Miłość spełnieniem sensu życia.doc

(52 KB) Pobierz
Andrzej Zając CSsR

1

 

Andrzej Zając CSsR
Konferencja dla młodzieży

Miłość spełnieniem sensu życia

(J 21,1-17 - Jezus zmartwychwstały nad Jeziorem Genezaret)

Droga Młodzieży!

Nie tak dawno temu gazety podały zaskakującą wiadomość o pewnym milionerze amerykańskim, który przed śmiercią cały swój majątek zapisał jedynej córce, pod warunkiem, że wystąpi ona z klasztoru karmelitanek. Czytelników najbardziej interesowała postawa tej zakonnicy w obliczu propozycji ojca. Wypowiedziała się ona w następujący sposób: Wiem, że ojciec zawsze pragnął dla mnie szczęścia. A ja jestem bardzo szczęśliwa właśnie w klasztorze. Nie chcę utracić mego szczęścia.
Czym jest szczęście? Czym jest ono dla Ciebie, dla mnie? A możemy zapytać jeszcze inaczej: Czy w swoim życiu osiągnąłeś już szczęście? Co lub kto może przynieść Ci prawdziwe szczęście? Te i podobne pytania stawiają często ludzie młodzi, stawiają je nawet dzieci. Wielu z Was ma przecież młodsze rodzeństwo. Niejednokrotnie dziecko mówi do swej matki, np.: "Mamusiu, gdybym miała tę lalkę, co moja koleżanka Kinga, to byłabym szczęśliwa". I bardzo często mamusia spełnia zachciankę swej ukochanej córeczki, kupuję lalkę, a dziecko istotnie jest szczęśliwe. Ale już po godzinie, czasami po dniu lub tygodniu lalka się znudziła, nawet nie wiadomo gdzie leży, a ukochana córeczka znów prosi swą mamę: "A gdybym miała taki rower, jak mój kolega Stasiu... ". I prośby te ciągle powtarza, wciąż chce czegoś więcej. Czy nie ma tak w naszych rodzinach? Czy my sami nie byliśmy podobni do tej córeczki? Najpierw celem dla niej była lalka, później rower, dalej znów coś innego. Jej szczęście było uzależnione od realizacji poszczególnego celu. Czy jednak było to trwałe szczęście? Dzięki Bogu człowiek, który zaczyna myśleć, dorasta i chce być dorosłym, wyznacza sobie poważniejsze cele. Celem wielu z Was, młodych ludzi, jest zdobycie określonego zawodu, aby być dobrym murarzem, krawcem, kelnerką i przez wiele lat służyć innym ludziom. Niektórzy z Was chcą dostać się na studia, zdobyć wymarzony tytuł naukowy, być dobrym nauczycielem, wychowawcą innych młodych ludzi. Inni znów interesują się sportem, odnoszą w swojej dyscyplinie sukcesy, chcą za wszelką cenę dojść do mistrzostwa. Bardzo wielu z Was zapewne już teraz myśli o ułożeniu swojego życia w przyszłości, marzy o tym, by znaleźć dobrego towarzysza na całe swoje życie. Widzimy zatem, że wszyscy jak tutaj jesteśmy, choćby podświadomie, stawiamy sobie w życiu pewne cele i próbujemy je osiągnąć. Kiedy zaś to się uda, czujemy pewną radość i powiedzielibyśmy, że jesteśmy szczęśliwi. Czy jednak jest to prawdziwe, trwałe szczęście? Okazuje się, że tak nie jest, bo nawet po jakimś sukcesie mamy już pewien niedosyt. Bo chociaż zdałem egzamin, to mogłem przecież zdać go lepiej. Spełniła się moja odwieczna tęsknota: spotkałam się na randce z moim wyśnionym chłopakiem, ale po spotkaniu pozostaje niedosyt, bo on był jakiś inny, nie pasował do tego wymarzonego wcześniej. I tutaj pojawia się zasadnicze pytanie dla każdego i każdej z nas. Cóż zatem może nam zagwarantować prawdziwe szczęście? Gdzie mamy go szukać, skoro w naszym sercu pojawia się jakiś ciągły niedosyt?
Najlepszą odpowiedź na te bardzo trudne, ale ciągle aktualne pytania młodych ludzi daje nam sam Jezus Chrystus, Jego nauka, przykład Jego życia. Odpowiedź przynosi słowo Boże, którego słuchamy w Kościele, czytamy w Piśmie świętym, poznajemy na katechezie, doświadczamy podczas czytania książek religijnych. Ogólnie można powiedzieć, że tylko prawdziwa miłość może zaspokoić najskrytsze pragnienia ludzkiego serca. W Biblii w Starym Testamencie, znajduje się Księga Pieśni nad Pieśniami, w której miłość Boga do człowieka jest ukazana jako miłość oblubieńca do oblubienicy, inaczej mówiąc jako miłość męża do żony. Czytamy tam następujące słowa: Bo jak śmierć potężna jest miłość (Pnp 8, 6). Wszystko, co skończone nie przyniesie nigdy człowiekowi ostatecznego zadowolenia. Tylko miłość nigdy nie ustaje, tylko prawdziwa miłość jest w stanie przetrwać nawet śmierć. Taka miłość potrafi zapewnić człowiekowi autentyczne szczęście. Ten, kto kieruje się w życiu autentyczną miłością, nie kręci się wokół siebie, pragnie drugiemu pomóc, chce innym służyć. Wtedy jest autentycznie szczęśliwy, gdy może komuś coś z siebie dać. O takiej miłości mówi święty Paweł, że nigdy nie ustaje.
A co dzisiaj młodym ludziom przeszkadza prawdziwie przeżywać miłość? Mimo wyrafinowanej techniki i wysokiego poziomu ludzkiego życia, komputeryzacji i rozwoju różnych nauk wielu ludzi na świecie, w tym także ludzi młodych, przeżywa różnego rodzaju lęki. Boimy się często kontaktu z drugim człowiekiem, boimy się popatrzeć innym w oczy, lękamy się także pomóc drugim ludziom. Zauważmy! Ten nieuzasadniony lęk, jaki przeżywa wielu ludzi młodych, prowadzi niejednokrotnie do upadku, do grzechu.
Zastanówmy się chwilę nad postawą św. Piotra Apostoła. Przypomnijmy sobie znaną zapewne scenę, kiedy ten największy z apostołów zaprzeczył, jakoby znał Chrystusa. Jak mógł wyprzeć się Jezusa ten apostoł, który był tak blisko Mistrza? Wiemy z Biblii, że Jezus tak bardzo zaufał Piotrowi. Był on świadkiem wielu Jego cudów, otrzymał od Niego klucze królestwa niebieskiego. Gdyby ten święty stanął tutaj między nami, to moglibyśmy go zapytać: "Co się stało z tobą, Piotrze? Dlaczego odwróciłeś się od swojego Nauczyciela wtedy, gdy wszyscy Go opuścili, wtedy gdy potrzebował właśnie twojej pomocy?" A Piotr Apostoł odpowiedziałby zapewne krótko: "Dlatego, że się bałem o siebie, poczułem wewnętrzny lęk, byłem słabej wiary". My pytalibyśmy go dalej: "Skąd wziął się u Ciebie ten lęk, przecież byłeś tak blisko Jezusa?" A on wskazałby zapewne na słowa z Listu św. Jana Apostoła: "Lękałem się, bo brakowało mi prawdziwej miłości do Jezusa. Prawdziwa miłość usuwa lęk, a ten, kto się lęka, nie wydoskonalił się jeszcze w miłości" (por. 1J 4, 18). I tak lęk był przyczyną upadku św. Piotra. Po zaparciu się Mistrza Piotra opanował bezbrzeżny żal, ale jego serce było już zranione tym grzechem. Z tym zranieniem musiał dalej żyć.
Podobne trudności przeżywa dziś wielu młodych ludzi. Ile to razy lęk staje się przyczyną grzechu, różnych potknięć życiowych, wielu ciężkich zranień. Warto się nad tym zastanowić, bo takie przykre doświadczenia odbierają młodym ludziom prawdziwe szczęście, odbierają prawdziwą miłość. Może również w Twoim życiu lęk staje się przyczyną wielu upadków.
W książce ks. Henryka Łuczaka, który przez wiele lat pracował z młodzieżą, jest zamieszczony bardzo wzruszający a zarazem dramatyczny list Agaty. Oto jej wyznanie: Jarek był moim pierwszym chłopcem. Dość często spotykaliśmy się wspólnie. Rozmawialiśmy jak zwykle, ale tego dnia byłam bardzo smutna. Jarek zorientował się, że coś się stało. Przytulił mnie do siebie, pozwalał nawet płakać. Mój smutek zamienił się szybko w inne uczucie. Jarek był bardzo czuły delikatny, coraz bardziej też pragnęłam jego bliskości, wszystko inne nagle przestało się liczyć. O Jarka stoczyłam prawdziwą walkę, bałam się, aby go nie utracić, dlatego też pozwalałam mu na wszystko. Niedługo po tym spotkaniu doszło między nami do jakiejś kłótni. Jarek zarzucił mi wówczas, że skoro pozwalam mu na wszystko, to równie dobrze mogę być uległa wobec innych napotkanych chłopców. Nie pomogły moje zapewnienia, że jest moim jedynym chłopakiem. Nie trafiały żadne argumenty. Jarek mnie opuścił, zdradził. Przeżyłam to bardzo boleśnie.
W obliczu tego wyznania Agaty, Waszej rówieśniczki, jest nad czym pomyśleć, zastanowić się. Podobna historia może przecież zdarzyć się każdemu i każdej z Was. Jaki błąd popełniła Agata? Sama napisała w liście, że chciała za wszelką cenę zatrzymać Jarka przy sobie. Gotowa była na wszystko, aby go nie stracić. To lęk przed utratą chłopca był przyczyną tej dramatycznej historii. Zranienie, jakiego doznała Agata po tym, co się stało, musiało być bolesne, i z tym przyjdzie jej iść w dalsze życie. Ile zła dopuszcza się niejeden młody człowiek tylko dlatego, że się czegoś lub kogoś lęka. Wielu, podobnie jak Agata, lęka się, by nie stracić chłopca czy dziewczyny. Ktoś inny sięga po papierosy, alkohol, bo się boi, żeby koledzy go nie wyśmiali, chce być podobny do swojego towarzystwa, dlatego decyduje się na złe postępowanie. Boimy się pomóc drugiemu człowiekowi, gdy znalazł się w potrzebie, boimy się zwrócić uwagę swoim kolegom, koleżankom, którzy na ulicy, w autobusie, w szkole, na zabawie, dają zły przykład, gorszą innych swoim zachowaniem. Nawet w kościele wielu młodych boi się głośniej zaśpiewać, choć ma piękny głos, nie chcą odpowiadać w czasie Mszy św. na poszczególne wezwania kapłana. Dlaczego tak się dzieje? Nie chcecie ryzykować, nie chcecie się wyróżniać od innych. No a jeśli wszyscy w grupie zdecydują, żeby uczynić coś złego? Jak łatwo wtenczas pójść za nimi, a jeszcze łatwiej się usprawiedliwić. Skoro wszyscy uciekli od Jezusa, to ostatecznie nic się nie stanie, jeśli ja uczynię to samo. Gdyby jeszcze to nic nie kosztowało, to w zasadzie przyznałbym się do Chrystusa, ale jeśli mam ryzykować, że stracę chłopca, dziewczynę, miłe towarzystwo, że mnie wyśmieją, bo nie będę pasował do tej grupy... itd. I w tym momencie wielu młodych wybiera zło, odrzuca Jezusa, Jego miłość, szczęście, jakie tylko On może dać.
Droga Młodzieży! Czy nie grozi nam dzisiaj taka postawa? Czy nie jesteśmy podobni do zastraszonego i uciekającego św. Piotra Apostoła? Potrafimy niekiedy ze spokojem powtórzyć za nim słowa, jakie wypowiedział na dziedzińcu arcykapłana: "Nie znam Jezusa", nie mam odwagi dzisiaj mówić o Nim, boję się być Mu wiernym, bo oglądam się tylko na ludzi, patrzę, co inni sobie pomyślą.
Ufam jednak, że wielu spośród Was tutaj zgromadzonych nie boi się przyznać do swojej wiary, do Kościoła, nawet za cenę różnych trudności. Są tacy ludzie, jest wielu takich młodych ludzi, którzy umieją iść pod prąd. Wybierają trudną drogę ale idą wytrwale za Jezusem.
Erick Liddell był głównym faworytem igrzysk olimpijskich w 1924 roku. Biegał przeważnie na krótkich dystansach. Był to człowiek bardzo religijny, dla którego przykazania Boże były czymś najważniejszym. W każdą niedzielę i święta uczestniczył we Mszy św. Dzień święty traktował bardzo poważnie. Finał biegu na sto metrów, według programu igrzysk, miał się odbyć właśnie w niedzielę. Chociaż był faworytem na tym dystansie, postanowił uczcić dzień święty i zrezygnował z występu. Gdy wiadomość ta obiegła całą Anglię, zaczęto wywierać na niego niewiarygodną presję, próbowano w ten sposób gwałcić jego sumienie. Erick jednak nie ustąpił i pozostał wierny swoim religijnym przekonaniom, pozostał wierny Bogu.
Drodzy! Ten wielki sportowiec na pierwszym miejscu chciał być wierny Panu Bogu. Umiejętnie rozwijał w sobie dary Ducha Świętego, a szczególnie dar męstwa, dlatego podczas próby okazał się mocny w wierze. Podałem ten autentyczny przykład, aby Wam uświadomić, że wszyscy ludzie wcześniej czy później będą poddani próbie wiary - Wy także. Dlatego tutaj, na tej nauce misyjnej warto odnowić w sobie te dary Ducha Św., jakie otrzymaliście w sakramencie bierzmowania. Dlatego proście Ducha Świętego, aby umocnił w Was swe dary, szczególnie dar męstwa. Męstwo to odwaga, która przeciwstawia się wszelkiemu fałszywemu lękowi. Męstwo, które pochodzi od Ducha Świętego, pozwoli Wam wybierać dobro. Męstwo jest Wam potrzebne, abyście się nie lękali żadnych trudności, byście nigdy nie uciekali od Jezusa, umieli się do Niego przyznać, i to za każdą cenę. Ci wszyscy, którzy przyjęli sakrament bierzmowania, mają być świadkami Jezusa Chrystusa, mają być Jego Apostołami. A czy może być dobrym świadkiem Jezusa Chrystusa ten, kto ciągle się czegoś boi? Popatrzmy dalej na św. Piotra. Ten sam Apostoł, który tak bardzo bał się o siebie, że aż zaparł się swojego Mistrza, ten święty Piotr w dniu Zesłania Ducha Świętego nie bał się głosić jawnie nauki Jezusowej Żydom. Nie bał się też powiedzieć, że to oni zabili Jezusa, choć wcześniej przed nimi uciekał. Św. Piotr, napełniony duchem męstwa, nie bał się także więzienia, cierpienia i śmierci, które spotkały go za to, że głosił odważnie naukę Jezusową. Jakże ważne jest dla Was młodych, abyście uwierzyli, że Duch Święty rzeczywiście działa w Waszych sercach, obdarza Was swoimi darami, dodaje odwagi do dobrego życia.
Wielu niestety młodych ludzi nie dostrzega dzisiaj tej pomocy jaką ofiaruje im sam Jezus, tych darów Ducha Św., jakie otrzymują w sakramencie bierzmowania. Jedna, druga, kolejna porażka bardzo często jest powodem jeszcze większego lęku, zamknięcia się w sobie. I dochodzi niejednokrotnie do załamania, utraty sensu życia. Może ktoś z Was tutaj obecnych przeżywa taki stan duchowy, że trudno jest mu dostrzec kochającego Boga. Może jest potrzebny ktoś, kto mu wskaże drogę do Jezusa, tak jak św. Jan, który zauważył Jezusa nad Morzem Tyberiadzkim i oznajmił to św. Piotrowi: To jest Pan (J 21, 7). Jezus naprawdę chce, abyście wszyscy umieli Go dostrzec. Byście zobaczyli w Nim Tego, który chce Waszego szczęścia. On pomimo Twoich licznych lęków, upadków staje dzisiaj obok Ciebie i pragnie Ci ukazać jasną, sensowną drogę życia. Pyta Ciebie po imieniu, podobnie jak pytał świętego Piotra Apostoła w Galilei po swoim zmartwychwstaniu: "Marto, Jacku, Andrzeju, Krzysztofie, Ewo czy Ty naprawdę miłujesz mnie"? On chce przemówić dziś do Ciebie, młody człowieku. Nie przerażają Go Twoje upadki, zranienia, lęki, nie przerażają Go nawet Twoje poważne grzechy, które mogły Ci się zdarzyć. On chce od Ciebie tylko jednego. Wyznaj dziś szczerze za św. Piotrem Apostołem: "Panie, Ty wszystko wiesz, Ty wiesz, że Cię kocham" (J 21,17). Jeśli zdobędziesz się na to, wówczas nie będziesz miał trudności, nieuzasadnionego lęku, aby uklęknąć przed konfesjonałem i wyznać Jezusowi Chrystusowi swoje grzechy w sakramencie pokuty. Nie ma co odkładać spowiedzi św. na przyszłość. Jezus jest Wam teraz, w okresie Waszej młodości bardzo potrzebny. On nada właściwy sens każdej chwili Waszego życia. Otwórzcie dzisiaj serca na Jego miłość, otwórzcie Wasze umysły na Jego słowo. Kiedy już oczyścisz swoje serce i opowiesz się całkowicie za Nim, to On przez Twoje ręce będzie dokonywał rzeczy niezwykłych. Prawdziwe szczęście odnajdziesz w postawie służby drugiemu człowiekowi. Każdy napotkany człowiek będzie dla Ciebie okazją do dobrego czynu. Kiedy już Jezus wypełni Twe serce i umocni Cię swoim Najświętszym Ciałem, napełni Cię również darami Ducha Św., uczyni Cię zdolnym do wielkich czynów dla drugich ludzi, dla całej Ojczyzny. Prawdziwa miłość będzie w Tobie dojrzewać, dorastać do doskonałej miłości. Bardzo piękne świadectwo prawdziwej miłości do innych ludzi, do naszej Ojczyzny, która wtenczas była w niewoli, dał wielki poeta Juliusz Słowacki. Gdy przeczuwał nadchodzącą śmierć jeszcze w dość młodym wieku swego życia, pisał w wierszu Testament mój takie słowa: A kiedy okręt walczył, siedziałem na maszcie, a gdy tonął z okrętem poszedłem pod wodę. Pomyślmy teraz, ilu było wspaniałych, młodych ludzi, którzy dla Ojczyzny oddali swoje młode, tak wspaniale zapowiadające się życie, choćby znany poeta Krzysztof Kamil Baczyński i tyle tysięcy młodych ochotników, którzy zginęli w powstaniu warszawskim w sierpniu 1944 roku. A później, 18 kwietnia 1945 roku, było bohaterskie forsowanie Odry. Na cmentarzu w Siekierkach, gdzie niedługo po święceniach pracowałem jako katecheta, leży niespełna dwa tysiące młodych żołnierzy, którzy dosłownie kilka dni przed zakończeniem ostatniej wojny musieli tam pozostać. Gdy pytałem nielicznych świadków tamtych strasznych wydarzeń, to niektórzy mówili, że ten wielki cmentarz to tylko symbol, bo faktycznie zginęło tam o wiele więcej młodych ludzi, często powoływanych na wojnę w ostatniej chwili. Czy ci wszyscy, których pamięć nie powinna nigdy zaginąć, myśleli tylko o sobie? Jak wielką musieli mieć miłość do Boga, do drugiego człowieka i całej Ojczyzny, że zdecydowali się oddać to, co mieli najcenniejszego - swoje własne młode życie.
Podczas wojny w Wietnamie miało miejsce wstrząsające wydarzenie. Młody żołnierz poprosił swego dowódcę o pozwolenie powrotu na pole bitwy, aby odszukać swego kolegę. Dowódca nie wyrażał na to zgody, był bowiem świadomy wielkiego niebezpieczeństwa. Tłumaczył, że kolega prawdopodobnie zginął. Zwyciężyła jednak prawdziwa miłość, która nie zna granic, zakazów wojskowych ani niebezpieczeństw. Kochający przyjaciel zdecydował się na to wielkie ryzyko, zaczął szukać swojego kolegę. Po godzinie wrócił śmiertelnie ranny, trzymając ostatkiem sił jego martwe ciało. Przerażony i załamany dowódca z bólem oświadczył: "Teraz straciłem was obu" i zapytał umierającego: "Czy warto było stracić życie, aby przynieść martwego kolegę"? Bohaterski żołnierz ostatkiem sił odrzekł: "Gdy do niego dotarłem, to on jeszcze żył. Powiedział też do mnie: Jack, wiedziałem, że przyjdziesz". Po tych słowach upadł martwy na ziemię.
Kochani młodzi! Nie zadowalajcie się nigdy namiastkami miłości. Bierzcie przykład z tych, którzy żyli autentyczną miłością do Boga, do bliźnich, do Ojczyzny. Taka postawa zapewni Wam prawdziwe szczęście, o którym dzisiaj Wy również marzycie. Starajcie się uwierzyć, że mimo Waszej, nie zawsze szczęśliwej przeszłości także i Wy jesteście zdolni do wielkich dzieł. Potrzeba dzisiaj, młody człowieku, współpracować z Jezusem. Podobnie jak kiedyś do św. Piotra nad Jeziorem Tyberiadzkim, tak dzisiaj do Ciebie mówi Jezus te znamienne słowa: "Pójdź za Mną". On cały ofiaruje się za nas, staje się naszym pokarmem i umocnieniem w Komunii św. Tylko w Nim każdy z nas odnajdzie prawdziwą miłość i prawdziwe szczęście. Amen.

 

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin