Przybyłek Marcin - Gamedec 03 - Zabaweczki. Błyski.pdf

(1584 KB) Pobierz
Przybylek Marcin - Gamedec 03
Marcin PrzybyĀek
Gamedec 3
Zabaweczki. BĀyski
Warszawa 2008
PODZIĦKOWANIA. 1
Prolog Najpierw cisza... 2
Ksiħga 1 Potem zobaczysz błyski... 3
Słownik neologizmów i trudnych terminów.
215
Osoby. 223
Czas gajaıski (uniwersalny): 224
Torkil Aymore emigruje na Gajħ wraz z AnnĢ Sokolowsky, Pauline Eim, jej synem Kononem,
Harry'ym Normanem, hakerem Rubenem Troyem i psychologiem Levi Chipem. Na Ziemi
pozostaje Peter „Crash" Kytes wraz z druŇynĢ Bezbolesnych i Steffi Alland - podwójna agentka
Shadow Zombies. Podczas lotu gamedec wysuwa podejrzenie, Ňe narodziny Bestii nie były
przypadkiem, lecz wynikiem skoordynowanej akcji Laurusa Wilehada, podajĢcego siħ za agenta
Europejskiego Biura Ochrony Paıstwa, oraz Sergia Lamy, naczelnego naukowca Shadow
Zombies, rzekomego zbiega z laboratoriów Mobillenium. Gamedec sĢdzi, Ňe obaj pochodzĢ z tej
samej firmy:
z Mobillenium.
Do systemu Sigma Draconis nie dolatuje statek emigracyjny „Medusa", który startował wraz z
„Peregrynem" (na którym znajdował siħ Torkil). Na pokładzie zaginionej jednostki znajdowała siħ
delegacja afrykaıskiej firmy !LivE! z wiceprezesem Urielem Tamerlanem na czele. Torkil domyĻla
siħ, Ňe zanim oczyszczono sieę z zagroŇenia, Bestia zdołała uchwycię przyczółek w realium -
gwinejski koncern, którego nazwa czytana wspak brzmi:
!EviL!
Podzi ħ kowania.
Gamedec. Zabaweczki to duŇa ksiĢŇka i jak kaŇde takie przedsiħwziħcie, mimo Ňe w podpisie
widnieje tylko jedno nazwisko, nie została stworzona przez jednego człowieka. Chciałbym bardzo
podziħkowaę osobom, które poprzez dyskusje, pytania czy spotkania pomogli mi w jej kreacji.
Dziħkujħ wiernej i pomocnej ekipie z portalu Gamelog: Grabarzowi, Dragon Warriorowi,
Theeckowi, Bukinsowi, Dridenowi, Halasterowi, Turtlesowi, Zoltowi, DaeLowi, LSZ'owi,
Cherryy'emu, Looneyowi, Koobikowi, Vooplayerowi, Stalkerowi1984, Crowleyowi, Countermanowi,
Caspiusowi, Jerodowi, Piccolowi, Galadorowi, Gonzowi, Elmi'emu i Keldonowi za konstruktywnĢ
krytykħ Granicy rzeczywistoĻci i Sprzedawców lokomotyw, za analizy, pytania i stymulacjħ do
myĻlenia. Jarowi3000 z tego samego portalu dziħkujħ za program generujĢcy czas uniwersalny.
Dziħkujħ forumowiczom Gamedec Zone za zaangaŇowanie i trudne pytania: Ixolite'owi,
Claygirl, Kasi Paluch, mawete, Last Vikingowi, Mateuszowi Jarocie (i jego ojcu Andrzejowi),
JaĻkowi Kłosowi i DarkShadow'owi EC.
Dziħkujħ osobom, które mnie wspierały i dodawały otuchy: Lucynie „Lu" KuĻmirek, Gorimowi1,
Kasi „joe-cool" Rakowskiej, Ice Krawczyk, Kasi i Rafałowi Kosikom.
Bardzo dziħkujħ Michałowi Młotkowi za liczne listy, w których wyjaĻniał naukowe aspekty
kreowanego przeze mnie Ļwiata, dziħkujħ równieŇ Witkowi Siekierzyıskiemu za dyskusje o
kalibrowaniu i o moŇliwoĻciach (oraz ograniczeniach) przyspieszonego uczenia.
Wdziħczny jestem Dance Górskiej za rzetelnĢ i do bólu szczegółowĢ redakcjħ całego tekstu.
Danusiu, jesteĻ wielka! Osobne podziħkowania naleŇĢ siħ dwóm wspaniałym przyjaciołom:
Norbertowi DĢbrowskiemu i Mariuszowi „Nexusowi" Krawczykowi za to, Ňe ze swoimi potħŇnymi
ciałami utworzyli dziób pancernika o nazwie „Gamedecverse".
Za stworzenie tego słowa, wiernĢ obecnoĻę tudzieŇ pracħ przy stronie Gamedec Zone dziħkujħ
Mariuszowi Klimkowi. Niech bħdzie mi wolno podziħkowaę mojej Ňonie Ani za dostarczenie
doskonałych wykładów z neurofizjologii oraz za celne wskazówki dotyczĢce funkcjonowania
mózgu.
Mojej córce, Kalince, dziħkujħ słodkĢ i niezachwianĢ wiarħ w „słynnego tatusia".
Prolog
Najpierw cisza...
Jestem pijany. W połyskliwej płaszczyŅnie baru szklaneczki z drinkami wydajĢ siħ nie odbijaę,
ale odciskaę na kształt płaskorzeŅb. Co ja miałem zamówię...? Odwracam siħ na metalowym
stołku. Rħka Ļlizga siħ po krawħdzi blatu. Dumm, dumm, dumm, muzyka drŇy we wszystkich
czħĻciach ciała... Nad tradycyjnym parkietem, gdzie krħci siħ kilkadziesiĢt par w powodzi
fioletowych i srebrnych snopów Ļwiatła, unosi siħ antygrawitacyjny bĢbel - raj dla miłoĻników
wygibasów anty-g. Powierzchnia bĢbla odbija rzeczywistoĻę jak wypolerowana łyŇeczka. W
Ļrodku, wĻród dziesiĢtków połyskujĢcych ciał, prħŇy siħ Lilith. Piħħħkna filigranowa dziewczyna w
spodniach, które co chwila stajĢ siħ przezroczyste. Majteczki koronkowe, opalona skóra, złota,
jakby przeĻwietlona. AleŇ wĢska talia! Robiħ zoom na jej twarz. Zerka na mnie oczami barwy
jeziora przed burzĢ. Jej lensy generujĢ na chwilħ złote, płonĢce wrzeciona otaczajĢce Ņrenicħ, co
dodaje spojrzeniu dzikoĻci. Drobne, zgrabnie wykrojone, niezbyt pełne usta rozciĢgajĢ siħ w
uĻmiechu. Zħby lĻniĢ bielĢ, która kontrastuje z fosforyzujĢcĢ błħkitnĢ szminkĢ, doskonale
dopasowanĢ do ciemnej cery. Oddalam obraz. Zwracam maskowatĢ twarz do obsługujĢcego.
- Dwa giny z oktopusem.
Staram siħ wymawiaę słowa wyraŅnie, w porzĢdku liniowym, prawidłowo.
Perlisty płyn tryska w kryształowe półkule wielkoĻci dłoni. RŇniħty w bioszkle wizerunek
kopulujĢcej pary mieni siħ błyskami purpury i fioletowego cienia. Smukłe, Ňylaste rħce barmana
wrzucajĢ wijĢce siħ dodatki. Tak bez szczypczyków?! Kilka drobniutkich kropel pryska mi na rħkħ.
Kryształki zapomnienia... Na hemisferach lĢdujĢ półkuliste pokrywki. Krawħdzie zrastajĢ siħ.
Wyciħte w szkle pary kochanków oŇywajĢ. BħdĢ tak siħ kochaę do koıca Ļwiata... Podnoszħ
drinki.
- Dziħki - puszczam oko.
Barman robi profesjonalnĢ minħ i ĻciĢga z mojego obicoina opłatħ. Przed oczami miga
trójwymiarowa cena. Jej widok przez chwilħ przysłania wizjħ. Dwa razy taniej niŇ na Ziemi!
Kocham Gajħ! Chwytam mocniej kielichy (kryształowe pary, wyczuwajĢc zmianħ temperatury,
wpadajĢ w spazmatyczny trans) i mentalnie uruchamiam menu pomieszczenia. Dookoła pojawia
siħ półkulisty miraŇ okien, poznaczony dziesiĢtkami przycisków, miniaturowych obrazów, a na jego
tle połyskuje ruchliwy celownik sterowany moim wzrokiem, usytuowany jakby kilka centymetrów
przed eterycznĢ płaszczyznĢ. Kursor „lepi siħ" do róŇnych miejsc, gdy bezwiednie poruszam
oczami. Zwracam wzrok w górħ i lewo (w geĻcie przypomnienia), a posłuszny celownik wħdruje za
moim spojrzeniem. Zaraz, jak to trzeba było pomyĻleę... Drapiħ siħ w głowħ, przekrzywiajĢc hef.
Gówniane urzĢdzenie. Niby tylko kawałek opaski z jakimĻ dynksem we włosach, ale zawsze
mħŇczyŅnie jakoĻ nie przystoi... Na Gai kaŇdy nosi hef. Head Firewall. ņeby Ňadna szuja nie
zahipnotyzowała falami elektromagnetycznymi, grawitacyjnymi, czymkolwiek. Lilith w swoim
wyglĢda cudnie. Jakby diadem... Wracam wzrokiem do ikon i napisów przysłaniajĢcych wnħtrze
(które dudni, drga, mieni siħ Ļwietlnymi eksplozjami). Jest: obracajĢcy siħ w przestrzeni napis
Antigrav Bubble Transport. Celujħ w niego, kursor przykleja siħ... wydajħ rozkaz, jak mówiła Lilith,
„miħkkĢ myĻlĢ", wskaŅnik zaczyna migaę na czerwono i... porywa mnie niewidzialna siła: wznoszħ
siħ w powietrze (odczuwam krótki zawrót głowy, staram siħ nie upuĻcię pucharków), zbliŇam siħ
do antygrawitacyjnej Ļciany, przeciskam przez napiħcie powierzchniowe kuli (w miejscu, gdzie
wnikam, powierzchnia odkształca siħ, a odbicia wydłuŇajĢ groteskowo), obijam siħ o jakiegoĻ
wiszĢcego głowĢ w dół roztaıczonego krzykacza i wyszukujħ wzrokiem słodkĢ figurħ... WyciĢgam
rħce w jej stronħ. Antygrawitacyjne silniczki, umocowane cienkĢ uprzħŇĢ na kostkach, kolanach,
biodrach, ramionach, łokciach i nadgarstkach (dostałem je przy wejĻciu), interpretujĢ ten gest jako
chħę przemieszczenia siħ. Taniec „anty-g" polega na opanowaniu ruchów, które sĢ
przekształcane przez generatory w akrobatyczne sekwencje. ZbliŇam siħ do niej.
- No co ty. - Lilith patrzy w powietrze. Rozmawia. Pewnie jak zwykle z szefem. Perłowe włosy
przysłaniajĢ opalony, gładki policzek. Zerka na mnie przelotnie. - Merci - szepcze, wyciĢgajĢc do
szkła smukłĢ rħkħ. Przez ułamek cetni widzħ dwie subtelne Ňyłki na grzbiecie jej dłoni.
Kryształowa para, wyczuwszy innĢ temperaturħ ciała, zmienia pozycjħ z jeŅdŅca na klasycznĢ
odwróconĢ. ĺwietlny refleks taıczy na poĻladkach kochanki. Lilith przeciĢga rħkĢ po piersi
odsłoniħtej w głħbokim dekolcie i dalej w dół, do pionowego, zagłħbionego pħpka, widocznego
pod krótkĢ bluzeczkĢ. Ruch dłoni zgrywa siħ z rytmem muzyki. Jej biodra nieustannie falujĢ.
- Bħdħ trzeŅwa, przecieŇ wiesz - przekomarza siħ z pryncypałem. - No dobrze.
Znów przelotnie spoglĢda mi w oczy. Jej wzrok zanurza siħ we mnie jak czarne włócznie
ozdobione turkusowymi piórami. Dreszcz przechodzi od piersi do stóp. Ta dziewczyna działa na
mnie niczym halucynogenne grzybki.
- Do jutra - koıczy.
Jej usta ledwie widocznie drgajĢ, gdy wydaje mentalny rozkaz zerwania połĢczenia. DomyĻlam
siħ, Ňe usuwa menu sprzed oczu. Robi to szybko, łatwo, z gracjĢ. ńrenice patrzĢ jeszcze przez
chwilħ w niewidzialne dla mnie okna. PomyĻleę, Ňe taki konserwatysta jak ja, zwolennik operatywy
opuszkowej ewentualnie głosowej, przeszedł na mentalizm, ledwie o tym wspomniała. Nowe
ubranie, hef, imidŇ. Wszystko w ciĢgu dwóch gajaıskich dni. Co moŇe zmienię naturħ
mħŇczyzny? Banalne pytanie.
Przytulam siħ do niej. Nie wiem, dlaczego mi na to pozwala, nie rozumiem, skĢd wziħła siħ
bliskoĻę miħdzy nami, powinna mnie odepchnĢę, nie pozwolię na takĢ nachalnoĻę.
- Szef? - pytam cicho, prawie mruczĢc.
Kolejne omnikowe ułatwienie: na dyskotece nie musisz siħ drzeę (swojĢ drogĢ, skĢd siħ wziħło
słowo „dyskoteka"?), o ile znasz numer rozmówcy. Lilith macha lekcewaŇĢco dłoniĢ. Oplata mnie
rħkami. Oplata nogami. Automatycznie rozglĢdam siħ za zazdrosnym dyrektorem. SprħŇyste
piersi na moim torsie. WyraŅnie wyczuwam taĻmy miħĻni prostych brzucha prħŇĢce siħ,
napinajĢce, rozluŅniajĢce jak muskuły wħŇa. Nie dziwiħ siħ jej bossowi. Na policzku jej usta,
gorĢce jak lawa. Miħdzy nimi jħzyk. Zaczynamy wirowaę, obracamy siħ do góry nogami. Przez
ułamek sekundy mam wraŇenie, Ňe widzħ poĻród setek głów zawistny wzrok dyrektora.
NiemoŇliwe. Lilith jest zbyt dyskretna. Zapewne pryncypał przebywa na innym poziomie Gaia Disc,
w towarzystwie dziesiĢtków hostess: organiczek i rebotek. Rebot to niedawno powstały neologizm.
Realium Bot. Bot w realium: program przybrany w ciało przypominajĢce ludzkie. Taki bot w
geskinie. Wdycham zapach jej włosów. ŁĢki pełne rumianku i lawendy. Na nich ja i ona, schowani
wĻród dwumetrowego kwiecia... Przez chwilħ tracħ dech, gdy czujħ jej elastyczne ciało tulĢce siħ
do mojego. RównoczeĻnie siħgamy do rurek wystajĢcych z kryształowych drinkówek. BĢble
alkoholu, pozałamywane wrzecionami niestrudzenie kochajĢcych siħ par, odbijajĢ gigantycznĢ
salħ tanecznĢ, setki goĻci, mnemoprojekcje, iluzje, pulsujĢce roje Ļwiateł. Purpura, fiolet i srebro.
Nie wiadomo, gdzie góra, gdzie dół. Muzyka, szaleıstwo, pijaıstwo, koniec Ļwiata. Patrzħ na niĢ i
nie wiem juŇ: jest człowiekiem czy tygrysicĢ? Wije siħ w moich ramionach, udajĢc ataki, odskoki,
ukĢszenia, a wszystko to w harmonii erotycznych ruchów. KaŇde zetkniħcie brzuchów, lħdŅwi i rĢk
krzyczy nowĢ frazĢ. Przesuwam rħkĢ po łopatce, po skórze nieprawdopodobnie miħkkiej, do szyi,
obracam jĢ... Te plecy... wygiħcie talii jak najpiħkniejszy akord. SprħŇyste poĻladki przylegajĢ do
mojego podbrzusza. Lilith wzmaga nacisk. Dotyk jak okrzyk radoĻci, jak chwila poznania.
Zamykam oczy i wirujħ w samym centrum wszechĻwiata. To taniec czy seks przez ubranie? Co
za róŇnica?
Trwaj, chwilo, bĢdŅ wiecznoĻciĢ, modlħ siħ. Lilith chichocze. Przypadkiem przesłałem
pragnienie w formie tekstowej. Nie mogħ uwierzyę, Ňe poznaliĻmy siħ zaledwie dwie dukile temu,
wkrótce po tym, jak wylĢdowałem na Gai...
Ksi ħ ga 1
Potem zobaczysz błyski...
Brakuje ci chemii w zwi Ģ zku? We Ņ do r ħ ki L-Pill, potrzymaj go, a Ň zapali si ħ zielony znacznik, i
podaj go partnerowi! Efekt ju Ň po 10 monach! Stan zakochania utrzymuje si ħ do 3 pendeków. L-
Pill! Koniec z niepokojem! Podobam Ci si ħ ? Chcesz mnie kocha ę ? We Ņ L-Pill i ciesz si ħ
prawdziw Ģ miło Ļ ci Ģ ! Tylko od Neuro Labs! Przed za Ň yciem podł Ģ cz opakowanie do omnika i
zapoznaj si ħ z ulotk Ģ.
Taka właĻnie reklama barwiĢca holobim wielkoĻci boiska powitała nas, gdy stanħliĻmy na
górnym, dachowym poziomie portu. WczeĻniej, jeszcze we wnħtrzu budowli, razem z około setkĢ
współpasaŇerów zostaliĻmy wydzieleni z rzeki imigrantów płynĢcej z włazów „Peregryna" i
skierowani przez latajĢcego droida na wyŇszy poziom, gdzie czħĻę z nas odebrała bagaŇe
(niektórzy, tacy jak ja, wysłali paki bezpoĻrednio do swoich apartamentów, wiħc nie musieli siħ o
nie martwię). Potem, ponownie podzieleni na dwie piħędziesiħcioosobowe grupy, wsiedliĻmy do
duŇych wind i wjechaliĻmy na górħ. Wtedy po raz pierwszy zobaczyliĻmy przepastne, złote niebo
Gai i tħ właĻnie reklamħ. Gdy ekran odpłynĢł, Ňeby czħstowaę rewelacjami podróŇnych z innych
megastatków, których liczne grupy gromadziły siħ w kwadratowych sektorach podobnych do
naszego, mogliĻmy w pełni docenię ogrom gajaıskiego portu: był to rozciĢgajĢcy siħ od
widnokrħgu po widnokrĢg kompleks budowli, drŇĢcy przyziemiajĢcymi podwoziami pojazdów,
sapiĢcy dyszami startujĢcych molochów, połyskujĢcy tysiĢcem iglic, upstrzony setkami stanowisk
obserwacyjnych, o wiele wiħkszy i ładniejszy od Bajkonuru. Trudno siħ dziwię: stanowił serce Gai.
Od razu go pokochałem, a sĢdzĢc po okrzykach zachwytu towarzyszĢcych nam osób, nie byłem
odosobniony. Poszły w ruch dryfujĢce minikamery, ludzie zaczħli robię holofotki. Pierwsze
pamiĢtki z nowej planety. Za szczytami baszt obserwacyjnych, na północ od portu, majaczyła
wieŇa megamiasta, niewyraŅna i wyblakła z tej odległoĻci.
Gigantyczna konstrukcja, wsparta na siedmiu filarach wygiħtych w delikatne łuki, wznosiła siħ w
róŇowe zmierzchajĢce niebo, bardziej ogniste i głħbsze od ziemskiego. Genea, stolica planety.
Rozejrzałem siħ ponad zabudowaniami portu. Lasy, miedziana wstħga rzeki, dalekie wzgórza...
Wszystko było jakby dalej i głħbiej, widnokrĢg równieŇ. Gaja była półtora razy wiħksza od kolebki
ludzkoĻci. Nareszcie moŇna naprawdħ patrzeę w dal! Na południu na tle brzoskwiniowego nieba
wiły siħ trzy cienkie trĢby powietrzne. Co za przypadek. To na naszĢ czeĻę? GdzieĻ dalej musi byę
ocean.
- To normalne - rozeĻmiał siħ podĢŇajĢc za moim wzrokiem wysoki, szczupły brunet, który
właĻnie zbliŇył siħ do naszej grupy na lewitujĢcym białym dysku.
Zawisł nad naszymi głowami. Twarz miał prostokĢtnĢ, usta wĢskie, policzki lekko zapadniħte.
Przenikliwe spojrzenie niebieskich oczu. Był to „rezydent", jeĻli wierzyę duŇemu, zielonemu,
trójwymiarowemu napisowi, który unosił siħ nad jego głowĢ na tle pomaraıczowego nieba. Gdzie
znajdował siħ generator tej iluzji, nie dostrzegłem. MoŇe pod klapami błħkitnej marynarki, po której
płynħły białe obłoki? Albo w pasku, który od dawna mħŇczyŅni noszĢ wyłĢcznie dla ozdoby? A
moŇe w dysku, na którym stał? Czym realium róŇni siħ od Ļwiatów, jeĻli moŇe w nim bytowaę
organik (na pewno organik?) z podskakujĢcĢ nad głowĢ eterycznĢ etykietĢ?
- Paıstwo pozwolĢ, Ňe siħ przedstawiħ - powiedział niby normalnym głosem, ale tak
przedziwnie wzmocnionym, Ňe z pewnoĻciĢ słyszała go cała piħędziesiĢtka pasaŇerów. -
Nazywam siħ Reginald Orondo, jestem rezydentem pierwszej klasy Głównego Portu
Kosmicznego Gai. Do moich obowiĢzków naleŇy dostarczanie imigrantom podstawowych
informacji o naszej planecie i okazanie niezbħdnej pomocy podczas pierwszego lotu do
destynacji. W waszym przypadku jest to Genea. Za chwilħ wejdziemy na pokład promu, który
przetransportuje nas do miasta. Tymczasem powiem kilka słów na temat globu, na którym
wylĢdowaliĻcie, i odpowiem na najbardziej palĢce pytania. Chħtnie przyziemiłbym poĻród was, ale
wtedy przestałbym wszystkich widzieę, a do czasu przylotu do Genei odpowiedzialnoĻę za waszĢ
grupħ spoczywa właĻnie na mnie, dlatego bħdħ przez jakiĻ czas nad wami polatywał. Czy nie
weŅmiecie mi tego za złe?
Lekko oszołomieni, pokrħciliĻmy głowami. - Doskonale...
W tym momencie do naszej grupki podleciał dziennikarski droid, składajĢcy siħ z kamery i
modułu holograficznego. UrzĢdzenie wyĻwietliło postaę czarnowłosej, smagłej reporterki. Iluzja
była tak mało przezroczysta, Ňe gdybym nie widział, jak obraz jest generowany, dałbym siħ
nabraę, Ňe to prawdziwa kobieta, tyle Ňe wiszĢca pół metra nad ziemiĢ. Dziennikarka (czy moŇe
tylko dziennikarski program) zwróciła siħ do kobiety w Ļrednim wieku, stojĢcej na skraju grupy:
- Dzie ı dobry, Gajan Enquirer, jak si ħ pa ı stwo czuj Ģ jako ocale ı cy? Co pa ı stwo s Ģ dz Ģ o
znikni ħ ciu „Medusy" ?
Zagadniħta cofnħła siħ o pół kroku.
- Ja... nie wiem, mówiono, Ň e zaraz si ħ znajdzie ...
Tłum zafalował. Nagle wszyscy jakby ocknħli siħ z szoku i przypomnieli sobie, Ňe megastatek z
piħędziesiħcioma tysiĢcami pasaŇerów nie wychynĢł na orbicie Gai. A powinien.
- Jak dot Ģ d „Medusa" nie pojawiła si ħ ani na orbicie Gai, ani na Ziemi. Mo Ň liwa jest katastrofa.
Co pa ı stwo czuj Ģ?
- To straszne - wyrwało siħ mħŇczyŅnie towarzyszĢcemu kobiecie. - JesteĻmy wstrzĢĻniħci...
W momencie, gdy grupħ zaczynała ogarniaę histeria, rezydent podpłynĢł do maszyny i
wykonujĢc nieznaczny gest rħkĢ, wyłĢczył projekcjħ dziennikarki.
- Ta grupa - wycedził zimnym tonem - podlega mojej opiece i nie Ňyczy sobie byę indagowanĢ.
Nikt nie bħdzie wszczynał paniki, zwłaszcza zaledwie kilkadziesiĢt mon po zajĻciu.
Jak on powiedział? „Mon"? To samo słowo, zdaje siħ, padło w tej reklamie... Droid jakby przez
chwilħ siħ zmagał z wygenerowanym przez mħŇczyznħ programem, w koıcu dał za wygranĢ,
obrócił siħ i lecĢc płaskim łukiem, podĢŇył do grupy znajdujĢcej siħ piħędziesiĢt metrów od nas.
Wtedy zauwaŇyłem, Ňe od strony Genei nadciĢga cały rój podobnych automatów. No tak. Jest
sensacja. I to prawdziwa.
Odprawienie urzĢdzenia nie uspokoiło dyskusji w naszej gromadzie. Raptem pasaŇerowie
uĻwiadomili sobie, Ňe byli Ļwiadkami historycznego zdarzenia i kaŇdy poczuł siħ niemal
bohaterem.
- Proszħ paıstwa - Reginald rozpostarł rħce w uspokajajĢcym geĻcie - doprawdy na razie nie
ma o czym mówię. Prawdopodobnie „Medusa" lada chwila wynurzy siħ z podprzestrzeni. Jak
paıstwo zapewne wiedzĢ, w czwartym wymiarze czas jest czymĻ zupełnie innym niŇ w naszej
rzeczywistoĻci i rzadko, ale jednak, zachodzĢ pewne odstħpstwa temporalne. Takie przypadki juŇ
siħ zdarzały..
CzyŇby? JakoĻ nie pamiħtam.
- ...z pewnoĻciĢ wkrótce usłyszymy komunikat, Ňe wszystko dobrze siħ skoıczyło... Proszħ
tylko o trochħ cierpliwoĻci. Zgoda?
UĻmiechnĢł siħ szeroko.
- Widzħ, Ňe tak. Bardzo paıstwu dziħkujħ za obywatelski spokój. - WestchnĢł, jakby zbierał siły
do jakiegoĻ wykładu. - Skoro tak, pozwolħ sobie powrócię do kwestii, która wyniknħła, gdy
niektórzy z paıstwa dostrzegli tornada. To rzeczywiĻcie zjawisko doĻę czħste...
Otworzyłem szerzej oczy. Nie tylko ja. Niektórzy pasaŇerowie rozchylali usta, by zaprotestowaę.
- Jak to? - odezwała siħ Pauline. - Nie doĻę mieliĻmy kataklizmów na Ziemi? Kilka razy w
miesiĢcu jakieĻ huragany, powodzie...
- Tsunami... - weszła jej w słowo atrakcyjna blondynka o pełnych ustach, których połyskliwa
powierzchnia zmieniała płynnie barwħ od szkarłatu do róŇu i z powrotem. Towarzyszył jej wysoki
szatyn, ubrany w biomateriał udajĢcy len. Jego duŇĢ głowħ osłaniało imponujĢce borsalino.
- Gdyby nie bariery grawitacyjne - wsparł jĢ basem - dawno byłoby po nas! A tu to samo? Nie
było tego w reklamach.
Rezydent rozeĻmiał siħ.
- Proszħ paı, proszħ pana, proszħ paıstwa - wskazał palcem trzy wrzeciona - spójrzcie
wszyscy, Ňeby nie było nieporozumieı.
Tłum obrócił siħ we wskazanym kierunku. Facet miał talent do panowania nad grupĢ. Dyskusje
Zgłoś jeśli naruszono regulamin