Krwawe Zapusty.pdf

(40 KB) Pobierz
Dokument7
Krwawe zapusty w Berezowicy Małej
Zagłada polskich Kresów Adam Kruczek,
Nasz Dziennik, 20.02.2003
W nocy z 22 na 23 lutego 1944 r. ukraińscy nacjonaliści zamordowali ponad stu
mieszkańców Berezowicy Małej w powiecie tarnopolskim. Ponad 20 polskich zagród puścili
z dymem. Nazajutrz, w środę popielcową, pozostali przy Ŝyciu Polacy pochowali w
pośpiechu zabitych i uciekli z rodzinnych stron. Podzielili los milionów rodaków na polskich
Kresach. Zapisywanie białych plam Mord w Berezowicy Małej był jedną z typowych rzezi
dokonanych w latach 1943-45 przez ukraińskich nacjonalistów na ludności polskiej
zamieszkującej Kresy. W napadach na poszczególne wioski liczba ofiar najczęściej szła w
setki, czasami "tylko" w dziesiątki, a juŜ pojedynczych i najczęściej zapomnianych polskich
mogił na tych ziemiach nikt nie zliczy. OstroŜne szacunki wskazują, Ŝe na Wołyniu i Podolu
Ukraińcy wymordowali grubo ponad 100 tys. Polaków. W samej Berezowicy Małej jednej
nocy z rąk bandytów Ukraińskiej Powstańczej Armii padło 131 osób, z których 30 spalono
Ŝywcem.O Polsce za Bugiem i o martyrologii ludności kresowej w okresie PRL-u nie wolno
było głośno mówić. Po 1989 r. jak grzyby po deszczu zaczęły powstawać stowarzyszenia
kresowiaków, a w ślad za nimi ukazywać się monografie dokumentujące Ŝycie na Kresach i
ukraińskie zbrodnie. Za sprawą świadków, którzy najczęściej własnym sumptem wydają
swoje wspomnienia, Kresy powoli przestają być białą plamą na mapie naszej narodowej
martyrologii. W tej niejako "czarnej serii" dokumentującej zagładę polskich Kresów w latach
czterdziestych ubiegłego stulecia ukazało się juŜ wiele pozycji, m.in. ksiąŜka Władysława
Kubowa pt. "Polacy i Ukraińcy w Berezowicy Małej koło ZbaraŜa", Jana Białowąsa
"Wspomnienia z Ihrowicy", Władysława Bąkowskiego "Zagłada Huty Pieniackiej" czy
"Podolskie korzenie" Jana Kanasa, opisujące Ŝycie i tragiczny koniec społeczności polskiej
we wsi Łozowa. Zmęczeni i osaczeni Zima na Kresach w pierwszych miesiącach 1944 r. była
wyjątkowo sroga - śnieŜna i mroźna. Dla miejscowej ludności był to okres wytęŜonej pracy.
Cofający się przed Armią Czerwoną Niemcy organizowali na Podolu linię obrony. Do
kopania okopów i zwoŜenia drzew na umocnienia zmuszali miejscową ludność. Mieszkańcy
połoŜonej w pobliŜu historycznego ZbaraŜa Berezowicy Małej pracowali przy niemieckich
umocnieniach codziennie, nawet w niedziele. Władysław Kubów, jeden z niewielu Ŝyjących
do dziś berezowiczan, pamięta pilnującego ich Niemca krzyczącego: "weiter weiter,
schneller", i uderzającego szpicrutą po cholewie buta.- Pomyślałem wtedy sobie, Ŝeby tak
kiedyś nasze role zamieniły się - wspomina pan Władysław. - I tak się stało, bo mniej więcej
po roku to ja pilnowałem Niemców przy kopaniu okopów w Lanzbergu, dzisiejszym
Gorzowie.W Berezowicy po całodziennej pracy przy zwoŜeniu drzewa i rozbijaniu
zamarzniętej ziemi ludzie myśleli tylko o odpoczynku. Tak przeszedł we wsi karnawał i
nawet w zapusty nikt nie miał ochoty na zabawę.Tymczasem w nieodległym sąsiedztwie wsi
zaczęły gromadzić się znaczne siły przybywających z Wołynia banderowców. Polaków
ostrzegali przed nimi znajomi Ukraińcy, a takŜe wysyłani na przeszpiegi wywiadowcy. W
obawie przed UPA we wsi zorganizowano nocne posterunki i patrole. Jednak tej akurat nocy
berezowiczanie - po części ze zmęczenia, a po części licząc na bliskość niemieckiego wojska
- zlekcewaŜyli ten obowiązek. Polski orzeł Nocą, gdy zmęczeni mieszkańcy Berezowicy
Małej pogrąŜyli się juŜ we śnie, od północy furmankami i saniami nadciągnęli banderowcy.
Było ich kilkuset. Wprawieni w rzeziach na Wołyniu podchodzili w ciszy, starając się
wykorzystać element zaskoczenia.Napad zaczęli od wymordowania mieszkańców przysiółka
połoŜonego kilometr od wsi. Zabijano bez jednego wystrzału. Piotra Szewczuka przerąbano
siekierami na trzy części. Wdowę Katarzynę Tomków i jej siedmioro dzieci zakłuto
bagnetami. Janowi Nowakowskiemu cięciem siekiery w usta przerąbano głowę. Zginął teŜ
najbliŜszy sąsiad Nowakowskiego - Józef "Słunka", a takŜe jego matka i siostra. Śmierć
poniosła takŜe nieomal cała rodzina Kurylczuków, która tego akurat dnia zebrała się w
komplecie, by pochować zmarłą w połogu Ŝonę Władysława Kurylczuka. Jego trzyletniego
synka Ukraińcy nabili na bagnet i wijącego się z bólu unieśli do góry, a gdy dziecko machało
rękoma, śmiali się, Ŝe to polski orzeł.Rzeź w przysiółku przeŜyła tylko szwagierka
Kurylczuka, którą siedem razy pchnięto bagnetem, a takŜe przeoczona przez rezunów
córeczka Nowakowskich. Oprawcom zdołał wyrwać się równieŜ Władysław Kurylczuk. W
koszuli i kalesonach, po pas w śniegu dobiegł do wsi, wszczynając alarm. RiŜut, riŜut - RiŜut,
riŜut - krzyczał co sił, przebiegając przez całą wieś Kurylczuk, ratując w ten sposób Ŝycie
wielu mieszkańców Berezowicy.Jednak zanim zaspani ludzie zdąŜyli przygotować
jakąkolwiek obronę, do wsi wtargnęli Ukraińcy. Rodzina Jaworskich z bronią w ręku podjęła
walkę z bandytami i dzięki temu przeŜyła. PrzewaŜnie jednak ludzie szukali ocalenia w
ucieczce. Biegli do lasu, chowali się po sadach lub w obejściach ukraińskich sąsiadów. Wiele
osób w popłochu schroniło się w nielicznych we wsi murowanych oborach. Części udało się
ukryć w kamiennych schronach pobudowanych wcześniej na wieść o rzeziach
wołyńskich.Niebronione domostwa były bez trudu zdobywane przez banderowców. W
umocnionym niczym twierdza spichlerzu Antoniego Kwaśnickiego Ukraińcy rozbili
podwójne i zaryglowane od wewnątrz drzwi. Sześcioosobową rodzinę po zamordowaniu
obłoŜyli słomą i podpalili. Podobny los spotkał 30 osób, które schroniły się w murowanej
oborze Mikołaja Sesiuka. Ukraińcy najpierw wyprowadzili z niej inwentarz, a potem
rozstrzelali z karabinu maszynowego posadzonych pod ścianą ludzi. Choć oborę podpalono,
kilku osobom udało się przeŜyć. Postrzelony Michał Budnik uciekł przez strych, zostawiając
zabitą Ŝonę i czworo dzieci. Ocalał teŜ Hryńko Pańczyszyn. Ukraińcy zastrzelili mu Ŝonę i
córeczkę, a jemu samemu darowali Ŝycie, gdy odmówił po ukraińsku pacierz. Mimo postrzału
w pierś przeŜyła teŜ Maria DŜygała. Oprzytomniała w płonącej oborze i przedarła się z
niemowlęciem przez ścianę ognia.Więcej szczęścia mieli ludzie, którzy ukryli się w
murowanej oborze Jana Krąpca, ojca o. prof. Mieczysława Alberta Krąpca, słynnego filozofa,
wieloletniego rektora Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego. Obora Krąpców nie została
całkiem spalona, gdyŜ leŜała zbyt blisko budynków ukraińskich sąsiadów. Zresztą sąsiad ten
uratował Ŝycie Polakom, gdyŜ oszukał banderowców, mówiąc, Ŝe obora Krąpca była juŜ
przeszukiwana. Z ukrywających się w niej ludzi zginęła "tylko" Paulina Ciurys, która nie
wytrzymała nerwowo i wyszła na podwórze. Banderowcy zastrzelili ją, a następnie przerŜnęli
na pół piłą.Ucieczką do lasu salwował się miejscowy ksiądz Jan Mądrzak. Razem z rodziną
Ziółkowskich, u których mieszkał, uciekł do pobliskiego zagajnika. Brnąc po pas w śniegu,
wydostali się teŜ z wioski bracia Władek i Bronek Kubowowie. Strzelali do nich nie tylko
Ukraińcy, lecz takŜe stacjonujący w rejonie Turowej Góry Niemcy, na których obecność tak
liczyli Polacy. Braciom udało się dotrzeć do znajomych we wsi Dobrowody. Wspólna mogiła
Bracia Kubowowie wrócili do Berezowicy nazajutrz rano. Przywitał ich swąd spalonych ciał i
tlące się pogorzeliska. Obok domu dostrzegli ojca pochylonego nad zwęglonymi zwłokami
leŜącymi w śniegu. Okazało się, Ŝe szukał synów...- Gdy szliśmy przez wieś, wszędzie
widzieliśmy trupy i zgliszcza - wspomina po latach Władysław Kubów. - Przed swoim
domem leŜał zakłuty Jan Szymków, ojciec naszego kolegi Tadzika. Niektóre zwłoki były tak
spalone, Ŝe nie sposób było ich zidentyfikować.Władek Kubów zajrzał teŜ do domu swojego
kolegi Franka Sowińskiego. Zdrętwiał na widok leŜących obok siebie zastrzelonych rodziców
Franka i jego samego, w dramatycznej pozie przewieszonego przez okno. - Widać kule
skosiły go przy próbie ucieczki - wnioskował Kubów.Tej nocy zginęło w Berezowicy Małej
131 polskich mieszkańców. Zamordowanych grzebano w niezwykłym pośpiechu. Pozostali
przy Ŝyciu musieli zdąŜyć z pochówkiem za dnia, by nie nocować we wsi-cmentarzysku. I nie
tyle chodziło o lęk przed złymi duchami, co przed powrotem nacjonalistów ukraińskich,
którzy w bestialski sposób mordowali dosłownie kaŜdego napotkanego Polaka.- Popalone
trupy pozbierano w prześcieradła, włoŜono do paczek i tak pochowano - wspomina Maria
Kozibroda, której udało się uciec w czasie masakry do lasu. - Ksiądz Jan Mędrzak
powiedział, Ŝeby wszystkich pochować w jednym grobie - to będzie pamiątka tych
wydarzeń.- Zbiłem duŜą skrzynię i włoŜyłem do niej Ŝonę i czworo dzieci - wspomina ranny i
poparzony owej nocy Michał Budnik. - Nie zostali jednak pochowani. Zawieźliśmy skrzynię
ze zwłokami na cmentarz i tak ją zostawiliśmy. ZbliŜał się wieczór i trzeba było uciekać...
Exodus Większość berezowiczan schroniła się w Tarnopolu. Wielu miało tam rodziny i
znajomych. Wkrótce zaczęło się oblęŜenie i zdobywanie miasta przez Sowietów.- Sowieccy
Ŝołnierze padali jak muchy, a Niemcy zmuszali Polaków do grzebania ich - opowiada
Władysław Kubów. - Miasto było bombardowane z samolotów, ostrzeliwane przez artylerię i
czołgi. Bomba zniszczyła cały nasz dobytek: konie, krowę, sanie, worki ze zboŜem i mąką, a
takŜe rower - dodaje.Walka o Tarnopol trwała pięć tygodni. Poszczególne dzielnice
przechodziły z rąk do rąk.- Do naszej piwnicy wpadali raz zdyszani Niemcy, a za chwilę
Rosjanie - opowiada Kubów. - Przepędzali nas z dzielnicy do dzielnicy. Głód nieraz zaglądał
nam w oczy.Po zajęciu Podola przez Armię Czerwoną niedobitki berezowiczan wróciły w
rodzinne strony. Ukraińskie bandy jakby przycichły, ograniczając się do sporadycznych
napadów. Burza rozpętała się pod koniec 1944 roku. W listopadzie dokonano napadu na
pobliską polską wieś Gontowa, dokonując masowej rzezi jej mieszkańców. Wśród Polaków
narastała groza i strach. Berezowiczanie bali się nocować w domach. Coraz zimniejsze noce
spędzali w lasach lub u zaufanych ukraińskich sąsiadów.W listopadzie w biały dzień
dokonano mordu, który wstrząsnął polską społecznością Berezowicy Małej.- Stałam przy
oknie, patrząc na ulicę - wspomina Maria Kozibroda. - Kogoś prowadzą, a on tak głośno prosi
ich i błaga o Ŝycie. To był Franek Kubów. Powiesili go na krzaku bzu.Dnia 14 grudnia
ukraińscy bandyci w niezwykle okrutny sposób zamordowali sołtysa Pawła Wiśniowskiego i
Piotra Kubowa. To był przełomowy moment.- Ludzie powiedzieli, Ŝe jak zabili Piotra i
Pawła, to trzeba uciekać - wspomina Maria Kozibroda. - Uciekliśmy do Tarnopola, gdzie
czekała juŜ polska delegacja, która wyrobiła nam karty ewakuacyjne... Niepotępiony terror -
Moi przodkowie Ŝyli na tych ziemiach przynajmniej od 1608 r. - mówi o. prof. Mieczysław
A. Krąpiec. - Do tej pory są zachowane księgi parafialne, gdzie to moŜna prześledzić.
NajbliŜsza polska parafia była wtedy w Podkamieniu oddalonym o 28 km od Milna, skąd
pochodziła moja rodzina. Tak zresztą jak i pozostała ludność polska zamieszkująca te ziemie
nie byliśmy jakimiś emigrantami. Na Kresach byliśmy u siebie.Zdaniem o. prof. Krąpca, na
Kresach doszło do celowej, zorganizowanej eksterminacji Narodu Polskiego na ogromną
skalę. Świat wiedział o tym ludobójstwie, lecz milczał. Dokonując bezkarnych czystek
etnicznych, nacjonaliści ukraińscy dowiedli, Ŝe jest to skuteczny sposób osiągania celów
politycznych. Tym samym przetarli drogę współczesnym formom terroryzmu, które dopiero
dziś po zaatakowaniu Stanów Zjednoczonych spotkały się z radykalnym
potępieniem.Ukraińska Powstańcza Armia była typową organizacją terrorystyczną w
dzisiejszym rozumieniu tego pojęcia. Świadczą o tym choćby makabryczne rzezie bezbronnej
ludności polskiej na Kresach. Nie lepiej postępowała równieŜ ze swoimi rodakami. Niestety,
dziś trwa proces oczyszczania UPA ze zbrodniczej przeszłości. Usiłuje się na trwałe przypisać
tej organizacji miano "partyzantki" czy formacji narodowowyzwoleńczej. Zdaniem licznych
historyków, a takŜe kresowian, stanowi to naduŜycie i zakłamywanie prawdy historycznej.
Jest to niedopuszczalne zarówno przez wzgląd na ofiary banderowskich zbrodni, jak i na
pamięć prawdziwych bohaterów walczących w partyzantce narodowowyzwoleńczej, którzy
przecieŜ z mordowania starców, kobiet i dzieci nie czynili metody walki.- Widzę głęboki sens
w powracaniu do tych spraw - uwaŜa o. prof. Mieczysław Krąpiec. - Trzeba ujawniać i
piętnować zbrodnie UPA, aby juŜ się nie powtórzyły. Ukraina powinna sama zdobyć się na
potępienie bandytów spod znaku UPA, a nie stawiać im pomniki i poświęcać ulice - dodaje
ojciec profesor. Adam Kruczek, Nasz Dziennik, 2003-02-20
Zgłoś jeśli naruszono regulamin