A. i B. Strugaccy - Odruch samorzutny.pdf
(
131 KB
)
Pobierz
Microsoft Word - A. i B. Strugaccy - Odruch smorzutny
A. Strugacki, B. Strugacki
O
DRUCH SAMORZUTNY
Urm doznał uczucia nudy.
ĺ
ci
Ļ
le mówi
Ģ
c, nuda — czyli reakcja na jednostajno
Ļę
i monotoni
ħ
warunków lub te
Ň
co
Ļ
w
rodzaju wewn
ħ
trznego niezadowolenia z siebie, utrata zainteresowania
Ň
yciem jest wła
Ļ
ciwo
Ļ
ci
Ģ
tylko człowieka i niektórych zwierz
Ģ
t.
ņ
eby si
ħ
nudzi
ę
, nale
Ň
y mie
ę
, je
Ň
eli mo
Ň
na si
ħ
tak wyrazi
ę
,
czym si
ħ
nudzi
ę
— a wi
ħ
c posiada
ę
wysubtelniony i wysokozorganizowany system nerwowy.
Trzeba umie
ę
my
Ļ
le
ę
lub przynajmniej cierpie
ę
. Urm nie posiadał systemu nerwowego we
wła
Ļ
ciwym znaczeniu tego słowa i nie umiał my
Ļ
le
ę
. Tym bardziej nie umiał cierpie
ę
. Potrafił
tylko absorbowa
ę
, zapami
ħ
tywa
ę
i działa
ę
. Nie mniej jednak doznał uczucia nudy.
Wszystko zacz
ħ
ło si
ħ
od tego,
Ň
e po wyj
Ļ
ciu Pana dokoła Urma nic si
ħ
nie działo, co warto by
zapami
ħ
ta
ę
. A główny bodziec kieruj
Ģ
cy działaniem i pobudzaj
Ģ
cy Urma do działania stanowiło
gromadzenie nowych dozna
ı
. Władała nim nienasycona ciekawo
Ļę
, nienasycone pragnienie
przyjmowania i zapami
ħ
tywania jak najwi
ħ
kszej ilo
Ļ
ci faktów. Gdy nie było nieznanych faktów i
zjawisk, nale
Ň
ało ich szuka
ę
.
Ale całe swoje otoczenie Urm znał do najdrobniejszych szczegółów, do ostatnich granic. Od
pierwszej chwili swego istnienia pami
ħ
tał to przestronne, kwadratowe pomieszczenie o szarych,
szorstkich
Ļ
cianach, niskim suficie i
Ň
elaznych drzwiach. Unosił si
ħ
tu stale zapach rozgrzanego
metalu i olejów transformatorowych. Sk
Ģ
d
Ļ
z góry dochodził niewyra
Ņ
ny, niski szum — ludzie nie
mogli słysze
ę
go bez specjalnych przyrz
Ģ
dów, ale Urm słyszał doskonale. Umieszczone pod
sufitem lampy jarzeniowe były wygaszone, mimo tu Urm zupełnie dobrze widział przy pomocy
promieni podczerwonych i impulsów radarowych.
A wi
ħ
c Urm doznał uczucia nudy i postanowił wyruszy
ę
na poszukiwanie nowych wra
Ň
e
ı
. Od
wyj
Ļ
cia Pana min
ħ
ło pół godziny. Do
Ļ
wiadczenie mówiło Urmowi,
Ň
e teraz nie nale
Ň
y spodziewa
ę
si
ħ
jego szybkiego powrotu. Było to wa
Ň
ne, gdy
Ň
Urm spróbował ju
Ň
raz przedsi
ħ
wzi
Ģę
niewielki
spacerek po pokoju bez rozkazu, i Pan, który zastał go przy tym zaj
ħ
ciu, zrobił co
Ļ
takiego,
Ň
e Urm
nie był w stanie poruszy
ę
nawet rogiem radarowym. W tej chwili mo
Ň
na si
ħ
było tego raczej nie
obawia
ę
.
Urm zakołysał si
ħ
i zrobił ci
ħŇ
ki krok naprzód. Cementowa podłoga zahuczała pod jego
grubymi kauczukowymi podeszwami. Urm przystan
Ģ
ł i nachylił si
ħ
nawet, wsłuchuj
Ģ
c si
ħ
w ten
szum. Ale w gamie d
Ņ
wi
ħ
ków, spowodowanych wibracj
Ģ
cementu nie było nic nieznanego i Urm z
wolna pod
ĢŇ
ył ku przeciwległej
Ļ
cianie. Przycisn
Ģ
ł si
ħ
do niej i pow
Ģ
chał.
ĺ
ciana pachniała
mokrym betonem i zardzewiałym
Ň
elazem. Nic nowego. Urm odwrócił si
ħ
, przy czym zadrapał
Ļ
cian
ħ
ostrym, stalowym łokciem, przeci
Ģ
ł pokój po przek
Ģ
tnej i zatrzymał si
ħ
przed drzwiami.
Otworzenie drzwi nie było rzecz
Ģ
prost
Ģ
i Urm w pierwszej chwili nie wiedział, jak to zrobi
ę
.
Wreszcie wyci
Ģ
gn
Ģ
ł z
ħ
bate szczypce lewej r
ħ
ki, zr
ħ
cznie uj
Ģ
ł uchwyt zamku i przekr
ħ
cił. Drzwi
otwarły si
ħ
z lekkim przeci
Ģ
głym skrzypni
ħ
ciem. To było bardzo zajmuj
Ģ
ce i Urm sp
ħ
dził kilka
minut na otwieraniu i zamykaniu drzwi, to szybko, to znów wolno, nadsłuchuj
Ģ
c i zapami
ħ
tuj
Ģ
c.
Nast
ħ
pnie przekroczył wysoki próg i znalazł si
ħ
u stóp schodów. Schody były w
Ģ
skie, z
kamiennymi stopniami i do
Ļę
wysokie. Urm momentalnie naliczył osiemna
Ļ
cie stopni do
pierwszego podestu, na którym paliło si
ħ
Ļ
wiatło. Bez po
Ļ
piechu j
Ģ
ł wst
ħ
powa
ę
w gór
ħ
. Z podestu
prowadziły jeszcze inne schody, drewniane, o dziesi
ħ
ciu stopniach, na prawo za
Ļ
otwierała si
ħ
przestrze
ı
szerokiego korytarza. Po krótkiej chwili wahania Urm skr
ħ
cił w prawo. Nie wiedział
czemu. Korytarz nie był wcale bardziej interesuj
Ģ
cy ni
Ň
schody. Mo
Ň
liwe jednak,
Ň
e Urm nie miał
zaufania do drewnianych stopni.
Korytarz był ciepły, jasno o
Ļ
wietlony podczerwonym
Ļ
wiatłem.
ń
ródłem promieni były z
ħ
bate
walce, zawieszone nieco nad podłog
Ģ
. Urm nigdy przedtem nie widział kaloryferów i z
ħ
bate walce
Ň
ywo go zainteresowały. Pochylił si
ħ
i zahaczył o jeden z nich szczypcami obu r
Ģ
k. Rozlej si
ħ
krótki trzask i zgrzyt metalu, w gór
ħ
wzniósł si
ħ
gest, obłok gor
Ģ
cej pary. Pod stopy Urma buchn
Ģ
ł
strumie
ı
wrz
Ģ
cej wody. Urm podniósł walec ku swej głowie, obejrzał go uwa
Ň
nie, zbadał
poszarpane brzegi rury. Nast
ħ
pnie walec został odrzucony w bok i podeszwy Urma zachlupotały
po kału
Ň
ach. Doszedł do ko
ı
ca korytarza. Tam, nad niskimi drzwiami błysn
Ģ
ł czerwony napis: —
„Ostro
Ň
nie! Nie wchodzi
ę
bez ubrania ochronnego!” — przeczytał Urm. Znał słowo „ostro
Ň
nie”,
ale wiedział,
Ň
e zawsze stosuje si
ħ
’ do ludzi. Do niego, Urma, słowo to nie mogło si
ħ
stosowa
ę
.
Wyci
Ģ
gn
Ģ
ł r
ħ
k
ħ
i pchn
Ģ
ł drzwi.
Tak, tutaj było wiele rzeczy ciekawych i nowych. Stał u wej
Ļ
cia ogromnej sali, zapełnionej
przedmiotami z metalu, kamienia i mas plastycznych. Po
Ļ
rodku, na metr w gór
ħ
wznosiło si
ħ
co
Ļ
okr
Ģ
głego z betonu, przypominaj
Ģ
ce płaski postument, przykryty
Ň
elazn
Ģ
czy te
Ň
ołowian
Ģ
pokryw
Ģ
. Liczne kable rozbiegały si
ħ
od niego w kierunku
Ļ
cian, wzdłu
Ň
których ci
Ģ
gn
ħ
ły si
ħ
marmurowe tablice z błyszcz
Ģ
cymi przyrz
Ģ
dami i d
Ņ
wigniami. Betonowy postument był otoczony
siatk
Ģ
z miedzianego drutu, z sufitu zwisały kolankowate, l
Ļ
ni
Ģ
ce pałki, zako
ı
czone no
Ň
ycami i
szczypcami, takimi samymi jak r
ħ
ce Urma.
Urm, st
Ģ
paj
Ģ
c po wyło
Ň
onej kaflami podłodze, zbli
Ň
ył si
ħ
do miedzianej siatki i obszedł j
Ģ
dookoła. Po czym zatrzymał si
ħ
i obszedł jeszcze raz. W siatce nie było
Ň
adnego przej
Ļ
cia.
Wówczas Urm podniósł nog
ħ
i bez wysiłku przekroczył siatk
ħ
. Poszarpane strz
ħ
py miedzianej
paj
ħ
czyny zawisły mu na ramionach. W odległo
Ļ
ci dwóch kroków od betonowego postumentu
stan
Ģ
ł jednak jak wryty. Jego okr
Ģ
gła, niby globus szkolny głowa z napi
ħ
ciem i czujno
Ļ
ci
Ģ
obracała
si
ħ
w prawo i w lewo, ebonitowe konchy receptorów akustycznych odchyliły si
ħ
i poruszyły,
zadrgały rogi radarowe.
Ołowiana pokrywa na postumencie wysyłała podczerwone promienie widoczne nawet w tym
ogrzanym lokalu. Lecz prócz tego wydzielało si
ħ
spod niej jakie
Ļ
inne promieniowanie. Urm
doskonale widział przy pomocy promieni Rentgena i gamma i wydawało mu si
ħ
,
Ň
e pokrywa jest
przezroczysta i pod ni
Ģ
otwiera si
ħ
szczelina studni, bezdennej, napełnionej
Ļ
wiec
Ģ
cym pyłem. W
gł
ħ
bi pami
ħ
ci Urma błysn
ħ
ło wspomnienie rozkazu: natychmiast — st
Ģ
d odej
Ļę
. Urm nie wiedział,
kto i kiedy wydał ten rozkaz. Prawdopodobnie znał go ju
Ň
od pocz
Ģ
tku swego istnienia, tak samo
jak wiedział od razu wiele innych rzeczy. Ale Urm nie posłuchał rozkazu. Przewa
Ň
yła ciekawo
Ļę
.
Pochylił si
ħ
nad postumentem, wyci
Ģ
gn
Ģ
ł szczypce r
Ģ
k i z pewnym wysiłkiem podniósł pokryw
ħ
.
Potok promieni gamma o
Ļ
lepił go. Na marmurowych tablicach alarmuj
Ģ
co zamigotały
czerwone sygnały, ostrzegawczo zawyła syrena. Na mgnienie oka Urm przez a
Ň
urowe sylwetki
swych r
Ģ
k zobaczył wn
ħ
trze studni betonowej, nast
ħ
pnie rzucił pokryw
ħ
oznajmiaj
Ģ
c niskim,
ochrypłym głosem:
— Niebezpiecze
ı
stwo! Gefahr! Danger! Wejsia
ı
! Abunaj! Przez sal
ħ
przetoczyło si
ħ
i zamarło
dudni
Ģ
ce echo. Urm obrócił o sto osiemdziesi
Ģ
t stopni górn
Ģ
cz
ħĻę
tułowia i po
Ļ
piesznie skierował
si
ħ
ku wyj
Ļ
ciu. Szok wywołany potokiem cz
Ģ
steczek radioaktywnych w licznikach kontrolnych
kazał mu odej
Ļę
jak najdalej od postumentu. Oczywi
Ļ
cie, ani najmocniejsze promieniowanie, ani
najpot
ħŇ
niejsze potoki cz
Ģ
steczek nie mogły w najmniejszym stopniu zaszkodzi
ę
Urmowi; nawet
dłu
Ň
sze przebywanie w aktywnej strefie reaktora nie groziło mu powa
Ň
niejszymi nast
ħ
pstwami.
Ale konstruuj
Ģ
c Urma, jego władcy stworzyli w nim d
ĢŇ
enie do trzymania si
ħ
z daleka od
Ņ
ródeł
promieniowania o wielkim nasileniu. Urm wyszedł na korytarz, starannie zamkn
Ģ
ł za sob
Ģ
drzwi i
przekroczywszy przez zerwany kaloryfer znalazł si
ħ
ponownie na pode
Ļ
cie klatki schodowej. Tam
natychmiast zobaczył człowieka zbiegaj
Ģ
cego po
Ļ
piesznie z drewnianych schodów.
Człowiek ten był znacznie mniejszy ni
Ň
Pan. Miał lu
Ņ
ne, jasne ubranie, włosy niezwykle długie,
złociste. Urm nigdy dot
Ģ
d nie widział takich ludzi. Wci
Ģ
gn
Ģ
ł powietrze i poczuł znajomy zapach
białego bzu. Pan czasem pachniał tak samo, tylko znacznie słabiej.
Na pode
Ļ
cie panował półmrok, schody były jasno o
Ļ
wietlone i dziewczyna nie dostrzegła od
razu pot
ħŇ
nych zarysów olbrzymiej postaci Urma. Tylko na odgłos jego kroków zatrzymała si
ħ
i
zawołała gniewnie:
— Kto tam łazi? Czy to ty, Iwaszow?
— Dzie
ı
dobry, jak si
ħ
macie? — głucho powiedział Urm.
Dziewczyna wrzasn
ħ
ła. Z półmroku sun
ħ
ła ku niej błyszcz
Ģ
ca głowa z wypukłymi, szklanymi
oczami, nieproporcjonalnie szerokie opancerzone ramiona, grube kolankowate r
ħ
ce. Urm wst
Ģ
pił
na dolny stopie
ı
drewnianych schodów i dziewczyna wrzasn
ħ
ła po raz drugi.
Nigdy dot
Ģ
d nie zdarzyło si
ħ
Urmowi, aby człowiek nie odpowiedział na jego powitanie. Ale
ten dziwny, wysoki d
Ņ
wi
ħ
k, ostry przenikliwy i bez w
Ģ
tpienia nieartykułowany nie pasował do
Ň
adnego typu odpowiedzi, które Urm znał. Zaciekawiony ruszył zdecydowanie w kierunku
cofaj
Ģ
cej si
ħ
dziewczyny. Drewniane stopnie j
ħ
czały i trzeszczały pod jego ci
ħŇ
arem.
— W tył zwrot! — krzykn
ħ
ła dziewczyna.
Urm zatrzymał si
ħ
i pochylił głow
ħ
przysłuchuj
Ģ
c si
ħ
.
— W tył zwrot! Ty potworze!
Urm znał komend
ħ
„ w tył zwrot”. Na te słowa nale
Ň
ało obróci
ę
górn
Ģ
cz
ħĻę
tułowia o sto
osiemdziesi
Ģ
t stopni i zrobi
ę
kilka kroków w odwrotnym kierunku, a
Ň
do komendy: „Stój!” Ale
rozkazy wychodziły zwykle tylko od Pana i prócz tego Urm chciał zbada
ę
, co si
ħ
stanie dalej.
Ruszył znowu w gór
ħ
i szedł, póki nie znalazł si
ħ
przed wej
Ļ
ciem do niewielkiego, jasno
o
Ļ
wietlonego pokoju.
— W tył zwrot! W tył zwrot! — krzyczała dziewczyna. Urm jednak nie zatrzymywał si
ħ
ju
Ň
,
chocia
Ň
szedł wolniej ni
Ň
by mógł. Zainteresował go pokój — dwa biurka, krzesła, stół kre
Ļ
larski,
szafa z ksi
ĢŇ
kami i grubymi skoroszytami. Przez ten czas, gdy Urm wyci
Ģ
gał szuflady,
rozwi
Ģ
zywał tasiemki teczek i czytał na głos napisy sporz
Ģ
dzone czarnym tuszem na brzegach
wykresów, dziewczyna przemkn
ħ
ła do s
Ģ
siedniego pokoju, ukryła si
ħ
za kanap
Ģ
i chwyciła
słuchawk
ħ
telefoniczn
Ģ
. Urm widział to, gdy
Ň
miał receptor optyczny na karku, ale mały
długowłosy człowieczek przestał go interesowa
ę
. St
Ģ
paj
Ģ
c po rozsypanych po podłodze papierach
zd
ĢŇ
ał dalej. Za jego plecami dziewczyna krzyczała do telefonu:
— Mikołaj Pietrowicz? To ja, Hala! Prosz
ħ
was, tu do nas wdarł si
ħ
Urm. Wasz Urm! Urm!
Urm! Urszula — Robert — Mama! Słyszeli
Ļ
cie syren
ħ
? Tak! Nie wiem… Spotkałam go, gdy
wychodził z hali wielkiego reaktora… Tak, tak, był tam, gdzie reaktor… Co? Widocznie jednak
nie. W głównym punkcie sterowania ju
Ň
wiedz
Ģ
…
Urm nie słuchał. Wyszedł z hallu i tam stan
Ģ
ł jak wryty, z nat
ħŇ
eniem poruszaj
Ģ
c czarnymi
ro
Ň
kami radarów. Na przeciwległej
Ļ
cianie wisiało co
Ļ
du
Ň
ego, błyszcz
Ģ
cego i zimnego. W
promieniach podczerwonych wygl
Ģ
dało jak szary, nieprzenikliwy prostok
Ģ
t, a w zwykłych
promieniach połyskiwało i srebrzyło si
ħ
, ale nie to stropiło Urma. W dziwnym prostok
Ģ
cie stał
czarny potwór z poruszaj
Ģ
cymi si
ħ
rogami na okr
Ģ
głej jak globus szkolny głowie i Urm nie mógł
zrozumie
ę
, gdzie si
ħ
ten potwór znajduje. Wizualny odległo
Ļ
ciomierz zakomunikował mu
momentalnie,
Ň
e odległo
Ļę
od nieznajomego przedmiotu wynosi dwana
Ļ
cie metrów osiem
centymetrów, ale radar odrzucił t
ħ
informacj
ħ
. „Nie ma
Ň
adnego przedmiotu. Jest gładka, prawie
pionowa płaszczyzna w odległo
Ļ
ci… sze
Ļ
ciu metrów i czterech centymetrów”. Urm nigdy
dotychczas nie widział czego
Ļ
podobnego i nigdy jeszcze radar i receptory optyczne nie dawały mu
tak sprzecznych informacji. Jego organizm od samego pocz
Ģ
tku został tak skonstruowany, aby
odczuwał potrzeb
ħ
wytłumaczenia i zrozumienia ka
Ň
dej rzeczy, z któr
Ģ
si
ħ
zetkn
Ģ
ł. Urm ruszył
zdecydowanie naprzód, mimochodem stwierdzaj
Ģ
c i zapami
ħ
tuj
Ģ
c wyja
Ļ
nion
Ģ
ju
Ň
reguł
ħ
:
„odległo
Ļę
według daleko
Ļ
ciomierza optycznego równa si
ħ
odległo
Ļ
ci wykazanej przez radar,
pomno
Ň
onej przed dwa…” i wszedł w lustro. Szkło rozprysn
ħ
ło si
ħ
, dzwoni
Ģ
cym deszczem
odłamków, Urm natkn
Ģ
ł si
ħ
na
Ļ
cian
ħ
i stan
Ģ
ł. Najwidoczniej nie było tu nic wi
ħ
cej do zrobienia.
Urm zdrapał troch
ħ
tynku, pow
Ģ
chał i nie zwracaj
Ģ
c uwagi na białego jak papier dy
Ň
urnego
milicjanta wczepionego w dzwonek alarmowy, po chrz
ħ
szcz
Ģ
cych szcz
Ģ
tkach szkła wyszedł przez
drzwi zewn
ħ
trzne. Zanurzył si
ħ
od razu w
Ļ
niegu i zawiei.
*
Zanim Mikołaj Pietrowicz rzucił słuchawk
ħ
, Piskunow był ju
Ň
w przedpokoju i spiesznie
naci
Ģ
gał futro.
— Dok
Ģ
d chcesz i
Ļę
?
— Oczywi
Ļ
cie tam…
— Poczekaj, musimy zastanowi
ę
si
ħ
, co robi
ę
. Je
Ň
eli ta machina zacznie szale
ę
po całej
elektrowni…
— Dobrze, je
Ň
eli tylko po elektrowni — przerwał Riabkin. — A laboratoria? A magazyny? A
je
Ň
eli zaw
ħ
druje tu, do osiedla mieszkaniowego?
Mikołaj Pietrowicz my
Ļ
lał intensywnie. Piskunow z r
ħ
k
Ģ
na klamce niecierpliwie przest
ħ
pował
z nogi na nog
ħ
.
— Powinni
Ļ
my pobiec tam wszyscy — nie
Ļ
miało zaproponował Kostienko. — Znale
Ņę
go i…
no i schwyta
ę
!
Piskunow skrzywił si
ħ
tylko, a Riabkin grzebi
Ģ
cy przy wieszaku w poszukiwaniu swego
ko
Ň
ucha wykrzykn
Ģ
ł gniewnie:
— Łatwo powiedzie
ę
— schwyta
ę
! Za co b
ħ
dziecie łaskawi go chwyta
ę
? Za portki? Pół tony
wagi, siła uderzenia pi
ħĻ
ci — trzysta kilo… Brednia! Ty, Kostienko, jeste
Ļ
tu dopiero od niedawna,
wi
ħ
c lepiej nie zabieraj głosu.
— Posłuchajcie — rzekł Korolow. — Zrobimy tak. Zadzwoni
ħ
zaraz do hotelu robotniczego,
zaalarmuj
ħ
praktykantów. Ty, Riabkin, biegnij do parku samochodowego… Ach, niech to diabli! Z
pewno
Ļ
ci
Ģ
wszyscy s
Ģ
w klubie… Wszystko jedno, biegnij, znajd
Ņ
chocia
Ň
paru kierowców.
Trzeba wyprowadzi
ę
przynajmniej ze trzy traktory — spychacze… Prawda, Piskunow?
— Tak, tak, i to czym pr
ħ
dzej. Tylko…
— Piskunow, ty p
ħ
d
Ņ
do Instytutu, sprawd
Ņ
, gdzie si
ħ
Urm znajduje, i natychmiast dzwo
ı
do
parku samochodowego. Kostienko, pójdziesz z nim. Zrozumiałe? Diabeł,
Ň
eby tylko nie wyrwał
si
ħ
za bram
ħ
!
Popychaj
Ģ
c si
ħ
i depc
Ģ
c sobie po pi
ħ
tach wyskoczyli na dwór. Riabkin po
Ļ
lizn
Ģ
ł si
ħ
i wyr
Ň
n
Ģ
ł
głow
Ģ
w plecy Kostienki, Kostienko stracił równowag
ħ
i upadł.
— Psia krew! Niech to diabli!
— Co, okulary?
— Nie, s
Ģ
, wszystko w porz
Ģ
dku.
W
Ļ
ciekły wicher miótł kł
ħ
by suchego
Ļ
niegu nad sam
Ģ
ziemi
Ģ
, zawodził
Ň
ało
Ļ
nie w drutach
telegraficznych, basem huczał w metalowych koronkach masztów wysokiego napi
ħ
cia. Z okien
domku na zaspy padały zamglone,
Ň
ółte prostok
Ģ
ty
Ļ
wiatła, reszta była pogr
ĢŇ
ona w
nieprzejrzanym mroku.
— No, to id
ħ
— powiedział Riabkin. — B
Ģ
d
Ņ
cie ostro
Ň
ni, przyjaciele, nie nadstawiajcie karku.
Potkn
Ģ
ł si
ħ
znów i dobr
Ģ
chwil
ħ
grzebał si
ħ
w zaspie, wyklinaj
Ģ
c najgorszymi słowami
zwariowan
Ģ
zamie
ę
,
Ļ
wi
ı
skiego Urma i w ogóle wszystkich, którzy mieli co
Ļ
wspólnego z tym
wydarzeniem. Wreszcie jego jasny ko
Ň
uch mign
Ģ
ł koło furtki i znikn
Ģ
ł w wiruj
Ģ
cych kł
ħ
bach
Ļ
niegu.
Piskunow i Kostienko zostali sami.
Kostienko kulił si
ħ
z zimna.
— Nie rozumiem — powiedział. — Do czego s
Ģ
potrzebne traktory?
— A co by
Ļ
cie proponowali? — zapytał Piskunow z zainteresowaniem.
— Nie, nic, po prostu nie rozumiem… Chcecie zmia
Ň
d
Ň
y
ę
Urma?
Piskunow westchn
Ģ
ł spazmatycznie.
— Urm — to jedyna na
Ļ
wiecie maszyna, wynik kilku lat twórczej pracy Instytutu Cybernetyki
Eksperymentalnej. Rozumiecie? Jak
Ň
e mog
ħ
chcie
ę
go zniszczy
ę
?
Podkasał poły ko
Ň
ucha i zacz
Ģ
ł gramoli
ę
si
ħ
przez zasp
ħ
. Stropiony i zmieszany Kostienko
poszedł w jego
Ļ
lady. Przed nimi rozci
Ģ
gało si
ħ
za
Ļ
nie
Ň
one pole, na którym jesieni
Ģ
jeszcze
zało
Ň
ono fundamenty pod nowy budynek. Kostienko słyszał,
Ň
e Piskunow co
Ļ
pomrukuje
potykaj
Ģ
c si
ħ
o stosy zmarzni
ħ
tej cegły i pr
ħ
tów zbrojeniowych. Bardzo trudno było i
Ļę
. Poprzez
zasłon
ħ
zawieruchy
Ļ
nie
Ň
nej ledwo prze
Ļ
witywał w
Ģ
tły ła
ı
cuszek
Ļ
wiateł instytutu.
— Poczekajcie chwil
ħ
… — j
ħ
kn
Ģ
ł wreszcie Kostienko. — Jak Boga kocham… Nie mog
ħ
dłu
Ň
ej. Odpocznijmy chwilk
ħ
.
Piskunow przykucn
Ģ
ł obok niego. Jak si
ħ
to mogło sta
ę
? Znał Urma jak nikt inny w instytucie.
Przez jego r
ħ
ce przeszła ka
Ň
da
Ļ
rubka, ka
Ň
da elektroda, ka
Ň
da soczewka tej znakomitej maszyny.
Wydawało mu si
ħ
,
Ň
e potrafi obliczy
ę
i przewidzie
ę
ka
Ň
dy jego ruch w ka
Ň
dych okoliczno
Ļ
ciach.
No i macie. Urm „samowolnie” wyszedł ze swego przyziemia i spaceruje po elektrowni. Jak si
ħ
to
mogło sta
ę
?
Zachowanie si
ħ
Urma jest zale
Ň
ne od jego „mózgu” — niezwykle skomplikowanego i
precyzyjnego aparatu z germano–platynowej piany i ferrytu. Je
Ň
eli zwykła maszyna matematyczna
posiada dziesi
Ģ
tki tysi
ħ
cy tryggerów — podstawowych komórek otrzymuj
Ģ
cych, przechowuj
Ģ
cych
i przekazuj
Ģ
cych sygnały, to w mózgu Urma było czynnych około osiemnastu milionów komórek
logicznych. Zawarty w nich był program na mnóstwo sytuacji, na najprzeró
Ň
niejsze zmiany
warunków, przewidziane wykonanie wielkiej liczby wszelakich operacji. Co mogło oddziała
ę
na
ten mózg, na program? Promieniowanie silnika atomowego?
Nie, silnik jest osłoni
ħ
ty mocnym zabezpieczeniem z cyrkonu, gadolinu i stali borowej.
Praktycznie przez to zabezpieczenie nie mo
Ň
e przedrze
ę
si
ħ
ani jeden neutron, ani jeden promie
ı
gamma kwant. A wi
ħ
c receptory? Nie, receptory jeszcze dzi
Ļ
wieczór były w idealnym porz
Ģ
dku.
To znaczy,
Ň
e tajemnica musi kry
ę
si
ħ
w samym „mózgu”. Program. Nowy, skomplikowany
program. Piskunow sam kierował programowaniem. Programowanie… i… No, tak, to nie mo
Ň
e
by
ę
nic innego! Piskunow wyprostował si
ħ
powoli.
— Odruch samorzutny! — powiedział. — Oczywi
Ļ
cie,
Ň
e to odruch samorzutny! Idiota!
Kostienko spojrzał na niego z przera
Ň
eniem.
— Nie zrozumiałem…
— A ja zrozumiałem. Jasna rzecz… Ale kto mógł co
Ļ
podobnego przewidzie
ę
! Wszystko tak
dobrze szło…
— Patrzcie! — krzykn
Ģ
ł nagle Kostienko.
Plik z chomika:
Endrrju
Inne pliki z tego folderu:
A. i B. Strugaccy - Przenicowany Świat.pdf
(1316 KB)
A. i B. Strugaccy - Historia Przyszłości 3 - Poludnie, XXII wiek.pdf
(1419 KB)
A. i B. Strugaccy - Historia przyszłości Maks Kammerer 1 - Przenicowany Swiat.pdf
(1205 KB)
A. i B. Strugaccy - Piknik na skraju drogi.pdf
(759 KB)
A. i B. Strugaccy - Poniedzialek zaczyna sie w sobote.pdf
(1201 KB)
Inne foldery tego chomika:
Agatha Christie - Zbiór ebooków
Arturo Perez-Reverte - Ebooki- Zbiór
Boruń Krzysztof - Zbiór ebooków
Clavell James - Shogun
Conan- zbiór ebooków
Zgłoś jeśli
naruszono regulamin