na topie 3. frament.pdf

(56 KB) Pobierz
untitled
Prolog
set dolarów za noc hotelu Montecito Inn w Santa
Barbara w Kalifornii, siedemnastoletnia Anna Percy prze-
ciągnęła się leniwie i zerknęła na swoje odbicie w staro-
świeckim lustrze zawieszonym nad komodą od Van Lu-
tza. Długie jasne włosy, klasyczne rysy twarzy o wysokich
kościach policzkowych odziedziczone po arystokratycznej
matce – to się nie zmieniło. Ale po raz pierwszy w życiu
miała wrażenie, że wygląda jak ktoś niczym nieskrępowa-
ny i zdolny do szaleństw.
Z pewnością komuś, kto by ją chciał opisać, te określenia
nigdy by nie przyszły do głowy. Intelektualistka, owszem.
Powściągliwa – o wiele za często. Ale szalona? I niczym
nieskrępowana? Tak jak zazwyczaj opisywano jej najlepszą
przyjaciółkę z Manhattanu, Cynthię Baltres? Nigdy.
A jednak wreszcie się stało. Ben Birnbaum, chłopak,
który właśnie podawał jej szklankę świeżego soku poma-
rańczowego, przed chwilą przyniesionego przez obsługę
hotelową, wreszcie tego dokonał.
Zaledwie dwa tygodnie wcześniej Anna porzuciła spo-
kojne życie nowojorskiej elity z Upper East Side, żeby
7
W apartamencie numer 15, w liczącym sobie sześć-
przeprowadzić się do ojca, do Beverly Hills. Miała na-
dzieję, jak wielu innych ludzi, którzy przybyli do Kalifor-
nii w ciągu ostatnich dwustu lat, że na nowo stworzy tam
samą siebie. Z uśmiechem wzięła teraz szklankę od Bena,
który bez koszuli wyglądał tak seksownie, że niewiele bra-
kowało, a zajęłyby się wszystkie łatwopalne przedmioty
w okolicy.
Misja wykonana.
– Głodna? – Ben usiadł obok i pochylił się, żeby ją po-
całować.
– Szczerze mówiąc, umieram z głodu – przyznała, są-
cząc sok. – Trzymasz mnie jako zakładniczkę w tym po-
koju od dwudziestu czterech godzin bez jedzenia i picia.
– Zakładniczkę? – Połaskotał ją, przesuwając palcem
wzdłuż obojczyka. – Nie przypominam sobie żadnych
protestów.
Nie mógłby tego lepiej ująć. Ale usta Bena kazały Annie
zapomnieć o jedzeniu i nauce w maturalnej klasie w Li-
ceum Beverly Hills, i wszystkich problemach, jakie miała
z własną pokręconą rodziną. Mogła raz wreszcie odciąć
się od swojego planującego, analizującego mózgu i zatra-
cić się w chwili. Świat za drzwiami apartamentu numer 15
przestał istnieć. Śniadanie za sześćdziesiąt dolarów, które
zamówili do pokoju, stało nietknięte na tacy. Na świecie
nie istniało nic poza Benem.
8
98414147.001.png
Jak siostry
Anna wciąż słyszała w głowie jakieś dzwonki.
Drrrryyyyń .
Na chwilę otworzyła oczy. Ledwie widziała łopaty wia-
traka pod sufitem, rozsnuwającego zapach oceanicznej
bryzy po zalanym światłem księżyca pokoju.
Dryyyń. Dźwięk dochodził z komórki schowanej w jej
torebce. Z trudem przypominała sobie, że zostawiła ją
na parapecie wykuszowego okna, z którego roztaczał się
wspaniały widok na plażę. Ben spał na plecach, z ramie-
niem pod głową. Jego krótkie ciemne włosy były potar-
gane i wiedziała, jak intensywnie niebieskie oczy kryją się
pod tymi zamkniętymi powiekami. Wybrzuszenie bicepsa
rysowało się złotem na tle białych, ręcznie haftowanych
prześcieradeł z egipskiej bawełny.
Dzwonienie ustało. Dobrze. Realny świat poczeka sobie
tyle czasu, ile ona mu każe czekać. Przytuliła się do Bena.
Komórka znów się rozdzwoniła.
Obróciła się, żeby spojrzeć na cyfry elektronicznego
budzika z radiem. Szósta rano. Drgnęła i usiadła, a serce
zaczęło jej łomotać. Kto by do niej dzwonił dwukrotnie
9
D rrrryń .
o szóstej rano, gdyby nie chodziło o jakąś katastrofę? Albo
jakiemuś pijakowi pomylił się numer… Cholera. Od-
rzuciła okrycie i podreptała przez pokój. Przy czwartym
dzwonku udało jej się znaleźć torebkę i wyłowić z niej
motorolę. Otworzyła klapkę telefonu.
– Halo?
– Anna?
Nie żaden pijak, tylko jej ojciec.
– To ja, tata. Przepraszam, że cię budzę, ale…
– Co się stało? – syknęła Anna.
– Dobre wieści. Chodzi o Susan.
O Susan? Jej siostrę? Dzwonił o szóstej rano, żeby prze-
kazywać jej jakieś dobre wiadomości na temat siostry?
Susan nienawidziła ojca. I miała po temu niezłe powo-
dy. Przekupił pewnego chłopaka, żeby ją rzucił, bo i on,
i matka Anny uznali go za „nieodpowiedniego”. Pięćdzie-
siąt tysięcy dolarów i facet się zmył. Annie znów zrobiło
się niedobrze na samo wspomnienie. Więc o jakie dobre
wiadomości mogło chodzić?
– Zabieram ją na odwyk. Sama zresztą na to nalega –
ciągnął ojciec. – Ale mam tu pewien dylemat.
– Zaraz, tato. – Nie chcąc budzić Bena, Anna przeszła
do łazienki i zamknęła drzwi. – Tato, jaki dylemat? To
wspaniała nowina!
– Tak, ale boję się, że zmieni zdanie. A ona mówi, że
chce się z tobą zobaczyć przed naszym wyjazdem. Do
White Mountains w Arizonie.
– A gdzie jest teraz? – spytała Anna.
– Wróciła do hotelu Beverly Hills.
– Nie spuszczaj jej z oczu – przykazała Anna.
Ojciec się roześmiał.
– Wybij to sobie z głowy. Jest w swoim bungalowie, pa-
kuje się. Czekam na nią w holu. I mam jej kluczyki do
samochodu.
10
– To dobrze – pochwaliła powściągliwie Anna.
– No to jak, mogłabyś przyjechać? – spytał Jonathan. –
Na śniadanie, zanim stąd wyjedziemy?
– Jasne, tato – odpowiedziała odruchowo Anna, nie za-
stanawiając się ani chwili nad sytuacją… Nad tą nieludzką
godziną… Cudownym nagim ciałem chłopaka, który le-
żał w jej hotelowym łóżku… Była tylko niezmiernie za-
dowolona, że siostra wreszcie zdecydowała się dokonać
zmiany na lepsze w swoim życiu.
– Gdzie jesteś? Podjadę po ciebie – zaproponował Jo-
nathan.
W Santa Barbara, gdzie pieprzę się ze swoim chłopa-
kiem.
Ha! To by dopiero była wolność, gdyby coś takiego rze-
czywiście powiedziała. Ale to tylko czysta fantazja. W rze-
czywistości, jako naprawdę posłuszna córka, gotowa była
wyjechać stąd w kwadrans i znaleźć się w Beverly Hills po
półgodzinie.
– Och, nie trzeba. Jestem u Sam, mojej koleżanki.
Mogę być na miejscu za jakieś półtorej godziny. Poczekaj-
cie w hotelu. Możemy zjeść coś w Polo Lounge.
Na szczęście Jonathan Percy nie należał do ojców, którzy
analizowaliby odpowiedź córki. Jeśli powiedziała, że jest
u Sam, to znaczy, że była u Sam. Żadnych pytań. I nie-
ważne, że Sam mieszka mniej więcej sześć minut drogi od
hotelu Beverly Hills.
– Dzięki za tę decyzję, Anno – rzekł ojciec.
Anna rozłączyła się, wróciła do sypialni i potrząsnęła
śpiącym Benem. Był półprzytomny, ale szybko doszedł
do siebie, kiedy mu wyjaśniła, o co chodzi.
– Więc muszę tam jechać – zakończyła Anna.
Ale zamiast natychmiast wyskoczyć z łóżka i pomóc jej
pakować rzeczy, Ben przyciągnął ją do siebie.
11
Zgłoś jeśli naruszono regulamin