Spotkanie dwóch światów. Kobieta i mężczyzna-kapłan.doc

(70 KB) Pobierz

Strona | 1

 

Spotkanie dwóch światów. Kobieta i mężczyzna-kapłan

Agata Rusak

 

Na początku rozmowy o spotkaniu dwóch światów (a może raczej dwóch samotności) należy odpowiedzieć sobie szczerze na pytanie: czy mówimy tu o spotkaniu kapłana i kobiety czy o relacji kapłan contra kobieta? Jest to w gruncie rzeczy pytanie o zasadniczą postawę kapłana i kobiety wobec osoby płci przeciwnej. Postawa ta wyrasta zarówno z osobistej historii życia, z zasad przejętych od rodziców, jak i z odkrytych, przemyślanych i przyjętych za własne przekonań. Warto w tym miejscu zatrzymać się i odważnie przyjrzeć sowim uczuciom i myśleniu na temat osób odmiennej płci. Czy odkrywamy w sobie szacunek czy pogardę, fascynację czy lęk? To ważne, by spróbować podejść do lektury tego artykułu bez sztywnych schematów, gdyż wiele konkretnych historii relacji kobiet i kapłanów, które dane mi było poznać jako psychoterapeutce pokazuje jak delikatnej materii tu dotykamy. Uproszczenia są tu po prostu niesprawiedliwe.

W naszej refleksji spróbujemy przyjrzeć się spotkaniu kapłana i kobiety. Spojrzymy na nie z perspektywy kobiety, (a raczej młodej dziewczyny). Niewątpliwie przydatne byłoby uzupełnienie tego obrazu o spojrzenie z perspektywy mężczyzny. Prawdą jest, że zarówno rozwojowe jak i kaleczące spotkania kobiet i mężczyzn wynikają ze współpracy obu stron. Dlatego też wszyscy jesteśmy wezwani do brania odpowiedzialności za sposób tworzenia relacji.

Wybierzmy dla przykładu jedną z możliwych sytuacji. Dziewczyna, która w okresie dojrzewania zaczyna odczuwać wielką potrzebę rówieśniczej przyjaźni, która chce godzinami rozmawiać o nowych w jej życiu pytaniach i problemach, która wreszcie odczuwa niespotykaną do tej pory potrzebę akceptacji i emocjonalnego ciepła - taka dziewczyna trafia do młodzieżowej wspólnoty religijnej. Znajduje grono bliskich i otwartych rówieśników. Mogło się tak zdarzyć, że trafiła właśnie do tej grupy, gdyż rodzice kierowani nadmierną troską obawiali się zezwolić córce na budowanie nowych relacji rówieśniczych w innych środowiskach. Jako że Kościół cieszy się dużym autorytetem i zaufaniem rodzice młodej osoby właśnie w tym przypadku zgodzili się na wyjątek. Oczywiście wiele podobnych historii kończy się pomyślnie. Jednak zdarzają się też sytuacje, w których dochodzi do powstania niewłaściwych relacji między młodymi dziewczynami i liderami podobnych grup, którymi często są kapłani.

Struktura grup młodzieżowych o charakterze religijnym w naszym kraju jest dość specyficzna (autorka nie dysponuje materiałem porównawczym dotyczącym podobnych grup w innych krajach). Na czele takiej grupy stoi ksiądz, a poza nim uczestniczy w niej zwykle kilku chłopców oraz dosyć duża liczba dziewcząt. Trudno tu zatem mówić o równowadze. Można sobie wyobrazić, że przy tej proporcji łatwo tworzą się dodatkowe napięcia na polu relacji między chłopcami i dziewczętami. Będą one w naszej przykładowej dziewczynie tym silniejsze im więcej niezaspokojonych potrzeb emocjonalnych wyniosła z domu. Jeśli doświadczała ona od swego ojca dużej oschłości emocjonalnej (a przecież nie wystarczy, żeby ojciec tylko nie bił i nie pił, w relacji ojcowskiej potrzeba czegoś więcej), to może wystąpić u niej pewna “histeryczna” potrzeba zwracania na siebie uwagi. Potrzeba ta może być wyrażana w bardzo różnej formie. W zależności od temperamentu, osobowości i przeżytych doświadczeń, może się ona przejawiać w jakiejś psychologicznej grze (np. “seksbomba”, “niepewna i niezdecydowana”, “nadwrażliwa”, czy też “biedactwo”). Warto tu zaznaczyć, że najczęściej są to postawy nieuświadomione wypływające z wielkich potrzeb kontaktu. A czym jest potrzeba kontaktu? U dziewcząt zainteresowanie stroną fizyczną jest stonowane (nie znaczy to, że nie istnieje!). Kobieta koncentruje się bardziej na emocjonalności. Oczekuje najpierw zainteresowania nie tyle własną seksualnością, ale całą swoją osobą. Nawet jeśli wchodzi w relacje seksualne to motywacja do takiego kontaktu z jej strony jest zwykle znikoma. Najczęściej oczekuje czegoś innego. Oczekuje akceptacji, opieki, troskliwości, mocnego oparcia. Działanie fizyczne, wszelkie gesty i słowa łączy zaś z miłością,. Jeśli mówimy, że kobieta ma skłonność do łączenia fizyczności z miłością, to można by porównać to do puzzli, w których każda część jest długo analizowana, a cały sens leży nie w pojedynczych elementach, lecz w obrazie z nich utworzonym. Tak więc dotyk mężczyzny kobieta ujmuje jako część większej całości. Być może doświadczając gestów czułości z jego strony w swojej wyobraźni planuje już wspólne budowanie ogniska domowego. Należy tu też dodać, że kobieta reaguje głównie na dotyk (przygarnięcie, przytulenie, głaskanie, pocałunek) oraz na czułe i delikatne słowa. Są to dla niej najsilniejsze “dowody” miłości i zainteresowania ze strony mężczyzny. Wielu mężczyzn często o tym zapomina lub po prostu nie zdaje sobie z tego sprawy.

Każde działanie kapłana czy kleryka powinno więc być bardzo świadome, oparte na wiedzy o psychice kobiet i mężczyzn, pełne wreszcie odpowiedzialności za słowo i gest. Niestety - jak się wydaje -bardzo często mężczyźni nie zdają sobie sprawy z tych naturalnych różnic, co tworzy przestrzeń dla niekomunikowanej “obietnicy” złożonej kobiecie. W efekcie potrafi ona, nieraz całymi latami, czekać na jej spełnienie nie realizując jednocześnie innych relacji przyjacielskich i oblubieńczych z mężczyznami. Jakkolwiek odpowiedzialność za podobne sytuacje leży zawsze po obu stronach, jednak gdy opisana relacja dotyczy nastolatki i kilkanaście lat od niej starszego księdza, trudno oprzeć się przekonaniu o większej niefrasobliwości ze strony kapłana.

Postawa czekania na coś, co mogłoby się wydarzyć utrwala się często w postaci biernego cierpiętnictwa lub też nieustannych prób naciągania okoliczności do życzeń. Przykładem może być wyczekiwanie pod kościołem, tzw. przypadkowe spotkania, liczne telefony czy wizyty pod pretekstem ważnych spraw do załatwienia itd. Kapłan w podobnej relacji spełnia psychiczno - duchowe potrzeby dziewczyny, dla której w tym okresie życia właśnie to jest najważniejsze. Dziewczyna widząc wartościowe cechy kapłana, doświadcza wielu pozytywnych, często głębokich emocji (dochodzi tu wszak do splecenia wiary i życia). Jednocześnie nie zastanawia się nad tym, że aktywność w tej relacji leży bardziej po jej stronie. To tylko ona zwierza się księdzu. Tak naprawdę nie wiele wie o jego życiu, jego historii, jego zmaganiach z codziennością, własnymi problemami i samotnością. W podobnych relacjach bardzo często dziewczęca czy kobieca wyobraźnia zapełnia tę lukę fantazjami zrodzonymi z potrzeb i pragnień. Mamy wtedy do czynienia z czystą projekcją. Co z tego wynika? Efektem tej relacji jest to, że dziewczyna podnosi poprzeczkę innym chłopcom - swoim rówieśnikom. Szuka swojego idealnego odbicia wzoru, który znalazła w Jezusie. Nie jest zatem otwarta na swoich rówieśników, takich jakimi są.

Od tego, czy taka osoba będzie potrafiła w przyszłości spojrzeć w prawdzie na swoje życie, będzie zależała jej umiejętność do nawiązywania prawdziwych relacji z osobami płci odmiennej. Nie chodzi o to, że zamążpójście ma być kryterium zdrowia psychicznego. Chodzi o to, by takie relacje w ogóle w jej życiu się wydarzyły. Uświadomienie sobie "toksyczności" relacji z kapłanem będzie dla takiej osoby bardzo trudne, a jednocześnie może być drogą wyzwolenia i przełomem w jej życiu.

Wiemy też, że to pierwotne uzupełnianie się płci zostało stworzone po to, aby mogły być spełnione indywidualne, psychiczne i emocjonalne potrzeby obu stron. Wiemy (także dzięki Freudowi) o instynktownym pociągu do osoby płci odmiennej, od którego nikt z nas nie jest wolny. O tych prawach natury zapominać nie wolno, tak naprawdę są to podstawowe powody, dla których młodzi ludzie łączą się w pary i zaczynają wspólne życie. Niestety coraz częściej relacje między chłopcami i dziewczętami zaczynają się od realizacji popędu, a dopiero później szuka się miejsca na spotkanie i wzajemnego poznanie się.

Trochę inne prawa dotyczą grup i rodzin chrześcijańskich. Tu relacje między przeciwnymi płciami często zaczynają się od budowania więzi duchowych. Dążenie do zbliżenia fizycznego jest tu wynikiem dłuższego lub krótszego czasu wzajemnego poznawania się i bycia ze sobą. Jednak także w takich relacjach potrzeba wielkiej ostrożności, powściągliwości i świadomości siebie, własnego ciała oraz reakcji drugiej strony.

Oczywiście cały czas pamiętamy, że każde takie spotkanie dwojga osób jest czymś wyjątkowym, uwarunkowanym zbiorem niepowtarzalnych czynników. Równie dobrze może to być kontakt partnerski, jak i kontakt, w którym jedna z osób będzie bardziej rodzicem i opiekunem, a druga dzieckiem pokaleczonym przez los czy potrzebującym ciepła. Trzeba tu jednak wspomnieć, że nawet w sytuacji, gdy kapłan będzie w spełniał rolę opiekuna, to po pewnym czasie relacje te mogą ulec zmianie. Każdy człowiek chce czuć się potrzebny, chce być dla kogoś wsparciem. Kobieta pozostając w takiej relacji z kapłanem będzie nie tylko “kopciuszkiem”, ale będzie pragnęła być jego jedyną, najwierniejszą i najwyrozumialszą towarzyszką drogi.

Jeśli kapłan w pewnym momencie zechce odejść, zostawić ją, zerwać relację - to kobieta taka będzie skłonna (mniej lub bardziej świadomie) manipulować nim. Może dojść do przedłużającej się i wyczerpującej walki o wolność i niezależność ze strony księdza, a ze strony kobiety o utrzymanie relacji (kapłan może słyszeć od kobiety słowa: “jesteś całym moim światem”, “bez ciebie nie dam rady” itp.).

Trzeba tu oczywiście wspomnieć, że często księża przeciągają tę grę powodowani lękiem o kobietę (a czasami dla przyjemności), a tym samym potwierdzają, że naprawdę są jedyni i niezastąpieni. Im mniej jasne komunikaty w tym momencie - tym dłuższy i boleśniejszy proces rozstawania. Nie muszę dodawać, że w podobnych relacjach część gier i manipulacji wychodzi nie ze strony kobiety, ale ze strony księdza - który często także nosi w sobie różne zranienia. Nie ma tu lepszej i gorszej płci. Jesteśmy równie słabi.

Kilka zdań należy jeszcze poświęcić ewentualnemu “owocowi” relacji kapłana i kobiety, jakim może być poczęte dziecko. Pytania - urodzić, czy nie, są tu rzadsze niż wśród niewierzących, ale na pewno się pojawiają. Jeśli zabić - to skończy się u obojga zespołem poaborcyjnym, udowodnionym i opisanym przez medycynę i psychologię. Jeśli urodzić - to jak? W tajemnicy, czy jawnie? Jeśli wychowywać, to jak? Samotnie, czy może założyć rodzinę, a może oddać dziecko do adopcji? Pytań i możliwości odpowiedzi jest wiele - niesie je samo życie i sytuacja obojga rodziców. Zawsze jest to trudne, bo dziecko po prostu już jest. Poczęte dziecko przewartościowuje świat rodziców w tak radykalny sposób, że nie wyobrażają oni już sobie często życia osobno. W tym momencie bardzo często podejmowana bywa decyzja o stworzeniu domu i formalnym założeniu rodziny, co jest oczywiście równoznaczne z odejściem mężczyzny od kapłaństwa, a to jest zawsze wielkim dramatem duchowym.

Być może ta sytuacja jest trudniejsza dla księdza, gdyż kobieta traktuje macierzyństwo naturalnie. W efekcie podobnych wypadków dochodzi też do wzrostu ilości matek samotnie wychowujących dziecko - a jest to coraz większy problem, również w Polsce. Kapłan musi podjąć w tym przypadku trudną decyzję, związaną z jednej strony ze swoim powołaniem, (często oprócz kapłaństwa dochodzą także śluby zakonne), a z drugiej strony z ojcostwem oraz relacją z kobietą - matką jego dziecka. Są to dramaty związane z wiernością i z odpowiedzialnością. Sytuacja komplikuje się, gdy kobieta jest już związana z mężczyzną, ma rodzinę i dzieci. Zawsze są to trudne chwile w życiu takiej rodziny, nierzadko dochodzi do jej rozpadu lub załamania relacji. “Leczenia” w tym przypadku potrzebują wszyscy, gdyż wszyscy zostali zranieni.

Tworzenie mniej wyłącznych i intymnych sposobów wyrażania serdeczności i ciepła jest bardzo trudne do realizacji przy wychodzeniu z bliskich relacji. Trzeba wówczas stworzyć jakby inny język życzliwości, co często jest bardzo trudnym zadaniem i wymaga wielkiego wysiłku. Gdy nastąpiło silne uzależnienie od osoby potrzebne jest zwykle całkowite rozstanie, analogicznie do abstynencji trzeźwiejącego alkoholika. Być może kobieta po niewłaściwej relacji z osobą duchowną, za jakiś czas będzie gotowa na zdrowe kontakty z kapłanami. Czasowe świadome unikanie takich kontaktów ma uchronić ją przed “kolejnym razem”, ma na celu przerwanie błędnego koła. Jeśli więź z kapłanem była dla dziewczyny pierwszą tak ważną relacją, to konieczna jest w jej życiu także zmiana postrzegania płci przeciwnej, uzdrowienie i urealnienie obrazu mężczyzny. To nie oni mają się zmienić, ale ona powinna obniżyć poprzeczkę swoich oczekiwań przez rezygnację z poszukiwania ideału. W leczeniu zranień ważna jest także świadomość, że Pan Bóg stworzył nas indywidualnie, leczy nas indywidualnie i zbawia nas indywidualnie. I wszystko to robi w swoim czasie. Nie możemy być zatem gorliwsi od Pana Boga w uzdrawianiu naszych zranień.

Współpraca mężczyzn i kobiet w Kościele jest wielką szansą tworzenia wspólnoty dzieci Bożych. Kościół ciągle się tu dużo uczy. Koedukacyjność na wielu poziomach życia społecznego rozpoczęła się tak naprawdę wraz z dwudziestym wiekiem. Wcześniej kobieta i mężczyzna stawali twarzą w twarz niemal wyłącznie w życiu małżeńskim i rodzinnym. Dziś pole wspólnego działania, jakie się przed nimi otwiera, jest dużo bardziej rozległe. Dotyczy już nie tylko rodziny, ale też pracy, aktywności społecznej i politycznej, wymiany myśli, odpoczynku. Jest to zatem duża szansa ale i zadanie zarówno dla świeckich członków Kościoła jak i kapłanów, zakonników i sióstr zakonnych.

Wzajemne budowanie relacji między ludźmi (także między kapłanami i kobietami) ma być realizacją naszej relacyjnej natury. Pięknie mówi o tym Jan Paweł II:

Człowiek jest w pełni sobą dopiero wówczas, kiedy wchodzi w relację z drugim człowiekiem.

Dopiero w relacji wzajemnego oddania się w miłości stajemy się << pełnymi ludźmi >> , realizujemy w sobie pełne podobieństwo do Boga .

Miłość mężczyzny oddzielona od miłości kobiety (i odwrotnie) jest w jakiś sposób miłością niepełną.

Mężczyzna i kobieta muszą dopiero wzajemnie << przekroczyć granicę samotności >>“

 

Na to wyzwanie do przekroczenia swej samotności każda kobieta i każdy mężczyzna (w tym kapłan) musi odpowiedzieć na swój własny, jedyny i niepowtarzalny sposób.

Oby nasze przeżywanie relacji z innymi ludźmi był mówieniem “TAK” dla Bożego planu w naszym życiu.

 

Agata Rusak - psycholog psychoterapeuta, sekretarz zarządu głównego Stowarzyszenia Psychologów Chrześciańskich. Mieszka w Warszawie.

 

Opinie (8)

Zranienia

...; 2007-08-07 23:47:37

Cieszy mnie to, że w końcu można coś przeczytać na temat "bycia skrzywdzoną przez księdza". Artykuł wg mnie jest typowo "chrześcijański". Ja zostałam skrzywdzona przez jednego księdza, a potem przez drugiego. Tragedia nie polega na tym, że stają się bliscy. Największa tragedia polega jednak często na tym, że potem uciekają. Zapewnie pani Agata by mi powiedziała "że jestem cierpiętnicą", ale ja u tych księży szukałam nie tylko akceptacji, zrozumienia, ale i pomocy. Jeden z kapłanów ucieka nadal przede mną (chociażby ostatnio na pielgrzymce) właśnie pod wpływem jednego psychologa chrześcijańskiego, który powiedział, że jestem osobowością uzależniającą się. Przez to, co przeszłam po relacjach z tymi księżmi i tą panią psycholog nie chodzę do kościoła. Przestałam. Nie mam zamiaru kaleczyć się po raz kolejny. Dałam sobie spokój, jak "alkoholik z wódką", jak to napisała pani Agata. Znalazłam terapeutkę z kręgu pozachrześcijańskiego, która na szczęście nie serwuje mi tekstów o osobowości uzależniającej się. Powoli staję na nogach. Ale do kościoła nie wrócę. O nie. Nie mam zamiaru w jakikolwiek sposób spotykać się z księżmi. Myślę, że w seminariach powinni mieć jakiś przedmiot o relacjach z kobietami. Nie koniecznie pokazując ją jako osobę chcącą się w nich zakochać, lub od nich uzależnić, ale jaką osobę, która rzeczywiście często potrzebuje pomocy. Nie życzę nikomu, co przeszłam. To piekło!!! Najpierw ktoś jest dla ciebie milutki, otwarty na znajomość itp. a potem tak dokopuje, że zamiast pomocy powstają jeszcze głębsze rany. Nie wiem, czy ktoś mnie rozumie i to co chciałam napisać. Ale ja w tym momencie dosłownie płonę nienawiścią do kasty księży.

 

 

Ale...

"duchowa" dziewczyna; 2007-06-08 19:31:11

To, co jest tu napisane, to sama prawda. Wiem, bo to przeżyłam. Tyle tylko, że w moim przypadku to ja chciałam przerwać te relacje, a on starał sie mnie uwięzić (emocjonalnie oczywiście). Dzięki Bogu spotkałam bardzo dobrego psychologa na swojej drodze (tez księdza, co wbrew pozorom było istotna zaleta), który pomógł mi wyrwać sie z tego i dorosnąć do zdrowych relacji z mężczyznami. Tamtemu księdzu do tej pory nie potrafię wybaczyć, choć bardzo bym chciała. Co najgorsze to świadomość, że nie jestem jedyną jego ofiarą. Walczcie dziewczyny i nie poddawajcie sie! Wolność jest zbyt piękna by pozwalać komuś na manipulowanie sobą!

 

 

 

Realne zagrożenie

Anka; 2007-05-30 21:33:37

Nigdy osobiście się nie spotkałam z taka sytuacją, ale wyobrażam sobie, że jest to realne zagrożenie. Ważne, żeby obie strony w odpowiednim momencie się opamiętały, bo "gdy rozum śpi budzą się demony".

 

 

 

Dokonawszy wyboru raz na zawsze w każdej chwili wybierać muszę....

; 2007-05-17 20:01:11

Ksiądz już wybrał swoją drogę życiową (i powinien być wierny temu co wybrał), dlatego nie trzeba mu utrudniać życia, są przecież jeszcze inni mężczyźni nie związani kapłaństwem, ani małżeństwem. Tekst powyższy powinien przeczytać każdy i mieć świadomość takiego zagrożenia.

 

 

Dobrze sie mówi!

; 2007-05-17 13:04:24

A autorka sama podkochuje sie w księdzu! Może wie jak sobie z tym radzić!

 

 

Dobitne słowa

.....................................; 2007-05-14 17:39:39

piękny tekst, ale ja już jestem skrzywdzona przez księdza i to bardzo mocno.

 

 

Jestem pod wrażeniem

Konsek; 2007-05-14 16:10:56

Zgadzam się, świetny artykuł! Szkoda, że nie pojawił się wcześniej, zanim TO się stało :(

 

 

Sedno...

Daria; 2007-03-30 13:42:05

Świetny artykuł!! powinno go przeczytać jak najwięcej młodych dziewczyn i księży!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

 

 

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin