Lista śmierci.pdf

(36 KB) Pobierz
Lista śmierci
Lista ś mierci
POWIAT ZĄBKOWICKI. Wśród mieszkańców tego terenu jest jeszcze wielu,
którzy pamiętają czasy wojny, okrucieństwa, bólu i cierpienia i którzy zostali
uwikłani w dzieje nienawiści. Niemało z nich straciło wtedy całe swoje
rodziny. Obecny świat pędzi szybko naprzód, jednak pewnych wspomnień i
przeŜyć nie da się wymazać z pamięci. Między innymi mieszkanki
stoszowickiej gminy, której Ŝycie odmienili banderowcy.
Dzieje Kazmiery Ohluk z Budzowa koło Stoszowic doskonale odzwierciedlają ogrom zła światowego konfliktu. W
swojej tragedii nie była odosobniona - takich rodzin było wiele. Pani Kazimiera Ŝyje samotnie.
- Do 10. roku Ŝycia moje dzieciństwo moŜna nazwać szczęśliwym - mówi. - Wszystko dzięki pracowitości
rodziców. Mój ojciec, z zawodu kowal w nieduŜym miasteczku Sołotwina, był bardzo lubiany przez ludzi. Jednym
z powodów tej sympatii był fakt, iŜ biednym wykonywał usługi za darmo. Mama była gospodynią domową.
Mieszkaliśmy w sąsiedztwie śydów i Ukraińców. Z sąsiadami Ŝyliśmy w zgodzie, nie mieliśmy wrogów.
W 1942 roku powstała dowodzona przez Banderę Ukraińska Powstańcza Armia. Uzbrojeni w niemiecką broń
cywile rozpoczęli masowe mordy na ludności polskiej. W zamian za to obiecano im samodzielną, niepodległą
Ukrainę. Powstała tak zwana banderowska lista śmierci.
- Mając 10 lat straciłam wszystko: mamę, tatę, babcię, w ogóle rodzinę, dom, spokojny sen, dziecięce przywileje -
wspomina nestorka. Pierwszą ofiarą banderowców był stryj Stanisław. Do tragedii doszło w kwietniu 1942 roku.
Miał 23 lata. Na wieść o planowanym mordzie, a dowiedziano się o tym od Ŝyczliwego sąsiada, ukrywał się w
stodołach, stajniach, Ŝłobach.
- Pamiętam, Ŝe najgorsze były noce, wtedy to zaczynała się prawdziwa rzeź, często na śpiących i bezbronnych
ludziach - przywołuje historię pani Kazimiera. - W pamiętną noc stryj nocował u nas. Wstał jednak bardzo
wcześnie i spieszył się do domu. Mój ojciec coś przeczuwał i próbował go zatrzymać. Poszedł, za chwilę
usłyszeliśmy strzały. Czekali na niego, zabili go koledzy, z którymi się bawił w dzieciństwie.
Ojciec naszej rozmówczyni do końca nie wierzył, iŜ zapadł wyrok na ich rodzinę. Pomimo iŜ byli spakowani, nie
wyjechali, ukrywali się na strychach u sąsiadów. Ciągła ucieczka i chłód sprawił, iŜ podupadła na zdrowiu. Jej
częste napady kaszlu zdradzały miejsce kryjówki. Wtedy to sąsiedzi, bojąc się o własne bezpieczeństwo, nie
chcieli dalej pomagać. Rodzice oddali ją i jej brata pod opiekę ciotki, sami zaś ukrywali się w stodole. 6 kwietnia
1943 roku doszło do kolejnej tragedii. - Podpalili wszystkie zabudowania. Tata zmarł wtenczas chyba na atak
serca, mama próbowała go budzić, ale nie Ŝył. Z ciocią próbowały się ratować, zeskoczyły do stajni, ciocia przez
okno, została trafiona w kolano, uratował ją sąsiad kryjąc w piwnicy. Mama w przeraŜeniu wybiegła wprost na
podwórze, gdzie byli oni. Sąsiadka opowiadała, Ŝe widziała przez szparę w okiennicy, jak dwóch męŜczyzn
ciągnęło ją przez całe podwórze, a na koniec wrzucili ją w płomienie. Do dziś nie mogę wymazać z pamięci
krzyku mojej mamy. Długo o tym nie wiedziałam, mój wtenczas 7-letni brat takŜe - dowiaduję się.
Po śmierci rodziców dzieci z ciotką ukrywały się w stodołach, stajniach, pokrzywach, okopach. - Było nam bardzo
cięŜko, zwłaszcza w nocy, jak musieliśmy spać pod gołym niebem, często w deszczu i chłodzie. Wiedziałam, Ŝe
nas szukali, wielokrotnie słyszałam w pobliŜu naszej kryjówki rozmowy o nas. Cały czas miałam nadzieję, Ŝe
rodzice Ŝyją, w takim przeświadczeniu utrzymywała nas ciocia, która przynosiła nam jedzenie w banieczce
otrzymanej od mamy. Mówiła nam, iŜ posiłek przygotowała właśnie ona. Prawdę poznaliśmy pod koniec czerwca,
wtedy mogliśmy opuścić kryjówkę. Pozwolono nam wówczas pochować zwęglone kości rodziców, złoŜyliśmy je w
zrobionym przez wujka pudełku. Zostaliśmy sami. Pamiętam, Ŝe bałam się ludzi, nie mogłam spać po nocach,
zrywałam się. Tej nocy, gdy zginęli moi rodzice, zabito jeszcze 36 osób - ujawnia p. Kazimiera.
Na tym się jednak nie zakończyło. W okrutny sposób zginęła ciotka naszej rozmówczyni i jej narzeczony. - W
nocy banderowcy zaprowadzili wtenczas 22-letnią Karolinę wraz z narzeczonym nad rzekę Bystrzycę, przywiązali
ich do siebie kolczastym drutem i zaczęli masakrę. Wydłubali im oczy, ucięli języki, odrąbali ręce, nogi, głowy.
Przy nieludzkim krzyku maltretowanych ciał bawili się znakomicie, śmiejąc się i popijając alkohol. Odrąbywane
części ciał wrzucali do wody. Gdy zostały same tułowia i drgały jeszcze nerwy kpili, Ŝe Polacy są tak silni, Ŝe
ruszają się. W czerwcu 1946 roku zamordowano babcię. Została zastrzelona. Była to piąta ofiara zbrodni
banderowskich w rodzinie pani Kazimiery. Szóstą był Mikołaj, brat Karoliny, który zaginął bez wieści. O ludzkiej
nienawiści, rasizmie przekonała się później jeszcze wielokrotnie. Przyznanie się do bycia Polakiem niosło za sobą
wiele powaŜnych konsekwencji.
Takich historii, jak ta jest wiele, ale kaŜda z nich jest wyjątkowa. Dotyczy bowiem czyjegoś Ŝycia i cierpienia. -
Opowiadając moją, chcę ulŜyć trochę cierpieniu, które wciąŜ noszę w sercu, chcę, aby ludzie poznali i nie
zapominali o bólu tych, których Ŝycie było piekłem - podkreśla budzowianka.
Kazimiera Ohluk do Polski przyjechała w 1957 roku. Miała miesiąc, by nauczyć się języka polskiego, którego nie
słyszała 14 lat. Podjęła pracę nauczycielki, była ławnikiem. Studiowała na Uniwersytecie Jagiellońskim literaturę
rosyjską. Pracowała z przedszkolakami, uczniami szkół podstawowych i wykładała w LO w Ząbkowicach Śl.
Obecnie cierpi na chorobę Parkinsona, mimo to nie poddaje się i szydełkuje. Jak mówi - to ją uspokaja.
Tekst i foto: (nina)
40611941.001.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin