Potęga bliskiego wschodu 2000.doc

(64 KB) Pobierz
Potęga bliskiego wschodu 2000-2003

Potęga bliskiego wschodu 2000-2003

 

Rys historyczny: http://prorocy.w.interia.pl/r_iraq_main.htm

Dzisiejsze pokolenie, wchodząc w XXI wiek, stanęło w obliczu wojen i niepewnej przyszłości. Obserwatorzy wydarzeń na świecie co raz częściej stawiają pytanie odnośnie finału wydarzeń na arenie międzynarodowej, ze szczególnym uwzględnieniem bliskiego wschodu. Niestabilna sytuacja, zmieniająca się z dnia na dzień, odbierająca szansę na długo oczekiwany pokój, tworzy obraz mrocznej przyszłości. Podczas, gdy jednego dnia mówi się o bezpieczeństwie, kolejny przynosi wojnę i ofiary. Nie trudno zauważyć, że na bliskim wschodzie zachodzą bardzo duże zmiany, których jeszcze kilka lat temu nikt by się nie spodziewał. Niemal zasadą stało się, że owe zmiany, pozornie na lepsze, zawsze poprzedzone są konfliktem zbrojnym i ofiarami w ludziach. Krótka historia XXI w praktycznie nie odnotowuje dnia, w którym nie dałoby się odczuć napięcia prowadzącego do wojny na bliskim wschodzie. Zatwardziałość polityków i dyktatorów kierujących się nadmiernym radykalizmem prowadzi do sytuacji, w której jedynym wyjściem jest niekończąca się walka o własne racje - walka na śmierć i życie. To jest droga do nikąd i z pewnością niegodna naśladowania. Ludzie żyjący codziennością, z dala od wojen, w obecnej sytuacji upatrują raczej naturalny, aczkolwiek niepokojący bieg wydarzeń, jaki kilkakrotnie miał miejsce na przestrzeni wieków. Wojny były i będą, jednakże warto nadmienić, że obecne konflikty są innej natury, głównie jest to walka z dyktatorską i niebezpieczną formą władzy, ale w większości przypadków walka nasycona nienawiścią religijną ze strony muzułmanów. W konflikty na bliskim wschodzie zamieszane są trzy największe religie tego świata (Judaizm, Islam, Chrześcijaństwo), a więc po części należałoby rozważyć sprawę w tym aspekcie, jak również z punktu widzenia czysto politycznego. Taka forma z pewnością zaowocuje w odpowiedziach na wiele pytań, a w szczególności wyjaśni powód złej sytuacji koncentrującej się na państwach islamskich i pobieżnie ujawni finał zachodzących tam zmian. Oczywisty jest fakt, że owe zmiany są naturalnym procesem zmierzającym ku obaleniu systemów totalitarnych na rzecz demokracji, ale istnieją równoległe przyczyny zakończenia starego systemu rządzenia mające również wpływ na mentalności bliskowschodnich narodów, są one jednak niedostrzegalne dla większości ogólnoświatowego społeczeństwa. Tylko nieliczni mogli ujrzeć wydarzenia z czasów, których dożyliśmy i najbliższej przyszłości. Prorocy, bo o nich mowa, spisali swoje wizje tysiące lat temu jako ostrzeżenie dla przyszłych pokoleń. Ujawnili wielką tajemnicę, lecz większość ludzi traktuje ich przesłania jako wytwór chorej wyobraźni. Nikt nie musi posiadać wiedzy o przyszłości, czy też wierzyć prorokom, ale nadeszły czasy, w których "enigmatyczne" przesłania prorocze stają się dokładnym opisem teraźniejszości.
Uwzględniając charakter strony "Wizje proroków" zachęcamy do przeczytania poniższego tekstu, gdyż w niektórych fragmentach wyprzedza teraźniejszość i odsłania nieuniknioną przyszłość. Niemniej czytelnik sam powinien dojść do odpowiednich wniosków, a jeśli nie zrobi tego teraz, to gwarantujemy, że na podstawie wiadomości zawartych w tym opracowaniu zrobi to z małym przerażeniem w przeciągu kilku najbliższych lat, a może nawet pojedynczych miesięcy. Zapowiadane czasy są naprawdę blisko, ale warto je uprzedzić i choć w części zobrazować nadchodzące wydarzenia, głównie skutki działań sił sojuszniczych NATO na bliskim wschodzie. W pierwszej kolejności należy przypomnieć (w wielkim skrócie) historię najnowszą. Pomoże to znacznie w zrozumieniu dzisiejszego postępowania polityków oraz wskaże drogę i cel, do którego zmierza ten świat..

Na początek Izrael. Kraj ten ma spory udział w wyzwalaniu niepokoju społecznego na świecie, a w przyszłości będzie miał decydujący wpływ na rozwój wydarzeń o zasięgu globalnym. Od połowy 2000r. państwo żydowskie uwikłane jest w nieustający konflikt zbrojny z narodem muzułmańskim, który pochłonął już tysiące ofiar. Ustawiczne próby osiągnięcia pokoju nie przynoszą skutku, gdyż wszelkie nadzieje burzą permanentne ataki samobójcze terrorystów islamskich, które w większości przypadków spowodowane są nieugiętym stanowiskiem rządu izraelskiego w sprawie niezależnego państwa palestyńskiego. Niekontrolowana eskalacja napięć może przyczynić się do wybuchu otwartej wojny terytorialnej i religijnej w Izraelu. Walka o terytoria jest walką o przetrwanie pokoleń, a więc na śmierć i życie, zazwyczaj trwającą dopóki jedna ze stron nie wybierze drogi w stronę kompromisu. Obecne rządy tych narodów kierują się zasadą "oko za oko" i " ząb za ząb", co oczywiście zamyka błędne koło, a przez to wyzwala większą nienawiść i brak możliwości pokojowego rozwiązania. Sytuacja na bliskim wschodzie jest na tyle zawiła, że oba narody (palestyński i żydowski) roszczą prawa do dziedzictwa tej ziemi uważając ją przecież za świętą. Izrael jako państwo istnieje dopiero od 1948 r., jednak historia kilku tysiącleci poświadcza przynależność tych terenów do rodu żydowskiego. Spoglądając na religijną mapę świata Izrael wypada bardzo niekorzystnie, gdyż otoczony jest krajami muzułmańskimi.. Mieszkańcy tych krajów demonstrują swoją wiarę w Allacha sprowadzając się co raz częściej do fanatyzmu religijnego. Nienawiść nacji islamskiej wobec Izraela spowodowana jest w znacznym stopniu przez politykę zagraniczną prowadzoną przez ten kraj ze Stanami Zjednoczonymi, które jako mocarstwo światowe bezprawnie ingeruje w wewnętrzne struktury państw na bliskim wschodzie - w skrajnych przypadkach przy użyciu siły, co ostatnio jest działaniem rutynowym. Ekonomiczne skutki niegodziwego i niesprawiedliwego postępowania wobec państw islamskich, głównie dzięki rządowi USA, objawiły się w nałożeniu embarga w eksporcie ropy uniemożliwiając tym samym rozwój gospodarczy. Natomiast sąsiadujące państwo żydowskie wspierane było nie tylko ekonomicznie, ale przede wszystkim pod względem militarnym, co automatycznie wytworzyło wrogie nastawienie państw ościennych. Złośliwi mówią, że Izrael jest 51 stanem lub kolonią USA. Sektor militarny pod względem wyposażenia stawia armię izraelską na czwartym miejscu w rankingu ogólnoświatowym, co oczywiście z punktu widzenia krajów islamskich stanowi istotne dla nich zagrożenie. Analogicznie Izrael ma również powody do obaw ze względu na otaczający i wrogo nastawiony świat arabski, co raz częściej przejawiający akty nienawiści i agresji. Do największych przeciwników sojuszu żydowsko-amerykańskiego, z typową postawą antysemicką należy zaliczyć dyktatora irackiego Saddama Huseina. W poprzedniej dekadzie zaznaczył się on jako potencjalny agresor decydując się na atak rakietowy na Izrael. Jak wiadomo działania te nie były zarzewiem nowej wojny, ale poważnym sygnałem dla Żydów poświadczającym możliwość ataku na szerszą skalę, z możliwością wykorzystania broni niekonwencjonalnej. Zbrojne działania Huseina, a także informacje wywiadu państw "zachodnich" odnośnie prowadzonych badań nad bronią biologiczną i chemiczną, wytworzyły sceptyczne nastawienie rządów wielu krajów europejskich odnośnie państw nieprzewidywalnych, szczególnie wobec Iraku. Najbardziej krytyczne stanowisko zajął rząd USA, ale jedynymi krokami, które mógł uczynić by zahamować "falę zła" były limity w eksporcie ropy i kontrola powietrzna części państwa irackiego. Ingerencja obcego państwa na własnym terytorium zapewne wyzwoliłaby u każdego przywódcy i ludności danego kraju niepokój i zrozumiałe wrogie nastawienie, co w przypadku Iraku było powodem naruszenia praw nałożonych na ten kraj. Zazwyczaj kończyło się to atakiem lotniczym armii amerykańskiej na cele irackie i wymianą ognia, ale działania te nie spowodowały otwartego konfliktu. W jednym z przekazów telewizyjnych z końca roku 1999 Husein wypowiedział ważne dla władz amerykańskich słowa, które należało traktować jako ostrzeżenie i groźbę: "...będzie wiele bitew, ale ostateczna wygrana leży po stronie narodu irackiego". Te słowa mogły mieć podłoże propagandowe, co w państwie rządzonym przez Huseina nie było niczym nowym, ale również mogły być sygnałem sugerującym ewentualną akcję zbrojną na większą skale z użyciem wszelkich sił i środków wobec wroga, a za takiego uchodziły USA. Oczywiście słowa te nie stanowiły podstawy do podjęcia przez USA zapopbiegawczej operacji militarnej. Reakcja mogła się objawić jedynie we wzmocnieniu czujności służb wywiadowczych informujących o ewentualnych planach ataku Huseina. Z jednej strony zrozumiałe jest zachowanie irackiego przywódcy walczącego w imię niezależności własnego kraju wobec "zachodu", ale nie można zapominać o nieusprawiedliwionym i niehumanitarnym postępowaniu z mniejszością narodowościową zamieszkującą Irak.

Przełomem okazał się 11 wrzesień 2001, gdy cały świat ujrzał wielką tragedię narodu amerykańskiego, a zarazem klęskę służb wywiadowczych odpowiedzialnych za bezpieczeństwo kraju.
Pierwsze reakcje i wypowiedzi wskazywały na nieszczęśliwy wypadek, jednakże chwilę później prawda okazała się najmroczniejsza z możliwych. Przeciętni obywatele, pogrążeni w szoku mimo woli skupili się bardziej na skutkach tej tragedii, natomiast rządzący tym wielkim krajem politycy zastanawiali się nad przyczyną, bo przecież już kilkanaście minut po wypadku wiadomym było, że jest to misja samobójcza, a zarazem możliwy akt agresji obcego państwa na terytorium USA. Jedna z przyjętych wówczas hipotez wskazywała na prezydenta narodu irackiego, ze względu na wcześniejsze groźby wypowiedziane pod adresem USA, jednakże szybko ujawniono światu, że sprawcą tego zamachu może być przywódca islamskiej organizacji zbrojnej Al.-Quedy - Osama ben Laden, i takie założenie okazało się trafne według władz USA, co było punktem wyjściowym w dalszych działaniach przeciwko sprawcom tragedii.

W ten sposób rok 2001 zapoczątkował nową erę sygnowaną terroryzmem, a kolejnym punktem zapalnym na naszym globie był Afganistan, który został sklasyfikowany jako ziemia ojczysta terrorystów zagrażających bezpieczeństwu wielu krajom świata. Skaza na honorze i nadszarpnięta reputacja największej potęgi militarnej świata wspomogły przygotowania do odwetu militarnego przeciwko Talibom, zamieszkujących Afganistan, do których należy zaliczyć również ben Ladena. Podczas, gdy politycy na całym świecie dążą do pokojowych rozwiązań, rząd USA okazał się nieugiętym i zajął stanowisko nieuchronnego rozprawienia się z terrorystami przy pomocy armii. Wojna w Afganistanie była wyraźnym aktem zemsty, a strony walczące różniły się nie tylko narodowościowo, ale również pod względem religijnym. Walczyli wyznawcy Chrześcijaństwa z wyznawcami Islamu, przy czym akt wojny zainicjowali Chrześcijanie. Być może obecnie są to mało istotne szczegóły, ale obserwatorzy zauważają narastającą nienawiść narodu islamskiego wobec wyznawców Chrystusa, co w przyszłości będzie miało istotne znaczenie w wyprawie wojennej przeciwko Chrześcijanom. Niepokojące są też wypowiedzi ze strony wpływowych fundamentalistów islamskich, a szczególnie najbliższych, fanatycznych współpracowników Osamy ben Ladena. Oto jedna z takich wypowiedzi:

"Przysięgam na Boga, iż krzyżowiec Ameryka zapłaci wysoką cenę za jakąkolwiek krzywdę uczynioną któremuś z zatrzymanych muzułmanów"

To są słowa Zawahriego, prawej ręki ben Ladena. Odniósł się on do zatrzymanych w czasie wojny z Afganistanem, rzekomych terrorystów, przetrzymywanych przez władze USA w obozie w Guantanamo. Należy zwrócić uwagę w jaki sposób nazwał Amerykanów - "krzyżowce", a więc niewątpliwie muzułmanie kojarzą ich z wysłannikami Chrześcijaństwa, których symbolem jest krzyż. I nieważny jest w tym momencie nasz punkt widzenia, w którym działania wojenne USA mają na celu likwidację terroryzmu. Ważne jest, jak muzułmanie odbierają akcje militarne, a odbierają je w sposób jednoznaczny, porównując z historycznymi wyprawami krzyżowymi, co niejednokrotnie można było usłyszeć w wypowiedziach przywódców islamskich. Zauważmy, że gdyby wybuchła wojna na tle religijnym (a według proroctw wybuchnie) to przeciętny muzułmanin nie będzie rozstrzygał, czy dana religia Chrześcijańska wyznaje krzyż jako symbol Chrystusowy, czy też nie. Dla niego każdy człowiek wierzący w Chrystusa będzie krzyżowcem, zarówno świadek Jehowy, jak i Katolik, i tacy będą zabijani.

Wojna w Afganistanie zakończyła się niekorzystnie dla Talibów kończąc ich rządy w kraju; zginęło wielu niewinnych ludzi, jednak celu nie osiągnięto - nie schwytano inicjatora zamachu na WTC. Co pewien czas pojawiają się fragmenty nagrań video zaprzeczające rzekomej śmierci ben Ladena. Nieuchwytność przywódcy Al.- Quedy można uznać za porażkę wywiadu i armii USA, w odniesieniu do poniesionych strat. Ubocznym, aczkolwiek pozytywnym skutkiem działań zbrojnych w Afganistanie było odsunięcie religijnej formy władzy, przez co Afganistan miał szansę stać się w pełni liberalnym krajem na czele z nowo ustanowionym rządem. Upadek rządu Talibów, dających się poznać bardziej jako fanatycy religijni, odmienił dotychczasowe życie narodu afgańskiego, ale pomimo wymarzonej wolności nie do końca jest z czego się radować, o czym można przeczytać w dalszej części.
Porządkowanie terytorium Afgańskiego nie przyniosło oczekiwanych rezultatów i nie rozgoniło czarnych chmur znad USA. Wciąż działał niemal odwieczny wróg Husein i wszystko wskazywało, że jego siła polityczna rośnie. Ponadto pojawiające się informacje na temat prowadzonych badań nad bronią chemiczną wywołały niepokój, a kojarząc przywódcę irackiego jako kontynuatora działań ben Ladena pojawiły się słuszne obawy o bezpieczeństwo USA.
Od kilku lat organizacje międzynarodowe ubiegały o gruntowną kontrolę bunkrów irackich w celu potwierdzenia informacji odnośnie broni masowego rażenia rzekomo produkowanej w tajnych bazach. Brak zgody lub częściowe uniemożliwianie kontroli było działaniem na zwłokę, być może po to by dopracować tą broń - tego nie wiemy. W obliczu międzynarodowego terroryzmu i obawami przed atakiem chemicznym USA położyły szczególny nacisk na władze irackie, dając ultimatum na wpuszczenie inspektorów, a ostatecznie na pozbycie się uzbrojenia, które mogło być użyte również wobec sprzymierzeńców np. państwa żydowskiego.
Nieugięte stanowiska Huseina i Busha przerodziły relacje Bagdad-Waszyngton w grę polityczną, co jeszcze bardziej podżegało rząd USA do działań militarnych wobec Iraku. Plany ataku na ten kraj nie zyskały już takiej aprobaty jak w przypadku Afganistanu. Sprzeciw wyrazili nawet militarni sojusznicy USA, przez co sytuacja zaczęła się komplikować. Według ekspertów wewnętrzne spory w tak dużej organizacji o charakterze militarnym może w najbliższej przyszłości jeszcze bardziej pogłębić kryzys i doprowadzić do jej rozwiązania. Wiadomo przecież, że każde królestwo podzielone wewnętrznie długo się nie ostoi.
Liczne protesty i sprzeciwy międzynarodowe nie przeszkodziły Bushowi w kontynuowaniu polityki wojennej wobec terrorystów. Co więcej, niepokój o bezpieczeństwo narodu wyzwolił również sceptyczne nastawienie władz amerykańskich wobec przywódców krajów nieprzewidywalnych tj. Iran, Korea Płn, zmierzających do wyprodukowania broni masowego rażenia, a tacy według Busha powinni być odsuwani od władzy wszelkimi możliwymi sposobami.
Nadszedł rok 2003, w niecałe dwa lata po zamachu na WTC, na celownik armii amerykańskiej wzięto kolejny kraj islamski. Przeprowadzone działania zbrojne w Iraku przysłużyły się do obalenia jednego z największych reżymów totalitarno dyktatorskich na świecie. Decyzja o ataku była pierwszym poważnym w skutkach krokiem, który podjął prezydent USA i podobnie jak w poprzedniej kampanii wojennej, doprowadził do zmiany systemu rządzenia, pozbawiając irackiego dyktatora władzy sprawowanej przez 25 lat.
Tak wiele wydarzyło się w tak krótkim czasie. Całe to zamieszanie wojenne kojarzone głównie z prezydentem USA - G. Bush'em podzieliło świat na zwolenników i przeciwników jego postępowania. Oczywiście Bush ma własny punkt widzenia i swój podział, który definiuje w sposób oczywisty, ale zarazem niebezpieczny twierdząc, że ten, kto nie jest przeciwko terrorystom, jest jednym z nich lub popiera terroryzm. Jest to skrajne rozumowanie, ale zrozumiałe w obawie (?) o życie licznego narodu amerykańskiego.
Bush obejmując rządy właściwie wszedł na mine terroryzmu, niemal w tym samym czasie, gdy objął prezydenturę nastąpiła eskalacja terroru w USA. Oczywiście dało to doskonałą możliwość do wykazania się jako głowa państwa dbająca o interesy, a przede wszystkim bezpieczeństwo obywateli. Jednakże w tych działaniach, uważanych za pochopne i nierozważne, niektórzy upatrują wiele niewiadomych i pytań bez odpowiedzi. Istnieje teoria, że atak na WTC został spreparowany przez władze USA jako pretekst do oskarżenia Huseina i usunięcia od władzy nie ze względu na zagrożenie z jego strony, ale z powodów czysto ekonomicznych, mianowicie dostępu do bogatych złóż ropy, które w znacznym stopniu zahamowałyby powolna recesję gospodarczą USA. Realność takiej teorii wydaje się być mało prawdopodobna, ale obserwując postępowanie władz amerykańskich można dostrzec pewną logikę.
Husein nie propagował uzbrajania się w broń chemiczną, nie ogłaszał jawnie prowadzenia badań nad bronią masowego rażenia, a jednak jego kraj został zaatakowany, a on sam siłą odsunięty od władzy. Natomiast Korea Płn. publicznie oświadcza dążenie do wyprodukowania broni atomowej z możliwością jej użycia, jednak w tej sprawie nie podejmuje się żadnych działań mogących przeszkodzić w produkcji lub na odsunięciu od władzy przywódcy tego kraju. Niejasna sytuacja dotyczy również inicjatora zamachu na WTC - ben Ladena, który stanowi o wiele większe zagrożenie niż przywódca Iraku. Osama ben Laden był prowodyrem odpowiedzialnym za śmierć kilku tysięcy Amerykanów, jednak jego postać została znacznie przyćmiona wobec osoby Husaina, który przecież nie dokonał aktu terroru na tak wielką skalę wobec cywilów amerykańskich. Ponadto siatka Al.-Quedy nadal prowadzi działalność konspiracyjną w wielu krajach świata, nie tylko islamskich, ale macki wywiadu amerykańskiego wydają się być bierne w tropieniu i likwidacji fanatyków. Al.-Queda "osiedliła się" zarówno w Ameryce, jak i w Europie, a nawet w krajach położonych na dalekim wschodzie, chociażby w Indonezji. I nawet w obliczu realnego zagrożenia kolejnymi atakami władze amerykańskie uznały za priorytet rozprawienie się z państwem kierowanym przez Huseina.
Po obiektywnych obserwacjach i głębszym zastanowieniu można dojść do wniosku, że prezydent Bush bardziej zabiegał o obalenie zakorzenionych władz dyktatorskich w Iraku, czy też rządu Talibów w Afganistanie, aniżeli o ściganie przestępców odpowiedzialnych za ludobójstwo jego własnego narodu. Zauważmy, że właściwie jedynym osiągnięciem Amerykanów, pomijając śmierć niewinnych cywilów afgańskich i irackich, jest zmiana władzy w dwóch krajach islamskich. Tymczasem główne "cele" (ben Laden i Husein) są nadal nieosiągalne i cieszą się wolnością.
Wiele kontrowersji odnośnie właściwych intencji Ameryknów pojawiło się z chwilą, gdy zarzuty wobec Iraku, rzekomo posiadającego broń masowego rażenia, okazały się bezpodstawne. Przytaczane z uporem przez Busha i Blair'a oskarżenia, nie były poparte żadnymi argumentami z wiarygodnych źródeł, i nie stanowiły podstawy do rozpoczęcia operacji militarnej. Wywiad USA nie posiadał kompletnych informacji na temat składowania broni niekonwencjonalnej, a jednak podjęto decyzję o ataku. Takie postępowanie może utwierdzić w przekonaniu, że całe przedsięwzięcie było raczej wymierzone w odsunięcie Saddama od władzy i zmiany systemu rządzenia, aniżeli zapobieżenie produkcji broni chemicznej, czy biologicznej. Władze USA, wysoko cywilizowanego (?) kraju, pominęły międzynarodowe prawo, które nakazuje postępować humanitarnie wobec wszystkich ludzi, niezależnie od popełnionych zbrodni. Tak było w przypadku dyktatorów z Jugosławi, którym dano możliwość obrony w procesie sądowym, i tak być powinno w przypadku ludzi rządzących Irakiem - powinno, ale nie jest. Najwyżej postawione osobistości w rządzie Huseina traktowane są jak przysłowiowe muchy, a ich śmierć traktowana jest jak trofeum zdobyte na polowaniu. U Amerykanów takie ekscesy wyzwalają poczucie dumy i jednocześnie odwracają uwagę społeczeństwa od nieudolnej oceny, a właściwie niwelują brak dowodów do podjęcia akcji militarnej. W pewnym sensie zabijanie dygnitarzy irackich jest formą zabezpieczenia na ich ewentualny powrót i kontynuację władzy dyktatorskiej w tym kraju.

Całość można jeszcze podsumować bardzo ważnym aspektem wyprawy wojennej na Irak. O tym, że atak miał podłoże ekonomiczne powinien zaświadczyć fakt szybkiej, a wręcz błyskawicznej, odbudowy (przebudowy) Iraku, co stało się w zaledwie kilka tygodni po zakończeniu (?) konfliktu. Dla zobrazowania prawdziwych intencji władz USA można porównać obie akcje militarne na bliskim wschodzie, które w założeniu miały te same cele - pozbycie się terrorystów lub ludzi mogących zagrozić bezpieczeństwu wielu krajom świata. Przy takim założeniu powstaje wiele pytań np.. Dlaczego wojna w Afganistanie odbyła się głównie przy pomocy sił powietrznych, a w Iraku uczestniczyły głównie siły lądowe? Dlaczego w Afganistanie bombardowania niemal równały z ziemią wszystkie cele, podczas gdy w Iraku skupiono się wyłącznie na eliminacji ludzi sprawujących władzę, zachowując przy tym nienaruszone konstrukcje urbanistyczne? Zapewne odpowiedzi pojawią się same, gdy każdy indywidualnie oceni różnice pomiędzy Irakiem a Afganistanem lub odpowie na pytanie: co takiego posiada Irak, czego nie posiada Afganistan?
Jeszcze przed rozpoczęciem akcji zbrojnej w Iraku, zauważalnym był fakt zainteresowania wielu firm, szczególnie z rynku amerykańskiego, możliwością inwestycji na tych terenach, będąc przekonanymi co do zwycięstwa USA. Ostatecznie w przebudowę Iraku zaangażowano społeczność międzynarodową, co przy sprawnym zarządzaniu władz irackich i licznymi inwestycjami firm zagranicznych przyczyni się do powstania najbogatszego i najbardziej prosperującego kraju na bliskim wschodzie, a może nawet na świecie.
Jednakże na Iraku plany rządu USA się nie kończą. Pozostaje jeszcze Iran, stanowiący niejako pomost pomiędzy dwoma obalonymi przez armię USA krajami, który jest również podejrzewany o prowadzenie badań nad bronią atomową. Wystarczyłoby obalić władzę w Iranie, a większa część bliskiego wschodu byłaby pod wpływem polityki "zachodniej". Problem jednak zaczyna narastać, gdyż ludność krajów "wyzwolonych" co raz częściej przejawia wrogie nastawienie wobec najeźdźców z "zachodu". Dodatkowa ingerencja militarna na bliskim wschodzie, wobec kolejnego państwa, mogłaby wyzwolić nieprzewidywalne zachowania społeczności islamskiej, w ostateczności bunt uwieńczony kolejną wojną, tym razem z udziałem sprzymierzonych armii krajów bliskowschodnich przeciwko agresorowi z "zachodu", a takie posunięcie mogłoby okazać się groźne dla społeczności międzynarodowej, z uwzględnieniem Europy.

 

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin