Linz Cathie - Niebezpieczne flirty(2).pdf

(378 KB) Pobierz
432918273 UNPDF
Cathie Linz
Niebezpieczne flirty
Rozdział 1
Nicole Larson nie miała zwyczaju poddawać się bez walki. Toteż kiedy
owego słonecznego poranka w pośpiechu wpadła w drzwi ratusza w Oak
Heights, była w bojowym nastroju. Od miesięcy walczyła z władzami miasta
o nowy etat w bibliotece publicznej. Wyniki ostatnich rozmów zdawały się
być obiecujące.
– O, jesteś, Nicole – powitał ją w holu komendant policji Straud. –
Czekałem na ciebie. – Obdarzyła go uśmiechem zarezerwowanym dla
starych znajomych.
– Miło mi cię widzieć, ale nie mam w tej chwili czasu na pogawędkę.
Spieszę się na spotkanie z burmistrzem i...
– Przeciwnie, to właśnie ze mną masz się spotkać – przerwał jej Straud.
– A od kiedy zaangażowałeś się w batalię o finansowanie etatów? –
zdumiała się Nicole, po czym dodała cierpko: – Nie bój się, nie będę stawiać
spraw na ostrzu noża. I nie sądzę, by burmistrzowi, a tym bardziej mnie,
potrzebna była ochrona policji.
Straud uśmiechnął się krzywo.
– Ładnie, już się widzę w roli anioła stróża, broniącego naszego drogiego
burmistrza przed rozszalałą kierowniczką biblioteki miejskiej. Ale mówiąc
poważnie, nie chodzi o problemy budżetowe.
– Czy coś się stało? – zapytała z lękiem.
– Spokojnie, chciałbym tylko przedyskutować z tobą pewien projekt.
Chodźmy do mojego biura.
Choć oddzielny gmach dla policji byłby zbytkiem w mieście tak
niewielkim jak Oak Heights, mimo to komenda, gnieżdżąca się kątem w
ciasnym ratuszu, walczyła o nową lokalizację. Nicole podejrzewała, iż o tym
właśnie Straud chciałby z nią pomówić, zwłaszcza że zarówno policja, jak i
biblioteka pragnęły zdobyć dla siebie dotacje z chudej miejskiej kasy.
Nicole energicznie wkroczyła do biura komendanta, lecz zawahała się
tuż za progiem. Jedno z krzeseł przeznaczonych dla interesantów było już
zajęte przez typa w czarnej skórzanej kurtce.
– Och, przepraszam, nie wiedziałam, że ktoś tu czeka – usprawiedliwiła
się odruchowo, podejrzewając, że przeszkodziła w przesłuchaniu. Jednak
mężczyzna był sam. Mierzył ją mrocznym spojrzeniem, swobodnie rozparty
na krześle. Coś w jego wyglądzie sprawiło, że poczuła się nieswojo.
Wyraźnie robił wrażenie faceta, któremu lepiej nie wchodzić w drogę. Z
jego postaci emanowała ukryta, niebezpieczna siła... I coś jeszcze –
magnetycznie przyciągająca, pierwotna i nieposkromiona męskość. Wytarte,
obcisłe dżinsy, z wystrzępionymi dziurami na kolanach I udach, opinały
długie nogi mężczyzny jak druga skóra. Czarna bawełniana koszulka była
czysta, lecz jej właścicielowi wyraźnie przydałoby się golenie. Czerwona
opaska, utrzymująca z dala od czoła niesforne ciemne kędziory, nadawała
jego twarzy wyraz wyzywającej niedbałości. Choć nie był skuty, kajdanki na
jego rękach wcale by jej nie zdziwiły. W każdym razie nie sprawiał
wrażenia potulnego petenta.
– Cóż, może w takim razie poczekam – ostrożnie stwierdziła Nicole.
– Nie odpowiada ci moje towarzystwo? – rzucił niedbale w odpowiedzi.
– To najwyraźniej jakaś pomyłka – wyjąkała.
– Mnie to mówisz? – mruknął. – Sam nie mogę uwierzyć, że tak głupio
dałem się złapać.
Dla Nicole sprawa w tym momencie była jasna. Skuty, czy nie, był
więźniem. Jeśli zostawi za sobą nie domknięte drzwi i zachowa stosowną
odległość od podejrzanego typa, będzie mogła wycofać się w porę. Jej ściśle
ustalony plan dnia przewidywał spotkanie z burmistrzem, nie zaś z
kryminalistą.
Najprawdopodobniej nie udało jej się ukryć obawy i dezaprobaty, gdyż
oczy mężczyzny nagle zwęziły się. Spojrzał uważnie, a po chwili
uśmiechnął się do niej. Ten uśmiech wyprowadził Nicole z równowagi.
Doprawdy, groźny, czy nie, ten facet miał cholernie seksowne usta.
– No, powiedz, na czym cię złapali – zakpił.
– Na niczym – oburzyła się. – Nie jestem kryminalistką!
– Ha, wszyscy tak mówią...
– Zdaje się, że to ty masz kłopoty, nie ja...
– Fakt. I zapewne zostanę słusznie ukarany – wymamrotał, ściszając głos
na widok wchodzącego Strauda.
– Widzę, że zdążyłaś już poznać detektywa Ellisa – stwierdził
komendant, sadowiąc się za biurkiem.
– Detektywa?
– Zgadza się – potwierdził ochoczo ów podejrzany typ. – Detektyw
Chase Ellis, do usług.
– Od kiedy to wywiadowcy w służbie małomiasteczkowej policji tak
wyglądają? – zapytała z przekąsem.
Czyżby ten niedbały styl był tylko maską, pod którą kryły się służbowe
kompetencje i odpowiedzialność? Jeśli nawet istniały sygnały, pozwalające
to odgadnąć, trudno było się ich doszukać w prześmiewczym spojrzeniu
brązowych oczu. Pierwsze wrażenie pozostało nadal decydujące – ten
mężczyzna stanowił zagrożenie, chociażby dla równowagi jej umysłu.
Detektyw nie bez złośliwej uciechy obserwował jej zmieszanie. Od początku
nie miał ochoty na tę sprawę. Tajniak w bibliotece, to doprawdy zabawne! A
nawet dosyć upokarzające. Był pewien, że o to właśnie chodziło szefowi,
gdy przydzielał mu robotę. Chase nie miał co do tego złudzeń, ponieważ
ostro podpadł swojemu kapitanowi z Chicago, zapamiętałemu służbiście i
biurokracie. Przełożony miał mu za złe nie tylko „nonszalancki", jak to
określał, stosunek podwładnego do papierkowej roboty i regulaminowych
ustaleń, ale przede wszystkim zakusy, jakie robił na jego córkę.
Czasowe oddelegowanie detektywa Ellisa do tego śpiącego miasteczka
na uboczu chicagowskiej metropolii było delikatnym sposobem okazania mu
dezaprobaty, nie mówiąc już o próbie odsunięcia go od przychylnej zalotom
córeczki. I tak to obiecujący wywiadowca znalazł się w Oak Heights, w
obcej jednostce, zmuszony na domiar złego do nudnego i ośmieszającego
kamuflażu w bibliotece miejskiej.
Pocieszające jest, uznał w duchu, że przynajmniej nowa koleżanka z
pracy prezentuje się nie najgorzej. Zdążył już dostrzec, że ma świetne nogi –
a to cenił u kobiet.
Fala jasnych włosów właśnie opadła jej na policzek. Odgarnęła ją
niecierpliwym ruchem, dzięki czemu mógł podziwiać zuchwale zadarty
nosek, zachwycający zarys gładkiego policzka i kształtne małe ucho.
Podejrzliwe spojrzenie, jakim skrycie go zmierzyła, pozwoliło mu wreszcie
dostrzec zieleń jej oczu. Spodziewał się raczej, że będą niebieskie.
Ukradkiem obserwując Nicole, jednym uchem słuchał, jak komendant
Straud wtajemnicza ją w sprawę. Z rozbawieniem patrzył, jak jego nowa
znajoma siadając, nerwowo obciąga smukłymi palcami krótką spódniczkę.
Poczuła na sobie jego wzrok i posłała mu wściekłe spojrzenie. Ależ ten
facet ma tupet! On nie tylko się w nią wpatruje, on po prostu rozbiera ją
wzrokiem! Czuła to niemal tak namacalnie, jakby dotykał dłońmi jej nagiej
skóry.
Chase powędrował spojrzeniem w górę, prosto w zagniewane oczy
Nicole, wyraźnie dające mu do zrozumienia, co dziewczyna sądzi o jego
nagannym zachowaniu.
W odpowiedzi wzruszył tylko ramionami, z uśmieszkiem wyraźnie
świadczącym o braku skruchy.
– Chodzi o to – mówił właśnie Straud – iż mamy podejrzenia, że
Biblioteka Publiczna w Oak Heights służy jako punkt kontaktowy dla
nielegalnej szajki bukmacherskiej. Dlatego właśnie przysłano nam
detektywa, by udawał bibliotekarza i nakrył przestępców na gorącym
uczynku.
– Bibliotekarza! – Nicole była równie zdumiona, jak gdyby usłyszała, że
Chase ma się wcielić w zakonnicę. – Taki numer nie przejdzie!
– A dlaczegóż by nie? – zapytał detektyw widząc, że jego niechęć do
tego stanowiska jest niczym wobec niechęci Nicole do jego kandydatury
jako nowego pracownika.
– Ponieważ nikt ani przez moment nie da się na to nabrać – stwierdziła z
przekonaniem.
– Pozwolisz, że sam będę się martwił o własną wiarygodność – odparł
urażony.
Komendant Straud czując, że atmosfera w jego biurze robi się gęsta,
wtrącił szybko:
– Nicole, twoje zadanie polega tylko na poinformowaniu biblioteki, że
ratusz w końcu zgodził się na dotowanie nowego etatu, lecz musi on być jak
najszybciej obsadzony, w przeciwnym razie fundusze przepadną.
Przesłuchaj jeszcze innych kandydatów – a nie wątpię, że tacy się już
znaleźli – by rzecz wyglądała jak najbardziej prawdopodobnie. Oczywiście
przyjmij jego. I nie martw się o nic. Gdyby ktoś zechciał go sprawdzić,
przekona się, żerna jak najlepsze referencje i odpowiednie dokumenty. O,
popatrz sama.... – to mówiąc wręczył Nicole kopię życiorysu, w którym
kandydat napisał, że ma lat trzydzieści cztery i nazywa się Alvin
Hoffstedder.
– Mam nadzieję, że nie zamierzasz przyjść na rozmowę o pracy w tym
stroju? – zapytała zjadliwie.
– Och, nie martw się, będę odpowiednio ubrany – zapewnił sucho nowy
kandydat.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin