Mały poradnik dla słuchaczy kiepskich kazań.doc

(42 KB) Pobierz

Betoniarka
Mateusz Przanowski OP

Kiepskie kazania. Zwięzły poradnik dla słuchacza

Jako ten, który wysłuchał już sporo kiepskich kazań w życiu, a do tego jeszcze sam w tej dziedzinie zawyża statystykę, postanowiłem sporządzić ten krótki poradnik. Wiedz więc Czytelniku, że czynię to z Norwidowskich „ruin samego siebie”.

 

Kiepskie kazania. Zwięzły poradnik dla słuchacza

Drogi czytelniku Poradnika!

Jako ten, który wysłuchał już sporo kiepskich kazań w życiu, a do tego jeszcze sam w tej dziedzinie zawyża statystykę postanowiłem sporządzić ten krótki poradnik. Wiedz więc Czytelniku, że czynię to z Norwidowskich „ruin samego siebie”. Poradnik ten jest adresowany do wszystkich, którzy nolens volens słuchają kiepskich kazań i uważają, że coś jest nie w porządku. I mają niestety rację. Ale co robić? Ojciec Joachim Badeni (97 lat) mawia: „Ja daję kaznodziei 20 sekund i gdy mi się nie podoba wyłączam aparat słuchowy”. Jeśli jesteś młodszy i nie możesz wyłączyć aparatu słuchowego, spróbuj zastosować się do moich wskazówek.

1. Przed kazaniem

Musisz drogi Słuchaczu Kiepskich Kazań wiedzieć, że Pan Bóg nie stawia kaznodziei w komfortowej sytuacji. Kaznodziejstwo jest bardzo ciężkim kawałkiem chleba. Każdy kaznodzieja zna uczucie klęski, gdy skończywszy kazanie patrzy w twarze słuchaczy, na których maluje się pomieszanie przerażenia, politowania, nudy, rozbawienia i innych niskich uczuć. A cóż powiedzieć (fraza kaznodziejska) o tej dziewczynce, które ku uciesze rodziców i gawiedzi przez całe moje kazanie potrząsała grzechotką w odległości metra od ambony? Czyniła to z jakąś obsesyjną jednostajnością. Skończyła dopiero wtedy, gdy zacząłem się jąkać. I jakże nie wspomnieć w tym miejscu (znów fraza kaznodziejska) o jednym, prawdopodobnie głęboko wierzącym człowieku, który stojąc na środku kościoła parodiował moje gesty, budząc przy tym w pełni uzasadnione bezbrzeżne rozbawienie wiernych? Czytelniku, miej litość nad kaznodziejami! To moja pierwsza wskazówka.
Pamiętaj też, że do kościoła chodzimy po to, by dowiedzieć się tego, czego wcale nie chcemy się dowiedzieć. Kiedy więc kaznodzieja mówi coś, co mi nie pasuje, to niekoniecznie jest to jego problem. Moja druga wskazówka zatem: idź do kościoła z postanowieniem usłyszenia czegoś, co Ciebie zdenerwuje, wyrwie z letargu, co wzbudzi Twój protest. Będziesz miał przynajmniej o czym myśleć. (Oczywiście tę zasadę należy stosować roztropnie).
Wskazówka trzecia. Jeśli się nie pomodlisz za kaznodzieję przed kazaniem, to nie masz prawa być niezadowolony i nie masz prawa go krytykować. Amen.
Jeśli więc jeszcze przed kazaniem charakteryzujesz się tymi trzema przymiotami, a więc: masz litość dla kaznodziei; lubisz słuchać rzeczy, które Ci nie pasują i modlisz się za kaznodzieję – czytaj dalej.

2. W trakcie kazania

Jeśli kaznodzieja mówi od rzeczy, krzyczy, miota się, robi się czerwony ze złości, stara się „robić wrażenie”, kokietuje, powtarza się, stara się być sympatyczny, nudzi, ględzi... a więc, gdy mamy do czynienia z kiepskim kazaniem masz trzy wyjścia:
- Opcja dla herosa. Herosi wiary, z reguły osoby starsze i mądre mówią: „Z każdego kazania da się coś dla siebie wydobyć”. Jeśli nie dorosłeś do tej postawy proponuję:
- Opcja modlitewna. Noś w kieszonce różaniec i zacznij go sobie w duchu i bez ostentacji odmawiać. Czas jest cenny, nie powinniśmy go marnować. Zamiast krążyć myślami po całym świecie i wkurzać się na kaznodzieję, lepiej zmówić różaniec. Bądź pożyteczny.
- Opcja teologiczna. Powiedz sobie sam kazanie.

3. Po kazaniu

Mylisz się, jeżeli uważasz, że oddziaływanie kazania kończy się wraz z ostatnim słowem kaznodziei. Masz jeszcze sporo do zrobienia. A więc, jeśli kazanie było naprawdę słabe, możesz je jeszcze ratować! Pomódl się do Ducha Świętego, by chociaż jedno słowo zostało przez kogoś zapamiętane. Może ktoś inaczej niż Ty przeżył to kazanie. Możesz wołać dramatycznie: „Duchu Święty ratuj to kazanie!”. Zniechęcam Cię do bezpłodnego krytykowania kazań a zachęcam do delikatnego upominania kaznodziei, nawet jeśli spadną na Ciebie za to gromy.

 

KOMENTARZE:

 

DorkaS
Dodałabym jeszcze możliwość ćwiczenia się w cierpliwości w trakcie „trudnego” kazania i zastanowienie nad tym, co Bóg chce mi powiedzieć przez to przeżycie, co mi pokazać, do czego sprowokować, gdzie posłać.

 

Janusz
To co Ojcze piszesz jest bardzo bardzo mądre i dobre. Bardzo Ci dziękuje za tego bloga. Choć napisany humorystycznie traktuje go serio i będę stosował. W mojej rodzinnym mieście jakość kazań jest hm.. no dla hiper wytrwałych. Ale z Twoim niezbędnikiem jakoś może przetrwam. Dzięki i pozdrawiam serdecznie. A twoje kazania wcale nie są złe. Wręcz bym powiedział że są dobre a często nawet bardzo dobre.

 

Anka
Ważny tekst. Chcę tylko dorzucić coś do jednego fragmentu. Co zrobić z przeszkadzającymi? Zwrócić uwagę! Zawsze w takich sytuacjach zastanawiałam się, jak to możliwe, że ksiądz to ignoruje i nie zauważa. Oczywiście nie krzyczeć, nie wkraczać do akcji, nie mówić tonem protekcjonalnym, ale zapytać, „czy mógłbym poprosi opiekunki dziewczynki, o posadzenie jej koło siebie, bo bardzo mi jest trudno mówić przy akompaniamencie grzechotki; pana natomiast poprosić o zajęcie miejsca” (to mogłoby być trudniejsze)… To doprowadziłoby do nawiązania bezpośredniego kontaktu kaznodziei ze słuchaczami, którego niejednokrotnie brak. Słuchacze potrzebują świadomości, że kazanie/homilia zawiera przesłanie nie tylko dla nich, ale też dla tego, kto je głosi.

 

nikoghos
Czy Bóg nie może czegoś powiedzieć przez kiepskie kazanie? Musi się koniecznie posługiwać elokwentnymi i uduchowionymi kaznodziejami, żebyśmy się nie wyłączyli, albo nie zaczęli odmawiać różańca? A może akurat chce mówić przez zirytowanie słuchacza, oburzenie, czy wręcz zgorszenie? Słuchać zatem, nie wyłączać się. Najwyżej następnym razem pójść gdzie idziej na mszę.

 

niepokorna
Delikatnie upominam więc o. kaznodzieję - proszę być wdzięcznym tej matce z dzieckiem i z grzechotką, że przyszła na ojca mszę - myślała, że poczuje się jak w domu. Ale cóż teraz to trzeba zabrać ze sobą instruktaż Przanowskiego...

 

joanna
poradnik Ojca wydaje mi się całkiem niezły (może prócz opcji teologicznej, bo jest dość ryzykowna), więc biorę go sobie do serca i dziękuję :) jednocześnie, mając świadomość słabości mojej wiary, staram się chodzić na Mszę tam, gdzie jest duża szansa usłyszenia kazania na wysokim poziomie (co wcale nie musi oznaczać nie wiadomo jakiego poziomu elokwencji i uduchowienia). a tak nawiasem i w nawiązaniu do wypowiedzi niepokornej - kto daje dziecku grzechotkę w kościele?! nie zaszkodzi czasem troszkę pomyśleć...

 

 

Do niepokornej

Kochana, mądrością jest dzieci wychowywać tak, żeby wiedziały, że są miejsca w których trzeba zachować spokój, ciszę. Dziecko potrafi wykorzystać sytuację wiedząc, że wszystko mu wolno. Więc z szacunkiem do Niego, ale stanowczo należy pokazać mu, czego robić nie należy...

 

niepokorna
Zgadzam się z przedmówcą. Problem w tym, że to nie chodzi o tą grzechotkę, o to czy dziecko jest mniej głośne, czy więcej w Kościele. O tym każdy/a wie. Chodzi o pogardliwe podejście O. Mateusza do słuchaczy machających rękami, czy grzechotką. Mamy być bezgranicznie posłuszni, poddani głoszącemu mowę - szkoda tylko, że nie ma możliwości polemiki z kaznodzieją i chyba marnym skoro tak mało znaczące rzeczy rozpraszają jego uwagę.

 

czytelnik
Niepokorna poniosło cię. Widać że nie jesteś nauczycielką ani wykładowcą. Kazanie to dialog kaznodziei ze Słowem. Robi to w naszym imieniu, w imieniu Kościoła, i odpowiada na nasze pytania. To trudne i wymagające skupienia. A zatem pomóżmy mu. Małe dzieci z grzechotkami, krzyczące, rzucające różnymi przedmiotami + obojętni rodzice = zdenerwowani wierni i ksiądz.

 

maska
Chyba najciekawsze rozwiązanie :) Pierwszy raz się z nim spotykam :) Dzięki :) Ale chyba też trzeba pomodlić się solidnie, żeby nie było w nim herezji :)))

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin