Kitty Trouble 9.rtf

(17 KB) Pobierz

Rozdział IX

 

Po tym, jak Tom ułożył Harryego w łóżku i dokończył rozmowę z Albertem i miał pewność, ze jego maleństwu nic nie grozi zwołał nadzwyczajne zebranie. Na dole, w lochach. Chodził w tę i z powrotem, przed swoim tronem, niecierpliwie czekając, aż wszyscy się zjawią. Jego aura przetaczała się przez pomieszczenie wściekłymi falami. Wyglądał niemal tak samo, jak na spotkaniach, zanim spotkał swojego kotka, tylko był jeszcze bardziej nieobliczalny. Czerwone oczy zdawały się świecić w mroku, usta wykrzywiał brzydki, wściekły grymas. Niecierpliwił się.

 

Kiedy uznał, że jest ich wystarczająco wielu przeszedł przez pokój i podszedł do skulonych w kącie, ciemnych drzwi. Prowadziły do lochów. Otworzył je z hukiem, aż skrzydło drzwi trzasnęło o ścianę i zszedł w dół, ciemnymi schodami.  Przez salę przetoczyła się fala szeptów. Zatrzymał się dopiero przy jednej z bardziej oddalonych od wyjścia celi. Machnął różdżką i ciężkie, metalowe kraty rozwarły się na oścież.

 

Bellatrix podniosła na niego pełne nadziei spojrzenie. Przedstawiała sobą żałosny widok, w podartych szatach, pokryta licznymi zadrapaniami i krwią, która już zdążyła zakrzepnąć.

 

- Panie?

 

Tom tylko skrzywił się wyjątkowo nieprzyjemnie i chwycił ją za włosy. W ten sposób zaczął targać ją w kierunku prowadzących do góry schodów. Zignorował jej krzyki i to, że przy każdym kroków wyszarpywał jej coraz więcej włosów. Zawlekł ją po schodach na gorę, aż do sali tronowej. Była już pełna. Kiedy śmierciożercy go zobaczyli, rozstąpili się posłusznie. Niektórzy z nich rzucali pełne wyższości spojrzenia w kierunku Belli, inni spoglądali z lękiem na wyprowadzonego z równowagi pana. Kiedy Czarny Pan zatrzymał się, utworzyli w okół niego i Bellatrix idealny krąg.

 

Tom odrzucił jej włosy z obrzydzeniem i stanął na stopniach prowadzących do tronu.

 

- Patrzcie na nią. – Warknął. – Na kobietę, która śmiała się sprzeciwić mnie! Wszyscy doskonale wiecie, ze jeżeli czegoś nie toleruję, to jest to nieposłuszeństwo! – Kontynuował, sunąc lodowatym spojrzeniem po twarzach zebranych. – Zwłaszcza, kiedy wyraziłem się bardzo jasno. Nie wolno wam nawet dotknąć Harryego! A jednak… + Spojrya na Bell y furią. – Sprzeciwiłaś mi się!

 

- Panie… Ja… ja tylko prubowałam wszystko naprawić. Ta mala dziwka… – Urwała, kiedy Tom kopnął ją w bok.

 

- Nawet nie waż się tak o nim wyrażać!

 

- Ale… panie… on cię przeklął. Ja tylko… – Próbowała się bronić.

 

Oczy Toma zwęziły się niebezpiecznie.

 

- Crucio! - Trzymał zaklęcie przez dłuższą chwilę, z zadowoleniem słuchając jej krzyków, które echem odbijały się od ścian. Potem opuścił różdżkę. – Czy ty uważasz, że pozwoliłbym komukolwiek rzucić na siebie jakiekolwiek zaklęcie? Może zapomniałaś kim jestem!? Uważasz mnie za głupca!?

 

- Nie… mój panie. Ja nigdy…

 

- A więc mi nie wierzysz? – Zaczął. Bella nie odpowiedziała, a to tylko rozsierdziło go bardziej. – Co? Nie wierzysz, że jednak jakimś cudem mogłem sie zakochać? Uważasz że jestem niezdolny do żadnych emocji?

 

- Nie! Nie panie, ty…

 

- Możliwe! – Warknął na nią. – Możliwe, że Harry Potter jest moim… był moim wrogiem. Chłopcem, który powinien doprowadzić do mojego końca. Mam to gdzieś. Teraz to już się nie liczy. – Jego oczy błysnęły groźnie. – Teraz, zamierzam cie zabić, Bello. Sprzeciwiłaś mi się i to omal kosztowało życie mojego dziecka! To jest… niewybaczalne!

 

- Panie… proszę… – Wyszeptała Bella, kuląc się u jego stóp. – Proszę… Ja tylko… Pan tak nagle…

 

- Nagle co? Zmieniłem się!? Nie byłem już żądnym krwi maniakiem!? – Potoczył czerwonymi oczami po zgromadzonych w sali śmierciożercach. – Czy ta zmiana nie wyszła wszystkim na lepsze?

 

W tłumie słyszał kilka przytakujących pomruków, ale większość nadal wpatrywała się w niego w milczeniu.Ciszę przerwał nagły krzyk Belatrix.

 

- Nie! To nie jesteś ty! Potter coś ci zrobił! Wiem to!- Tom popatrzył na nią wściekle i zrobił kilka kroków w kierunku okrwawionego ciała po środku sali.

 

- Tak. Coś zrobił. Nauczył mnie odczuwać. I jestem z tym szczęśliwy. Po raz pierwszy z życiu odnalazłem spokój.

 

- Ale panie! Czy ja nie mogę zrobić tego samego? Nie potrzebujesz go! Ja mogę cię kochać. Ja cię kocham! – Wykrzyknęła. Tom spojrzał na nią z obrzydzeniem. Jak mogło jej wogóle przyjść do głowy, że zostawi Harryego. Szczerego i dobrego Haryego, żeby być z nią. Chorą wariatką?

 

- Nie jesteś w moim typie. – Warknął w końcu. Potem jego usta wykrzywił kpiący uśmieszek. – I oczywiście twojemu ciału brakuje pewnych… części.

 

Przez pokój przetoczyły się tłumione chichoty. Bella cofnęła się lekko.

 

- Jesteś chora! Prawie pozbawiłaś mnie najważniejszej osoby w moim życiu! A teraz… za to zapłacisz!

 

- Nie panie! Pozwól mi udowodnić…

 

- Już dość się nasłuchałem twoich żałosnych usprawiedliwień! – Warknął Tom, ucinając jej jęki. Uniósł różdżkę i skierował ją w stronę Belli. - Tracho Iunctura – Syknął i natychmiast ciało Belli rozciągnęło się na podłodze. Nogi i ręce rozciągnięte szeroko, jakby niewidzialna siła ciągnęła je, każdą w inną stronę.

 

Bellatrix zaczęła wyć. Czuła, jakby jej ręce i nogi palił żywy ogień. Na przemian krzyczała i błagała Toma o wybaczenie. Bezskutecznie. Jeden po drugim głośne trzaski odbijały się echem od sklepienia sali, kiedy pod wpływem zaklęcia kości Belli wypadały ze stawów. Śmierciożercy instynktownie zrobili kilka kroków w tył. Twarz Toma była teraz pełną satysfakcji zimną maską, którą tak często widywali, nim pojawił się Harry. Wiedzieli ile satysfakcji ich pan czerpie z torturowania Belli, ale wiedzieli także, że zasłużyła na każdą jedną klątwę, która tej nocy na nią spadnie.

 

Bella czuła, że zaczyna tracić kontakt z otoczeniem. Bólu zaczynało być zbyt dużo, by mogła to znieść. W uszach słyszała szaleńcze bicie swojego serca. To był dopiero początek, a ona już chciała, zęby to się skończyło.

 

- Nie Bello. Nie możesz teraz zemdleć, kiedy zabawa dopiero się rozpoczyna! – Tom rzucił na nią dwa skomplikowane zaklęcia. Jedno, żeby utrzymać ją w przytomności i drugie, by nie umarła zbyt wcześnie. Nie zamierzał niczego łatwo jej odpuścić. Następnie rzucił kilka tnących klątw, sprawiając, że zaczęła krwawić jeszcze mocniej. – Co ty na to? Będziesz czuła dokładnie to, co Harry, kiedy go zaatakowałaś! – Warknął Tom. Potem jednym ruchem reki sprawił, że potężne cięcie pojawiło się wzdłuż jej brzucha.

 

Bella krzyknęła nieprzytomnie.

 

- Proszę… panie… myliłam się…

 

- Tak. Myliłaś się, niewątpliwie. – Syknął i skierował na nią końcówkę różdżki. - Excorio Tergun.

 

Oczy Bellatrix zaszły łzami. Doskonalę znała tę klątwę. Sama zawsze chętnie jej używała. Wrzasnęła kiedy fioletowe światło uderzyło w krwawiąca ranę, zdzierając skórę aż do mięśni. Krew wypłynęła jeszcze obficiej. Krzyczała, ale nie była w stanie nic zrobić, nawet zasłonić dłońmi zranienia, by choć trochę zatamować upływ krwi. Jej ręce leżały na podłodze, połamane i całkowicie bezużyteczne. Nawet nie mogła się poruszać. Tylko dreszcze cały czas wstrząsały jej ciałem.

 

Kolejna tnąca klątwa uderzyła jej brzuch i na podłogę wylała się cała jego zawartość. Tom zignorował hałas, jaki wywołało zwalenie się na ziemię kilku ciał. Co młodsi śmierciożercy, zwerbowani po zmianie polityki Toma nie byli przyzwyczajeni do takich widoków. Nie zwrócił także uwagi na kilku innych, których żołądki porostu nie wytrzymały widoku.

 

Spokojnie podszedł do drżącego ciała. Przysunął różdżkę do twarzy Belli i dwoma, bardzo precyzyjnymi zaklęciami rozciął jej policzki, tworząc na jej twarzy makabryczny uśmiech. Wstał. obserwował jej twarz uważnie. Próbowała zemdleć, ale jego zaklęcia były zbyt silne. Pomyślał o Harrym leżącym u góry w łóżku. Zranionym przez nią. Tom jednego był pewien, Bella będzie jeszcze błagać o śmierć, nim pozwoli jej odejść.

 

- Zobaczmy, czy naprawdę jesteś tak zepsuta od środka, jak mogło by się wydawać. Verto Inpars Sicco!

 

Bellatrux odrzuciła głowę do tyłu i zaczęła krzyczeć, kiedy całe jej ciało zaczęło dosłownie wywracać się na lewą stronę. Paznokcie odeszły od ciała, a skóra powoli zaczęła się zapadać, ujawniając skrywaną pod spodem warstwę mięśni. Po tym, jak cała skóra zniknęła, jej mięśnie zaczęły się odwracać wewnętrzną stronę do wierzchu. Szybko całe jej ciało zamieniło się w krwawiącą masę o nierozpoznawalnym kształcie. Teraz nawet co bardziej zaprawieni w bojach śmierciożercy nie czuli się zbyt pewnie.

 

Bella poruszyła lekko krwawą dziurą, która kiedyś była ustami. Nie była w stanie mówić, ale udało jej się wykrztusić. – P… pro… szę…

 

Tom uśmiechnął się z zadowoleniem. Wiedział, że Bella przestała się usprawiedliwiać. Już nie błagała o życie, teraz prosiła o śmierć.

 

- Jeszcze nie skończyłem. – Skierował różdżkę w kierunku krwawej masy, która kiedyś była jej ciałem. Rzucił jakąś klątwę, już nawet nie była w stanie jej rozpoznać. Zaklęcie wżarło się w jej ciało, wypalając w nim znaczną dziurę. Zadrżała i wydała z siebie przeraźliwy wrzask, którego nie można było już nazwać ludzkim krzykiem. Tom rzucił to zaklęcie jeszcze kilkukrotnie, aż ostatecznie jej głos zamarł. Teraz patrzyła tylko błagalnie, ciemne oczy zanurzone w krwawej miazdze zdawały się ronić krwawe łzy, ale Tom nie zamierzał okazać litości.

 

Rzucił na nią jeszcze kilka klątw i przekleństw, ale jego gniew ciągle żarzył się mocno.  Cały czas myślał o swoim skrzywdzonym kochanku i o tym, jak łatwo mógł stracić swojego małego dziedzica. Nie chciał czuć tego już nigdy więcej. Czuł, że długo nie utrzyma jaj przy życiu, musiał to szybko skończyć. Zatoczył różdżką niepełne koło.

 

- Centrum Postulo!

 

Nad ciałem belli uformowały się długie igły, czy raczej szpile wypełnione magią. Tom pozwolił, by chwilę wisiały w powietrzu. Patrzył w oczy Belli, napawając się jej strachem, potem opuścił różdżkę, a kawałki metalu spadły na dół, wbijając się w ciało bezbronnej teraz wiedźmy. Gdyby nie utrzymujące ją przy życiu zaklęcie, już samo to wysłałoby ją na tamten świat.

 

Tom rzucił kolejne zaklęcie, które przywróciło Belli wlaściwą formę. Jej skóra była teraz cała zalana krwią.

 

- Mam nadzieję, że zrozumiałaś swój błąd, Bello. – Wyszeptał tom groźnie. – Nigdy we mnie nie wątp. Bo to jest ostatnia rzecz, którą zrobisz. Żegnaj, Bellatrix Lestrange. Pectus pectoris burst!

 

Bella zaczęła kasłać krwią, która powoli wypływała z każdego otworu w jej ciele. Jeszcze chwilę drżała, a potem zastygła w bezruchu.

 

W sali zapanowała niesamowita cisza, tak szybko, jak Bella wydała swoje ostatnie tchnienie. Nikt nie śmiał drgnąć, czy nawet głośniej odetchnąć, ze strachu, co teraz. Jeszcze nigdy nie widzieli czegoś takiego, przez wszystkie lata służby u Czarnego Pana. Jeżeli ktoś inny w tym pokoju wątpił w siłę Voldemorta, czy sądził, że ten zmiękł, teraz zyskał namacalne świadectwo tego, jak bardzo się mylił.

 

Tom stał tyłem do swoich ludzi. Śmierć Belli uspokoiła go. Już nigdy nie skrzywdzi Harryego, ani jego dziecka. Delikatnie siągnął poprzez łącząca ich więź i sprawdził, jak się czuje Harry. Nadal spał. Zbierajac w sobie resztki, buzującej jeszcze przed chwilą energii odwrucił się i powiódł czerwonymi oczami po zebranych.

 

- Jeżeli ktokolwiek z was odważy się skrzywdzić, albo chociażby obrazić Harrego, albo moje dziecko, to – wskazał na okrwawione zwłoki. – będzie was czekało. Incendio! – Z jego różdżki wystrzeliły płomienie, które momentalnie strawiły ciało.

 

Śmierciożercy cofnęli się lekko, a potem jeden po drugim pochylili głowy w geście oddania. Nawet ta garstka, która podobnie jak Bellatrix sadziła, że czarny pan został przeklęty. Zbyt się bali o swoje życie, by się mu sprzeciwić.

 

Tom rozejrzał się po pokoju z satysfakcją.

 

- Jesteście wolni. Wszyscy! – Powiedział i śmierciożercy, jeden po drugim zaczęli się aportować. Kiedy Tom został sam odetchnął z ulgą. W końcu pozwolił ramionom opaść. Był wykończony. Fizycznie, magicznie i emocjonalnie. Teraz chciał tylko iść do łóżka i dokładnie sprawdzić, czy jego maleństwu na pewno nic nie jest.

 

W sumie, to nie taki zły pomysł…

 

Pomyślał, opuszczając salę tronową. Od razu skierował się na górę. Wszedł do pokoju, w którym Ray i Albert rozmawiali cicho. Ray był na spotkaniu i właśnie relacjonował wszystko Albertowi. Ray stężał, kiedy Tom wszedł do pokoju. Opuścił oczy posłusznie, nie do końca pewien, jak się teraz zachowywać. Tom przywołał go.

 

- Jak on się czuje?

 

- Odpoczywa. – Odpowiedział Albert za niego, spoglądając miękko na zaplątanego w kołdrę kociaka. – Nic mu nie będzie.- Tom odetchnął z ulga.

 

- To dobrze.

 

- Skoro mowa o odpoczynku. Widzę, że tobie też przydałby się długi sen.

 

- Wiem. Zaraz się położę. Kazałem skrzatom przygotować ci pokój.- Albert uśmeichnął się z zadowoleniem.

 

- Dziękuje. Myślę, że już sobie pójdę.

 

Tom skinął głową i Albert z Rayem wyszli. Tom podszedł do łóżka i usiadł na brzegu. Przez chwilę obserwował śpiącą twarz kochanka. Delikatnie odgarnął zasłaniające ją włoski. Tom miał nadzieję, że Harry nie będzie na niego zły, kiedy się obudzi. Wiedział, że to co zrobił, było słuszne. Harry potrzebował tego zastrzyku, ale przy tym, jaki Harry jest teraz nerwowy i przy ostatnich stresach… może mu łatwo nie wybaczyć. Tom odetchnął głębiej, nie miał teraz do tego głowy. Wiec tylko położył się obok kochanka. Dłoń wsunął pod piżamkę na brzuchu Harryego. Nawet nie zauwazył, kiedy odpłynął.

 

 

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin