Wielkie polowanie.pdf

(57 KB) Pobierz
10593605 UNPDF
Wielkie polowanie
Aktorzy:
Mjr Cziżikow - Adam Ferency
Gen. Zawieniagin - Jan Nowicki
Von Braun - Wiktor Zborowski
Prof. Chariton - Jerzy Kamas
Esesman - Wojciech Malajkat
Wojna światowa dobiegała końca. Nad Odrą i Nysą Łużycką stanęły armie
dwóch radzieckich frontów, liczące blisko 2 mln żołnierzy. One miały zadać
ostatni cios Trzeciej Rzeszy. Zwycięzcy liczyli na wielkie łupy. Dlatego do
działania przygotowywały się zespoły specjalne.
W Kostrzyniu nad Odrą, tuż obok kwatery dowódcy 1 Frontu Białoruskiego
marszałka Gieorgija Żukowa swoją kwaterę urządził generał NKWD Awram
Pawłowicz Zawieniagin. Do niego miało należeć poszukiwanie ludzi,
urządzeń i dokumentów ważnych dla Związku Radzieckiego, a fakt, że
zadanie to wyznaczono oficerowi, który był zastępcą Ławrentija Berii
wskazywał, jak wielkie znaczenie Stalin przywiązywał do wojennych
zdobyczy. I trudno się dziwić. Niemcy, choć przegrali wojnę, to pod
względem osiągnięć technicznych pozostawili daleko w tyle zwycięzców.
Niemieckie czołgi, Königstiger były bez wątpienia najlepszymi wozami
bojowymi świata, Niemcy mieli odrzutowe samoloty myśliwskie i
bombowe, mieli samoloty rakietowe, rakiety przeciwlotnicze, kierowane
kamerami telewizyjnymi rakiety wystrzeliwane z samolotów,
najpotężniejsze działa kolejowe, latające bomby V-1 i rakiety balistyczne
V-2. Nic więc dziwnego, że zwycięzcom bardzo zależało na poznaniu
tajemnic nowej broni.
W połowie kwietnia do kwatery generała Zawieniagina przybył major
bezpieczeństwa państwowego Anatolij Cziżikow.
Cziżikow: Towarzyszu generale, major Cziżikow…
Zawieniagin: Wy wprost z drogi?
Cziżikow: Tak jest.
Zawieniagin: Ale nie czas na wypoczynek. Podejdźcie tutaj.
Cziżikow podszedł do stołu, na którym leżały mapy.
Zawieniagin: Ofensywa na Berlin ruszy lada dzień. Pójdą dwa
skrzydła od północy i południa. Chcę, żeby już w kwietniu za
1
Odrą znalazł się zespół naszych naukowców. To jest lista
specjalistów, którzy mają być włączeni do tego zespołu.
Ustalono to w Moskwie. Gajdukow, specjalista od artylerii
rakietowej i jego asystent Mrykin. Następnie Woskriesienskij i
Czertok. Oni od 1944 roku pracują nad niemieckimi rakietami,
tymi z Polski, które Anglicy chcieli nam wykraść, ale nie
daliśmy się podejść, burżuje przeklęte…
Generał Zawieniagin mówił o brytyjskiej delegacji, która we wrześniu 1944
roku przyjechała na poligon rakietowy w Bliźnie, zajęty przez wojska
radzieckie. Zgodę na ich przyjazd wyraził sam Stalin. Brytyjczycy badali
stanowiska startowe rakiet V-2 i zebrali dużo części, które zapakowali w
skrzynie. Potem pojechali do Moskwy, gdzie okazało się, że skrzynie gdzieś
się zapodziały. Rosjanie obiecali jednak, że szybko je odnajdą i odeślą do
Londynu. Rzeczywiście tak zrobili, tyle że w skrzyniach nie było części
rakiet, lecz stare silniki samolotowe.
Zawieniagin: Ci specjaliści przyjadą do Niemiec w pierwszej
kolejności. Potem poślemy następnych: Głuszko, Korolow i
inni. Oni będą oczywiście badać dokumenty i znalezione
części. Wy macie im zapewnić bezpieczeństwo i ułatwić pracę.
Cziżikow: Tak jest, towarzyszu generale.
Zawieniagin: Boję się, że Amerykanie będą szybciej w
miejscach, które nas interesują. Dlatego musicie być tuż za
naszymi wojskami. I nie bójcie się odpowiedzialności, jeżeli
wjedziecie na teren zajęty przez Amerykanów. Usprawiedliwię
was, choćby przed samym Stalinem.
Zawieniagin zdawał sobie sprawę, że ludzie, broń i sprzęt, które
interesowały Rosjan, znajdowały się bliżej wojsk amerykańskich. Główny
konstruktor rakiet V-2, Wehrner von Braun oraz jego najbliżsi
współpracownicy w marcu 1945 roku wyjechali z ośrodka rakietowego
Peenemünde na wyspie Uznam i dotarli do Bawarii. Zabrali ze sobą 14 ton
dokumentacji technicznej. I było oczywiste, że zechcą te materiały oddać
Amerykanom, a nie Rosjanom. Również w zasięgu wojsk amerykańskich
znalazła się wielka podziemna fabryka "Dora" w Górach Harzu, gdzie
Niemcy produkowali rakiety V-2 i pociski V-1.
Generał Zawieniagin miał jednak nadzieję, że uda się złapać von Brauna.
Istniała pewna szansa. Konstruktor i jego koledzy byli pilnowani przez
esesmanów, którzy nie mieli ochoty oddawać ich Amerykanom.
Konstruktor niemieckich rakiet balistycznych Wehrner von Braun zdawał
sobie sprawę, że jest najbardziej poszukiwanym człowiekiem w
Niemczech. W jego rękach była tajemnica rakiet, które od września 1944
2
roku spadały na Londyn i trwożyły ludność i rząd brytyjski.
Nie było przed nimi obrony. Spadały z wysokości 90 km z prędkością
przewyższającą prędkość dźwięku. Dlatego nie było ich słychać jak
nadlatywały, aż wybuch uświadamiał londyńczykom, że zostali
zaatakowani. Rakiety V-2 miały jednak wiele słabych stron. Ich zasięg
wynosił tylko 300 km, lecz von Braun usiłował zwiększyć go instalując na
kadłubach niewielkie skrzydła. Po kilku nieudanych próbach, gdy
skrzydlate rakiety wznosiły się ledwie na kilkadziesiąt metrów nad
wyrzutnię, w styczniu 1945 roku odbył się udany start. Rakieta A-4b
osiągnęła wysokość 80 kilometrów i szybowała z prędkością 4300 km/h,
aż oderwało się skrzydło. Sukces eksperymentu pozwalał mieć nadzieję,
że w ciągu kilkunastu tygodni rakiety zostaną udoskonalone na tyle, że
będzie ich można używać przeciwko Anglii, ale nie było już czasu na nowe
eksperymenty.
W planach von Brauna było również skonstruowanie prawdziwych rakiet
międzykontynentalnych, za pomocą których można byłoby zaatakować
amerykańskie miasta. Póki co, planowano wystrzeliwanie ich z wyrzutni
nawodnych. Rakieta byłaby holowana za okrętem w pojemniku. Gdy okręt
osiągnąłby wyznaczoną pozycję w pobliżu amerykańskiego brzegu
zbiorniki balastowe pojemnika byłyby napełniane wodą, tak, aby ustawił
się w pozycji pionowej i z jego wnętrza mogłaby wystartować rakieta.
Drugą słabością rakiet von Brauna była głowica bojowa zawierająca ledwie
tonę materiału wybuchowego. Na Londyn w czasie całej wojny spadło bez
mała 2900 rakiet, co oznaczało, że w mieście eksplodowało 2900 ton
trotylu. To nie było dużo, zważywszy, że podczas jednego nalotu na
niemieckie miasto alianckie bombowce potrafił zrzucić bomby o łącznej
wadze 8 tysięcy ton. Sytuacja zmieniłaby się całkowicie, gdyby w głowicy
V-2 był nie trotyl, lecz ładunek nuklearny.
Tak więc mimo tych słabości rakiety V-2 były bez wątpienia bronią, która
najbardziej interesowała zwycięskie mocarstwa. Von Braun o tym wiedział.
Pilnujący go esesmani - również.
Von Braun przekonał się o tym, gdy jego i 150 naukowców zamknięto w
osiedlu otoczonym kolczastymi drutami, pilnowanym przez esesmanów.
Poszedł do komendanta.
Braun: Chciałbym widzieć się z Gruppenführerem
Kammlerem.
Von Braun mówił o dowódcy SS, kierującym programem rakietowym.
Zwalisty esesman o twarzy obrzękłej od nadmiaru alkoholu i
zaczerwienionych oczach podniósł się zza stołu.
3
Esesman: SS-Gruppenführer Kammler wyjechał do Pragi.
Braun: Wobec tego pan musi podjąć decyzję o rozproszeniu
moich ludzi. Trzymanie nas w jednym miejscu jest bezsensem.
Wystarczy nalot kilku wrogich samolotów, a nikt z nas nie
przeżyje. Nie mamy się gdzie ukryć przed bombami.
Esesman: A ja nie mam możliwości przetransportowania pana
ludzi w inne miejsce.
Braun: W ciągu najbliższych godzin dojedzie tutaj co najmniej
dwadzieścia samochodów z Bleicherode. Wystarczy, żeby
rozwieść moich ludzi po okolicznych domach.
Esesman: Nie mam takiego rozkazu…
Braun: Poleciłem również, aby jeden z samochodów z dużym
zapasem benzyny oddać do pana dyspozycji…
Esesman zastanawiał się przez chwilę. Propozycja von Brauna była bardzo
ciekawa. Wreszcie zdecydował się.
Esesman: Rozkażę moim żołnierzom, aby eskortowali pana
pracowników do okolicznych domów. Nikt nie powinien jednak
opuszczać rejonu Oberammergau. A co z pana ręką?
Esesman zauważył grymas bólu na twarzy von Brauna, który kilka dni
wcześniej złamał rękę, gdy kierowca samochodu, którym jechał, zasnął i
wpadli do rowu.
Braun: Wciąż boli.
Esesman: W miejscowym szpitalu jest paru lekarzy bardzo
doświadczonych w składaniu połamanych rąk i nóg narciarzy.
Zadzwonię tam, żeby natychmiast pana przyjęli.
Okazało się, że złamana ręka była źle złożona i miejscowy chirurg
zdecydował się na ponowne łamanie. Werner von Braun w szpitalnym
łóżku mógł tylko biernie obserwować, co dzieje się wokół. Najbardziej
niepokojące wiadomości docierały ze wschodu, gdzie 16 kwietnia Armia
Czerwona rozpoczęła uderzenie na Berlin.
Specjalna radziecka komisja przybyła do Niemiec 24 kwietnia 1945 roku.
W jej składzie byli specjaliści z różnych dziedzin, ale najwięcej było
ekspertów od rakiet, co wskazywało, że rząd radziecki największą wagę
przykładał do zdobycia materiałów z tej dziedziny. Szef tego specjalnego
zespołu, generał Leonid Gaidukow był specjalistą od artylerii rakietowej i
po pierwszym okresie poszukiwań dokumentów i fachowców pozostał w
4
Niemczech kierując instytutem "Nordhausen". Później przyjechał Wiktor
Miszin, który badał fragmenty V-2, jakie znaleziono na niemieckim
poligonie rakietowym w Bliźnie i dostarczono do Moskwy w 1944 roku. W
sierpniu przyjechali Walentyn Głuszko i sam Siergiej Korolow, obydwaj
niedawno zwolnieni z więzienia, gdzie osadzono ich w 1938 roku pod
zarzutem działalności antypaństwowej.
Członkowie radzieckiej komisji szybko zorientowali się, że nie mają szans
na schwytanie najważniejszych niemieckich naukowców i inżynierów ani
na odnalezienie najcenniejszej dokumentacji. Jednakże sytuacja nie była
tak beznadziejna. Do końca 1945 roku wywieziono z Niemiec do ZSRR
osiem kompletnych rakiet na paliwo płynne, czterdzieści jeden rakiet na
paliwo stałe, takich jak Rheinbote, SB-800, a ponadto 186 zespołów
naprowadzania, naddźwiękowy samolot rakietowy DFS 346, rakietowe
myśliwce Me 163B i wiele innych.
Nie schwytano najważniejszych specjalistów, takich jak Wehrner von
Braun czy generał Dornberger, którzy byli już bezpieczni u Amerykanów,
jednak w okolicach podziemnych zakładów "Dora" schwytano 200
techników, którzy nie zdołali lub nie chcieli uciekać na Zachód. Największą
radziecką zdobyczą był Helmut Göttrup, specjalista od systemów
naprowadzania rakiet. Przez wiele lat ukrywał swe komunistyczne
przekonania, ale gdy mógł je zamanifestować, natychmiast oddał się w
ręce radzieckie. To była najcenniejsza zdobycz Zawieniagina.
Początkowo niemieccy konstruktorzy pozostali w radzieckiej strefie
okupacyjnej i rozpoczęli pracę w fabryce "Dora", którą Amerykanie oddali
dopiero 1 czerwca 1945 roku, wywożąc stamtąd 100 rakiet V-2 oraz
najważniejsze maszyny. Do wiosny 1946 roku udało się zatrudnić w tych
zakładach, które otrzymały nazwę "Rabe", co było skrótem od
Raketenbau, 1200 niemieckich techników i inżynierów. Do granicy
zachodnich sektorów było bardzo blisko i wielu zdecydowało się przejść na
drugą stronę. Zapewne zarówno ta sytuacja, jak i lęk przed penetracją
zachodnich szpiegów nakazał Stalinowi podjąć decyzję o wielkiej
przeprowadzce. Pierwszą grupę najważniejszych pracowników "Rabe"
wywieziono do Związku Radzieckiego już do września 1945 roku. Drugą,
znacznie większą grupę, bo od 3 do 3,5 tysiąca pracowników, przesiedlono
w październiku 1945 roku. Ogółem do 1948 roku wywieziono z Niemiec
300 tysięcy rakietowych i lotniczych specjalistów wraz z rodzinami. Oni
mieli stworzyć rakietową potęgę Kraju Rad.
W tym samym czasie na poligonie w Kapustin Jarze, położonym między
Stalingradem i Astrachaniem, rozpoczęły się próby zdobycznych rakiet V-
2, które nadzorował Siergiej Korolow. Jedenaście rakiet wystrzelono od
października do listopada 1947 roku, z których tylko pięć trafiło w cel. Rok
później wystrzeliwano już rakiety zmodyfikowane przez radzieckich i
niemieckich specjalistów, uzyskując nieco lepsze wyniki: na dwanaście
5
Zgłoś jeśli naruszono regulamin