Christina Dodd, Wybrańcy Ciemności - 03 - Into The Shadow.docx

(266 KB) Pobierz

Prolog

 

Na granicy między Tybetem a Nepalem

- Ty jesteś nienormalny.

- Wiesz, co, Magnus, gdy się upijasz, ten twój akcent staje się tak ochrypły, że ledwie mogę Cię zrozumieć . - Głos Gubernatora był tak miękki i gładki i tak śmiertelny jak słodowa szkocka, którą ukradli.

- Teraz rozumieć mnie bardzo dobrze. - Magnus wiedział, że nigdy nie będzie miał odwagi robić złośliwych  uwag na temat Gubernatora, jakkolwiek byłyby prawdziwe, jeśli  nie byliby w tych cholernych ciemnościach tutaj na odludziu Himalajów, tutaj na odludziu niewiadomo gdzie i jeśli nie wypił by większości whisky z butelki.

- Ty jesteś nienormalny i tutejsi ludzie to wiedzą. Oni szepczą, że jesteś wilkołakiem. 

- Nie bądź śmieszny.  - Gubernator usiadł wysoko nad obozem, wpatrując się w  nocne niebo, owiną swoje kolana  rękoma,  a strzelbę trzymał w dłoni.

- Też tak powiedziałem, ponieważ jestem Szkotem. Wiem lepiej. Nic takiego jak wilkołaki nie istnieje. - Magnus kiwnął głową mądrze, i naruszył pieczęć na drugiej butelce. – Jest wiele rzeczy znacznie gorszych niż to. Wiesz dlaczego to wiem? .

Gubernator  nic nie powiedział.

Nigdy nie mówił więcej niż to było konieczne. Nigdy nie był miły. Nigdy nie żył w przyjaźni. Utrzymywał swój sekret w tajemnicy i był największym sukinsynem w walce jakiego Magnus kiedykolwiek widział. Podczas gdy chłopacy świętowali swój najnowszy rabunek, objął wartę na najwyższym miejscu ich kryjówki. Jak na człowieka, który przechodził samego siebie w rabunkach bogatych turystów i urzędników państwowych, i nigdy nie miał zastrzeżeń co do zabójstwa gdy było ono konieczne, to był cholernie przyzwoitym człowiekiem.

Magnus kontynuował - Dorastałem na najbardziej ponurym krańcu wyspy, daleko na północ, gdzie cholerny wiatr wieje przez cały czas, gdzie żadna roślina nie ośmiela się rosnąć i stare opowieści są powtarzane i powtarzane w ciągu długich zimowych nocy. 

- Brzmi jak dobre miejsce, z którego można pochodzić.  – Gubernator  wziął butelkę z rąk Magnus i wypił.

- Jestem za - Magnus popatrzył na swojego przywódcę. – Przecież ty nie lubisz zazwyczaj pić. 

- Jeśli będziemy wspominać, musiałem użyć czegoś by osłabić ból. – Gubernator  był ciemną plamą na tle gwiazd - nienaturalnie ciemną plamą.

Rano, Magnus wiedział, że przepraszałby, że papla w ten sposób. Tak jak każdy człowiek tu w górze, został okaleczony przez okrucieństwo i zdradę, została mu tylko cholerna rzecz jaką jest  walka, a gdyby kiedykolwiek został złapany przez jakikolwiek rząd na świecie, byłby powieszonym albo gorzej.

Ale whisky uczyniła Magnus towarzyskim, i on ufał Gubernatorowi — Gubernator ustala zasady i jest bezwzględny we wprowadzaniu w ich życie, ale jest cholernie uczciwym człowiekiem.

- Tęsknisz za swoim domem - zapytał.

- Nie myślę o tym. 

- Masz racje . Po co? Przecież i tak nie mamy po co wracać. Oni nas nie przyjmą. Nie z tak dużą ilością krwi na naszych rękach.

- Zgadza się.

- Ale dziś zmyliśmy trochę z tej krwi. 

Gubernator  podniósł swoją rękę i spojrzał na nią.-  Ja będę splamiony krwią na wieki.

- Skąd możesz to wiedzieć?

- Mój ojciec postawił sprawę jasno. Jak tylko podejmujesz miarowy krok do zła, trwale jesteś oszpecony i należysz piekła. 

- Mój ojciec powiedział tak samo, w prawdzie wcześniej zdjął swój pasek i wygrzmocił mnie nim.  - Magnus spojrzał w górę jeszcze raz. – Ale dzisiaj ci mnisi buddyjscy byli wdzięczni. Obsypali nas błogosławieństwami. To musiała być pomoc. Nie dlatego ich uwolniłeś? 

- Nie. Uwolniłem ich ponieważ nienawidzę łobuzów i ci chińscy żołnierze są dupkami, którzy myślą że to zabawne wykorzystać świętych ludzi dla ćwiczeń na strzelnicy - głos Gubernatora drżał z wściekłością.

- Masz racje. Ale tym razem dostaliśmy zapłatę o wiele większą niż błogosławieństwa - ten wypad  przyniósł zyski, zabraliśmy ich broń palną, amunicje i chińskiego generała który oddał swój alkohol i złoto oraz pokazał gdzie trzymać dokumenty dotyczące jego współpracy z synem miejscowego komunistycznego przewodniczącego.

Magnus uśmiechnął się i spojrzał w górę  na wschód, gdzie poświata na horyzoncie zaznaczyła wschodzący księżyc – Ty i ja jesteśmy takimi samymi dziwakami. Walczymy razem, ale ja wciąż nie mogę zrozumieć dlaczego Ty zawsze wiesz gdzie pieniądze są ukryte i gdzie alkohol jest przechowany i  gdzie można zarobić na skandalach.

- To jest prezent.

Magnus potrząsnął swoim palcem na niego – Nie zwiedziesz mnie tym ględzeniem! Jak to zrobiłeś, że jesteś takim zwierzęciem?

- W taki sam sposób jak Ty to zrobiłeś. Zabiłem człowieka, uciekłem i skończyłem tutaj. – Gubernator  podniósł butelkę i wypił toast za szczyty, które zdominowały ich życia. – Za to miejsce, gdzie jedynym prawem jest to które ja ustanowię i nie muszę żebrać o przebaczenie od nikogo. 

- Nie to miałem na myśli, dobrze wiesz o tym. Ty masz złe doświadczenie poza tymi. Twoja dusza jest zbyt ciemna. Kiedy jesteś zły, to tak jak byś  - Magnus skręcił swoje palce -  połyskiwał wokół brzegów. Masz w zwyczaju pojawiać się znikąd, bezszelestnie i wiesz o wszystkim. Ludzie przysięgają, że jesteś nie ludzki. 

- Dlaczego tak mówią?

- Z powodu twoich oczu... - Magnus zadrżał.

- Co jest nie tak z moimi oczami? – Gubernator  miał ten gładki, śmiertelny ton w swoim głosie.

- Patrzyłeś w lustro ostatnio? Cholernie straszne, one są. Dlatego ludzie boją się Ciebie. Ale teraz trochę narzekają. 

- Dlaczego narzekają? - Gubernator zapytał ze zwodniczą gładkością.

- Mężczyźni mówią, że nie zwracasz uwagi na biznes, że jesteś rozproszony przez jakąś kobietę. 

- Przez moją kobietę - oczy Gubernatora obsesyjnie świeciły się po ciemku.

- Myślałeś, że nikt nie zauważył, że znikasz nocami?  - Oni widzieli, jak poszedłeś i oni plotkują. - Magnus spróbował rozładować atmosferę - Stado starych kobiet z tych naszych najemników. 

Gubernator  nie był rozbawiony – Czy oni nie są zadowoleni z wyników tego wypadu? 

- Niektórzy są, ale jest więcej głosów za biznesem niż jedynie za urządzaniem dobrej walki i kradnąc cudowne kwoty pieniędzy - Magnus przeszedł do interesów - Nasi chłopcy martwią się o swoje bezpieczeństwo. Są pogłoski, że wojsko po obu stronach  granicy jest zmęczone nami i zamierza zatrudnić najemników. 

- Jakiego rodzaju najemników? 

- Nie mogę odpowiedzieć, dokładnie. Oni są cholernie skryci. Ale oni są tak samo radośni i…

Gubernator pochylił się do przodu - radości i...? 

- Powiedziałbym, że oni są również wystraszeni. Tak jakby zaczęli coś, czego nie mogą zatrzymać. Będę z tobą szczery Gubernatorze. Nie lubię żadnego z nich, ale musisz zostawić tę pieprzoną dziewczynę i dowiedzieć się co jest grane.  -  Magnus przekazał wiadomość, a Gubernator nie podniósł swojej głowy.

Magnus usiadł wygodnie na kamieniu. Granit był oczywiście zimny. Oprócz krótkiego lata, te góry były zawsze zimne. - I nie cierpię tego pieprzonego miejsce –mamrotał  - niema nic dobrego w tej Azji z wyjątkiem przypraw i prochu.

Gubernator zaśmiał się i to prawie zabrzmiało jakby był rozbawiony.-  Masz racje. Moja rodzina pochodzi z Azji. 

- Ale przecież Ty nie jesteś Chińczykiem. 

- Jestem Kozak ze stepów co jest teraz Ukrainą. 

Magnus znał te rejony; eksploatował ten obszar świata jako kanciarz i żołnierz. - Ukraina jest blisko Europy. 

Gubernator popatrzył w górę na gwiazdy. Sączył whisky.- Czy kiedykolwiek słyszałeś o Varinskis? '

Magnus w kilka sekund zmienił sie z łagodnego we wściekłego. – To są łajdacy. 

- Słyszałeś o nich.

- Osiem lata temu pływałem po Morzu Północnym, trudniąc się trochę piractwem, oskubałem kilka rzeczy, i trzech Varinskis dorwało mnie. Poinformowali mnie, że to jest ich teren i że zabierają wszystko.  - Magnus włożył swój palec do wgłębienia na swoim policzku gdzie był ząb trzonowy. – Powiedziałem żeby nie byli łakomi, że mam dość dla wszystkim. I słuchaj, wiem, co to bicie - mój ojciec lał mnie paskiem codziennie - ale Ci faceci... To dlatego mój nos jest krzywy i brakuje mi trzeb palców u nogi i dwóch małych u rąk. Myśleli że mnie zabili i wtedy wrzucili mnie do oceanu. Lekarze powiedzieli, że jedynym powodem tego, że się nie wykrwawiłem była hipotermia. Varinskis – to nazwisko brzmi jak jad. Czy Ty wiesz jaką reputację maja te potwory? 

- Tak.

- Nienawidzę tych sukinsynów.

- Oni są moją rodziną. 

Chłodny strach spłyną po kręgosłupie Magnusa. – Czy pogłoski na ich temat są…? 

- Wszystkie prawdziwe. 

- Ale Ty nie możesz być…. ''

- Powiedziałeś, że ludzie twierdzą że nie jestem ludzki. 

Magnus zlekceważył jego słowa. – Ale Ci ludzie są pękiem nieświadomych dzikusów. 

- Ale ja jestem ludzki. Jestem człowiekiem ze szczególnymi darami... najcudowniejszymi, przyjemnymi, kuszącymi prezentami.  - głos Gubernatora  trzymał jego słuchacza w napięciu jakie zapanowało wokół nich.

- Nie ma potrzeby żebyś mi o tym opowiadał. - Magnus walczył by stać.

Ręka gubernatora zacisnęła się wokół jego ramienia i szarpnęła go w dół z hukiem.

- Nie odchodź Magnus. Chciałeś wiedzieć. 

- Nie chce wiedzieć, że jesteś taki zły - Magnus mamrotał.

- Chcesz gwarancji. Daję ci ją. – Gubernator  podał Magnusowi butelkę, wiedział że będzie tego potrzebował.

- Tysiąc lata temu mój przodek Konstantine Varinski zawar umowę z diabłem. 

- Cholera - Magnus zawsze nie cierpiał historii, które zaczynały się w ten sposób. Nienawidził ich ponieważ wierzył w nie. 

- Konstantine miał złą reputację na stepach. Czerpał radość z zabójstw, z tortur, z wyłudzania, i ludzie mowili że jego okrucieństwo dorównało diabłu.  - głos Gubernatora brzmiał z humorem. - Szatanowi nie podobały się te historie -  zgaduję że on jest trochę próżny - i on odszukał Konstantina z zamiarem usunięcia go.

- Ty mi mówisz, że Konstantina udaremniło zło - Magnus powiedział niedowierzająco.

- Nie, zaproponował sobie jako najlepszego służącego szatana w zamian za umiejętność wytropienia jego wrogów i zabicia ich. Konstantine obiecał swoją duszę i dusze wszystkich jego potomków diabłu. 

Magnus spojrzał na Gubernatora, próbując zoba- czyć go, ale jak zawsze cienie wokół jego przywódcy były grube, gęste, nieprzeniknione.- Ty jesteś jego potomkiem? 

- Jednym z wielu. Synem obecnego Konstantine - dziwne oczy Gubernatora świeciły po ciemku.

- Mówiłem Ci długie zimowe noce, wszystkie stare opowieści miały przerazić dzieci. 

- Dzieci powinny się bać - Gubernator obniżył swój głos do szeptu - One powinny drżeć w swoich łóżkach wiedząc, że istoty żywe takie jak ja są za granicą w ziemskim padole. 

Magnus wiedział czym zło było. Jego ojciec wygłaszał kazanie do niego codziennie podczas gdy próbował wyplenić bunt z niego. Dlatego, teraz... Magnus prawie mógł poczuć, jak płomienie piekła przypaliły jego ciało.

- To jest fantastyczna opowieść -  przeczyścił swoje gardło - Przez tysiąc lat, wyobrażam sobie, że zebrało jakąś fabułę.

Gubernator wydał z siebie cichy pomruk – Jak myślisz, że dlaczego ludzie odszukują mnie gdy pragną wytropić swoich wrogów – Myślisz że dlaczego zatrudniają właśnie mnie? Mogę znaleźć każdego, wszędzie. Chcesz wiedzieć jak? 

Magnus potrząsnął swoją głową. Nie chciał wiedzieć, ale było za późno.

- Konstantinowi Varinskiemu i  każdemu Varinskiemu od tej pory, diabeł przekazał umiejętność zmiany w zwierzę. 

- Zmiana... - światło księżyca dotarło do nich teraz i Magnus wpatrywał się w Gubernatora. Wpatrywał się ponieważ był wystraszony.

- Więc jesteś wilkołakiem? 

- Nie, my głupie bestie Varinscy nie słuchamy faz Księżyca. Słuchamy tylko naszej własnej woli. Zmieniamy się gdy chcemy, gdy musimy się zmienić. Żyjemy długo, wychowujemy jedynie synów, i nie mniej ni więcej, tylko inny demon może nas zabić. Zostawiamy ślady z krwi, ognia i śmierć gdziekolwiek idziemy. - Gubernator wydał z siebie gardłowy śmiech -   Jesteśmy ciemnością. 

- Zauważyłem że jesteś - Magnus dostrzegał ciemność ile razy zajrzał do oczu Gubernatora.

- Ale Ty nie jesteś Rosjaninem. Jesteś amerykanem. 

- Moi rodzic uciekli, żeby wziąć ślub, przeprowadzili się do stanu waszyngton, zmienili  nazwisko na takie co brzmi nieźle i jest typowo amerykańskie i spłodzili moich dwóch braci, moją siostrę i mnie. Oni nie popierają, szczególnie nie mój tata,  tego paktu Varinskich. Powiedział, że musimy się kontrolować.  - gorycz Gubernatora była gruba i zła.

- Nie lubię kontroli. Lubię krew, ogień, i śmierć. Nie mogę walczyć ze swoją prawdziwą naturą.

Spróbuj. Na miłość boską spróbuj.

- Czy pakt może być zerwany?

Gubernator

Gubernator wzruszył ramionami.- Pakt obowiązywał przez tysiąc lat. Wyobrażam sobie, że wytrzyma kolejny tysiąc. 

- Ale Ty nie jesteś jak inni Varinscy jakich spotkałem. Jesteś pewien że jesteś Varinski?

- Chcę byś uspokoił ludzi, powiedz im że nie muszą się martwić. Mogę ochronić ich przed jakimikolwiek najemnikami jakich wojsko zatrudniło -  Gubernator  położył swoją strzelbę na ziemi. Zdjął swoje buty, odrzucił płaszcz i koszulę. Rozpiął klamrę swojego paska, zdjął dżinsy i staną w poświacie księżyca.

Podczas tych długich zimowych nocy gdy dziwki odwiedzały obóz, Magnus widział Gubernatora nagiego i w działaniu, ale teraz cały jego kształt zmniejszał się....

Magnus podniósł butelkę do ust. Jego ręka zadrżała, i szklany zadzwonił o zęby.

- Będę polował... i zabijał. - kości Gubernatora stopiły się i ponownie złożyły. Jego ciemne włosy rozprzestrzeniły się na jego szyi, jego plecach i brzuchu a także w dół jego nóg. Jego twarz zmieniła, stał się okrutnie koci. Jego kręgosłup przesunął się i upadł na cztery łapy.

Magnus mrugnął jeszcze raz.

Wielka, lśniąca hebanowa pantera stanęła przed nim z białymi, ostrymi pazurami i zębami z futrem jak czarnoskóry cień. I jego oczy...

Magnus cofnął się, krzyczał i krzyczał, podczas gdy wielki kot szedł w jego kierunku, jego łapy nie wydawały dźwięku, jemu dobrze znane czarne oczy Gubernatora przyglądały się  swojej ofierze... patrzyły na Magnusa.

 

Rozdział 1

 

To zaczęło się jak zawsze, wraz z podmuchem zimnego himalajskiego powietrza w twarz Karen Sonnet's.

Obudziła się jej oczy powoli się otworzyły.

Ciemność w jej namiocie przygniatała jej gałki oczne.

Niemożliwe dziś wieczorem zostawiła maleńką LED spaloną.

Jeszcze było ciemne.

Stały wiatr powiewał przez tę wąską dolinę górską, walił non stop w nylonowy okap, który ochraniał klapy jej namiotu. Jej tłumacz pozostawił za sobą zapach tytoniu, przypraw i wełny. Zagrażający chłód wsunął swoje zimne palce do namiotu....

Karen wytężała słuch, żeby usłyszeć jakiś dźwięk.

Nic.

Wiedziała, że jest tu. Mogła wyczuć go idącego przez namiot do niej i czekała ....

Jego chłodna ręka dotknęła jej policzka powodując trudności w oddychaniu.

Zachichotał, niskim, głębokim dźwiękiem rozbawienia. - Wiedziałaś, że przyjdę. 

- Tak - szepnęła.

Ponieważ uklęknął obok jej łóżka, wciągnęła w płuca jego zapach: skóra, zimna woda, świeże powietrze, i coś jeszcze - zapach dzikości. Pocałował ją, jego chłodnymi, twardymi wargami, jego ciepły oddech owiał ją.

Zastygła w miejscu rozkoszując się w oceanie przyjemności. Jego pocałunek pobudził jej ciało, jej sutki stwardniały, poczuła znajomą tęsknotę rosnącą w głębi serca.

Noc odpłynęła, obudziła się z czując na ciele pocałunek mężczyzny. Właśnie pocałunek, czuły, delikatny, prawie... nabożny. Rano pomyślała, że śniła o tym. Ale następnej nocy wrócił i następnej i co noc zabierał ją na krańce namiętności. I teraz... przez ile nocy ją odwiedzał? Dwa miesiące? Dłużej? Czasami nie przychodził jednej nocy, czasami przez dwie, trzy i podczas tych nocy spała głęboko, zmęczona przez ciężką pracę i wysokie, rozrzedzone powietrze. I wtedy wracał, jego potrzeba była wtedy większa, i dotykał ją, kochał ją z przemocą, ostry jak nóż. Mimo to zawsze wyczuwała jego desperacje i wpuszczała go do swojego umysłu... i swojego ciała.

Tym razem nie było go prawie tydzień.

Zjechał w dół zamka błyskawicznego na jej śpiworze, każdy trący ząb suwaka robił hałas, każdy hałas sprawiał, że bicie serca Karen potęgowało się. Zaczął przy jej gardle, całując je, naciskając na tętno, które ścigało się tam. Odepchnął śpiwór, wystawiając ją na działanie zimnego powietrza nocnego.

- Czekałaś na mnie... nago. - Położył swoją dłoń między jej piersiami, sprawdzając bicie jej serca. – Jesteś taka żywa. Sprawiasz, że pamiętam....

- Co pamiętasz? – brzmiał tak amerykańsko, bez krztyny akcentu i zastanawiała się gdzie był  i co robił.

Ale nie chciał by myślała. Nie teraz. Łakomie popieścił jej niewielkie piersi, trzymając jeden w każdej dłoni. Jego ręce były długie, szorstkie i wykorzystał je do masowania jej podczas gdy swoimi kciukami masował dokoła jej sutki.

Wydobyła surowy dźwięk je swojego gardła.

- Jesteś w potrzebie -  jego głos zniżył się - Minęło trochę czasu.... 

- Czekałam. 

- To było moją męczarnią, że nie mogłem być tu z tobą.

To był pierwszy raz kiedykolwiek zasugerował, że chce tego tak samo jak ona. Uśmiechnęła się i jakimś cudem w tych ciemnościach dostrzegł ją.

- Lubisz tak. Ale jeśli będziesz mi dokuczała, ja będę dokuczał ci w zamian.  - Jego głowa zniżyła się. Wziął jeden sutek w usta, zaczął go ssać początkowo delikatnie, ponieważ zajęczała, zaczął robić to z większą siłą i szybkością.

Doprowadzał ją do szaleństwa.

Jeszcze żadna kobieta, która przywitała nocnego kochanka nie była w połowie drogi do obłędu.

Złapała garść jego włosów i odkryła jak są bardzo długie i miękkie i łagodne. Szarpnęła za nie, powstrzymując jego głowę.

- Powiedz mi czego chcesz? - jego głos był chropowatym szeptem.

- Pośpiesz się – była rozgrzana i zrozpaczona - chce abyś się pośpieszył. 

- Jeśli się pośpieszę, nie będę mógł robić tego - zepchnął prześcieradło niżej, pieszcząc jej brzuch i uda. Podnosząc jej kolana, rozłożył jej nogi, wystawiając ją na chłód, zadrżała, zaczął sprawianie ssać, że zaskoczona wstrzymała oddech.

- Niech pomyślę – przesunął się w górę -  naprawdę jesteś gotowa? 

Jego palce zsunęły się z jej kolan wzdłuż wrażliwej skóry na jej wewnętrznej stronie ud do wilgoci w jej newralgicznym miejscu. Delikatnie otworzył wargi i musnął jej łechtaczkę.

- Lubię twój zapach, jest taki bogaty i kobiecy. Za pierwszym razem, to był twój zapach, który wezwał mnie do ciebie. 

Przerażona, próbowała złączyć nogi razem - Ja kąpie się co noc. 

- Nie powiedziałem, że śmierdzisz. Powiedziałem, że masz zapach, który wzywa mnie do Ciebie - jego paznokcie ślizgały się po jej udach, naciskając je osobno ... i były ostre, prawie jak pazury. Zabrzmiał groźnie – Należysz tylko do mnie i do żadnego innego mężczyzny.

- Jesteś mężczyzną? -pytanie wymknęło się jej i pożałowała tego. Pożałowała że wprowadziła rzeczywistość do tego delikatnego, ślicznego snu namiętności.

- Pomyślałem, że ostatecznie dowiodłem ci swojej męskości. Zrobić to jeszcze raz? - krztyna ostrzeżenia została przebita ciepłym śmiechem, jego palec, który pchnął w nią był długi, silny... i szybki.

Pchnięcia sprawiły, że odrzuciła do tyłu swoją głowę a kiedy włożył także palec środkowy do środka, jej biodra ruszały się konwulsyjnie. -  Proszę. Kochanie, potrzebuję cię. 

- Naprawdę? – powoli wyjął swoje palce, włożył je z powrotem i wycofał ... i ścisnął jej łechtaczkę między swoim kciukiem a palcem wskazującym.

Krzyczała. Doszła. Orgazm rozgrzał ją z dala od tego zimnego, ponurego stoku i zszedł w dół. Jej uda zacisnęły wokół jego ręki. Gorąco promieniowało od jej skóry.

Śmiał się, głaskał ją raz po raz, karmiąc ją szaleństwem do czasu gdy padła z nóg, drżąc i sapiąc, była zbyt słaba by się ruszyć.

Przykrył ją sobą.

Ja nie mogę - szepnęła, i jej głos zadrżał – nie chce.

- Tak, chcesz. 

- Nie. Proszę - spróbowała walczyć ale wyciągnął się na niej. Jej głowa została schowana w jego ramieniu - oczywiście był wysoki. Jego ciało, ciężkie i umięśnione, zmusiło ją do położenia się. Jego ciało było chłodne i twarde. Jego ramiona, klatka piersiowa i to jego serce łomoczące w klatce piersiowej.

Moc biła od niego i łatwo trzymał w ramionach gdy próbował jeszcze raz... ale nie palcami.

Jego penis stwardniał i był duży, większy niż obydwa jego palce. Kiedy w nią wszedł zajęczała, jej ciało stopniowo dostosowywało się do jego szerokości, wstrzymała oddech,  podczas kulminacji jej ciało targały spazmy przyjemności.

Trzymał ją w ramionach, tak kurczowo jakby ona były jego ocaleniem.

I objęła go, jej ramiona porwały go do jej klatki piersiowej, jej nogi przyciśnięte wokół jego bioder, oddała mu siebie, wchłaniała... wchłaniała cały jego zapał, całą jego potrzebę, to nie był sen i nie potrzebowała niczego więcej.

Gdy czubek jego penisa dotknął jej najskrytszego miejsca, oboje zamarli.

Ciemność trzymała w ramionach ich  jak w kokonie gorąca i seksu i uczuć nagiętych zbyt mocno dla wygody.

Wycofał się i wszedł w nią jeszcze raz, poruszał się szybko i mocno, ciągnąc ją ze sobą na poszukiwanie zadowolenia.

Zaczekała, zachwyt ogarnął ją z gorącem i stężeniem lawy.

Utrzymywał tempo do czasu gdy,  jego oddech zatrzymał się. Zebrał się w sobie, wzrastając wysoki nad nią, trzymając jej kolana nad sobą... wtedy zagłębił się w nią ostatni raz.

Ekstaza gwałtownie wzrastała w każdym z maleńkich fragmentów jej ciała. Doszła, mając konwulsje od przyjemności.

Nieśpiesznie, zsunął się z niej, pociągnął jedwabne prześcieradło i śpiwór w górę by ich przykrył. Sięgając do podłogi, wyciągnął duży koc... ale nie. Dotknął jeszcze swoją ręką i znalazł futro, grube i miękki. Skóra jakiegoś rodzaju.

Zabrał ją w podróż w przeszłość, w czasy gdzie mężczyzna zabierał kobietę, którą zapragnął jako dowód jego sprawności - To nie było lepsze wyjaśnienie jego szaleństwa.

Ponieważ pot ostygnął na ich ciałach, ponieważ ich oddech ustabilizowały się a bicia serc powróciły do normy, a ona szybko zasnęła.

Stanęła na krawędzi klifu, błękitne niebo oblegało ją. Wiatr powiał mocno,  jej włosy spadały wokoło jej twarzy i w swoim głosie słyszała zawodzenie noszących żałobę kobiet, zachrypnięte szlochy samotnych mężczyzn, i udręczone zawodzenie dziecka. Spróbowała cofnąć się, wyrwać się, ale jej stopy były ciężkie. Spadła....

Zanim spadła, usiadła gwałtownie.

Obudziła się a on zerwał się na nogi. Usłyszała jak odbezpiecza broń.

- Co się stało?- zapytał -  Usłyszałaś coś?

- Nic. To tylko koszmar - urojenie jej umysłu, które ją nawiedza odkąd była dzieckiem. Od dnia, gdy jej matka spadła z tego klifu.

Jej kochanek powoli umieścił coś pod łóżkiem- uświadomiła sobie że to była broń palna jakiegoś rodzaju - i usiadł między nakryciami – Spałaś.

- To jest... to zawsze przychodzi. 

- Potwór? - zabrał krótkie, proste kosmyki ciemnobrązowych włosów z  jej twarzy.

- Śmierć - drżąc, owinęła się wokół niego.

Ułożyła się w pozycji półleżącej na swoim wąskim łóżku w swoim namiocie u stóp Mount Anaya. Ciemność tego miejsca przygniotła ją -  wrogość tego miejsca gnębiła ją. Nie cierpiała wszystkiego tutaj.

I jutro wstałaby. I jego nie byłoby tutaj. I poszłaby do pracy i spędziłaby kolejny dzień w piekle.

Więc płakała.

Popieścił jej twarz swoi...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin