Kościół Święto Michalski w Wilnie - Józef Ignacy Kraszewski.doc

(554 KB) Pobierz

   ŚWIĘTO - MICHALSKI W WILNIE.

  

   Obraz historyczny z pierwszej połowy XVII Wieku.

  

   przez

  

   Józefa Kraszewskiego.

  

   Wilno.

   Nakładem i drukiem T. Glücksberga.

   1833. Dozwala się drukować, z warunkiem aby po wydrukowaniu złożone były trzy

exemplarze w Komitecie Cenzury. Wilno, 1832 d. 6 Października.

   Cenzor, Leon Borowski.

  

   Historia quoquomodo scripta delectat.

   Plinius.

 

 

TOM PIERWSZY.

  

   Nieśmiejąc długo trudzić niepotrzebnym wstępem, ośmielam się tylko wyjawić moje

życzenia, aby: czytelnicy brali wszystko w takiem tylko znaczeniu, w jakiem było pisane,

żeby raczyli pamiętać, że rzecz dzieje się w wieku XVII, żeby uważali, iż zdania, myśli i

same postępki, jeśli są błędne, nie moja w tem wina; ale osób i wieku.

   Chcąc malować wiek, jego zwyczaje, osoby i wypadki, trzeba być bezstronnym, trzeba

nie tak pisać jakby być powinno, ale tak jak było. Inaczej obrazy historyczne byłyby

marzeniami, i jabym ich pewno nie pisał, nie chcąc głowy mojej wysmażonych płodów,

podawać za prawdy historyczne.

   

   Pisałem w Wilnie 1832 r. d. 13 Września.

   Józef Kraszewski. 

   Czytam w pisarzach przesławnych,

   Co się działo czasów dawnych.

   Zbylitowski..

   

   W roku 1639, kiedy się ta powieść zaczyna, panował Władysław IV, od lat sześciu

niespełna. Kazanowscy przyjaciele jego młodości, pochlebiający namiętnościom jego,

wychowani z nim razem od dzieciństwa, otrzymali z jogo wstąpieniem na tron, przewagę nad

wszystkiemi.

   Kraj cały po konwulsyjnych wysileniach, w śnie odrętwiałym spoczywał.. Dwór

królewski byt okazały, ale brakło mu wesołości i ruchu. Król już to z powodu przewagi

Kazanowskich, już dla zaprzysiężonego wedle zwyczaju dyssydentom pokoju, wielu miał

nieprzyjaciół; a Arcybiskup Gnieznieński niepomału go z tej ostatniej przyczyny strofował *.

   Z drugiej strony jednakże szczęśliwie odbyte wojenne wyprawy, zjednały mu imie

bohatera, a pobyt acz krótki w Wilnie 1636, tytuł opiekuna nauk.

   Wassemberg panegirysta Władysława cytując jakiegoś Księdza Jana Rywockiego, opisuje

bytność jego w Wilnie dość szczegółowie. Było to w miesiącu Lipcu

   -----------------------

   * Piasecki. Chron. p. 544. 1636r., król z siostrą Anna Katarzyną Konstanciją i

dygnitarzami, słuchał nawet dość długiej dysputy teologicznej w kosciele Jezuickim św. Jana;

wkońcu kosztowny pierścień zdjąwszy z ręki, udarował nim Sarbiewskiego, którego Urban

VIII laurem poetycznym przyozdobił *.

   Ksiądz Rywocki opisujący to zdarzenie, nic wspomina, czy Sarbiewski należał także do

tej teologicznej dysputy, czy tylko na czele zakonu był przytomny; rozwodzi się jednak

bardzo sprawiedliwie nad cierpliwością Króla JMości i jego siostry, którzy mimo tego, pewno

połowę dysputy przed rzemać musieli.

   W rok poźniej po tym obrzędzie, ożenił się Władysław IV z Cecylija Renata Austryjacka,

1637. Obchodzono wesele

   --------------------

   * Wassemberg. II, L. 3. p. 209. C. I. po królewsku, i dwór z przybyciem nowej pani,

błysnął życiem i przepychem. Z całego tego obrzędu, to tylko godna uwagi, ze na nim grano

Tragikomediją O S. Cccylij 23 Września 1637, na której z wielkiem podziwieniem ludu, góry,

lasy, rzeki, miasta, chowały się i wychodziły kolejno na scenę. To widowisko, miało wielki

powab nowości, dotąd albowiem widywano tylko u XX. Jezuitów Dijalogi Wielkanocne

wystawiane bez przygotowania, w których (jak prima donna) występował laik w sutannie z

gęsim skrzydłem, niby to anioł, judasz z konopianą brodą, i djabeł z rogami

zaimprowizowanemi z piórników. Raz tylko jeszcze za Zygmunta III * studenci w innym

rodzaju wystawowali dramat, wyśmiewający błazna królewskiego Rialta.

   -----------

   * Siarczyński. Obr. Wie. Zygm. III. t. 2. Mimo pokątnych szemrań na króla, Władysław

nierównie więcej od ojca swego był lubiony, bo wychowany w tym kraju, świadom języka i

obyczajów, duszę mając ślachelną i prawdziwie królewską, łatwo pozyskał serca tych,

których sobie chciał zjednać.

   Położenie Wilna jednakże w owym czasie, niebardzo było szczęśliwe — oddalone od

króla, rzucone na lup dyssydentom, rządzone przez dumnego ich naczelnika Wojewodę

Radziwiłła, często napróżno w sporach swoich oczekiwało sprawiedliwości, która jadąc z

Warszawy, zawsze się w drodze nadpsuć musiała.

   Ciągłe zawichrzenia i spory z dyssydentami, truły spokojność mieszkańców. Zaczęły się

one od spalenia biblii Brzeskiej w roku 1563, odnowiły się w całej sile 1581*, kiedy biskup

publicznie palić kazał wszelkie księgi Protestanckie, których wwożenia do kraju, surowie

zabronił Zygmunt August roku 1543 **.

   Powtórzyły się te niepokoje w roku 1611 *** z poduszczenia, gorliwego różnowierców

prześladowcy Hektora Akademii Ks. Skargi, bez ważnych jednak ukończyły skutków.

   Lecz w roku 1639, w którym się następna powieść zaczyna, im dłużej wstrzymane, tem

mocniej wstrząsnęły spokojność mieszkańców.

   Wszystkim tym niepokojom, jedną można było naznaczyć przyczynę — zawsze

pochodziły z nienawiści ludu i młodzieży

   ---------------

   * Cellarius.

   ** Theodor. Scuminovins. Episc. Gratianopol. de jurę person. tilul. 3. n. 16. —

   Autor Pol. Defen. p. 113-114.

   *** Cellarius. ku dyssydentom, którzy postępowaniem swojem podżegali jeszcze ten

płomień, który Jezuici starannie dla własnej pielęgnowali korzyści.

   Silne mając plecy w Wojewodzie, dyssydenci, już to z ludu i obrzędów religijnych

najgrawali się, już z pomocą Wojewódzkiej piechoty, która liczne wmieście broiła bezprawia,

napastowali bezbronnych kapłanów i studentów.

   Młodzież zaś zawsze skora do zwady zawsze zapalna od najmniejszej iskierki;

nierozważna i płocha, szczycąc się prócz tego od dawna osobnymi prawami * wspierana od

ludu i księży, którzy okropnymi klątwy strzelali z ambon na kacerzy i łatwo przy każdej

okoliczności, chwytała sposobność dogryzienia różnowiercom.

   ------------

   * Statut Herburtha, Ed. Scharffenberg. Str. 386, przywilej Jagiełły r. 1401. Polska przez

sąsiednie kraje, prędko dostała zarazy odszczepieństwa — błędy Lelijusza Socyna z Sienny i

Fausta Socyna wdarły się do nas z nim razem, i nowy Arijanizm, rozlał się po kraju. Mieliśmy

stronników Wikleta, dowodem pieśń stara * z wieku XV. po polsku o nim pisana. Nie brakło

Kalwinistów, Zwinglijanów, Lutrów, Anabaptystów, starych Arijan i t. d.; ani fałszywych

proroków i opowiadaczów dziwnych zasad, którzy zkąd innąd wypędzeni, u nas szukali

przytułku. Osobliwie za Zygmunta III. mieliśmy ich płci obojej **.

   Jak tylko doszły ucha Władysława Jagiełły, słuchy o różnowiercach, ów troskliwy o nową

wiarę, którą w obszernym kraju zaszczepił, srogi wydał wyrok na

   ______

   * Patrz Noty N. 1.

   ** Między innymi Kottera i Krystynę Ponialowskę. kacerzy *, którym, karać ich samych,

dobra zabierać, i dzieci ich nawet wszelkich przywilejów pozbawiać przykazuje, dając

każdemu, choćby nie będącemu w urzędzie, prawo łapania ich, i przed sądy stawienia.

   To jednak jak się zdaje nie wiele skutkować musiało — powab który się do każdej

przywiązuje nowości, szedł w ślad i za nauką sekciarzy, a umysły ciekawe i lekkie, łatwo

przyjęły błędy, które cała Europa, tak łakomie chwytała. Dla tego to Zygmunt August, roku

1543, wydał wyrok powtórny, przeciw kacerzom, srogo zaprzeczający wwożenia do kraju,

   ksiąg nowymi biedami zatrutych **.

   ---------------

   * Patrz Noty N. 2.

   ** Prohibuit ut siudiosi extra Regnum operam dantes literis, doctrinas novas aut Jibros de

iis adveherent in Poloniam, Theodor. Scumino. Episc. Gratianopol. de jure pers. lit. 3 n. 16.

Nie pomogło i to wszelako, rozszerzały się nowe zdania, formowały się stowarzyszenia,

zwiększała się liczba dyssydentów, zaczęły nowe myśli brać przewagę. Było je komu

popierać, zaczęto dowodzić, jak niepodobna zatamować biegu religijnych opinij, jak każdemu

wolność sumienia zostawić należy, i wydano wyrok zupełnego pokoju dysydentom.

   Przysiągł wice, ów to tak nic tolerujący Henryk Walczy, na toleranciją, za nim Stefan

Batory i Zygmunt III. nakoniec * który jakkolwiek ścisły w religijnych materijach, nie mógł

się z pod raz ustanowionego prawa wywinąć, chociaż następstwa pokazały, że je nic bardzo

ściśle dochował; bo sam fanatyk nie cierpiał heretyków i krótko ich trzymał nieboraków.

   -------------

   * Pacem dissidentium inrelig onetuebor. Po jego śmierci walna ztąd wywiązała się

sprzeczka; uważali dyssydenci ze mimo przysięgi, jaką im pozornie pokój zapewniano, nie

bardzo im wszelako dobrze było; zaczęli wiec wielkiemi głosy prosić, aby do zwykłej formy

przysięgi dodano jeszcze wiele innych przywilejów, a między innemi aby ich we wszelkie

przyjmowano urzędy równo z innymi. Tuk w dwudziestu punktach spisawszy żądania swoje,

domagali się, aby je za prawo uznano. Ale katolicy, jak pisze Piasecki *, jednym głosem

wołali, iż nigdy na to nie pozwolą, aby z krzywdą ich, zbytnia wolność dyssydentom dana

była. Przeciwił się zarzutom silną mową X. Radziwiłł, wrzeszczeli w niebo głosy dyssydenci,

ale im dano do zrozumienia, że jako przychodnie, a

   ------------------------

   * Chron. p. 528. niepanujacej religii w kraju wyznawcy, powinni się byli tem, co im

dobrowolnie udzielono, ograniczać *. Po długich z obu stron sprzeczkach, gdzie Rafał

Leszczyński imieniem Bełzkich różnowierców stajać, dowodził, że przeszłych monarchów

przysięgi i nadal obowiazują, przypominające, że nie tylko Król lecz i stany w r. 1570

przysięgły na dochowanie im pokoju, ukończyło się przecie z kilku słów w rocie przysięgi

odmiana; i prócz wygnania Arian, których bardzo niebezpiecznymi uznano (??) resztę

zostawiono w pokoju.

   ----------------

   * Haeresin advenam esse, praecario degeniem in Regno Poloniae, a legitimis rerum

dominis antiquisque possesoribus extorqucre nil posse, sed quicquid vel minimum

concederetur a sponte afferentibus, grato animo accipere debere dissidentes. Piasecki, Chron.

534 W tym czasie Wilno było już miastem handlowem; liczne komersyjne stosunki łączyły go

z Moskwą, Rygą, Królewcem i Toruniem. Już coraz gęstsze wznosiły się mury w mieście,

liczono 40 kościołów Katolickich, jeden Luterski, jeden Kalwiński, i Meczet Tatarski *.

   Ludność była znaczna, samych żydów do tysiąca przeszło familij, liczono. Stał jeszcze

zamek górny, a przy nim gruzy kościoła S. Marcina ** przez Jagiełłę niegdyś fundowanego,

równie jak doby zamek przytykający do kaplicy Zam-

   --------------------

   * I dziś jest jeszcze na Łukiszkach.

   ** O którym Stryjkowski, Ed. 1766 r. str. 446. Fundował też Król Jagiełło i zbudował

Kościół S. Marcina na zamku wyższym Wileńskim, który takie prebendą i nadaniem

słusznem opatrzył, dziś jako widzimy zniszczał i upadł, tylko znaki od łysej góry malowanego

budowania i rozwalonych sklepów stoją. kowej S. Stanisława, zaczęły przez Zygmunta I. a

przez Zygmunta Augusta dokończony, który w nim swoim kosztem zebraną i uporządkowaną

miał bibliotekę *, wielce lubiąc pobyt w tem mieście, gdzie poznał, pokochał i pochował

swoją Barbarę. Kaplica Zamkowa zawierała grób Witolda i Alexandra Króla, pamiętną będąc,

że zajmowała miejsce, gdzie niegdyś bałwochwalcze stały świątynie **.

   Ulice miasta błotniste ciemne, ciasne i brudne, rzadko gdzie spanialsze rozjaśniało

domostwo; jednakże błyszczały już gdzie niegdzie piękne Radziwiłłów i Sapiehów pałace,

obszerne mury Jezuitów, i Akademia, przez Biskupa Waleriana fundowana r. 1579.

   -------------------

   * Nota N. 3.

   ** Patrz Narbutta opis Kościoła Peruna w Świeckim. Znaczniejsze Kościoły były: S.

Kazimierza w rynku, do Jezuitów należący, gdzie ciało świętego Królewica spoczywało w

trumnie srebrnej, 3000 funtów ważącej, od Zygmunta III danej, i dzwon stawny zwany

Smoleńskim przez tegoż Króla był zawieszony.

   Karmelici, dwojacy, z tych jedni przy Ostrej Bramie: zakon, który się wieczną okrył

śmiesznością, od czasu Bezierskiej dysputy *. Wznosiły się już mury Bernardynów, a przy

nich sławny z drobiazgowego gotycyzmu kościołek S. Anny, o którym u ludu dziwne chodzi

podanie **. Zbliżając się ku środkowi miasta, uderzał ratusz ciężką przeładowaną ozdobami

gotycką architekturą, obok rozległe murowane kramy, dalej

   ----------------------

   * Patrz Notę N. 4

   ** Patrz Notę N. 5. osobne obszerne gospody kupców rossyjskich i niemieckich.

   Daleko w góry rozciągały się mizerne drewniane przedmieścia. Po za miastem, ku

Antokolowi idąc, napotykało się Wierszupkę, na której byty jeszcze ślady królewskiego

zwierzyńca... na trzykrzyskiej górze, stały pochylone pamiętniki męczeństwa

Franciszkanów.,. a na jednym z pagórków stała niedawno jeszcze zbudowana Bekieszówka,

pomnik sławnemu Bekieszowi, który towarzyszył Stefanowi Batoremu w wyprawach pod

Psków i Wielkie Łuki *.

   Mało wspomnień historycznych przywiązywało się do Wilna; dwukrotne tylko oblężenia

Witołda, 13go i 13gi, w których z zamkiem razem 14, 000 ludzi spłonęło, lud, choć dawno

ubiegłe, wspominał z przerażeniem.

   ---------------

   * Albertrandi. Pamiętano pogorzel zamku w r. 1513, 21 Lutego, i głód ciężki z którego do

25, 000 ludu wymarło w r. 157r. Żyli jeszcze świadkowie niesłychanego pożaru w r. 1610,

kiedy 4, 700 domów i dziesieć kościołów jednym dniem zgorzało; a sama Królowa Jejmość

Konstancja; trafem się tylko na mizernej łódce od ognia uniosła.... Nie tak się poszczęściło

fraucymerowi Królowej Jejmości, bo wiele panien, czy to z pośpiechu, czy z nieostróżności,

czy z braku ratunku, ognia unikające, potonęło w wodzie. Wielka, szkoda tych panienek !

tylko, że to już górą lat dwieście temu!!..

   Na ulicy Zanikowej, pamiętne dwa zaszły wypadki. Tu Karol Chodkiewicza sławny

wódz, którego duma odwadze się równała, ów to co w obec Króla zuchwałemu

współzawodnikowi o mato buławą łba nic rozbił, tu walczył Chodkiewicz z jakimś

współzawodnikiem o... o co? proszę zgadnąć... nie już o buławę i pierwszeństwo, ale... o

kobietę! Podanie nie wymienia jak się ta potyczka skończyła, lecz dość na tem... przy

wielkich przymiotach, wielkie kryją się słabości.

   Lecz na tem samem miejscu, gdzie ta niczacna zaszła walka, inne chlubniejsze trafiło się

zdarzenie. Tu Skargę, Rektora Akademii, kiedy doma * spokojnie wraca, napotkał

zapamiętały heretyk, który pamiętał, że Rektor lud na nich poduszczał i gromił silnie z

ambony.

   To gorzkie przypomnienie gniew w sercu heretyka zapala; podchodzi ni z tego ni z owego

ku kaznodziei i wycina mu

   ------------------

   * Unoszą się niektórzy, ze wyrazu angielskiego home nie można żadnym oddać językiem:

czyliż to nie jest bliskie do naszego doma, w znaczeniu w jakiem używano go wieku XVI ??

policzek. Kto inny pewno gniew gniewem by oddał, ale Skarga z najzimniejszą krwią i całą

powagą kapłana i kaznodziei ewangeliczne przypomniawszy zdanie, drugą mu stronę twarzy

nastawił.. Wyobraźmy sobie, jakie to zrobić musiało wrażenie? — padł do nóg świątobliwego

męża, i został nawrócony.

   Jeszcze jedno wspomnienie. — Naprzeciw tyłu kościoła Ś. Jana po dziś dzień jest w

kamienicy bramka przechodnia i korytarzyk prowadzący na dwa dziedzińce, na jednym z

których stał zbór kalwiński.

   Zygmunt August w czasie pobytu swego w Wilnie, proszony usilnie od Ewangelików,

chciał ich nareszcie, na usilne proźbę, odwiedzieć. Wybrał się więc z małym pocztem

poufałych — aliści w samym korytarzyku na dziedzińce prowadzącym, z krzyżem w

ornatach, poselstwo Jezuitów zastępuje mu drogę. Ubodło ich, że król, ich nieprzyjaciół,

nieprzyjaciół wiary, bytnością swoją chciał uszczęśliwić. Klękli w prośbach, żeby tego nie

czynił, i całej wymowy, na jaką się zdobyć mogli, użyli do odwrócenia króla od tego zamiaru,

oznajmując, że chyba po ich ciałach i karkach przejdzie dalej...

   Trudno było odmówić prośbom tak usilnym.

   Po tłustych Jezuitach niegładka byłaby droga — więc się król wrócił, ale choć o tem

historija nie wspomina, ja jadzę, że naokoło obszedłszy, drugą bramą być musiał we zborze...

(*)

   -------------------

   (*) Opisałem to zdarzenie, tak jakem je słyszał z ust kilku osób; nie wiem, czy jest gdzie

wspomniane, ale mi się zdaje, ze opowiadający musieli się pomylić i położyć na karb

Zygmunta Augusta, to co się później wydarzyło. 

   Wejdźcie — proszę uniżenie:

   Mam wina rożne gatunki,

   Zamorskie antypasty, pachnące korzenie,

   Niemieckie, włoskie i francuzkie trunki.

   Miaskowski.

   

   Był to ranek miesiąca października, jasny, pogodny, piękny, ale zimny. Słońce wznosiło

się w całej chwale swojej, ostatkiem ciepła topiąc śnieg przedwcze- sny bielejący na dachach;

i złocąc wyniosłe dzwonnice czterdziestu kościołów Wilna. W mieście ledwie się ruch

zaczynał, kupcy ziewając otwierali sklepy, słudzy szli na rynek, żydzi przemykali się

ostrożnie, korzystając z chwili w której Wojewódzka piechota nie krążyła jeszcze w mieście:

ona bowiem nie przepuszczała nigdy żydowi, studentowi i jezuicie. W kościołach posępnie

odzywały się dzwony, pobożni spieszyli na prymarią, a kilkunastu akademików, z czapkami

na bakier, przy szablach, z książkami pod pachą, z kałamarzami za pasem, spieszyło do

Kollegium i Akademii.

   Czytelnik myślą przenieść się powinien na plac między Zborem Kalwińskim, a Kościołem

Ś. Michała..

   Z jednej strony wznosi się mur Kościoła i klasztoru — dwie wieże — fronton ozdobny

obrazami na drzewie ryte- mi i malowanemi trzech Archaniołów. Wzdłuż ciągnie się ogród

murem opasany i zabudowania klasztorne panien Bernardynek Święto Michalskich. Cichość

posępna panuje w klasztorze, nic słychać śpiewu, ni dzwonu, a oczy przechodnia ze czcią,

zwracają się na napis kościelny: Quis ut Deus? Furta i brama klasztoru wychodzą na plac,

równie jak wysoka dzwonnica, na której wierzchołku Ś. Michał, walczy blaszanym mieczem

z wiatrami.

   W głębi widać posępny, czerwony kościół Bernardynów, a na jego froncie obraz

Chrystusa Pana. Tuż przy nim kościołek Świętej Anny, pieścidełko gotyckiej architektury,

pamiętnik wykwintnego smaku naszych naddziadów.

   Drugą stronę placu zajmuje gmach duży murowany, z gankiem; — jestto Zbór Kalwiński.

Nad nim unosi się wieżycz- ka z zegarem i kilką okienkami. Dziedziniec Zboru otacza mur

obryzgany błotem, ubity ręką fanatycznego pospólstwa, popisany dobitnemi koncepcikami

studentów. Tam gdzie ten mur zakręca się ku Ś. Michalskiemu zautłowi, stoi osiadła, wielka

czarna wieża czyli dzwonnica ubrana w floresy, i zastaniająca dalszy widok od placu. Koło

dzwonnicy zatarasowana brama wielka i niezgrabna, w desenie, i napisy z Pisma Świętego

ustrojona. Z dębowego drzewa, ćwiekami nabite podwoje, zawsze prawie od środka na rygiel

zamknięte, ze strachu pospólswa, gotowego bez najmniejszej przyczyny rzucić się na

Kalwinów, stanowią wejście; a mata furtka uchylona, i ubita do niej ścieżka, okazują, że w

istocie ludzie tędy chodzą.

   Naprzeciw dzwonnicy znajduje się dom wielki, wysoki, z dachem od ścian wyższym, z

pułtuzinem kominów, z o- knami nakształt strzelnic i ogromnym dziedzińcem.

   Jest to mieszkanie i własność poety nadwornego Radziwiłłów, Sędziego Grodzkiego,

Daniela Naborowskiego.

   Na przeciwnej stronie placu, stoi dom, a w nim sklep Francuza Desaus; nad którego

dachem postrzegać się daje wierzchołek góry Zamkowej i Zaniku. Zamek wygląda ztąd jak

prosta, długa, murowana budowa, z mnóstwem kominów, okien, drzwi, ganków, ganeczków,

balustrad i filarów. Dalej okryta drzewy, ukoronowana jedliną, chlubna z trzech znaków

zbawienia, które od wieków dźwiga na sobie, ukazuje się w mgle, po nad wierzchołkami

domów góra Trzykrzyska. Za nią pagórki, dalej niebo, obłoki, a za obłokami... nic...

   Dom kupca Desaus nieregularnie był budowany, o architekturze i myśleć na- wet nie

wypadało, spojrzawszy na kominy, które na wyścigi posuwały się w górę, i sterczały jak pnie

na wykarczowanem polu. Okna także jakby się kłóciły z sobą, jedne szły w górę, drugie w

dół, jedne były szerokie, drugie wązkie, pobite i całe., Brama ogromna, silnie była zaparta, bo

ówczesny stan ciągłych niepokojów kazał się mieć na baczności.

   Obok bramy, był sklep korzenny wspomnionego Francuza, a nade drzwiami unosił się

znak objaśniający przychodniom co tu znaleźć mogli. Na tablicy odmalowano były ważki,

beczki, funciki, kwarty, oznaczające przedaż trunków i korzeni; nad tem zaś wszystkiem,

panowała wielka kufa z napisem w około — Francuz Desaus.

   Ranek byt pogodny ale, djable zimny, i właśnie pan Desaus wszedł ziewając do sklepu,

zbudził chłopca i kazał otwierać. Odsunięto rygle, drzwi się sklepowe rozwarty, i dostojny

kupiec usiadł dzwoniąc zębami; chociaż zimno nic było do niezniesienia, i ledwie mały

posrebrzał ziemię przymrozek jesienny.

   Pan Desaus był to mężczyzna ogromnie brzuchaty, sapiący, niski, owalowaty, z twarzą

okrągłą, czerwoną, nakrapianą w szafirowe punkciki. Zdaleka między nim a beczką

odmalowaną na tablicy przed sklepem, wielkie było podobieństwo, bo członki jego postaci

zlewały się w tak doskonałą jedną całość, ze często chcąc go zaczepić, trudno było rozpoznać,

gdzie brzuch, gdzie tył, a gdzie boki. Głowa także ginęła między wyniosłemi ramionami, a

czapka ogromna futrzana okazywała tylko miejsce, gdzieby być była powinna. Francuz

nieoswojony z zimnem drżał jak galareta: niedość że okręcony był futrem od stóp do głowy, a

nogi w ogromnych butach ciepłych ukrywał — twarz jego posiniała bardziej jeszcze jak

zwykle, nos trząsł się bardzo pociesznie, a z oczu płynęły łzy rzęsiste, które on mrucząc cóś

pod nosem, bez ustanku rękawem obcierał.

   Chłopiec, który tylko co sklep otworzył i zasiadł zaraz nad ogromną księgą rachunkową,

miał minę wesołą; był rumiany, blondyn, przystojny, w oczach dość ognia, uśmiech na

ustach, a wąsik tylko co z wierzchnią wargą zaczął się oswajać. Ubiór okazywał, że to

stworzenie tak wesołe, tak miłe, tak ogniste, należało do krajowców. Głowę miał podgoloną,

tak jak wówczas czupryną. Łaszczową nazywano, kuntusik wytarty na plecach, niegdyś

szaraczkowy, pas skórzany, a na nogach bóty z czerwonemi cholewkami, a przodkami z

czarnej skóry. Chłopczyk ten zatarł ręce, strząsnął się od zimna, i chuchnąwszy parę razy w

dłonie, z wielką pilnością wziął się do rachunku i pisania, ale widać było że mu to jeszcze

szło oporem, bo nie był z pracą oswojony — biedził się nieborak, drapał się w głowę, kładł

pióro, a niekiedy bojaźliwy wzrok rzucał na drżącego francuza, czyli nie widzi, że mu się tak

nie udaje. Surowa mina kupca, który czołgał się z kala w kąt sklepu, owiniony w futro, jak

żółw w skorupie, jego zły humor, inne może jeszcze niewiadome nam okoliczności, strachem

nabawiały chłopaka, bo i sama nieumiejętność już go słusznie zatrważać mogła.

   Pan Desaus chodził, ziewał, brukał; mruczał, chował się w futro, a znudziwszy się

nareście, że nikt do sklepu nie zachodził — usiadł we drzwiach, w zamiarze zachęcania

przechodniów. Tylko co się był usadowił na wielkiem krześle z poręczami, aż na ulicy chód

czyjściś dał się słyszeć, i głos kaszlem przerywany, odśpiewujący powoli Różaniec. Desaus

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin