WzM 10 - Bite Club - 9 rozdział PL.doc

(142 KB) Pobierz

Rozdział 9

 

*Rzeczy napisane kursywą w nawiasach to wyjaśnienia dotyczące nazw własnych, wyrażeń itp. mające pomóc w zrozumieniu kontekstu danej wypowiedzi

 

 

Shane przyszedł do domu wydając się po prostu tak normalnym jak zawsze. Nawet przyniósł bekon, a oni zjedli, razem czterej przyjaciele, jak gdyby nigdy nic się nie stało. Nawet nieprzeźroczysta butelka soku Michaela nawet nie wyodrębniała go.

Wszystko, o czym Claire mogła myśleć było to, że musiała usiąść i powiedzieć mu o telefonie. Ale nie wiedziała, co zamierzała powiedzieć i nie chciała powiedzieć tego przed Eve i Michaelem. Nie tak; to musiało być prywatne.

Ale później do góry w jego pokoju, kiedy Claire przytuliła się do niego, rozmawianie nie wydawało się być ważne. Nadal myślała, że podoła temu, ale po godzinach powolnego, wspaniałego całowania w jego ramionach, nadal nie poradziła sobie nawet z zaczęciem rozmowy. W końcu zasnęła. Kiedy się obudziła, niósł ją do jej łóżka i wsuwał ją.

- Shane? – wymamrotała. Pochylał się nad nią, wystarczająco blisko, że jego długie, kudłate włosy zamiatały jej twarz.

- Nadal ja, - wymamrotał z powrotem. – Oczekiwałaś kogoś innego?

Uśmiechnęła się. – Tylko ciebie.

- Dobra dziewczyna. – Obdarował ją wolnym, wilgotnym pocałunkiem, takim, który sprawił, że poczuła ciepło aż do stóp.

- Shane, myślałam…

- O?

- O… - Nie chciała tego robić – naprawdę nie chciała. Nie kiedy było tak miło. Tak idealnie. Ale spróbowała. – O opuszczeniu Morganville.

Ku jej zdziwieniu nie odsunął się albo wydawał się zdziwiony albo cokolwiek. Znowu ją pocałował, lekko i powiedział. – Opuścimy. Obiecuję.

- Ja po prostu – Wiesz, że chcę iść na MIT, prawda?

- Oczywiście. I pójdziesz.

Wow. Po prostu jak to… mimo że nie dała rady dojść do części rozmowy zaczynania w Styczniu. Ale to brzmiało dobrze. Pozytywnie. Po wszystkim byli po tej samej stronie. Jeszcze jeden, zaspany, wilgotny pocałunek i wślizgnęła się do najlepszego snu, jaki miała w ciągu prawie tygodnia.

Nie było go kiedy się obudziła, ale zostawił wiadomość… Zapisał się na dodatkową, poranną zmianę w restauracji. Nawet napisał to z KC, co wiedziała, było skrótem Shane’a na kocham cię.

To wydawało się lepsze. O wiele lepsze.

Claire właśnie schodziła ze schodów nucąc i myśląc o tym, jak miło było mieć rzeczy wracające do normalności i jak powie Shane’owi o Styczniowej rzeczy dziś wieczorem, kiedy Myrnin przysłał wiadomość przez portal – cóż, więcej, kamień z przywiązaną do niego notatką, która przeleciała po podłodze i przestraszyła Eve do krzyku zanim portal się zatrzasnął. Eve kopnęła oburzona kamień jej grubymi, czarnymi butami i wpatrywała się w niego, potem w ścianę. Claire, która schodziła ze schodów obdarzyła ją spojrzeniem „Co do diabła?”.

- Twój szef, - powiedziała Eve i schyliła się aby chwycić kamień, - musi rozgryźć pisanie wiadomości. Poważnie. Kto tak robi? Czy on naprawdę jest z Epoki Kamiennej? A ty musisz rozgryźć jak położyć tutaj coś, co możemy zablokować. Co jeśli ta rzecz otworzy się, kiedy będę naga?

- Czemu byłabyś tutaj naga?

- Cóż… - Eve nie miała na to odpowiedzi. Oddała kamień. – Okej, zły przykład. Ale nie podoba mi się, że on może po prostu wpaść w jakimkolwiek cholernym czasie, kiedy chce. Albo rzucać w nas kamieniami.

- Też mi się to za bardzo nie podoba, - przyznała Claire, kiedy rozwiązała sznurek i zdarła kartkę z kamienia. Zajęło jej chwilę aby sprawdzić kamień. Nigdy nie wiadomo było z Myrninem, ale ten wyglądał po prostu jak to, czym wydawał się być: zwykłym granitem. Tak jak wiadomość była kartką, o jakiej pomyślałaby normalna osoba… nie żeby normalna osoba wrzuciłaby kamień do ich domu w pierwszej kolejności.

Wiadomość mówiła, Trzymaj się z dała od laboratorium do czasu następnej wiadomości. Dezynfekuję. To może cię zabić. Także to oznacza, że Nasz Stary Przyjaciel może opuścić miasto. Oliver wysyła za nim szpiegów, ale kryzys może minąć. Na teraz.

- Dezynfekuje? – powiedziała Eve czytając jej przez ramię. – Co to oznacza? I kim jest Nasz Stary Przyjaciel?

To oczywiście był Bishop, ale Claire nie mogła nic o tym powiedzieć Eve. – Nie mam pojęcia. Prawdopodobnie z resztą myśli, że mówi do kogoś innego. Oh, i dezynfekowanie oznacza, że zagazowuje miejsce. Przypuszczam, że myśli, że jest jakiegoś rodzaju problem z robakami.

- Zazwyczaj po prostu pozwala Bobowi polować na nie. - Może Bob jest pełny. Mam nadzieję, że pamięta aby przenieść go zanim – Może lepiej mu przypomnę. – Claire wyciągnęła swój telefon i napisała do Myrnina, który natychmiast odpisał, Oczywiście przeniosłem pająka. Nie jestem idiotą.

Nie, był bardzo mądrym facetem, który odpowiadał na wiadomości, ale rzucał kamienie z wiadomościami przywiązanymi do nich.

Claire się poddała.

- Dostałam wiadomość od Mirandy, - powiedziała Eve. – Nie ma twojego e-maila. Wychodzicie dzisiaj?

- Oh. Tak. Zabieram ją na zakupy.

- Zakupy. Miranda. Naprawdę? – Eve wyglądała na zmieszaną, potem trochę zafascynowaną. – Wow. Mówisz o niewidomej na kolory prowadzącej ślepą.

- Hej!

- Przepraszam, kochanie, ale o twoim wspaniałym wyczuciu mody nie mówi się nigdzie. A Miranda nie chodzi na zakupy. Jest bardziej nurkiem na wysypiskach, ofiarą mody.

- Cóż, idzie ze mną, - powiedziała Claire. Trochę ja to dotknęło, ponieważ bycie modowo pogardzanym przez dziewczynę noszącą czerwono-czarne Halloween’owe pończochy i podrabiany, skurczony przy głowie naszyjnik to było zbyt wiele. – Powiedziała gdzie ją spotkać?

- Powiedziała, że będzie na zewnątrz o dziesiątej.

Claire sprawdziła swój zegarek. Było już dziesięć po dziesiątej. – Przypuszczam, że idę. Wyruszasz z nami?

- Niektórzy z nas mają pracę.

- Niektórzy z nas mają obłąkanych szefów naukowców, którzy dają im dzień wolny na dezynfekcję.

- Okej, wygrałaś. – Eve zamrugała i chwyciła swoje rzeczy, kiedy Claire podniosła swoje. – Jaka szkoda, że nie mogę iść z wami dwoma i przyzwoicie was przerobić. I czemu nigdy nie nosisz tej różowej peruki? To było kopnięcie.

Nie myliła się. Różowa peruka, którą Eve praktycznie kazała jej kupić w Dallas była, rzeczywiście kopniakiem, ale z dala od Eve zawsze czuła się marnie nieśmiała odnośnie noszenia jej. Ludzie patrzyli na nią. Claire była o wiele bardziej przyzwyczajona do bycia niewidzialną.

A teraz, z tym wszystkim dziejącym się, wydawanie się niewidzialną brzmiało dobrze.

Miranda stała na zewnątrz płotu kołysząc bardzo niemodnym wyglądem – pled w kratkę należący do uczennicy, który sięgał po kolana i pomarszczoną koszulę w kolorze, który mógł być w odcieniu mchu w lepszym świetle, ale w ogóle nie pasowała do tej spódniczki albo jej farbowania. Jej zmartwiona twarz właśnie się rozjaśniła, kiedy zobaczyła Eve i Claire. Eve pomachała i wsiadła do dużego, czarnego karawanu, a Miranda odmachała tak entuzjastycznie jak dziecko na swojej pierwszej paradzie. Westchnęła obserwując płetwy trenu skręcające za rogiem. – Ona jest taka fajna.

- Jest, - zgodziła się Claire. – Ale tak jak ty. Dalej. Idźmy na zakupy.

Ci szukający ubrań w Morganville mieli dwie opcje: sklepy z rzeczami używanymi, których były trzy, albo jeden niemarkowy dom towarowy, który głównie miał wyprzedane rzeczy z lepszych miejsc. Po rozważeniu budżetu Mirandy, Claire skierowała ją do sklepów z rzeczami używanymi. Studenci często wyrzucali swoje ubrania tutaj w sklepie obok kampusu. Nikt nie był bardziej świadomy modowo niż dziewczyna z TPU. To nie było tak, że większość z nich była w kampusie dla edukacji.

By być szczerym, to odnosiło się tak samo do facetów.

Miranda podążała wystarczająco wesoło do pierwszego sklepu z rzeczami używanymi. Nie mówiła dużo, ale był w niej zapał, coś, co sprawiło, że wydawała się o wiele zdrowsza i szczęśliwsza, niż Claire mogła pamiętać. Tylko trochę uwagi, a dziewczyna kwitła. To sprawiło, że Claire czuła się winna i smutna; nie zeszła ze swojej drogi aby zaprzyjaźnić się z Mirandą i wiedziała, że też nikt inny tak nie zrobił. Niewątpliwie dziewczyna mogła być dziwna i nieuporządkowana, ale była po prostu jak każdy inny.

Musiała być zauważana.

- Tutaj, - powiedziała Claire i przytrzymała otwarte dla niej drzwi. Metaliczny, radosny dzwonek zabrzmiał nad głowami, a Miranda rozejrzała się dookoła tak podekscytowanie jakby nigdy nie słyszała takiego. To było niemożliwe, prawda? Że nie wiedziałaby jak brzmiał dzwonek sklepowy?

Może nie.

Kobieta z tyłu, drzemiąca za kontuarem spojrzała w górę i uśmiechnęła się sennie. – Wy dziewczyny rozejrzyjcie się, - powiedziała. – Pozwólcie mi wiedzieć, kiedy będziecie gotowe aby przymierzyć.

- Okej, - powiedziała Miranda i zatrzymała się przy pierwszej półce z ubraniami. – Oh. Wow. Dużo ich jest.

- Tak, kochanie. Te nie są w twoim rozmiarze. Tutaj. Przejrzyj te. – Claire czuła się jakby niespodziewanie była ukierunkowana na Eve kiedy wyciągała rzeczy i trzymała je przy kościstym ciele Mirandy, odrzucając jedne, zatrzymując inne. Mocne kolory nie pasowały do niej, ale ziemiste odcienie tak. Przed zbyt długim czasem Miranda sama wyciągała rzeczy i przytrzymywała je, wpatrując się w lustro, jakby widziała przyszłość, która, w końcu w ogóle jej nie przestraszyła.

- Czy mogę je przymierzyć? – zapytała. Claire pomachała do właścicielki sklepu, która odblokowała przymierzalnie. Claire podała Mirandzie rzeczy górą i oparła się o drzwi.

- Nic dla ciebie? – zapytała kobieta unosząc swoje brwi. Claire poczuła wzrok, który przesunął się po jej wyposażeniu jakby był rzeczywiście rozpalonym do czerwoności laserem. Była właśnie zbadana i uznana za niewystarczającą.

- Cóż, może top, - powiedziała. – Może.

- Mam dokładnie to, czego potrzebujesz.

I tak też zrobiła. Claire skończyła przymierzając go przed potrójnym lustrem, marszcząc brwi na jej odbicie. Ze spodniami khaki, które dzisiaj wybrała różowo-biały koronkowy top wyglądał dziwnie właściwy – i w pewnym rodzaju seksownie. Przeszła długą drogę w ciągu ostatnich kilku miesięcy, ale nie była pewna, czy była gotowa na bycie seksowna publicznie. To po prostu nie była ona.

Przymierzalnia była zbyt cicha. Claire zapukała do drzwi. – Miranda? Hej, wyjdź i spójrz na to. Powiedz mi, jeśli to jest zbyt wiele.

Miranda zerknęła przez krawędź, twarz stała się blada jak duch. Jej oczy były ciemne z tym pustym spojrzeniem, które ludzie uważali za tak dziwne.

Miała jedną ze swoich rzeczy. Wizję.

- Ona ma na sobie krew, - powiedziała. – Nie powinnaś jej kupić, jeśli ma na sobie krew.

Claire spojrzała w dół. Top był perfekcyjnie czysty. – Mir…

Miranda nagle otwarła drzwi. Miała na sobie jeden z topów, który przymierzała, a Claire miała pośpieszne wrażenie, że wyglądał na niej niesamowicie dobrze, ale dziewczyna była skupiona na czymś zupełnie innym. Podniosła wszystkie ubrania, skierowała się prosto do kontuaru i powiedziała, - Potrzebuję tej, tej i tej, którą mam na sobie. – Odłożyła stertę do kupienia i oddała inną. – Chociaż nie mogę sobie siebie wyobrazić w tym.

Claire zdała sobie sprawę, że miała dosłownie to na myśli. Jakby Miranda spojrzała w swoją przyszłość i nie mogła rzeczywiście zobaczyć siebie mającej na sobie ten top. Dziwaczne. Ta sprzedawczyni nie wydawała się jednak tego załapać, - czemu miałaby? – i powiedziała jej cenę. Miranda zapłaciła, a Claire ledwo miała czas aby wygrzebać pięć dolarów na różowo-biały top, który miała na sobie, zanim Miranda chwyciła jej ramię i powiedziała, - Musimy iść. Pośpiesz się.

- Ale…

- Teraz!

Miranda pośpieszyła ja na zewnątrz w dół chodnika, a potem szybko skręciła nią w lewo do alei pomiędzy dwoma budynkami. – Ukryj się tutaj, - powiedziała i wskazała. – Dokładnie tutaj. Nie wychodź, Claire. Nie wychodź na nic. Rozumiesz? Jest okej. Będzie okej, ale nie jeśli wyjdziesz.

- Miranda, co do diabła…?

Twarz Mirandy była teraz biała jak kreda, ale bardzo stanowcza. Spojrzała w dół na siebie i powiedziała smutnym rodzajem głosu, - Jest całkowicie słodka, prawda? Ta koszulka?

- Tak, jest idealna. Ale co ty…?

- Cisza. – Miranda obróciła się w kierunku wylotu alei i znowu wskazała w cienie za jakimiś odpadkami puszek. – Nie wychodź!

- Zaczekaj. Co się stanie, jeśli wyjdę?

- Umrę, - bardzo prosto powiedziała Miranda. – Ukryj się.

Claire się to nie podobało, ale było coś całkowicie pewnego w tym, co Miranda właśnie powiedziała i z tego wszystkiego Claire nie wierzyła w psychiczne przepowiednie i ten rodzaj rzeczy, nie mogła zaprzeczyć, że było coś w Mirandzie. Czasami coś dziwnego i potężnego.

Więc wcisnęła się w cienie.

Przez kilka długich sekund, nic się nie stało, a potem usłyszała kroki. Pewny siebie stukot szpilek, który odbijał się echem od cegieł, potem zwolnił i zatrzymał się.

- Widziałam cię przychodzącą tutaj, - powiedział głos Giny. – Wybryk. Teraz chowasz się w ciemnych alejach? O co chodzi? Mieszkasz na wysypisku? Nie że byłabym zaskoczona.

Miranda nie odpowiedziała. Claire prawie wyszła, bo Gina była sama i zresztą nie było mowy, że zamierzała pozwolić Mirandzie zmierzyć się z nią samej, nieważne, co Mir o tym powiedziała.

Jakby dziewczyna wiedziała co myślała, jej ręka poruszyła się za jej plecami i zrobiła pchający ruch. Zostań tam.

A Claire tak zrobiła. Nie podobało jej się to, ale tak zrobiła.

- Zamierzasz mnie uderzyć, - powiedziała Miranda. – Zamierzasz złamać mi nos.

- Cholernie równo, - powiedziała Gina. Brzmiała leniwie i szczęśliwie, jakby zamierzała się tym wszystkim cieszyć. – Masz szczęście, że to jest wszystko, czego chcę. Jeśli się poruszysz, jeśli oddasz, pogorszysz to. Rozumiesz?

- Tak, - powiedziała Miranda. – Rozumiem. Jeśli nie pozwolę ci mnie uderzyć, zabijesz mnie.

Claire rzeczywiście poczuła drżenie chłodu przebiegające przez nią jak fala, bo w głosie Mirandy po prostu nie było wątpliwości. To nie było przerażające. To było po prostu… rzeczywiste, jakby już widziała, jak to się dzieje.

- Jesteś mądrzejsza, niż wyglądasz, ty wypruta wariatko. Więc, tak. Pozwól mi złamać twój nos, a ja pozwolę ci odejść. Walczysz, a to się pogorszy i wyjdzie nóż. Rozumiemy się?

- Tak.

Claire spróbowała znowu się poruszyć, bo wiedziała z przerażającą pewnością co się stanie i że musiała coś zrobić, musiała, ale znowu, Miranda zrobiła ten ruch zostań.

- Jest okej,- powiedziała Miranda tym dziwacznie pustym, odległym głosem. – Nie będzie bolało tak bardzo.

- Bzdury, - powiedziała Gina i musiała ją uderzyć, bo Claire usłyszała mokry chrupot uderzenia pięścią i cieniutki, mały płacz Mirandy, a potem dźwięk upadającego ciała.

Gina zaśmiała się. Claire odepchnęła się od ściany, ale było za późno. Gina odchodziła, nucąc do siebie, kiedy poszła. Gdyby nie miała na sobie szpilek, skakałaby.

Miranda już wstawała trzymając swój złamany, krwawiący nos w jednej ręce. Claire, wściekła i zszokowana, drżąc z nagłym uderzeniem sfrustrowanej adrenaliny, zaczęła zmierzać do Giny, ale Mir chwycił ją i potrząsnęła jej głową wściekle – i kiedy tak zrobiła, trochę krwi tryskającej z jej nosa opryskała nową różowo-białą koszulkę Claire. Claire w ogóle o to nie dbała. Przykucnęła obok dziewczyny pomagając jej wstać i trzymając ją mocno.

- Ta suka! – powiedziała Claire. – Zostań tutaj. Ja…

- Nie! – powiedziała Miranda. Jej głos był stłumiony i mały, ale jej oczy były szerokie i dzikie. – To najlepsza rzecz. To tylko mój nos. Zabiłaby nas.

- Więc zadzwonimy na policję. Nie pozwolę, żeby jej się to upiekło…

- Oh, nie martw się. Nie upiecze jej się, - powiedziała Miranda. I pod krwią, Claire była prawie pewna, że się uśmiechnęła. – Wsiądzie do swojego samochodu i pojedzie naprawdę szybko i za dwie minuty przejedzie na czerwonym świetle. A potem zostanie uderzona przez dużą ciężarówkę. Mój nos naprostuje się. Pojedzie do szpitala i będzie tam przez chwilę.

Claire wpatrywała się w nią, tą małą, kruchą dziewczynę z jej zakrwawioną twarzą i przerażającym uśmiechem. W końcu powiedziała, powoli, - Mir, czy planowałaś, że to się stanie?

- Nie, - powiedziała Miranda. – Ale czasami to po prostu dzieje się jednak w dobry sposób. Nie byłoby jednak dobrze, jeśli przyszłabyś mi pomóc. Pchnęłaby mnie nożem, dokładnie tutaj, a potem ciebie i też by umarła, ale później i o wiele gorzej. Amelie by się to nie spodobało.

To było fascynujące i dziwaczne, ale Claire wierzyła jej. W każde dziwne i przerażające słowo. Otrząsnęła się z tego z trudnością i wzięła Mirandę z powrotem do sklepu z rzeczami używanymi, gdzie ekspedientka sklepowa wyczyściła ją, owinęła jej nos chusteczką i nawet pomogła Claire wytrzeć krew z jej koszulki.

Kiedy to zrobiła, Claire usłyszała odległy dźwięk klaksonu, potem trzask, a potem ciszę. Spojrzała na Mirandę, która przechyliła głowę do tyłu aby zatrzymać krwawienie, a Miranda rzuciła okiem do tyłu i wzruszyła ramionami.

- Karma, - powiedziała, - To jest suka.

 

 

###

 

 

Miranda miała śmiertelną rację odnośnie Giny, nie żeby Claire miała jakieś wątpliwości; wypadek był tematem Morganville przez kilka dni, a opinie były w większości na – jej, w końcu – po stronie szali wagi. Gina zapracowała na swoje cierpienie, nie żeby Claire znajdowała w tym dużą przyjemność. Będzie tygodnie w szpitalu i miesiące na rehabilitacji złamanych nóg.

Miranda pokazała się następnego ranka na kawę i następny ranek, jakby to było zaplanowane w ten sposób. Prawdopodobnie zobaczyła to jako nieuniknione, jakie było, kiedy zaczęła się pokazywać. Samospełniające się proroctwo. Eve myślała, że to dziwne, ale zaakceptowała to w sposób, w jaki akceptowała większość rzeczy. To nie było tak, że nie lubiła Mirandy; Claire pomyślała, że po prostu nie wiedziała co z nią uczynić. I była zafascynowana psychicznymi zdolnościami Mirandy.

Chociaż była tak zszokowana i zafascynowana spektakularnymi siniakami na twarzy Mirandy i dookoła jej oczu. Podwójne podbite oczy i spuchnięty nos, który został nastawiony w szpitalu. – Wyglądasz okropnie, - powiedziała drugiego ranka Eve. – Jaki to jest kolor? Bakłażana? Wyglądasz jak efekt specjalny, Mir. – Nalała Mirandzie kubek kawy i wystawiła mleko i cukier.

- Jest okej, - powiedziała Miranda. Jej głos brzmiał na trochę stłumiony i przeciążony, ale się uśmiechała. – To tylko siniak. Nic wielkiego.

- Wygląda boleśnie. – Eve zmarszczyła na nią brwi zza jej własnego kubka kawy. – Poważnie, jeśli Gina nie byłaby już cała połamana, byłabym na niej. Mam to na myśli.

- Wiem, - powiedziała Mirand. – Dziękuję. Ale mam się okej. Naprawdę.

Michael wszedł przez obracające się drzwi i uśmiechnął się do Eve, a jego uśmiech stał się kruchy i dziwny, kiedy zobaczył siedzącą tam Mirandę. Nie spojrzała na niego. – Hej, Mir, - powiedział i brzmiało to zwyczajnie, ale Claire widziała to pierwsze, nierozważne spojrzenie. Michael wyjął swoją sportową butelkę z lodówki i podgrzał w mikrofalówce, potem wyszedł.

Claire wstała i podążyła za nim do salonu. – Hej, - powiedziała. – Zaczekaj. Co to było za spojrzenie?

- Jakie spojrzenie? – zapytał Michael, próbując brzmieć niewinnie. Wziął łyk ze sportowej butelki, i mała czerwień błysnęła jak iskierki w jego niebieskich oczach. – Po prostu zastanawiam się, co ona tutaj robi.

- Jest na kawie.

- Tak, mogę to zobaczyć. Czemu?

- Oh, daj spokój, Michael…

- Nie chcę brzmieć jak twardziel, ale Miranda jest kłopotliwa, - przerwał jej. – Spójrz, współczuję dzieciakowi – tak robię – ale musisz zrozumieć, ona nie jest… ona nie jest bezpieczna aby być w pobliżu. Rzeczy się zdarzają. Zawsze się zdarzają.

- Ona jest dzieckiem. I wydaje się, jakby nikt o nią nie dbał!

- To nie tak. To po prostu… - Michael się poddał, westchnął i potrząsnął głową. – Nie wszystkie dzieci bez opieki bezpiecznie jest tu przyprowadzać, Claire. Zaufaj mi odnośnie tego jednego.

Miranda nadal siedziała w dokładnie tym samym miejscu, kiedy wróciła Claire, nadal mieszając swoją kawę z tymi samymi powolnymi sennymi ruchami. Bez podnoszenia wzroku, powiedziała, - Wiesz, ma rację.

- Co?

- Michael powiedział ci, że to nie było bezpieczne aby być obok mnie. Cóż, w większości ma racje. Rzeczy się dzieją. W większości złe rzeczy.

Po drugiej stronie stołu Eve spojrzała w górę znad jej materiału do czytania, który wyglądał jak plotkarski magazyn o celebrytach. Nic nie powiedziała, ale było coś dziwnego w sposobie, w jaki patrzyła na Mirandę. Złe wspomnienia.

Miranda upiła łyk swojej kawy. – Przyszłam tylko dzisiaj, bo musiałam ci coś powiedzieć, - powiedziała. – Oni wszyscy myślą, że ten, którego poszukują opuścił miasto, ale tak nie zrobił. On nadal jest tutaj. Ma plan; miał jeden od miesięcy. I ta ładna pracuje dla niego. Jest odpowiedzialna za rekrutację.

Brwi Eve podnosiły się powoli, ale pewnie. – Hej, Claire? O czym ona mówi?

- Nie wiem, - powiedziała Claire, mimo że myślała, że wie. Wślizgnęła się na krzesło obok Mirandy. – Ta ładna. Masz na myśli Glorianę?

Eve zesztywniała, kiedy usłyszała imię i przewróciła oczami. – Oh, Boże, nie mów mi, że ta suka jednak jest w coś zamieszana. Wiedziałam to.

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin