Eppell Trawiasta ulica.txt

(392 KB) Pobierz
ASAR EPPEL 
TRAWIASTA ULICA
Prze�o�y� i pos�owiem opatrzy� Jerzy Czech
CZYTELNIK Warszawa 1999

Redaktor serii Aleksandra Ambros

Tytu� orygina�u rosyjskiego: Trawlanaja ulica
Copyright (c) 1994 by Asar Eppel


Opracowanie graficzne Zbigniew Czarnecki 


Redaktor        Andrzej Gordziejewski 
Redaktor techniczny Maria Le�niak
Korekta Iwona Rembiszewska
(c) Copyright for the Polish translation & afterword 
"Nie urodzi�em si� w pa�acu..."
by Jerzy Czech, Warszawa 1999
(c) Copyright for the Polish edition
by Sp�dzielnia Wydawnicza "Czytelnik",
Warszawa 1999                    
ISBN 83-07-02695-4


Moim rodzicom
 

KANAPKI Z CZERWONYM KAWIOREM
Kiedy, zbli�aj�c si� do parku w Ostankinie, zje�d�a�o si� od Mariinej Roszczy na pryncypaln� ulic� Nowomoskiewsk�, z prawej strony ukazywa�o si� oczom Puszkinowskie miasteczko studenckie - skupisko tynkowanych barak�w, kt�re zajmowa�y terytorium wprawdzie obszerne, ale mniejsze, ni� inne studenckie miasteczko - Aleksiejewskie, po�o�one bli�ej Rostokina. To w�a�nie Aleksiejewskie zawsze wszystkim przychodzi�o na my�l, kiedy poj�cie "miasteczko studenckie" zapominano u�ci�li� mianem "Puszkinowskie", ja natomiast wymieniam je dlatego, �e w tamtejszych barakach �y�o si� inaczej, a jak - tego nie podejmuj� si� precyzowa�.
Barak tworzy si� w po�piechu i byle jak. No i zawsze jak przed bojem naszym ostatnim. Tak jak barykad�, jego bezpo�redni� poprzedniczk�. Ale barykada mo�e pa��, a wtedy zostanie rozebrana, a barak nie padnie nigdy, nigdy te� rozebrany nie zostanie, czego �wiadectwem Puszkinowskie miasteczko studenckie, spadkobierca barykad.
Kiedy wype�ni�o swoj� paniczn� misj�, daj�c
7

w latach dwudziestych dach nad g�ow� nieznanym studentom uniwersytet�w robotniczych, kiedy wypchn�o potem dokszta�conych w �wiat osi�gni�� i pie�ni Dunajewskiego, nie pad�o i nie zosta�o rozebrane, ale zasiedlone: i przez tych, co si� nie dokszta�cili, i przez rozmait� swo�ocz, i przez porz�dnych ludzi. Przy tym zasiedlone niez�omnie i na wieki.
Mia�em tam rozmaitych znajomk�w. I w pierwszym, i w drugim, i w trzecim kr�gu. Z tego ostatniego wymieni� cho�by zadziwiaj�cego Samsona Jesieicza! Ale o nim - w swoim czasie. Nie teraz. Za to opowiemy o cioci Dusi, kt�ra si� nim opiekowa�a. I nie tylko o niej. No, ale najpierw b�dziemy opiewa� barak. Z tym, �e nie barak na osiedlu Aleksiejewskim, tylko na Puszkinowskim.
Barak to pod�u�na pi�trowa budowla z dwoma wej�ciami od frontu, dwiema parami schod�w na pi�tro, osadzona nisko przy gruncie. To kiepsko pobielony budynek pod czarn� os�on� z papy, w kt�rym si� chodzi, siedzi, le�y i z kt�rego wygl�daj� ludzie.
D�ugo�� baraku nie�atwo dzisiaj by�oby ustali�, ale szeroko�� okre�li� mo�na zupe�nie prosto. Poniewa� �ciany pod tynkiem to, jak si� okazuje, najzwyklejsza w�g��wka, kr�tszy bok baraku nie m�g� by� szerszy ni� siedem czy osiem metr�w, �ci�le m�wi�c by� w�a�nie taki, bo tyle ma wymiarowa belka budowlana. To znaczy, �e do wzmiankowanych metr�w wliczy� trzeba d�ugie �ciany dw�ch pokoi plus szeroko�� korytarza. Na t� ostatni� przeznaczymy p�tora metra, a wtedy na
8

ka�dy z pokoi zostanie po dwa i p�l. Wszystko si� zgadza! Taka d�ugo�� wystarcza�a, �eby wstawi� kursantowi ��ko - dwa metry, a u wezg�owia, albo w nogach ��ka - szafk�, w kt�rej kursant mo�e przechowywa� swojego "Anty-Duhringa", albo zaczytan� doszcz�tnie ksi��eczk� pod wzruszaj�cym, cho� w�skonaturalistycznym tytu�em "Bez czeremchy".
A zatem na ka�dej z dw�ch kondygnacji mamy p�torametrowej szeroko�ci korytarz, po obu jego stronach - wychodz�ce na ten korytarz, rozci�gni�te wzd�u� swoich ��ek pokoje, a w pokojach ludzi, dzieci i grat�w - ile si� zmie�ci.
Korytarz, czyli zarazem kuchnia, jest absolutnie niesko�czony, poniewa� pod jego sufitem, kopc�c jak maszynki naftowe, pal� si� dwie jedne jedyne, dziesi�cio�wiecowe, ��te �ar�wki, koszmarne w zaduchu i oparach prania �wiat�ocienie wielu rozmaitych przedmiot�w tworz� nieprzeliczone kulisy i zakamarki, a wszystko rozp�ywa si� w cuchn�cym, m�tnym powietrzu o z�o�onym sk�adzie.
Co tu gada� - brud i smr�d, a pod �cianami koryta, �achmany na gwo�dziach, wiklinowe kosze, dwur�czne pi�y, zawini�te w ��te, zakurzone i kruche, �ci�gni�te szpagatem gazety, na pod�odze - kufer na kufrze, malowane na bia�o stoliki z k��dkami, taborety, wilgotne i jakby namydlone, a na nich umywalki, czyli miednice pod zbiornikami z wod�. Ani tu �adu, ani sk�adu:
wsz�dzie majacz� wiadra z wod�, wiadra ze �mieciami i z pomyjami dla prosiaka, kt�rego chrzest-
9

na tuczy gdzie� w Marfinie, sk�adane ��ka w dawnym ludowym stylu - p��tno na krzy�akach, sanki, kub�y, beczki, cebrzyki, �opaty z przyschni�t� do metalu ��t� glin�, wid�y, grabie, albowiem mieszka�cy parteru maj� pod oknami grz�dki, a czasem kr�liki albo kury. Stoj� tam jeszcze dzieci�ce narty, oblaz�e z farby i proste jak deski, z biedy jedna narta kr�tsza bywa od drugiej. Stoj� tam zwyczajne deski, te� r�nej d�ugo�ci, z przyklepanymi do ich tartacznej powierzchni krzywymi, brunatnymi gwo�dziami. Stoj� jakie� nale��ce dawniej do warstw panuj�cych pi�kne, ale w �yciu codziennym barakowych troglodyt�w nieprzydatne przedmioty: po�amane krzes�o z aksamitnym, obszytym sznurem, obiciem, stojak na laski, a czasem i stoj�ca twarz� do �ciany kanapka, kt�rej okr�g�e plecy do sp�ki ze �cian� tworz� znakomite pomieszczenie na kartofle.
Straszny korytarz, paskudny korytarzyk, ko�ca, zatracony, nie ma! Jego niesko�czono�� nie jest jednak ca�kiem bez zarzutu, bo przecinaj� j� albo otwarte drzwi, albo rozmowa zawsze podobna do k��tni, albo umta-umta-umtarira na harmonii, a w jednym z pokoj�w osza�amiaj�cy g�os patefonu, zwyci�sko obracaj�cego pod t�p� ig��, kt�ra przetrwa�a ca�� wojn�, cudown� p�yt� "Jak pi�knie woko�o, jak si� dobrze �yje" (szkoda, �e teraz p�yta jest ju� bardzo p�kni�ta).
Ciocia Dusia mieszka w pokoju naj�a�o�niejszym i najbardziej wci�ni�tym w k�t. Znane nam ju� dwa i p� metra bie��cego poprzez zwyk�e przemno�enie przez dwa zmienia si� w pi�� met-
10

r�w kwadratowych, a kto taki pok�j zamieszkiwa�, wie, �e naprzeciwko drzwi jest okno, �e po lewej si� �pi i grzebie w kufrze, a po prawej siedzi przy stole, a w szafie hoduje mole. Przy oknie sta� mo�e maszyna do szycia z no�nym nap�dem, je�li kto� tak� ma, a je�li nie ma, to pod oknem mo�na postawi�, powiedzmy, taboret.
Pos�anie na wyrku u cioci Dusi tworzy pag�rek, poniewa� pod materacem przechowywane s� rzeczy, na kt�re nie sezon, oraz wielkie wi�zki podartych, brunatnych po�czoch, kt�re s�u�� jako materia� wyj�ciowy do naprawy pi�t. Po�czochy z regu�y zachowuj� w sobie z�uszczon� epiderm� niegdysiejszej m�odej cioci Dusi; wszystkie s� grube, zwyczajne, ale trafiaj� si� eksponaty fildekosowe, a nawet fildepersowe.
Pok�j ma wysoko�� dwa metry dziesi��, ale to nie przeszkadza w �yciu, bo ludzie w tamtych czasach byli niskiego wzrostu i kr�pi, tak jak ch�opi spod Or�a w wyobra�eniach Turgieniewa. Postawni turgieniewowcy z Ka�ugi tutaj si� nie osiedlali, spotyka�o si� ich nie bli�ej ni� za Zau�kiem Grocholskim, no a st�d tam to kawa� drogi.
Na pos�aniu znajdowa�o si� wi�c wzg�rze, co przysparza�o nam - mnie, klej�cemu si� do przyjaci�ki, �eby umrze� i jej, przywieraj�cej, �eby przywr�ci� mnie do �ycia, jej, kt�ra w przeciwie�stwie do mnie zna�a �o�a szerokie i potrafi�a bardzo umiej�tnie z nich korzysta� - rozmaitych (mniejsza zreszt� o nie!) niewyg�d, m�c�cych starodawny i zaj�kliwy obrz�d ob�apiania.
Barak, korytarz, ciocia Dusia... Moja ol�niewa-
11

j�ca przyjaci�ka, znaj�ca inne - o Bo�e, znowu zjecha�am! - obszerne �o�a, ja, znaj�cy miejsca do spania typu le�anka - o Bo�e, znowu zjecha�e�! - ale wiedz�cy tak�e, �e to do mnie przysz�a ol�niewaj�ca przyjaci�ka, znaj�ca inne, obszerne �o�a - czemu to wszystko razem? Dlaczego to wszystko si� zetkn�o, zesz�o, z��czy�o w jedno na parterze baraku, a dok�adnie w jego prawym tylnym rogu, patrz�c na barak od frontu? - o Bo�e, znowu�my zjechali! - Dlatego:
Ciocia Dusia, malutka, zasapana staruszka, opiekowa�a si� moim starszym przyjacielem - nie�onatym nauczycielem fizyki Samsonem Jesieiczem, kt�ry mieszka� w przeciwleg�ym baraku. Ale o nim, jak ju� powiedzia�em, b�dzie w swoim czasie i przy innej okazji. No wi�c ciocia Dusia uwa�a�a, �e przyja�� ze mn� wychodzi na korzy�� genialnemu Samsonowi Jesieiczowi (o czym r�wnie� w swoim czasie i przy innej okazji), z szacunku zatem do mojej osoby za po�rednictwem tego� Samsona Jesieicza wyposa�y�a mnie w klucz od swojego pokoiku. Uprawia�a - za jak�kolwiek zach�t�, albo po prostu za B�g zap�a� - udost�pnianie klucza znajomym fizyka, czyni�c to prawdopodobnie dlatego, �e cudze �ycie cielesne budzi�o w niej przyjemne skojarzenia.
Ludzie obdarzeni dobr� pami�ci� nie zapomnieli, jak beznadziejn� spraw� by�o w owych czasach znalezienie k�ta w celu uwie�czenia niezno�nych p�randek, urz�dzanych w krzakach, w bramach, na �awkach, b�d� w hotelach robotniczych, kiedy wsp�mieszkanki zasn� - zasn�,
12

zasn�, akurat! - dosta� si� wi�c na pag�rkowate �o�e cioci Dusi, gdy ona sama wyjdzie posprz�ta� u swego pracodawcy, albo po prostu dok�d� si� zmyje - to by�o szcz�cie rzadkie i upragnione.
A teraz o tej, dla kt�rej wszed�em w posiadanie klucza cioci Dusi.
...Z trudem i ju� od d�u�szego czasu roze�leni, pi�li�my si� po zboczu, a to podej�cie po twardej, wyje�d�onej drodze, obfituj�cej w nadmorskie okr�glaki i otoczaki, na kt�rych cz�owiek co rusz skr�ca� sobie nog�, by�o z mojej strony fatalnym pomys�em, tote� zdawa�o mi si�, �e moja nowa znajoma, podobna do nimfy Kalipso pi�kno�� ze strachem w oczach, lada chwila podniesie bunt i za�yczy sobie wraca�, jako �e nawet pretekst, pod kt�rym si� tu wspinali�my, by� niejasny i niezbyt przekonuj�cy: popatrze� z g�ry na morze, czy te� zobaczy� jak wygl�daj� zawi�zki na mandarynkowych drzewach.
Moja towarzyszka buntu jednak nie podnosi�a, cho� mog�aby zawr�ci�, a ja tylko czeka�em z przera�eniem, jak si� rozgniewa, tylko czeka�em, kiedy sko�czy si� jej zgoda; ...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin