Afera przy prywatyzacji Polmosów - Przed FOZZ był FON - Energia atomowa - Czy wrócą spluwaczki.doc

(115 KB) Pobierz

AFERA PRZY PRYWATYZACJI POLMOSÓW.

Dlaczego Minister Skarbu Państwa preferował upadłość spółki, zwolnienia pracowników i brak dochodów prywatyzacyjnych, aniżeli sprzedaż firmy poważnemu inwestorowi zagranicznemu, który gwarantował zatrudnienie, rozwój firmy i dochody dla Skarbu Państwa?Dotarliśmy do materiałów inwestora w sprawie prywatyzacji Polmosu Toruń. Spółka ma ponad 100-letnią tradycję, produkowała takie alkohole, jak wódki: Copernicus, Sukces, Bałtycka oraz śliwowicę. Kondycja Polmosu Toruń pogarszała się od lat 90., a rok 2007 spółka zakończyła stratą 4,7 mln zł. Zatrudnienie spadło ze 100 do 88 osób. W roku 2008 do Ministra Skarbu zgłosiły się firmy zainteresowane prywatyzacją. Wśród nich była Sasky Dur z Czech, która 5.11.2008 r. złożyła (uzupełnioną 20.11.2008 r.) wiążącą propozycję warunków umowy zakupu Polmos Toruń SA. Firma czeska złożyła także 18.11.2008 r. potwierdzenie z banku JP Morgan Chase o dysponowaniu 45 mln Euro, które byłyby przeznaczone na prywatyzację Polmosu Toruń i Polmosu Szczecin. Inwestor deklarował zakup akcji, nakłady inwestycyjne, rozwój produkcji i gwarancje zatrudnienia przez 5 lat. 13 stycznia MSP w osobie podsekretarza stanu Joanny Schmid odstąpił do rokowań z firmą czeską. Rozmowy prywatyzacyjne prowadzono po tym z 2 dalszymi inwestorami, ale w końcu Ministerstwo także i od nich odstąpiło. W kwietniu br. sąd gospodarczy w Toruniu ogłosił upadłość zakładu i powołał syndyka.Zdaniem Ministerstwa czeska firma była niewiarygodna, mimo że przedstawiła dokumenty finansowe potwierdzając zdolność finansową. Także nie znalazła uznania Ministerstwa oferta warszawskiego Alcopolu, który zobowiązywał się między innymi na spłatę wszystkich długów firmy. Wydaje się, że w sprawie prywatyzacji Polmosów rokowania prowadzono jedynie dla formalności, a faktycznie zmierzano do likwidacji firmy. Pytanie tylko po co, a właściwie kto ma na tej likwidacji zarobić?

PROWOKACJA W DZIENNIKU.PL

 

24 lipca dr Daniel Alain Korona zawiadomił prokuraturę rejonową dla Warszawy Mokotów o popełnieniu przestępstwa polegającym na wykorzystaniu jego danych osobowych tj. dwóch imion i nazwiska do zamieszczania obraźliwych i obelżywych komentarzy w stosunku do innych osób i ich publikacji przez Dziennik.pl. Cała sprawa zaczęła się w grudniu 2008 r. – na forum Dziennika.pl zaczęły pojawiać się komentarze podpisywane „Daniel Alain Korona” (z różnymi stopniami naukowymi), które nie były jego autorstwa. We wpisach tych roiło się od inwektyw i wulgaryzmów, a ich treść była wyraźnie antyPISowska. 14 lutego br. Na forum Dziennika, Dr Daniel Alain Korona zażądał zablokowania komentarzy podpisywanych jego dwoma imionami i nazwiskiem. Kilkakrotne żądania wysłane elektronicznie w tym zakresie pozostały bez odpowiedzi, natomiast wpisy wciąż się pojawiały. W czerwcu wydawało się, że wpisy ustały, ale od 10 do 23 lipca znowu się pojawiły. Powiadomiony o sprawie Główny Inspektor Ochrony Danych Osobowych w dniu 9 czerwca br., stwierdził, że nie jest wyposażony w jakimkolwiek zakresie do zapobieżenia powyższych sytuacji, i poradził procedurę pozwu cywilnego lub karną. W tej sytuacji dr Daniel Alain Korona zawiadomił prokuraturę o przestępstwie.

 

Dr Daniel Alain Korona znany jest z niezależności i obrony zwykłych ludzi (przypomnijmy sprawę opodatkowania akcji pracowniczych BH, gdzie zorganizował obronę podatników przeciw fiskusowi, gdy rządził PIS). W 2007 roku został przewodniczącym rady nadzorczej a następnie prezesem państwowej spółki Elewarr. Mimo, że nie należy do żadnej partii (sam określa się mianem niezależnego) a wyniki spółki były najlepsze od wielu lat (przy bardzo wysokich wynagrodzeniach dla pracowników), został odwołany ze stanowiska 23 listopada 2007 r. (w dniu expose premiera Tuska, gdy mówił o apolityczności spółek i fachowości w doborze kadr), a w jego miejsce powołano działacza PSL Andrzeja Śmietanko. Kwitnąca za jego czasów spółka Elewarr, dziś wyraźnie podupada. Obecnie dr Daniel Alain Korona jest prezesem Stowarzyszenia „Polskie Euro 2012”.

 

Pytanie: Czy celem tej prowokacji był dr Daniel Alain Korona czy też Prawo i Sprawiedliwości? Nawet jeśli to wpis obłąkanego, to zastanawia postawa Dziennika.pl, który dopuszcza do takiej sytuacji. A może nie jest to takie dziwne, jeśli pamiętać jak Dziennik ujawnił dane pozwalające identyfikować znaną blogerkę Katarynę, gdy ta ośmieliła się skrytykować ministra sprawiedliwości.

 

DZIENNIK ZWYKŁEGO OBYWATELA

 

Wiele osób uważa, że w Polsce normalnością jest anormalność. Gdy obserwujemy naszą rzeczywistość nie sposób z nimi się nie zgodzić.

 

ZDROWOTNY KLOPS: Przez wiele miesięcy rząd i media oskarżały prezydenta o blokowanie ustaw. Wprawdzie na 420 uchwalonych przez Sejm ustaw, zawetował zaledwie 17 – ale dla PO to aż nadto. Ostatnio pan Prezydent podpisał ustawę o gwarantowanych świadczeniach zdrowotnych, zwana także ustawę koszykową. No i klops – wprowadzić ustawy nie można, bo nie ma projektów rozporządzeń, a ponadto jej wprowadzenie spowoduje spadek słupków poparcia społecznego. Rząd, który zgłosił ustawę liczył po cichu na weto prezydenta, a tu jest podpis … Nie jestem rządem, nie muszę się martwić o tym co powiedzą media i obywatele, a zatem mogę otwarcie krytykować prezydenta Lecha Kaczyńskiego za podpisanie tej ustawy jak i ponad 360 innych uchwalonych w tej kadencji ustaw, faktycznych bubli prawnych.

 

PRZYPADKOWY PRZYPADEK: O zdrowie należy dbać, zwłaszcza osób związanych ze śmiercią Krzysztofa Olewnika. Dotknęła ich bowiem choroba o nazwie „samobójstwo”. Nagle wszyscy popełniają samobójstwa, ostatnio jeden ze strażników, który pilnował jeden z zabójców, gdy ten ostatni targnął się na swoje życie. Organa państwowe nie widzą w tym nic dziwnego, choć każdy czytelnik powieści kryminalnej wie, że gdy tak znacząco wzrasta liczba samobójstw i innych tajemniczych zgonów osób w danej sprawie (łącznie jest już 7), to można podejrzewać z dużą pewnością, iż nie były to samobójstwa. Ale najwyraźniej minister Czuma i prokuratorzy prowadzący sprawę nie czytają powieści ani nie oglądają filmów kryminalnych. Minęło zaledwie kilka dni, i nowe zdarzenie - włamano się do domu obrończyni policjantów oskarżonych o niedopełnienie obowiązków ws. śmierci Olewnika. Skradziono laptopy i dokumenty związane ze sprawą. Oczywiście przypadkowy przypadek.

 

TAJEMNICZY SABOTAŻYSTA: Skoro o kryminalnych wątkach mowa – Minister Grad oskarżył Stowarzyszenie Obrony Stoczni o sabotaż. Stowarzyszenie wysłało list (o zgrozo), w którym poinformowało, że sprzedaż Stoczni Szczecińskiej Nowej jest naruszeniem prawa, gdyż w roku 2002 jej poprzedniczka została przejęta przez Skarb Państwa bezprawnie. Poważny inwestor miał przestraszyć się listu i nie wpłacił pieniędzy w terminie. Komu zależy na sabotowaniu inwestycji? – pyta TVN24. Co prawda do tej pory nie wiemy, kto jest inwestorem (a zatem czy w ogóle jest on poważny) i jakie są warunki inwestycji (czyli ile dopłacamy do interesu), ale to już dziennikarzy nie interesuje.

 

POWIĄZANIA Z BIZNESEM: Sądzono do tej pory, że to PO jest partią związaną z biznesem (miałbym co prawda, co do tego wątpliwości, albowiem z racjonalnym gospodarowaniem rządy Platformy nie mają nic wspólnego). A tu proszę, prezes PIS Jarosław Kaczyński publicznie promował telefonię komórkową „w Rodzinie”. Zaraz czy Kaczyński pracuję w komisji zajmującej się nową ustawą telekomunikacyjną. Nie, konfliktu interesów nie ma … Chciałbym powiedzieć coś więcej na temat zachowania działaczy PO w podobnych sprawach, ale Sąd mógłby zaraz zakazać mi wypowiedzi (tak jak uczynił w sprawie spotu PIS dotyczącego m.in. Misiaka czy żony Grada), zatem się powstrzymam … i tak wszyscy wiedzą jak jest.

 

SONDAŻOWE SLD: Ale wróćmy do opozycji. Podobno SLD w sondażach wskazuje się jako partię drugiego wyboru. Sondaże jak zawsze się mylą - pierwszym wyborem Polaków jest nie głosowanie, w drugim głosowanie na swoją ulubioną partię. W tej sytuacji SLD może być co najwyżej partią trzeciego lub czwartego wyboru. A ponadto nie należy nie doceniać Stronnictwa Demokratycznego, które przejmuje różnych polityków z lewicy i PO. Cdn.

 

DAK

 

PRZED FOZZ BYŁ FON.

Władza komunistyczna, złoto i potęga spisków Państwo komunistyczne było nie tylko zbrodnicze, kiedy mordowało przeciwników lub urojonych wrogów, było także przestępcze w znaczeniu pospolitym. Organy tego państwa nie wahały się przed żadnymi przestępstwami, również tymi banalnymi, jak grabieże mienia w majestacie stanowionego przez siebie prawa, albo zupełnie niewiarygodne akcje, w których posługiwano się gangsterami napadającymi na sklepy jubilerskie w Niemczech, jak to było w aferze "Żelazo" w latach 70-tych. Dużo bardziej wyrafinowana była afera FOZZ u schyłku PRL, która polegała na skomplikowanych operacjach finansowych na długach państwa z udziałem służb specjalnych. Ale na początku PRL był FON, przejęcie zasobów przedwojennego Funduszu Obrony Narodowej powstałego z darów społeczeństwa na dozbrojenie armii który został wywieziony z kraju we wrześniu 1939 roku i po wielu perypetiach trafił do Londynu.

Kamuflaż pogrzebowy

17 lipca 1947 roku z lotniska w Londynie wystartował samolot do Warszawy, który przewoził trumnę z ciałem zmarłego na emigracji generała Lucjana Żeligowskiego. Tego samego, który zdobywał Wilno w 1920 r. Generał Żeligowski znalazł się w czasie wojny na Zachodzie, po jej zakończeniu - wyobrażał sobie, że będzie mógł służyć krajowi jako wojskowy. Zamierzał powrócić do Polski, mając złudzenia co do możliwości współpracy z władzami komunistycznymi. Wysyłał nawet w tej sprawie listy do samego Bieruta.

Ten pośmiertny powrót zasłużonego generała mógł stać się złowrogim symbolem nowych czasów i nowych porządków w Polsce z jeszcze jednego powodu. Oto zamierzono wykorzystać przewóz trumny generała do przerzucenia skarbu FON, złota w rozmaitych wyrobach o wadze, według jednych źródeł - 208 kilogramów, lub 350 - według innych. Ta scena miała wyglądać nieomal sensacyjnie, i tak właśnie została pomyślana. Po uroczystym pogrzebie z honorami wojskowymi w skrzyniach katafalku, na którym spoczywała trumna generała, ukryto złoty FON. W ten sposób miał być on przewieziony do Warszawy. Podobno żołnierze brytyjscy, którzy dźwigali do samolotu te skrzynie po pociskach artyleryjskich, dziwili się, że są tak ciężkie. Tak miała wyglądać ta scena, utrwalona w symbolicznej legendzie, skutecznie choć pokątnie rozpowszechniana jako niezwykła i tajemnicza operacja skrywana przed oczami Anglików ale też przed władzami emigracyjnymi. Dziś jednak wiadomo, że prawda nie była tak malownicza a złoto FON trafiło do kraju inną drogą, skrzynie zaś były tak ciężkie nie od złota a zapewne od masy dokumentów - z rozpracowywania emigracji i Rządu na Uchodźstwie. W rzeczywistości złoty FON został przewieziony do kraju w dwóch etapach, 2 i 13 lipca 1947 r., samolotami przez specjalnych kurierów: por. Leona Szwajcera z wojskowego attache w Londynie i Polę Landau-Leder, pracownika Sztabu Generalnego WP. Najpierw majątek ten trafił do rąk gen. Wacława Komara ze Sztabu Generalnego, który kierował całą akcją, a później, zresztą dopiero w marcu 1948 r., został zdeponowany bez dokładniejszej kontroli w Skarbcu Emisyjnym NBP w Warszawie. Legenda o złocie przemycanym pod trumną generała Żeligowskiego była zwykłym kamuflażem służb komunistycznych.

Jak to się stało - nasuwa się od razu pytanie - że ten majątek - niewielki może w skali finansów państwa, ale mający wartość symboliczną jako pamiątka ofiarności i mobilizacji całego polskiego społeczeństwa na rzecz wzmocnienia obronności kraju - który znalazł się w posiadaniu władz emigracyjnych, trafił w końcu do rąk władz komunistycznych, by służyć sprawie przeciwnej intencjom darczyńców: niszczeniu obrony narodowej, służyć reżimowi, który nie tylko krwawo zwalczał swoich przeciwników w kraju, ale i inwigilował środowiska emigracyjne, zwłaszcza wojskowe.

Majątek FON, składający się ze złotych kosztowności, trafił przez Rumunię, Afrykę, Francję do Londynu. Już po wojnie był w dyspozycji ministra obrony narodowej gen. Mariana Kukiela. Oprócz fundacji pod kryptonimem "Drawa", na którą składały się amerykańskie dotacje dla AK - miał stanowić zabezpieczenie dla wojskowej działalności niepodległościowej, a także pomoc dla żołnierzy AK w kraju, kombatantów i ofiar wojny wśród emigracji na Zachodzie. Zarządzanie złotym FON gen. Kukiel powierzył gen. Stanisławowi Tatarowi, który stworzył ze swymi współpracownikami: płk. Stanisławem Nowickim i ppłk. Marianem Utnikiem, "Komitet Trzech" mający szersze zadania kontaktów z krajem i strukturami po AK, politycznej analizy sytuacji i doraźnej pomocy. Komitet ten - podobnie jak część generalicji emigracyjnej - skłaniał się do koncepcji premiera Stanisława Mikołajczyka rozmów z władzami komunistycznymi w kraju, udziału we władzy, "dogadywania się z Rosjanami", wreszcie stopniowego powrotu do kraju, co też pierwszy Mikołajczyk uczynił. "Komitet Trzech" podjął w tej sytuacji nieoficjalne, sondażowe rozmowy z Polską Misją Wojskową, a także z przedstawicielami Ambasady Polskiej w Londynie. Zapewne wtedy padła jakaś propozycja przekazania złotego FON-u do kraju jako swego rodzaju gestu dobrej woli i chęci współpracy z władzami PRL. Bo już 19 grudnia 1946 r. płk Józef Kuropieska z Polskiej Misji Wojskowej w Londynie meldował generałowi Komarowi w Warszawie: "Wydaje się, iż jest najwyższy czas, aby zająć się pieniędzmi grupy Tatar, Utnik, Nowicki. Sądzę, że jest nie mniej niż 500 000 funtów. Byłoby pożądanym, by sumy te przejęło MON. Upłynnienie tych funduszów umożliwi zakup sprzętu niezbędnego dla gospodarstwa narodowego".

W maju 1947 r. gen. Tatar rozpoczął rozmowy z ambasadorem PRL w Londynie Jerzym Michałowskim i attaché wojskowym płk. Maksymilianem Chojeckim, deklarując chęć przekazania złota FON oraz funduszu "Drawa" z przeznaczeniem na ‘cele odbudowy gospodarczej Polski’ a także na cele edukacyjne i kulturalne, zwłaszcza na studia zagraniczne dla polskiej młodzieży. W deklaracji tej, sporządzonej urzędowo pominięto całkowicie pierwotne przeznaczenie tych funduszy, gwarantowane przez przedstawiciela władz emigracyjnych, gen. Kukiela. 19 czerwca 1947 r. dziesięć metalowych skrzyń ze złotem FON zostało przewiezionych do ambasady w Londynie a stamtąd 2 i 13 lipca odtransportowano je do Warszawy. Skarb FON znajdował się już w gabinecie gen. Komara, gdy samolot z trumną gen. Żeligowskiego lądował 17 lipca na lotnisku Okęcie, witany oficjalnie przez wiceministra obrony narodowej Piotra Jaroszewicza. Kilka dni później przybył do Warszawy gen. Tatar na rozmowy z gen. Marianem Spychalskim, gen. Komarem i Eugeniuszem Szyrem. Rozpoczęto następnie przekazywanie dalszych części emigracyjnego majątku, co trwało do końca 1948 r. Było to o tyle dziwne, że gdy w październiku 1947 r. Mikołajczyk został zmuszony do ucieczki z kraju, wiadomo już było, że żadne układy z władzami komunistycznymi nie są możliwe i przedstawiciele emigracji niczego nie uzyskają nawet za cenę powierzonego im narodowego majątku. Wkrótce miało się okazać, że ta wspaniałomyślna darowizna obróci się przeciwko ryzykanckim darczyńcom.

W tym czasie, prócz złota FON, "ogółem dostarczono do Polski jak - podaje szczegółowo historyk Jerzy Poksiński – 3.046 tys. dolarów w banknotach, 27.000 funtów w banknotach oraz 12.000 dolarów w złocie. 'Komitet Trzech' przekazał ponadto Ambasadzie Polskiej w Londynie 100.000 dolarów w banknotach. Ze środków posiadanych przez gen. Tatara, płk. Nowickiego i ppłk. Utnika dokonywano również zakupów na rynku brytyjskim. Przykładowo, za sumę 56.000 dolarów zakupiono i przekazano do Polski urządzenia radarowe i niewielką ilość radu. Około 100.000 dolarów przeznaczono na zakup dla Warszawy autobusów francuskich. Ponadto za około 75.000 dolarów nabyto pięć stacji sanitarnych, a za 15.000 - wyposażenie laboratorium fizycznego. Kupowano również książki oraz wiele innych przedmiotów i artykułów trudno dostępnych lub w ogóle niedostępnych w Polsce. Oprócz tego 'Komitet Trzech' przekazał do dyspozycji władz warszawskich dwa domy w Londynie, jeden w Paryżu i farmę pod Paryżem. Na początku listopada 1949 r. poza granicami kraju pozostawało jeszcze około 100.000 dolarów w banknotach oraz nieruchomości warte 100.000 dolarów".

Złoty koń trojański

Trudno już dziś dociec, jakimi kalkulacjami kierowali się gen. Tatar i jego koledzy, decydując się na współpracę z władzami komunistycznymi i powrót do kraju. Czy liczyli na ich dobrą wolę w sytuacji niepowodzenia misji Mikołajczyka, czy uznali, że przekonali jednak samodzielne, w ich pojęciu, władze wojskowe do swej roli w nowym Wojsku Polskim, a przekazany majątek emigracyjny dostatecznie ich uwiarygodnił. Czy też nie orientowali się do końca w polskiej sytuacji, kamuflowanej niewątpliwie umiejętnie przez władze komunistyczne (przy pozorowanym podziale tych władz na stronę wojskową, bezpiekę i wyższe czynniki partyjne, każde z osobna, zależne od dyspozycji sowieckich), choć trudno uwierzyć, że nie wiedzieli na przykład o sfałszowaniu referendum w 1946 r. i wyborów w 1947 r. Nie sposób też przyjąć, że byli tak łatwowierni, mając doświadczenie polityczne i wojskowe, a zwłaszcza przykład klęski politycznej Mikołajczyka. Może ich czujność zmyliły przejawy uznania i wyróżnienia ze strony najwyższych władz PRL. W połowie 1948 r. bowiem, po przekazaniu majątku emigracyjnego, sam prezydent Bierut odznaczył gen. Tatara i płk. Nowickiego Krzyżem Odrodzenia Polski, a ppłk. Utnika awansowano na stopień pułkownika.

Jak wykazała praktyka systemu komunistycznego, przynajmniej od 1918 roku nikt z kręgu jego działania, poza jedynym, najwyższym władcą, nie może stać poza podejrzeniami, nie może być od nich wolny. Każdy bez względu na pozycję czy stanowisko może być kiedyś oskarżony i skazany. Czystki stalinowskie l...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin