwi i wrzasnął:

— Wynoście się stąd, wszyscy! — Kilkoro młodych Puchonów zdawało się wahać przez chwilę, niczym ofiara pragnąca zobaczyć jak atakuje drapieżnik. — Nie rozumiecie, co do was mówię? Zabierajcie się stąd — warknął. Wszyscy ulotnili się błyskawicznie z pomieszczenia i dołączyli do przyjaciół w innej części pociągu. Snape wprowadził Pottera i ten usiadł przy oknie. Widział stąd jak McGonagall pomaga Ginny i Hermionie wsiąść do pociągu. Zastanawiał się, czy dziewczyny dołączą do niego. W duchu miał nadzieję, że nie. Nie czuł się na siłach, by spojrzeć im w tej chwili w oczy. Kiedy Harry siedział w milczeniu, Severus, z różdżką w ręku, rzucał zaklęcia na drzwi. Szyby zalśniły nietypowo i uczeń zastanawiał się, jaki urok rzucił czarodziej. — Nikt nie może nas teraz zobaczyć. Żadne ciekawskie spojrzenia nie będą nam przeszkadzać. — Mężczyzna spoglądał na chłopaka wyczekująco.

Gryfon nie wiedział, czego oczekuje nauczyciel. Zdał sobie sprawę z tego, iż Snape uczynił mu wielką przysługę, zapobiegając gapieniu się na niego innych uczniów jak na jakiś eksponat z zoo.

— Dziękuję, profesorze — powiedział łagodnie.

Mistrz Eliksirów zajął miejsce naprzeciw Pottera. Szczerze mówiąc, nie wiedział, co ma teraz zrobić. Zostawienie dzieciaka samego, by zapewnić mu nieco prywatności było nierozsądne. Lucjusz i jego kompani wycofali się, ale nie znaczyło to, że nie wrócą. W dodatku, w pociągu nadal przebywał młodszy Malfoy ze swoją kompanią, co stanowiło kolejne zagrożenie dla Złotego Chłopca, w razie gdyby zdecydował się opuścić go na jakiś czas. Kiedy mężczyzna zastanawiał się nad sytuacją, w której się znaleźli, pociąg ruszył.

Nie, Severus po prostu odwróci wzrok i postara się dać młodemu czarodziejowi kilka godzin, by przygotował się na piekło, jakie czekało go w Surrey. Teraz, kiedy opłakiwał swego przyjaciela, z pewnością nie było mu potrzebne towarzystwo w postaci złego, bezdusznego łajdaka, jakim był. Jednak wydawało się, że Potter nie czuje jakiegokolwiek żalu. To zaćmienie, które go ogarniało, zanim go podniósł, zabierając ze stacji, już się ulotniło. Teraz, nastolatek siedział cicho, błądząc wzrokiem.

Dla Snape'a stało się oczywiste, że Złoty Chłopiec czuł się urażony jego obecnością. Prawdopodobnie powstrzymywał łzy i cierpienie, bo nie chciał, żeby jego najbardziej znienawidzony nauczyciel zobaczył go w chwili słabości. W tej sytuacji, profesor niewiele mógł zrobić, by go pocieszyć. Nie był też całkowicie pewien czy Potter właśnie tego by od niego chciał, jednak z pewnością nie zasługiwał na... milczenie.

— Potter, zapewniam cię, że cokolwiek... wyrazisz, podczas naszej wspólnej podróży, zostanie to pomiędzy nami. On był twoim przyjacielem. Masz prawo go opłakiwać.

Butelkowozielone oczy spojrzały na niego zza szkieł okularów.

— Nie wiem o czym pan mówi, profesorze. — Ramiona Harry'ego opadały smętnie, a jego czoło błyszczało od potu. — Wszystko w porządku. Nie muszę nikogo opłakiwać.

Cudownie. Na dodatek, Snape musiał poradzić sobie jeszcze z Potterem, który najwidoczniej znajdował się w fazie zaprzeczania. Mistrz Eliksirów oglądał następstwa śmierci tyle razy, że rozpoznawał od razu, kiedy ktoś oszukiwał sam siebie, zaprzeczał czy ukrywał w sobie pewne fakty. W końcu obserwował Chłopka-Który-Przeżył w ciągu minionego roku i wiedział doskonale, że cierpi na to ostatnie. Mógł nawet domyślić się przyczyny. To samo działo się, gdy w ubiegłym roku zmarł Black. Gryfon obarczał się winą. Sądził, że nie ma prawa opłakiwać swojego przyjaciela. Snape nie wyglądał z utęsknieniem tego, co musiał teraz zrobić. Ale jego obowiązkiem było chronić chłopca. Uczyni to, co konieczne. Nie mógł wysłać go do tego domu w takim stanie.

— Obwiniasz się za to, co się stało — raczej stwierdził niż zapytał.

Harry poderwał wzrok i spojrzał na nauczyciela.

— O co dokładnie miałbym się obwiniać, proszę pana?

— Uważasz, że to z twojego powodu pan Weasley leży teraz martwy w Ministerstwie. Wierzysz, że jesteś odpowiedzialny za jego śmierć, lecz wina leży po stronie Lucjusza Malfoya i mojej… — Snape nie dokończył nawet wypowiedzi, kiedy mu przerwano.

— To była moja wina! — Harry uniósł się z miejsca. Nie wierzył własnym uszom. Czy Mistrz Eliksirów był celowo taki okrutny, przekręcając ostrze tkwiące w jego piersi? Młodzieniec ukrył twarz w dłoniach. — Nic nie rozumiesz. Nic nie wydarzyło się przez ciebie! To nie przez ciebie wciąż giną osoby, które kocham. — Chłopak przemierzał teraz w tę i z powrotem maleńki przedział, wymachując rękami i krzycząc. Jakaś część jego była zaskoczona, że starszy czarodziej jeszcze go nie przeklął.

— Nie pojmuję, Potter. Oświeć mnie, proszę. Opowiedz mi o tym, jak wepchnąłeś Syriusza Blacka za zasłonę w Departamencie Tajemnic. Proszę, jak udało ci się rzucić zaklęcie Imperius na Malfoya, by ten zabił twojego najlepszego przyjaciela. Wyjaśnij mi to, Potter. Bardzo chciałbym zrozumieć.

Harry był wściekły. Snape najwyraźniej naśmiewał się z niego!

— Jak śmiesz, ty skończony łajdaku! Nie masz zielonego pojęcia, przez co przeszedłem! Czy ty w ogóle wiesz, co się właśnie stało?

— Nie, panie Potter, nie wiem — odpowiedział spokojnie profesor, jak gdyby próbował namówić wystraszone zwierzątko do wyjścia na wolność. — Powiedz mi o tym.

Oczy Harry'ego przybrały dziki wyraz, gdy spoglądał na siedzącego spokojnie przed nim Severusa Snape'a, którego szaty nadal nosiły ślady zaklęć, a twarz i włosy pokrywał bitewny pot. Jak on mógł być tak spokojny? Jak on mógł tak po prostu siedzieć, gdy Ron był martwy?

— On nie żyje! Był moim najlepszym przyjacielem i umarł przeze mnie. Malfoy celował we mnie, był tam z mojego powodu, próbował zabić MNIE, ale spudłował i zamiast tego umarł Ron. — Po twarzy Gryfona płynęły teraz strugi łez. Nadal chodził po przedziale, lecz teraz dłonie miał zaciśnięte w pięści, a całe jego ciało drżało. — Nie rozumiesz tego, ty wredny, nieczuły draniu? Ty chroniłeś mnie, ale ja powinienem był ochronić jego! To moja wina. To wszystko moja wina. Hermiona i Ginny siedzą gdzieś w przedziale i wypłakują oczy, bo on nie żyje. Nie żyje przeze mnie. Jakiś Auror zapuka lada chwila do drzwi Nory i powie pani Weasley, że zmarł jej najmłodszy syn. Jak możesz tego nie rozumieć? Czy masz pojęcie o tym, jak wilki żal musi teraz czuć? — Snape siedział w milczeniu. Teraz, kiedy Potter wreszcie zaczął mówić, za żadne skarby nie chciał mu przerywać. — On ma tylko siedemnaście lat… miał siedemnaście lat. Nigdy nie zaprosił Hermiony na randkę. Być może sądził, że ma na to jeszcze dużo czasu. Nigdy nie zda swoich OWTM-ów, nie weźmie udziału w przesłuchaniach do zawodowej ligi quidditcha, ani nie przejdzie testu do klasy aurorów. Nigdy nie zrobi żadnej z tych rzeczy, bo GO ZABIŁEM! — Twarz Harry'ego poczerwieniała i oddychał jakby właśnie przebiegł milę. Całe ciało drżało tak mocno, że Snape zastanawiał się, jakim cudem chłopak wciąż stoi o własnych siłach.

— Dziękuję, że mi o tym powiedziałeś, panie Potter, ale obawiam się, iż niesłusznie cierpisz.

— Co takiego? — krzyknął Gryfon z całych sił.

— Lucjusz Malfoy nie celował w ciebie, kiedy rzucał zaklęcie uśmiercające. On mierzył we mnie. W ferworze walki sądziłem, że zaklęcie miało uderzyć w ciebie i starałem się temu zapobiec. Nie zdawałem sobie sprawy, że celował we mnie i że tuż za nami stoi pan Weasley, próbujący utrzymać na nogach pannę Granger, tuż po tym jak uderzyła ją klątwa Bellatrix — odpowiedział cicho profesor. — Jak więc widzisz, panie Potter, jeżeli masz zamiar obwiniać kogokolwiek poza Malfoyem, zachęcam do zrzucenia winy na mnie. Gdybym miał lepsze rozeznanie sytuacji, mógłbym ochronić twoich przyjaciół, tak jak osłaniałem ciebie. Byli uczniami pod moimi rozkazami, pod moją opieką, a ja ich zawiodłem. Zawiodłem rodzinę Weasleyów, pannę Granger i ciebie. Nie będę prosił o wybaczenie, bo nie ma o tym mowy. Jednak, proszę cię, byś nie obwiniał siebie, gdy z całą pewnością na to nie zasługujesz.

Harry opadł kompletnie z sił. Jego ramiona zawisły bezradnie wzdłuż ciała, zrobił bezwiednie krok do tyłu i osunął się na siedzenie.

— Ale… dlaczego on miałby mierzyć w ciebie? To mnie szukał.

— Tak, ale to ja byłem twoim strażnikiem. O ile pamiętam, starałeś się wyrwać zza moich pleców, ale nie pozwoliłem ci na to. Jesteś ważniejszy ode mnie w tej wojnie, panie Potter. Moja śmierć byłaby zaledwie niedogodnym incydentem.

Złoty Chłopiec drgnął, słysząc te słowa. Wyczerpany wcześniejszym wybuchem emocji, starł się zrozumieć wszystko, co mówił Snape.

— To nieprawda. Jesteś szpiegiem. Jesteś jedynymi oczyma i uszami, jakie mamy na dworze Voldemorta.

Mistrz Eliksirów wrzał w duchu, słysząc wypowiedziane na głos imię swojego dawnego Pana, lecz nie poprawił chłopaka.

— Hmm... No cóż, nie jestem już szpiegiem, a raczej tak mi się wydaje.

Harry zamilkł na te słowa. Dopiero teraz zrozumiał, co oznacza dla mężczyzny bycie jego opiekunem.

— Dlaczego profesor Dumbledore miałby poprosić pana o bycie moim strażnikiem, skoro wiedział, że to pana zdemaskuje? To nie ma żadnego sensu.

Czarnooki czarodziej stukał lekko palcami w usta, zastanawiając się, ile może powiedzieć siedzącemu przed nim Gryfonowi. W przeszłości nawet nie śniłby o tym, by powierzać jakiekolwiek swoje sekrety tej replice Jamesa Pottera. Jednakże, na własne oczy widział, iż młodzieniec wydoroślał w ciągu minionego roku. Wydarzenia, jakich doświadczył w swym życiu, ukształtowały charakter chłopaka bardziej na wzór Lily niż jego wroga Jamesa.

— Dyrektor poprosił mnie, bym cię chronił, bo wie, że oddałbym za ciebie życie. — odpowiedział cicho Snape, rozmyślając na temat młodego człowieka dzielącego z nim przedział. Było tyle rzeczy o jego życiu, o których nie wiedział. — Czy zastanawiałeś się nad prawdziwym powodem, dla którego ludzie których kochasz wciąż „giną wokół ciebie", Potter? To nie ma nic wspólnego z tobą, arogancki dzieciaku. — Harry zesztywniał, lecz profesor uciszył go ruchem ręki. — Wszystko, co dzieje się wokół ciebie, w gruncie rzeczy nie ma z tobą nic wspólnego, Harry. — Użycie jego imienia zdawało się uspokoić nastolatka na tyle, by upewnić się, że wysłucha do końca słów nauczyciela. — Czarny Pan cię naznaczył. Wszystko to było w tej przeklętej przepowiedni. Wybrał ciebie, chociaż mógł wybrać kogoś innego. Ale tego nie zrobił. Osobiście cię naznaczył jako swojego wroga.

— Tak, wiem o tym. Szaleńcy od zawsze sami wybierają sobie swoich wrogów. Dumbledore powiedział mi o tym w zeszłym roku.

— Profesor Dumbledore. A teraz zamknij się i chociaż raz wysłuchaj mnie do końca, nieznośny bachorze! Za wszystkim stoi Czarny Pan. To z jego powodu pan Weasley nigdy nie będzie zabawiał panny Granger pod „Trzema Miotłami" czy nie zaliczy swoich OWTM-ów. To przez niego nie ma wśród nas Syriusza Blacka, zanieczyszczającego środowisko swoimi pchłami czy szczekaniem i którego musielibyśmy wyprowadzać na spacer. On i jego lojalni naśladowcy powinni zostać obarczeni winą, a nie szesnastoletni czarodziej, którego jedynym przewinieniem jest to, że urodził się w ostatnim dniu lipca.

Harry zwisał smętnie na swoim siedzeniu, lecz uniósł głowę, słysząc ostatnie słowa.

— Profesor Dumbledore powiedział panu o przepowiedni?

Cokolwiek chciał teraz powiedzieć Severus, umknęło. Wydawało się, że nagle zapadł się w siedzenie, jak gdyby było to możliwe przy jego zawsze idealnej postawie. Z twarzy opadła bezuczuciowa maska i jego oczy przeszyło ukłucie bólu. Chrząknął, by oczyścić gardło, zanim oznajmił:

— Nie, Potter. Nie powiedział. Byłem tam, gdy przepowiednia została stworzona. — Snape utrzymywał kontakt wzrokowy z Gryfonem, podczas gdy umysł młodzieńca przetwarzał to, co przed chwilą powiedział mu opiekun. Mężczyzna mógł dokładnie określić moment, w którym sens wypowiedzi dotarł do chłopaka. Ślepa furia ogarnęła zielone źrenice, ale szybko ustąpiła miejsca niesamowitemu zdziwieniu. Widział wściekłość wymalowaną na twarzy Złotego Chłopca, lecz w jego oczach zobaczył pytanie. Podobało mu się to. Rok temu, Potter nie chciałby znać prawdy. Zaatakowałby, zanim on udzieliłby jakiejkolwiek odpowiedzi. Zbrodnia, jakiej dopuścił się względem rodziny Potterów, była wiadoma tylko dwóm osobom na świecie: jego dwóm Panom. Ślizgon wiedział, że nadszedł moment prawdy. Wystarczająco długo przed tym uciekał. Nadszedł sądny dzień. Był winien temu chłopcu wyjaśnienia o wiele bardziej szczegółowe niż dyrektorowi, który tak wiele do niego żądał od tej straszliwej nocy. — Jak wiesz, Potter, kiedyś byłem śmierciożercą. — Severus zdjął swoją wierzchnią szatę i podciągnął rękaw koszuli, odsłaniając złowieszczy Mroczny Znak. — Nie dostałem tego tylko po to, by szpiegować Czarnego Pana. Ja byłem śmierciożercą. Robiłem wszystko to, co pozostali zwolennicy naszego Pana, włączając w to przekazywanie informacji, które zebrałem dla Lorda. — Snape ujął twarz Pottera w dłonie. Chciał się upewnić, że wysłucha, a nie zaatakuje w dogodnym momencie. Nie chciał później ujarzmiać chłopca. Jednak z całą pewnością, ta wzburzona twarz przed nim spijała z jego ust każde słowo, jakie wypowiadał. — Kiedy usłyszałem przepowiednię, pośpieszyłem do Czarnego Pana i opowiedziałem mu o wszystkim. Później, gdy dowiedziałem się, kogo obrał za cel, błagałem o jej życie. Życie mojej przyjaciółki. — Hary otworzył oczy szeroko ze zdziwienia. Czy tak trudno było uwierzyć w to, że on też miał jakiś przyjaciół? No cóż, pewnie tak. — Tak, Potter, Lily była moją przyjaciółką. Ona była moją jedyną przyjaciółką. Dorastaliśmy razem. Czy ta wstrętna imitacja twojej ciotki nie powiedziała ci o tym?

Młody czarodziej był w stanie jedynie potrząsnąć głową, ciągle wytrzeszczając na niego oczy.

— Ale w myślodsiewni nazwał ją pan…

— Tak, nazwałem ją szlamą. Byłem śmierciożercą, Potter. — Snape usiadł, mówiąc coraz głośniej. — W pewnym momencie mojego życia, naprawdę wierzyłem w te wszystkie bzdury o czystości krwi. Gdybym wtedy nie przerwał ci przeglądania moich osobistych wspomnień, zobaczyłbyś mnie błagającego ją o wybaczenie. Była moją przyjaciółką i jedyną osobą, która akceptowała mnie takim jakim byłem… kim byłem. — Mężczyzna zdawał się rozmyślać przez chwilę nad swoimi własnymi słowami, które przeczyły wszystkiemu temu, co dotychczas wiedział o nim chłopak. — To był drugi największy błąd mojego życia, a ty musiałeś być jego świadkiem. — Profesor wrzeszczał teraz na Harry'ego, odrzucając precz całą samokontrolę, jaką posiadał. Jego twarz pobladła jeszcze bardziej, oczy błyszczały nieustępliwie. — Była moją przyjaciółką. — Mistrz Eliksirów wydawał się powtarzać wcześniejsze słowa Harry'ego — I gdy tylko dowiedziałem się, że Czarny Pan wybrał ją i twojego ojca za swój cel, poszedłem do Dumbledore'a. Powiedziałem mu wszystko, co wiem. Błagałem o litość, ale bardziej błagałem o jej życie. Tak więc, zamieszkała w ukryciu razem z twoim ojcem i tobą. A mnie okazano litość. Jednak wiedziałem, że dla mnie to nie koniec. Widzisz, wiedziałem, że nie ma dla mnie przebaczenia. I wtedy zacząłem moją sławną karierę szpiega. Potem ona umarła, a ty go pokonałeś. Ale czułem, tak samo jak dyrektor, że on tak naprawdę nie zginął. Zło takie jak on, nie znika tak łatwo, Potter. W taki oto sposób zacząłem uczyć w Hogwarcie pod bacznym okiem Albusa Dumbledore'a. Obaj wiedzieliśmy, że to jeszcze nie koniec. Chłopiec, to maleńkie dziecko, które poczęła Lily, któregoś dnia miało ocalić świat — Snape uczynił szeroki ruch rękami. Gryfon jeszcze nigdy nie widział tylu emocji na twarzy nauczyciela — a ja miałem zostać powołany do jego ochrony. I tak zrobiłem. Nie ze względu na to, że to moja kara za grzechy. Nie ma przebaczenia za czyny, których się dopuściłem.

— Więc dlaczego? — wychrypiał Harry. — Zemsta?

— Ha! To nie takie proste, mogę cię zapewnić. Mówimy tu o przeznaczeniu, Potter. O tym mrocznym, zimnym uczuciu, które ogarnia cię w chwili, gdy pomyślisz o przepowiedni. — Severus przerwał na moment, gdy zobaczył twarz młodzieńca, zdradzającą jego uczucia. — O tak, chłopcze. Właśnie o to uczucie mi chodzi. To właśnie jest przeznaczenie. Nie wiem, co mogłoby się stać, gdybym nie usłyszał tego proroctwa. Czy ktoś inny wysłuchałby go zamiast mnie? Czy Czarny Pan dowiedziałby się o nim osobiście? Jedno wiem na pewno, że tej nocy stałem się narzędziem w rękach opatrzności. Tam gdzie są przepowiednie i bitwy pomiędzy dobrem a złem, zawsze znajdzie się złowieszcze fatum. Pozwoliłem się w ten sposób wykorzystać, Potter. Gdybym nie przyjął Mrocznego Znaku, gdybym nie znalazł się wtedy w tym korytarzu, nie manipulowano by mną w taki sposób. — Gdyby tylko, gdyby, gdyby… Człowiek może zadawać sobie takie pytania, ile razy chce, zanim przejdzie do działania. — Teraz już rozumiesz, dlaczego dyrektor poprosił mnie, bym cię ochraniał. Moody, Tonks, Lupin walczyliby dla ciebie do upadłego. Jednak, gdy ja staję do walki, robię to nie tylko dla ciebie czy dla niej. Ja walczę o te resztki duszy, które mi jeszcze pozostały. — Z tymi słowy, na twarz Mistrza Eliksirów na powrót zawitała maska obojętności i czarodziej odchylił się do tyłu, opierając wygodnie. — Chciałbyś porozmawiać o żalu, Potter? — prychnął. — Porównajmy nasze notatki.

 

Zgłoś jeśli naruszono regulamin