Phil Bosmans
Bóg któremu wierzymy
Wprowadzenie
Niniejsza książka nie zawiera żadnej naukowej debaty o istnieniu Boga.
Jest jedynie próbą, by w prostych słowach oddać pewne myśli, przeżycia i
echo doświadczeń Rzeczywistości, która stała się dla naszego świata czymś
obcym, a którą nazywam Bogiem.
Nie potrafię wszystkiego ująć w słowa. Nie idzie mi o jakąkolwiek
dyscyplinę naukową ani o naukowe twierdzenia. Chciałbym po prostu
porozmawiać z tobą o prawdzie, która jest Miłością. Pragnę cię skontaktować
z życiem, ze źródłem wszelkiego życia. Niczym żywa woda wytryskują z niej
światło i miłość dla szczęścia człowieka. By wspólnie przemierzyć tę drogę
ku źródłu, nie musisz być wykształconym. Nie potrzebujesz być uczonym ani
bogatym. To, co chcę ci powiedzieć, dla wielu nie jest niczym nowym.
To nie jest powieść, którą czyta się jednym tchem. Nie spiesz się z
czytaniem.
Przy lekturze tych stronic miej zawsze tę świadomość, że swoimi
przemyśleniami do niczego nie chcę cię zmuszać. One stanowią jedynie
propozycję i zaproszenie.
O nic cię nie pytam Nie nalegam. Wcale nie musisz się ze mną zgadzać. Ja
jedynie zasiewam. Być może, że sieję na wiatr, a może rzucam ziarno na
kamienistą glebę. Lecz wierzę w zasiew. Gdzieś, kiedyś, padnie na dobry
grunt.
Na niejednej stronie trzeba o wiele więcej wyczytać, aniżeli tam zostało
napisane.
Słowa potrafią otworzyć drogi do nowych rzeczywistości, których nie można
ująć w słowa. Znajdziesz je, gdy cisza będzie tak przejmująco wielka, że
usłyszysz, jak woda zacznie przemawiać głęboko w źródle.
Część pierwsza
Boże, gdzie jesteś
Boże, gdzie mieszkasz? Jak brzmi twój adres?
Ludzie, obojętnie czy w Ciebie wierzą czy też nie, mają z Tobą ciężko.
Zaszli bardzo daleko. Oddalili się o lata świetlne. Szukali granic
wszechświata i nigdzie Ciebie nie znaleźli. Przy pomocy teleskopu i sondy
kosmicznej wypatrywali nieprawdopodobnie daleko w kosmos, a nigdzie Ciebie
nie zobaczyli.
Boże, gdzie jesteś?
Rozwój nauki potrafił wyjaśnić mnóstwo wyobrażeń o Tobie i rozwikłał
wiele tajemnic.
Boże, nie za długo nie będzie już nikogo, kto by się o Ciebie pytał. Nie
będzie wnet nikogo, kto by się Tobą interesował.
Boże, nie jesteś już oczywistością - stałeś się nieużyteczny w świecie
komputerów i robotów. Zbędny w społeczeństwie, które jest elektronicznie
sterowane. Niepotrzebny w świecie, w którym liczy się wyłącznie koszt i
zysk, i który wciąż stawia pytanie: "Co to da?" Ludzie uczynili z siebie
bożków, bożków dzisiejszych. Bożków, według własnej miary, według własnego
smaku i na swoje podobieństwo. Użytecznych i przydatnych bożków, które się
opłacają, które coś wnoszą. Bożków z własną świątynią i z własnym kultem.
Na samej górze siedzi "władza". W podziemnych świątyniach strzeże się
zasiewu grzybów atomowych i tam będzie czczona broń jądrowa, niczym anioł
stróż. Wielu jest wyznawców i czcicieli "nauki", którzy pełni zachwytu
pochylają się przed elektronicznymi ikonami. Przenajświętszy jest pieniądz
i wszystko co za niego można kupić: wygoda, dobrobyt, prestiż i luksus. Na
ołtarzach wszystkich tych bożków ofiarowane będą pokój i szczęście ludzi.
Mali i słabi zostają po prostu wymazani. Na tych ołtarzach leży świat, by
umrzeć.
Boże, czy się od tych bożków odizolowałeś?
Świat bez Boga
Obcy świat. Świat, jak dom towarowy, gdzie za pieniądze można wszystko
nabyć: szczęście za cenę płynu do kąpieli, dom z drugiej ręki od
sprzedawców antyków i raj dzięki wypadowi na Majorkę.
Świat, w którym zanieczyszczenia nabierają kosmicznych rozmiarów, a
moralne jak i duchowe zniszczenie prowadzi do zbiorowego samobójstwa.
Przestrzeń kosmiczna staje się poligonem, a co do naturalnych zasobów
istnieje groźba, że zostaną zużyte przez jedno pokolenie. Szaleńczy wyścig
zbrojeń i chaos gospodarczy są dowodem upadku ducha na całym świecie.
Dawniej następstwa ludzkiej głupoty i krótkowzroczności były ograniczone
z powodu mniejszych możliwości technicznych. A obecnie mogą one, biorąc pod
uwagę rozwój techniczny, stać się wprost katastrofalne. Nauka i technika
podnoszą zachód wysoko ponad pozostały świat. I sięgają gwiazd, lecz nie są
w stanie uczynić ludzi na ziemi szczęśliwymi.
Ogromna przepaść wytworzyła się pomiędzy naukowo-technicznymi
możliwościami człowieka, a jego rozwojem etyczno-duchowym. świat
przyszłości ze swoim skomplikowanym, wymędrkowanym, racjonalnym dziełem
może stać się rezultatem działania istot, które mają do dyspozycji
potrzebną wiedzę, ale którym brakuje "kultury serca" i które w swojej
istocie pozostały na poziomie człowieka epoki kamienia łupanego.
W procesie postępu umiera nasz indywidualny pogląd na świat. Postęp czyni
ludzi niewolnikami, programuje ich i nimi manipuluje od kołyski aż po grób.
Narodziny i śmierć podlegają interwencji techniki, która nie ma pojęcia o
tajemnicy człowieka.
Boga ogłoszono umarłym, a postęp naukowo-techniczny miał być jego grobem.
Gdy patrzę na ten świat i widzę jak ludzie żyją, nieuchronnie rodzi się
we mnie przekonanie: nie Bóg umarł, lecz ludzie przestają być ludźmi
poprzez swoje wyroki o śmierci Boga. Widzę, jak ludzie błądzą w ciemnych
labiryntach i szukają wyjścia. Zauważam ich, jak wegetują za szkłem i
betonem, każdy w swojej skrzyni tylko dla siebie, w sztucznie
klimatyzowanym powietrzu.
Ludzie zagubili kontakt z przyrodą, ze swoją naturą i swoją własną
wewnętrzną głębią. Nowoczesne stosunki międzyludzkie, warunki i sposoby
mieszkania, i układy w pracy przyśpieszają proces rozpadu naturalnych
wspólnot, a następstwem tego jest wyobcowanie, samotność i strach.
Duch zostaje wyparty. Ludzie duszą się w materii. Stają się
materialistami w myślach i odczuciach. Opanowani zostają przez chorobliwe
umiłowanie pieniądza i posiadanie władzy i bogactwa.
Widzę, jak ludzie ogarnięci zostają poczuciem braku sensu, absurdalnością
wszystkiego, nicością. Liczba tych zniechęconych i sfrustrowanych,
wewnętrznie rozbitych i nerwowo chorych wzrasta. Coraz więcej jest
samobójstw i trup samobójczych.
Ludzie są chorzy przez niezdrowy styl życia, chorzy przez przerwany rytm
życia, chorzy przez zanieczyszczoną przyrodę, chorzy przez sztuczną
żywność, chorzy przez przecenianie wartości pozornych, chorzy w chorym
społeczeństwie.
Wielu nie myśli o Bogu
Religię otrzymali z matczynym mlekiem, lecz w swoim najgłębszym wnętrzu
nigdy się na nią świadomie nie zdecydowali. Wiele jest obojętności i
powierzchowności. Niewystarczająca jest także wiedza i prawdziwa
informacja. Niezrozumienie i rozdrażnienie panuje z powodu różnorakich
zachowań i wypowiedzi kościołów. Brakuje pociągających przykładów
wierzących. A nade wszystko jest nadmierna konsumpcja, która wszystkie
wyższe odczucia dławi w ogólnym procesie zdobywania dóbr materialnych.
Materia zarasta człowieka niczym dżungla, a jego duch umiera.
Ludzie rzucają się w świat oszołomienia. Ich ucieczka we wszystko, w
zagłuszającą muzykę w alkoholizm i narkomanię jest czasami wołaniem o sens.
O sens życia, rozsądne odpowiedzi na najważniejsze pytania życiowe.
Nie stawia się dzisiaj głębszych pytań o sens życia. Odłożone zostały
gdzieś bardzo głęboko. Zostały ukryte i zamrożone. A co wieczór ludzie są
kuszeni przez telewizję pustymi widowiskami. Głęboko rozczarowani siedzą
tam i czekają daremnie na odrobinę światła w świecie, który Boga i religię
wyparł daleko na obrzeża życia.
Po raz pierwszy w dziejach świata ludzie uważają, że w budowaniu
społeczeństwa jest rzeczą całkowicie obojętną czy Bóg istnieje. Żadnych
argumentów przeciwko Bogu się nie wysuwa. W dzisiejszym duchowym klimacie
Bóg po prostu nie istnieje.
Nasza obecna kultura opanowana jest przez konsumpcję i określona przez
zasadę użyteczności. Bóg jednak nie leży na końcu konsumpcji. Nie można go
sklasyfikować w kategoriach użyteczności. Religię i wiarę można przyjąć,
lecz pytanie. które się przy tym rodzi - co to właściwie daje - jest równie
bezsensowne i bezprzedmiotowe jak pytanie, czy piękno i miłość się
opłacają.
Powstała mentalność, której pytanie o Boga nie istnieje. Boga nie ma
wśród ofert. Opinia publiczna, panujący klimat są całkowicie bezreligijne.
Nie wierzyć - to praktyczne nastawienie życiowe większości ludzi.
Poszukiwać i stawiać pytania
Człowiek - mała, dziwna istota. Żyje i umiera wśród kamieni i betonu.
Zawsze w pośpiechu. Ciągle w pogoni. Męczy go nadciśnienie, dokuczają mu
wątroba i serce. Wciąż trapią go problemy, nieustannie jest w poszukiwaniu.
Najczęściej jednak, zanim coś znajdzie, już nie żyje.
Być może nadejdą czasy, kiedyś w dwudziestym pierwszym wieku, gdy
człowiek w swoich poszukiwaniach będzie skazany na jakiś centralny
komputer, który wyposażony zostanie we wszelką możliwą wiedzę. Lecz wówczas
pytania będą jeszcze bardziej, jak nigdy dotąd, pytaniami o sens życia, na
które postęp materialny nie będzie w stanie dać odpowiedzi. Istnieje
nadzieja, że znowu człowiek zapuka do drzwi starych filozofów i wielkich
mistyków. Chyba, że dozwolone będą jedynie pytania. na które odpowiedzieć
potrafi komputer, a metafizyczne pytania zostaną zakazane, bo komputer
byłby wówczas niemy.
Człowiek jest i pozostanie w swojej najgłębszej treści istotą szukającą.
Tylko najczęściej nie waży się pójść wystarczająco daleko. Na ogół zaś
podąża za fałszywymi bożkami, które obiecują mu rozkoszny raj na ziemi.
Lecz gdy tylko tam wkroczy, rozpryskuje się on niczym bańka mydlana.
Tęsknota za utraconym rajem, została na zawsze wyryta w sercu człowieka.
Ludzie są jak duże dzieci. Całe życie poszukują ciepła, tęsknią za
miłością i odrobiną szczęścia. Pragną zacisza domowego i kogoś, kto ich
lubi, przy kim poczują się bezpiecznie i znajdą schronienie.
Ludzie szukają całe życie na niezliczonych drogach, często na bezdrożach
i manowcach, jakiegoś stałego miejsca, ojczystego portu, stołu, chleba i
wina, serca i czułej dłoni, milczącej obecności, która trwa nawet wtedy,
gdy słowa zamilkną.
Życie jednak uczy, że ludzie są dla ludzi tylko przejściowymi portami,
małymi przystaniami na jakiś czas, niezależnie od tego, jak piękne mogą one
być. Ludzie szukają, świadomie lub też nieświadomie, silnego strumienia,
wielkiej fali, która ich zaniesie na inny brzeg, do ostatecznego portu,
gdzie znajdą ciepło i bezpieczeństwo na zawsze. W porcie pełnym światła i
miłości, który nazywam Bogiem.
Boże, boję się o Twoje imię
Masz wiele imion. Lecz wśród nich nie ma żadnego, które zawierało by
tajemnicę Twojej istoty. Boże! Ludzie nadużywali Twojego Imienia, zamknęli
Cię w doktryny. Wkleszczyli Cię w skomplikowany system ludzkich pojęć.
Nałożyli Ci ciasny, zimny pancerz i wcisnęli ci miecz do ręki, by Twoim
Imieniem pokryć swoje występki. Ludzie uważali,że Twoje Imię stanowi
argument i usprawiedliwienie, by czynić najgorsze rzeczy. W ciągu wieków
skalali Twoje Imię zbrodniami. Pisali je krwią i łzami niewinnych i
bezbronnych. Z Twoim Imieniem na ustach prześladowali się wzajemnie,
poniżali i mordowali.
Boże, Twoje Imię stało się niezrozumiałe. Obawiam się, że wielu nie chce
Go słyszeć.
Boże nie ma języka, nie ma znaku, nie ma słów ani żadnych obrazów.
Boże, Ciebie nie można wyrazić, jesteś niewysłowiony.
Słowa stają się frazesami, gdy Ciebie potrzebujemy jako cudownego środka,
którego chcemy użyć i sprzedać, którego należy codziennie przyjmować
przeciwko wszelkim dolegliwościom. Słowa tracą swoją siłę wymowy, kiedy
mają być czymś więcej aniżeli wezwaniem i zaproszeniem , by przybliżyć się
do Ciebie. Słowa, pojęcia i obrazy, przy pomocy których chcemy się do
Ciebie zbliżyć, pozostaną zawsze niewystarczające. Są one dziećmi
określonej kultury i określonego czasu. Ta niewydolność w wyrażaniu się
zmusza nas do nostalgicznych poszukiwań jakiegoś mistycznego języka,
wykraczającego poza słowa i obrazy. Daleko poza granice wszystkiego, co
widoczne i uchwytne.
Wiem: "O Bogu można zamilknąć na zawsze". Lecz wiem także: "Boga można
zagadać na śmierć".
Męczę się tysiącami pytań
Nie mogę uwierzyć w nic, w byt bezsensu, w jakąś absolutną pustkę. Nie
mogę wierzyć, że życie jest przekleństwem, które poprzez wszystkie wieki
miliony ludzi nawiedza.
Nie mogę wierzyć, że prawo mocniejszego nigdy nie zostanie złamane. Ani,
że słabi i biedni będą wiecznie tylko ofiarami.
Nie mogę uwierzyć w to, że tylu niewinnych ludzi w dziejach było tak
okrutnie prześladowanych i mordowanych, ani to, że ich jedyną perspektywą
była nieskończenie długa czarna noc. Przeciwko temu wzdryga się moja cała
istota. Jest to nie do przyjęcia dla ducha i serca.
Nie mogę przyjąć rzeczywistości za całkowicie zrozumiałą, zgodnie z
naukowymi stwierdzeniami, analizami i opisami. Ta rzeczywistość jest czymś
więcej.
Uważam, że niewidzialne nieskończenie większe jest od widzialnego.
Jestem pewien, że w środku tego niewidzialnego świata, bez ograniczeń
przestrzeni i czasu, jest obecna jakaś Istota, która świat widzialny
niewidzialnymi palcami porusza.
Niewidzialna rzeczywistość jest o wiele bardziej fascynująca aniżeli ta
widzialna. Nie można jej pojąć doświadczeniem rozumu. Do tego służą oczy
serca!
Boga nie można udowodnić
Jakżeż można udowodnić istnienie Istoty, która przewyższa pod każdym
względem wszystkie możliwe systemy myślowe? Ze wszystkiego, co istnieje,
odróżnia się Bóg w najbardziej radykalny sposób i nie można go naukowo
określić, obserwować ani poznać. Przy pomocy rozumu możemy jedynie odszukać
ślady Boga, lecz nie można Go objąć ani rozumieć.
Bóg nie jest przedmiotem rozumu.
Gdyby można było Boga ująć i pojąć w granicach rozumu, wówczas można by
Go także zrobić, lecz wtedy miało by się najwyżej coś w rodzaju totemu.
Sam rozum rozpoznać Boga nie potrafi.
Myślenia nie można zredukować wyłącznie do procesów elektrochemicznych,
rozgrywających się w mózgu. To materialistyczne ujęcie okazało się nie do
przyjęcia. Sam rozum musi przyznać, że człowiek to więcej niż rozum. Znamy
wiele spraw, których nie potrafimy samym rozumem rozwikłać.
Poznać - może tylko cały człowiek.
Pytania "dlaczego?"
osaczają mnie niczym dżungla
Nauka potrafi dziś wiele wytłumaczyć i zna odpowiedzi na mnóstwo pytań.
Ale jeżeli chodzi o te ostateczne: "dlaczego", nie potrafi dać odpowiedzi.
W sprawie Boga, jego istnienia, jego działania, nawet wielcy naukowcy byli
najczęściej małomówni.
Jedynie liczne pomniejsze duchy, chełpiąc się swoją pozycją i ślepe na
swoje granice, wiedziały już zawsze o wszystkim wszystko: każda wiara w
Boga jest naiwnym oszukiwaniem siebie i musi zostać przez naukę
zdemaskowana. I tak powiedział pewien chirurg, że otwierał już wiele
mózgów, a nie znalazł tam żadnej duszy. Znany astronauta natomiast
opowiadał, że będąc we wszechświecie nigdzie Boga nie spotkał.
Źdźbło trawy
Poprosiłem ludzi nauki i techniki by stworzyli mi źdźbło trawy. I
wyprodukowali mi takie źdźbło trawy, tak zielone, tak cienkie i tak
wiotkie. Gdy jednak dokładniej się jemu przyjrzałem, zauważyłem, że jest
martwe. Nie potrafiło oddychać. Nie potrafiło rosnąć. Nie mogło żyć ani
umrzeć. Właściwie to nie miało ono nic z prawdziwego źdźbła, poza nazwą.
Żadna krowa, a nawet koza nie mogła go jeść, ani mleka z niego zrobić.
Słyszę, jak wszystkie źdźbła świata śmieją się ze źdźbła trawy zrobionego
przez człowieka: "Ci wielcy ludzie nie są w stanie przy całej swojej wiedzy
i technicznych możliwościach nawet maleńkiego źdźbła trawy stworzyć".
Nauka nie jest wszechwiedząca
Nauka i technika oddały człowiekowi ogromne usługi. Wyprowadziły go z
niejednego ograniczenia dawnych czasów, wyzwoliły z wielu kajdan. Prawdziwa
nauka nie stoi Bogu na drodze. Lecz nauka nie jest wszechwiedząca, także
wówczas, kiedy bardzo wiele wie o procesach, które dokonują się we wnętrzu
naszego widzialnego świata. Uczeni wszystkich dyscyplin kroczyli w długich
procesjach poprzez stulecia i wzajemnie się sobie przeciwstawiali.
W dzisiejszych czasach nauka jest coraz bardziej świadoma swoich
ograniczeń. Coraz wyraźniej stwierdza, że nie jest w stanie stworzyć
trafnego obrazu całej rzeczywistości. Rzeczywistość człowieka i świata
okazuje się o wiele bardziej skomplikowana i bardziej tajemnicza.
A przy tym rozliczne dziedziny współczesnej nauki obejmują tak ogromną
liczbę zagadnień, że żaden ludzki umysł nie jest w stanie tego wszystkiego
ogarnąć ani pojąć.
Nauka nie da odpowiedzi, których oczekujemy na nasze pytania.
Dopóki się pragnie zbliżyć do Boga wyłącznie za pomocą rozumu, dopóty
pozostaje się to zewnętrznej stronie i nie można Go poznać, Każda definicja
Boga i każde o nim wyobrażenie będzie w takim przypadku skazane na
niepowodzenie. Do Boga trzeba dążyć z całym naszym człowieczeństwem. W
drodze ku niemu muszą nasze serca być wolne i otwarte, by nasz stosunek do
niego stał się osobisty i przyjazny.
Nie chodzi o to, aby dużo wiedzieć. Chodzi o to, by pojąć.
Nie o takie zrozumienie, do którego dochodzi się po wielu latach studiów,
lecz o takie pojmowanie, które powoli rośnie, gdy my porwani przez cuda
życia, w zawierzeniu, prostocie i miłości oddamy się nieznanym mocom.
Chodzi tutaj o głębokie doświadczenie, które rozumowi się nie sprzeciwia,
lecz wychodzi ponad ściśle racjonalne myślenie. O doświadczenie intensywnej
miłości, która ze stworzenia ku nam się wyłania. O poczucie, że jest się
kochanym przez istotę, która się nam objawia powoli; która się pozwala
poznać stopniowo coraz bardziej, w tej mierze, w jakiej się sami od siebie
wyzwalamy i tej miłości się oddajemy.
Bóg, w którego wierzyć nie mogę
Nie wierzę w boga dyktatorów, w boga wielkich i bogatych. W boga, który
przemocą utrzymuje porządek, a małym strachu napędza i błogosławi broń.
Nie wierzę w boga jako tabu dla prostaków i nieuczonych.
Nie wierzę w boga, który zrodził się z potrzeby jako środek uśmierzający,
gdy życie stało się nie do zniesienia. Jako wyspę ocalenia, gdy straciło
się grunt pod nogami i gdy nie można się już oprzeć na żadnym człowieku.
Jako powszechny środek leczniczy by nim zapchać dziury naszej bezsilności.
Nie wierzę w boga, który z kijem stoi za drzwiami. W boga, który ludziom
przeszkadza w rozwijaniu ich możliwości. Nie wierzę w sędziego, który
gwiżdże przy każdym faulu. Nie wierzę w najwyższego sędziego moralności ani
w brzydkiego boga.
Nie wierzę w boga, który z daleka trzyma się od ludzi, niczym jakaś
nadistota, odległa oziębła i nieporuszona. Nie wierzę w boga filozofów i
ideologów, abstrakcyjnego i niezrozumiałego. Jestem niewierzącym.
Bóg to największe pytanie życiowe, na które odpowiedzieć potrafi jedynie
serce.
Nie ma racjonalnego doświadczenia na temat Boga. Podobnie jest z
miłością. Dlatego jest niezmiernie trudno Boga i miłość rozumem
wytłumaczyć. Wiedzą o tym od dawna już poeci i święci.
Gdy widzę, jak Bóg ujawnia się w ostatecznym: "dlaczego?", zmie...
wirusik85