Barker Margaret - Harlequin Medical 439 - Szpital w Indiach.pdf

(749 KB) Pobierz
The Fatherhood Miracle
Margaret Barker
Szpital w Indiach
Tytuł oryginału: The Fatherhood Miracle
122817296.035.png 122817296.036.png 122817296.037.png 122817296.038.png 122817296.001.png 122817296.002.png 122817296.003.png 122817296.004.png 122817296.005.png 122817296.006.png 122817296.007.png 122817296.008.png 122817296.009.png 122817296.010.png 122817296.011.png 122817296.012.png 122817296.013.png 122817296.014.png 122817296.015.png 122817296.016.png 122817296.017.png 122817296.018.png 122817296.019.png 122817296.020.png 122817296.021.png 122817296.022.png
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Anita wysiadła z samolotu i poczuła, jak otula ją
ciepłe powietrze, jakże odmienne od chłodnej i wilgot-
nej angielskiej zimy.
Wróciła do domu. Tyle że tym razem nikt na nią tu
nie czeka.
Było tak gorąco jak owego dnia, gdy wróciła od
babci z Anglii i trzymając mocno za rękę nianię, cze-
kała, aż rodzice wybiegną z budynku lotniska, aby ją
przywitać. Ale wtedy Bhanu powiedziała jej ze spo-
kojem, że wrócą do domu same.
Czuła już wcześniej, że niania coś przed nią ukry-
wa, ponieważ odwróciła głowę i rozmawiała z nią
dziwnym oficjalnym tonem, pozbawionym ciepła.
Przejmujące wspomnienia powróciły, kiedy Anita we-
szła do sali przylotów. Było tu trochę chłodniej, nie-
mniej wyjęła z torebki wilgotną chusteczkę higienicz-
ną i wytarła czoło. No, lepiej!
- Czy pani się dobrze czuje?
Wróciła na ziemię, poczuwszy na sobie pytający
wzrok urzędnika kontroli paszportowej. Patrzył na nią
i na jej zdjęcie.
- Tak, dziękuję - odrzekła, głęboko oddychając.
Mężczyzna pokazał w przyjaznym uśmiechu kom-
plet pięknych białych zębów kontrastujących z barwą
skóry.
122817296.023.png 122817296.024.png 122817296.025.png
- Wkrótce się pani przyzwyczai do temperatury
- zauważył melodyjnym głosem, który był miły dla jej
ucha. Przypominał jej żywo pacjenta ojca, który
z wdzięczności za operację ratującą życie jego córecz-
ce pojawiał się co kilka dni w ich domu, przynosząc
w darze koszyczek jajek.
- Dla pana pięknej córki od córki, którą pan urato-
wał, panie doktorze - mówił zawsze.
- Upał mi wcale nie dokucza. Urodziłam się tutaj,
w Rangalore - odpowiedziała z uśmiechem.
- Ach, tak. - Kiwnął głową, odwracając kartkę
w paszporcie i spoglądając na datę i miejsce urodze-
nia, a potem sprawdził jeszcze coś. - Widzę, że pani
doktor przyjechała do pracy. Mam nadzieję, że będzie
pani tutaj bardzo szczęśliwa.
- Dziękuję, jestem tego pewna. - Anita odebrała
paszport.
Jej słowa były nieco wymuszone. Niedawno zro-
zumiała, że człowiek sam tworzy własne szczęście,
niezależnie od tego, gdzie mieszka. Otoczenie nie ma
znaczenia. Trzeba ciężko pracować, bawić się i nie
zastanawiać się zbytnio nad tym, czy się jest szczęś-
liwym.
Po opuszczeniu lotniska wsiadła do jednej z żół-
to-czarnych taksówek. Ruch uliczny był znacznie bar-
dziej uciążliwy niż wtedy, kiedy była dzieckiem. Wró-
ciła myślą do szczęśliwych czasów, gdy rodzice jesz-
cze żyli, zanim wysłano ją do Anglii i umieszczono
w szkole z internatem. Można było wtedy jeździć
rodzinnym samochodem po zakupy do centrum Ran-
galore, sunąc powoli ocienionymi drzewami alejami,
i wystawiać głowę przez okno, aby przyglądać się
122817296.026.png 122817296.027.png 122817296.028.png
rowerom, mężczyznom pędzącym bydło na targ i nie-
licznym rikszom.
Teraz jedna z nich wśliznęła się pomiędzy jej tak-
sówkę i dużą ciężarówkę. Ruch zatrzymał się na chwi-
lę. Gdyby nie krowa, która przechodziła na drugą
stronę drogi, wymijając pojazdy, to ta kolorowa scena
mogłaby przypominać korek, który zatrzymał ją wczo-
raj niedaleko lotniska Heathrow i sprawił, że omal nie
spóźniła się na samolot.
Zależało jej, by zdążyć, choć wątpliwości co do
tego, czy słusznie postępuje, nadal ją prześladowały.
Ale nadszedł czas, aby zacząć od nowa, aby pozosta-
wić przeszłość za sobą.
Taksówka sprawnie wyprzedziła kilka pojazdów
i włączyła się do ruchu. Po kilku minutach Anita
ujrzała skąpany w porannym słońcu nowy szpital. Do-
stała wcześniej jego zdjęcia wraz z formularzami,
które musiała wypełnić, zanim zakwalifikowała się na
rozmowę w Londynie. Budynek szpitala naprawdę wy-
glądał imponująco.
Poczuła nagły przypływ nostalgii, kiedy przejeż-
dżali obok starego szpitala w Rangalore, który stał
obok nowego. Wyglądał, jakby był jego częścią. Miała
jeszcze przed oczami ojca ze stetoskopem na szyi, jak
spieszy starymi szpitalnymi korytarzami na któryś
z oddziałów lub salę operacyjną.
Westchnęła głośno. Dzieciństwo, które zdawało się
być odległe, miała szczęśliwe. Wiedziała, że wracając
tutaj, nie zdoła go odtworzyć. Ale wcale tego nie
pragnęła. Cieszyła ją zmiana otoczenia, szczególnie
w zaistniałych okolicznościach.
Wyjrzała przez otwarte okno na wysokie drzewa
122817296.029.png 122817296.030.png 122817296.031.png
kazuarynowe ocieniające szeroki wjazd, kiedy tak-
sówka zatrzymała się przed szpitalem. W ogrodzie jej
dzieciństwa też były drzewa. I palmy, takie jak te na
skraju parkingu. Co wieczór wspinał się na nie czło-
wiek przywiązany w pasie liną, bo jej matka bała się,
że spadnie. Anita lubiła patrzeć, jak ten człowiek posu-
wa się w górę, a potem spuszcza olej palmowy do wy-
drążonej tykwy przypiętej pasem do pleców.
Teraz, gdy przyjrzała się temu miejscu dokładniej,
stwierdziła, że przecież tutaj był dawny ogród jej sta-
rego domu! Od pewnego czasu wiedziała, że kilka
domów obok starego szpitala rozebrano, aby zrobić
miejsce dla nowego. A więc naprawdę w końcu znala-
zła się w domu!
Zapłaciła taksówkarzowi, walcząc ze zmęczeniem.
W samolocie przespała wprawdzie kilka godzin, a po-
tem podniecenie wywołane powrotem do Rangalore
dodało jej energii. Wiedziała, że musi się zmobilizo-
wać i zadomowić w nowym miejscu.
Portier wziął od niej walizkę i wskazał recepcję.
Tak, oczekują jej, powiedziała recepcjonistka. Por-
tier zabierze bagaż do jej mieszkania w aneksie, gdzie
mieszkają lekarze. Inny zaprowadzi ją do ordynatora
chirurgii, który jednocześnie jest szefem oddziału ra-
tunkowego.
Spytała, czy może się najpierw odświeżyć, ale usły-
szała, że ordynator zawsze spotyka się z lekarzami
zaraz po ich przyjeździe i że jest zbyt zajęty, by mieć
czas zobaczyć się z nią później.
Lepiej iść z prądem. Nie powinna zakłócać rytmu
pracy szefa. Wszystko jest tu niezwykle funkcjonalne,
myślała, idąc korytarzem pomalowanym na biało.
122817296.032.png 122817296.033.png 122817296.034.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin