Roberts John Maddox - Conan i skarb Pythonu.txt

(481 KB) Pobierz
JOHN MADDOX ROBERTS
   
   
   
CONAN I SKARB PYTHONU
   
TYTU� ORYGINA�U: CONAN AND THE TREASURE OF PYTHON
PRZE�O�Y�: CEZARY FR�C

Mojemu pasierbowi
Johnowi Cameronowi Alanowi Mygattowi
� poszukiwaczowi przyg�d, filozofowi, tw�rczemu geniuszowi,
zwyci�zcy wielu bitew
i mojemu drogiemu przyjacielowi

I
�EGLARZ
   
   Asgalun le�y nad ma�� zatok�, kt�ra wgryza si� w wybrze�e Shemu. Jest jedynym du�ym miastem portowym w tym pasterskim kraju, pozosta�e osady to ledwie rybackie wioski. To miejsce barwne i pe�ne �ycia, jak wszystkie porty �wiata. Na niskich wzg�rzach rozsiad�y si� wspania�e siedziby bogatych kupc�w, otoczone pi�knymi ogrodami i zadbanymi winnicami. Ni�ej, w samym mie�cie, stoj� zwaliste kamienne magazyny i gospody, �wi�tynie i kramy, kt�re s�u�� mieszka�com i rozwojowi handlu.
   Dalej mieszcz� si� nabrze�a. Tutaj mo�na znale�� ludzi, kt�rzy wypracowuj� bogactwo kupc�w�ksi���t z posiad�o�ci na wzg�rzach i w�a�cicieli miejskich kram�w. Tutaj przebywaj� �eglarze w�adaj�cy wieloma j�zykami i do�wiadczeni szyprowie, wywodz�cy si� z r�nych krain, kt�rych jedyn� ojczyzn� jest morze. Nikt nie buduje dla nich pi�knych dom�w. Poza tym na samym wybrze�u nie warto wznosi� eleganckich budynk�w, przera�aj�ce sztormy bowiem, kt�re nadci�gaj� niespodzianie znad rozleg�ych przestrzeni Morza Zachodniego, w ci�gu paru lat i tak obr�ci�yby je w gruzy. Z tego powodu w nadmorskiej dzielnicy Asgalunu zobaczy� mo�na jedynie drewniane cha�upy, niewielkie magazyny, podrz�dne gospody, n�dzne kramiki, targowiska i �eglarskie spelunki. Poniewa� w Shemie ma�o jest las�w, niskie budowle wznosi si� z drewna pochodz�cego ze starych statk�w zniszczonych przez sztormy. Ten mocny, ale nas�czony �ywic� i smo�� budulec jest tak �atwopalny, �e co jaki� czas nabrze�a Asgalunu staj� w p�omieniach i obracaj� si� w popi�.
   Jedynie twardzi, otrzaskani w �wiecie ludzie zamieszkuj� takie miejsce. Tutaj wi�c kieruj� kroki ci, kt�rzy poszukuj� osobnik�w tego rodzaju.
   
   Conan z Cymmerii by� znudzony. Na Zachodnich Ziemiach panowa� pok�j. Pomniejszym wodzom chwilowo brakowa�o pieni�dzy i energii, a co za tym idzie � ochoty do wojowania. Kraje tradycyjnie wrogo do siebie nastawione, czyli prawie wszystkie, zm�czy�y si� wojnami i zaj�y rozwi�zywaniem w�asnych problem�w. Trzeba by�o postawi� na nogi podupad�y handel, obsia� pola stratowane przez walcz�ce armie, odbudowa� spl�drowane miasta. Ludzie z zawodu i zami�owania paraj�cy si� wojennym rzemios�em nie mieli czego szuka� w pa�stwach, kt�re chcia�y zapomnie� o walce. Nawet odwieczna wojna domowa w Ophirze zmierza�a ku ko�cowi z powodu kra�cowego wyczerpania obu stron.
   Takie okresy posuchy nigdy nie trwa�y d�ugo. Conan nie s�dzi�, by ten panowa� d�u�ej ni� rok, ale i tak mo�na by�o umrze� z g�odu. Od miesi�cy w��czy� si� po Ophirze, Koryntii i Kothie, szukaj�c zaj�cia. Podr�e odbywa� najmuj�c si� jako stra�nik do ochrony karawan. Wojownicy, tymczasowo pozbawieni normalnego zaj�cia, masowo imali si� rozboju. Conan sam niegdy� by� bandyt�, ale teraz uwa�a�, �e grasowanie na go�ci�cach jest poni�ej jego godno�ci. Z drugiej strony wiedzia�, �e pr�dzej wr�ci do z�odziejskiego fachu, ni� pozwoli, by zabi� go g��d. Ostatnia karawana, z kt�r� podr�owa�, wy�adowa�a towary w Asgalunie. Conan zatrzyma� si� w portowej tawernie �Pod Albatrosem�, by �y� ze swojej wyp�aty i czeka�, a� co� si� zmieni. Jednak pieni�dze prawie si� sko�czy�y, a perspektyw jak nie by�o, tak nie by�o. Cymmerianin wiedzia�, �e je�li przyb�dzie jaki� piracki okr�t, b�dzie go kusi�o, aby si� zaci�gn��.
   Gdy tak siedzia� przy rozchybotanym stole i wygl�da� przez okno podobne do iluminatora, dostrzeg� obcy �aglowiec wp�ywaj�cy do ma�ej zatoki. Kiedy statek wy�oni� si� zza p�nocnego przyl�dka, Conan oszacowa� maszty i o�aglowanie. Kad�ub ledwo wystawa� nad wod�, ale nie z powodu du�ego zanurzenia, tylko po to, by zapewni� statkowi jak najwi�ksz� pr�dko�� i zwrotno��. Wkr�tce za�oga opu�ci�a �agle i wysun�a d�ugie wios�a, potrzebne do portowych manewr�w. By� to okr�t wojownika i Conan zdecydowa�, �e po zacumowaniu zamieni par� s��w z kapitanem. Jednak zanim mia� okazj� to uczyni�, spotka�a go niespodzianka.
   
   � Wszystkie tawerny s� podobne � powiedzia�a m�oda kobieta.
   Mia�a na sobie prost� sukni� z niebieskiego jedwabiu. Z�oty sznur otacza� jej smuk�� tali� pi�� czy sze�� razy, a jego ko�ce, po��czone wyszukanym w�z�em i ozdobione fr�dzlami, si�ga�y prawie do kolan. Drobne stopy kobiety by�y obute w ci�emki wyszywane z�ot� nici�. Jednak to nie kosztowny przyodziewek przyci�ga� pr�niak�w i awanturnik�w, t�ocz�cych si� w w�skich uliczkach portowej dzielnicy, tylko niezwyk�a uroda dziewczyny. Sk�r� mia�a bia�� jak �nieg, a ogromne oczy tak jasne, �e prawie pozbawione barwy. Srebrzystobia�e w�osy, si�gaj�ce do pasa, podtrzymywa�a jedynie z�ota opaska z opalem w z�otej oprawie.
   Zwykle kobieta tak atrakcyjna i tak bogato ubrana nie przesz�aby w tej dzielnicy nawet dziesi�ciu krok�w bez nara�ania si� na zaczepki, ale m�czy�ni o �otrowskich spojrzeniach trzymali si� z dala i nie pr�bowali jej niepokoi�. Takie zachowanie nie wynika�o bynajmniej z ich wrodzonej dobroci � po prostu kobieta nie by�a sama. M�czyzna, kt�ry kroczy� po jej lewej stronie, nie odstraszy�by nikogo. Ruchliwy, nerwowy cz�owieczek, kt�ry m�wi� du�o i szybko, �ywo gestykuluj�c. Nosi� aquilo�ski str�j podr�ny z aksamitu i sk�ry oraz miecz, kr�tki, z wymy�lnie wykut� gard�.
   To drugi m�czyzna, kt�ry pod��a� za nimi, zapewnia� kobiecie bezpiecze�stwo. By� bardzo wysoki, nieco wychudzony, ale proporcjonalnie zbudowany, z d�ugimi, pot�nie umi�nionymi ko�czynami. Mia� du�� g�ow� osadzon� na masywnym karku, a jego twarz pokrywa� z�ocisty zarost. Pomimo gor�cego dnia nosi� aksamitn� koszul� z d�ugimi r�kawami i kremowe r�kawice z pi�knie wyprawionej sk�ry. Je�li mia� jak�� zbroj�, to ukryt� pod sk�rzan� tunik�, za to miecz by� doskonale widoczny. Pot�ny, wykonany przez aquilo�skiego p�atnerza mia� ostrze d�ugie i szerokie, masywny jelec, g�owic� wykut� na podobie�stwo g�owy gryfa. R�koje��, wystarczaj�co d�uga, by z�apa� j� obur�cz, wy�o�ona by�a sk�r� rekina. Niegdy� szorstka i per�owoszara po latach intensywnego u�ywania wytar�a si� i nasi�kn�a potem. Sam wygl�d wyg�adzonej i prawie czarnej r�koje�ci m�wi� do�wiadczonym zabijakom, �e lepiej omija� w�a�ciciela tego miecza.
   � Tutaj! � powiedzia� ma�y m�czyzna. � Albatros! Widzicie? Tam nad drzwiami jest rysunek ptaka w locie. To stworzenie pochodzi z krain po�udniowych. Pe�ne wdzi�ku w powietrzu i niezdarne na ziemi. Wr�y powodzenie ka�demu okr�towi, kt�remu raczy towarzyszy�, a kroniki staro�ytnego Acheronu podaj�, �e nag�e pojawienie si� tego ptaka w g��bi l�du jest znakiem�
   Kobieta si� u�miechn�a.
   � Tak, wiem o tym, Springaldzie, lecz przybyli�my tutaj w poszukiwaniu cz�owieka, nie wiedzy. A poszukiwany powinien by� tutaj, po drugiej stronie tych drzwi.
   � Wejd� pierwszy, dziecko � o�wiadczy� wysoki m�czyzna.
   Jego palce zacisn�y si� na r�koje�ci miecza. Schyli� si� w niskim wej�ciu jak cz�owiek do�wiadczony w walce. Nie zgi�� si� w pasie, co ods�oni�oby bezbronny kark komu�, kto w z�ych zamiarach m�g�by si� czai� za drzwiami. Zamiast tego ugi�� kolana i wyprostowa� si� natychmiast po wej�ciu do �rodka. Omi�t� czujnym wzrokiem pomieszczenie, po czym ruchem r�ki wezwa� towarzyszy.
   Wielka izba mia�a dwa poziomy. Tu� za drzwiami po prawej stronie ca�� d�ugo�� �ciany zajmowa� szynkwas, po lewej znajdowa�y si� schody wiod�ce na pi�terko. Podest przy wej�ciu mia� mo�e sze�� krok�w d�ugo�ci, a z niego po czterech szerokich stopniach wchodzi�o si� na dolny poziom, zastawiony licznymi sto�ami i �awami. Za okr�g�ymi oknami, przez kt�re wlewa�o si� s�o�ce, rozci�ga� si� widok na roziskrzone wody zatoki.
   Z powodu wczesnej pory, w gospodzie znajdowa�o si� nie wi�cej ni� tuzin m�czyzn i kobiet. Karczmarz przyjrza� si� bacznie przybyszom. Na widok ich bogatego odzienia �ywo wyskoczy� zza szynkwasu, wytar� r�ce o fartuch i sk�oni� si� nisko.
   � Szlachetni panowie, szlachetna pani, czym mog� wam s�u�y�?
   � Szukamy pewnego cz�owieka. Jest Cymmerianinem. S�yszeli�my, �e mo�na go tutaj znale��. � Wysoki Aquilo�czyk m�wi� kr�tkimi zdaniami, jakby zna� warto�� swoich s��w i nie cierpia� ich marnowa�.
   � Aha � mrukn�� z rozczarowaniem w g�osie karczmarz. � Chodzi wam o Conana. Siedzi tam, przy stole obok okna.
   � Doskonale � odezwa�a si� kobieta, � B�d� tak dobry i przynie� do tego sto�u dzban najlepszego wina i cztery szklanice.
   � Ju� si� robi, pani. � M�czyzna znikn�� za szynkwasem.
   Conan przygl�da� si� przybyszom. Stanowili niezwyk�y widok w takim miejscu, jak tawerna �Pod Albatrosem�. Ich ubrania wskazywa�y, �e pochodz� z Aquilonii. Ma�y cz�owieczek sprawia� wra�enie roztrzepanego i nerwowego, ale Conan przeczuwa�, �e swoim kr�tkim mieczem w�ada lepiej, ni� mo�na by si� spodziewa�. Wysoki m�czyzna wygl�da� imponuj�co. Jego �wietne odzienie nie by�o krzykliwe, tylko bogate jak szaty wielmo�y. Oczywi�cie, �e cz�owiek ten nale�y do wojskowej arystokracji, a zachowanie i miecz wskazywa�y, i� jest nie byle jakim wojownikiem. Kobieta stanowi�a zagadk�. Jej ubranie pochodzi�o z Aquilonii, obaj towarzysze byli Aquilo�czykami, lecz tak niezwyk�� karnacj� Conan widywa� jedynie w�r�d Hyperborejczyk�w. Zobaczy�, �e karczmarz skin�� w jego kierunku i tr�jka skierowa�a si� do sto�u, przy kt�rym siedzia�. By� mo�e los si� do niego u�miechnie.
   Zatrzymali si� przy nim.
   � Ty jeste� Conanem z Cymmerii? � zapyta� wysoki.
   � Tak � odpowiedzia�. Nie wsta� ani nie zaproponowa�, by usiedli. By�o za wcze�nie na takie uprzejmo�ci.
   � Jestem Ulfilo, margrabia Petvy w Aquilonii. Ta dama to Malia, �ona mojego brata.
   � A ja jestem Springald � przedstawi� si� mniejszy m�czyzna � uczony i nauczyciel z Tanasulu.
   � Chcemy zapyta�, czy nie zgodzi�by� si� naj�� do s�u�by w czasie podr�y, kt�r� musimy przedsi�wzi�� � oznajmi� Ulfilo.
   Pojawi� si� karcz...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin