Jak rżnie Walendziak
Wbrew wszelkim zapowiedziom, a nawet literze ustawy sejmowej, TVP nie spełnia funkcji telewizji publicznej. Wytrwale wpaja widzom tylko jedną możliwą interpretację teraźniejszości, a już szczególnie niedawnej przeszłości.
We wrześniu br. otrzymałem od p. MONIKI OLEJNIK propozycję uczestnictwa w publicystycznym programie dyskusyjnym: „PRL - moja ojczyzna?". Nie dopuszczałem myśli, że program może być czymś innym niż dyskusją. Nawet najostrzejszą, ale dyskusją. Spytałem - jeszcze przed wyrażeniem zgody - o tę „drugą stronę". Pani Olejnik wymieniła nazwiska: JAN MARIA ROKITA, ALEKSANDER HALL, BRONISŁAW GEREMEK. Po chwili namysłu dodała CZESŁAWA BIELECKIEGO.
Pierwszy etap manipulacji: o tym, że w programie przewidziany jest udział p. STEFANA NIESIOŁOWSKIEGO nie zostałem poinformowany. Gdybym wiedział, że ma być moim „partnerem" w dyskusji, odmówiłbym udziału. Istnieje po prostu nieprzekraczalna granica śmieszności. Oczywiście prof. Geremka nikt do udziału w programie nie zapraszał. Posłużył jako zanęta, ponieważ jest człowiekiem, z którym można dyskutować.
Drugi etap manipulacji: Nikogo z naszej czwórki (oprócz mnie „PRL reprezentowali -posłanka I. SIERAKOWSKA, prezes l. SEKUŁA i profesor J. REYKOWSKI) nie powiadomiono, że dyskusja będzie przerywana tzw. wstawkami filmowymi.
A były owe „wstawki" płodem nikczemnej podłości i cynicznego kłamstwa. Historia PRL wyglądała tak: ogłupiała hołota wiwatująca na cześć Bieruta; Gomułka na wiecu październikowym w Warszawie, pokazany tak, żeby ktoś przypadkiem nie zobaczył trzystu tysięcy ludzi zebranych wtedy na pl. Defilad; Gierek wygadujący androny w takim akurat przemówieniu, którego cała Polska słuchała z przejęciem; Jaruzelski ogłasza stan wojenny, ale z jego wystąpienia zniknęły fragmenty, gdzie mowa o groźbie wojny domowej i potrzebie kontynuacji reform. Koniec. Nic więcej o dziejach PRL nie było.Żadnej tam odbudowy,. Ziem Odzyskanych, migracji wewnętrznej, urbanizacji. Te lata składały się wyłącznie, jak wynika ze wstawek, z bezustannego strzelania do robotników, z betkotu kolejnych przywódców i pochodów ze szturmówkami.
Po obejrzeniu pierwszej „wstawki" podczas nagrania krzyknąłem, że podejmuję się zrobić równie nikczemny i kłamliwy film o II Rzeczypospolitej: „od zamachu majowego przez proces brzeski i Berezę po Zaleszczyki". l o niczym więcej -żadnych tam COP-ów. O tym, że krzyknąłem, wiedzą jednak tylko uczestnicy i realizatorzy programu. Większość tego fragmentu wycięto przy montażu.
Trzeci etap manipulacji polegał na tym, że kiedy już wyszliśmy z improwizowanego studia w Pałacu na Wodzie, dodano na zakończenie programu, bez naszej wiedzy, nie mający chyba precedensów filmowy collage, trwający około minuty. Twarz Jaruzelskie-go wiruje wśród patek ZOMO, sceny z zadym przeplatają się komputerowo z żarliwymi modlitwami, PRL jawi się jako najpotworniejszy łagier komunizmu, jedno pasmo zbrodni, terroru i niczego więcej. Przez samą swoją obecność w programie tak zakończonym jak gdyby uwiarygodniliśmy tę „poetycką wizję".
Czwarty i najważniejszy etap manipulacji: Audycję nagrywaliśmy w środę, 21 września. Emisja nastąpiła w poniedziałek, 26 września o godz. 21.15 w programie l. Te cztery dni wystarczyły dysponentom, aby całkowicie zdeformować przebieg i ogólną wymowę programu.
Nagrany już program poddano czyszczeniu. Pozostawiono wszystkie ważne wypowiedzi „prawej strony", natomiast z naszą czwórką cenzorzy obeszli się bez litości.
Z wystąpienia posłanki Sierakowskiej wycięto m.in. zdanie, że przez szeregi PZPR przewinęło się 3 min Polaków (w istocie ok. 5 min), wraz z całym towarzyszącym mu komentarzem. W wypowiedzi prof. Reykowskiego pozostawiono konkludujące zdanie, że „system wyczerpał swoje siły", ale usunięto poprzedzający je wywód o skutecznym funkcjonowaniu tego samego systemu w okresie odbudowy i gospodarki ekstensywnej. Ireneusz Sekuła nie zdołał dotrzeć do widza ze swą analizą początków gospodarki rynkowej, podjętych na długo przed rokiem 1989 i energicznie wprowadzanych w życie przez rząd Rakowskiego.
Z moich wypowiedzi pozostało nie więcej niż 30 proc. Wypadło kluczowe dla mnie stwierdzenie, że Polska Ludowa przyniosła awans cywilizacyjny, kulturalny i społeczny setkom tysięcy takich jak ja, robotniczych i chłopskich synów. Rażące okazało się przypomnienie, że na mojej wojskowej czapce widniał biały orzeł, nie zaś czerwona gwiazda. Wypadło. Kiedy p. Niesiotowski stwierdził, że PRL przyniosła narodowi „regres kulturalny", spytałem, czy może świadczy o tym likwidacja analfabetyzmu, polska szkoła filmowa, słownik Doroszewskiego, Teatr Wielki, odbudowa zabytków. „Regres" został, ale moje pytanie wycięto.
Niecenzuralne okazało się nawiązanie do jednego z najwybitniejszych dzieł polskiego piśmiennictwa politycznego, wydanej w r. 1930 książki Eugeniusza Kwiatkowskiego „Dysproporcje". Może dlatego, że ukazany w niej obraz IIRP przykro odbiega od kolportowanej obecnie mitologii. Ale raczej ze względu na moje stwierdzenie, że dopiero w PRL postulaty Kwiatkowskiego (urbanizacja, budowa infrastruktury, uprzemysłowienie) doczekały się urzeczywistnienia. W zamyśle autorów chodziło przecież o wykazanie szkodliwości PRL, a nie o porównywanie jej z czymkolwiek.
Kiedy p. Niesiołowski porównał PRL do Generalnego Gubernatorstwa, a członków PZPR - do hitlerowskich kolaborantów, zażądałem, aby odwołał to porównanie. „Nie wiem, gdzie pan wtedy mieszkał - powiedziałem - ale ja spędziłem 5 lat swego życia w GG i protestuję...". Nie zdążyłem nawet powiedzieć, dlaczego, gdyż p. Olejnik odebrała mi głos. Niepotrzebnie zresztą. Po montażu zostało tylko In extenso porównanie p. Niesiołowskiego i jakiś mój nieartykułowany pisk, który można było poczytać za skowyt wstydu.
Inż. Bielecki zaproponował, aby „nie przekraczać granicy prostego idiotyzmu". To oczywiste, stwierdził, że zboże zawsze rośnie, a fabryki produkują. Spytałem: czy na ruinach też? Patrz wyżej: stwierdzenie zostało, pytanie wypadło, choć zajęło najwyżej 3 sekundy.
Padło pytanie ze strony prowadzących: czy istniała alternatywa dla PRL? Owszem: przez wiele lat powojennych działało bohaterskie, zbrojne podziemie niepodległościowe. Miałem nieszczęście spytać, czy krwawa wojna domowa w ówczesnych warunkach była rzeczywiście dla Polaków alternatywą do czegokolwiek prowadzącą. Bohaterskie podziemie zostało, moje pytanie zniknęło.
Później było o moralności politycznej. „Tamta strona" bardzo długo rozwodziła się nad tym, że to właśnie między nimi zamieszkiwała jedyna prawdziwie polska moralność. Powiedziałem, że mam już dosyć sytuacji, w której rachunku sumienia żąda się tylko od b. członków PZPR, a jakoś nic nie słychać o aferze Bergu, o planie Wulkan, o płatnym szpiegostwie prowadzonym przez WiN. Trzykrotnie usiłowałem przedrzeć się z tym pytaniem, dość chyba zasadnym, kiedy mowa o całych dziejach PRL. Zwłaszcza że p. Rokita gęsto szafował Targowicą, a inni jego komilitoni wprost stwierdzili, że jako byli członkowie PZPR byliśmy po prostu sowiecką agenturą. Nie miałem najmniejszych szans, aby zapytać, czy fakty ujawnione w br. przez Petera Schweizera o finansowaniu przez CIA amerykańskiej agentury w „Solidarności" też potwierdzają przyjęte przez „tamtą stronę" kryteria moralności politycznej.
Pięć milionów agentów, 30 milionów kolaborantów, Izabella Sierakowska jako wytrawny szpion KGB, profesor Uniwersytetu Warszawskiego jako bezwolne narzędzie Stalina... nie jest to zły pomysł na wyjaśnienie pewnych niewygodnych dla jedynych prawdziwych patriotów zaszłości w najnowszych dziejach Polski.
Aha, jeszcze jedno: usunięto w całości moją wypowiedź, że bytem świadkiem brutalnych radzieckich nacisków na Polskę, i to na najwyższym szczeblu. Cenzor i tego nie przegapił. Przecież wiadomo, że to my tak sami, zupełnie ochotniczo, pełzaliśmy w pyle u stóp Breżniewa.
Nasza czwórka, reprezentująca trzy różne pokolenia w partii, została tak przykrócona, skadrowana, zinfantylizowana, że telewidz miał pełne prawo posądzić nas wszystkich o tępotę, tchórzostwo, nieumiejętność artykułowania własnych przekonań. Królów tego programu ustalono zawczasu. Koniecznie musieli wygrać. My posłużyliśmy wyłącznie jako dekoracyjne alibi.
Dzieje Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej stanowią, jeśli sądzić z rocznika statystycznego, nieodłączną część życiorysów 72 proc. żyjących obecnie Polaków. 4 proc. narodu ma jeszcze w pamięci lata wojny, 6 proc. urodziło się po roku 1975. Już same te proporcje wystarczają, aby temat takiej rangi został raz wreszcie potraktowany w całej jego złożoności, z uwzględnieniem rzeczywistych różnic poglądów. Nie każdy w tym kraju doznawał wyłącznie udręk i prześladowań. Aktywna opozycja antyustrojowa nawet z początkiem lat 80. nie przekraczała pięciu, sześciu promili społeczeństwa.
Powstaje więc pytanie zasadnicze: czyj punkt widzenia reprezentuje dziś tzw. telewizja publiczna? Kto i kiedy przyznał jej monopol na jedynie prawdziwą wykładnię patriotyzmu? Dlaczego cenzuruje niewygodne wystąpienia? Co właściwie dzieje się naprawdę za kulisami tej ciągle tajemniczej machiny, która podobno miała stać się własnością całego społeczeństwa, czyli również takich jak ja?
Rzecz nie w mierzonej stoperami „obecności" na ekranie tych lub innych partii. Kwaśniewski i Miller dostaną tyle samo czasu antenowego, co Kaczyński czy Romaszewski, nie mówiąc już o faworycie TVP, panu Krzaklewskim. Rzecz w chłodnej, przemyślanej i totalnej manipulacji. Jeden z dowodów opisałem powyżej, ale to raczej glosa na marginesie znacznie rozleglejszej panoramy.
Mniej więcej raz na tydzień pokazywane są z makabrycznym upodobaniem przestrzelone czaszki z Katynia i Miednoje. Tak, należy je pokazywać. Ale kiedy to w ciągu ostatnich pięciu lat widzieliśmy w TVP zdjęcia tysięcy walizek, okularów, protez, zabawek, zgromadzonych w muzeum KL Auschwitz? Przecież nic chyba nie stało na przeszkodzie, żeby np. 1 września sfilmować te straszne zbiory?
Dzień 22 lipca 1944 r. był obficie komentowany przez dyżurnych historyków jako początek „nowej niewoli". Że też nikt nie wpadł na pomysł, żeby pokazać zachowane przecież zdjęcia filmowe z dogasających w tym dniu krematoriów Majdanka! Co się stało z kobietami, płaczącymi w Lublinie na widok polskiego munduru? Gdzie „wstawki filmowe" z Radogoszczy?
Honorowymi gośćmi programów historycznych TVP są nieustraszeni bojownicy NSZ, co to przelali więcej komunistycznej juchy niż szlachetnej niemieckiej krwi. Ale jakoś nie widać na ekranie prof. Nazarewicza, który w koblenckich archiwach gestapo odnalazł bardzo niestosowne raporty radomskich i krakowskich Unfersturmfuhrerów RSHA, wyjaśniające raczej dokładnie rzeczywiste dzieje tej formacji w końcowym okresie wojny. Jeśli trafia się znakomity serial polskiej produkcji, oparty na wspomnieniach przedwojennego w końcu Sergiusza Piaseckiego, ukazujący grozę socjalną w II RP - owszem, emituje się to świństwo, ale dopiero godzinę po północy.
Wybory wyborami, ustawa ustawą, a nie ma już w Polsce siły, która mogłaby zmusić tzw. publiczną telewizję do nieocenzurowanej dyskusji - powiedzmy -o tym, dlaczego tzw. historyczne partie sprzedały Amerykanom w Bergu pod Monachium za jeden milion dolarów swe struktury organizacyjne w Polsce. A jaki pożytek mogłaby mieć nasza publiczna telewizja z przypominania takich ludzi jak odkrywca miedzi lubińskiej, Wyrzykowski, jak współpracujący z reżymem Arnold Szyfman, Witold Doroszewski, Leopold Infeld, czy twórca Stadionu Dziesięciolecia, profesor Hrynie-wiecki? Kto wie, czy przypominanie „Kabaretu Starszych Panów" nie jest na rękę postkomunie, że niby tolerowała surrealistyczny humor, podczas gdy powszechnie wiadomo, że dławiła wolną myśl narodową i doprowadziła do regresu kultury, czego w mojej przytomności dowiódł p. Niesiotowski? Byłem przy tym. A ponieważ byłem i nie wyszedłem, trzaskając drzwiami, kilka milionów Polaków ma prawo sądzić, że nas czworo też ubolewa nad zbrodniami, których reżym dopuścił się wobec kultury i oświaty polskiej. Konfiskata mojej repliki pozostanie na zawsze słodką tajemnicą pani Olejnik. Widzów to nic nie obchodzi - i słusznie.
Siedzą za kulisami cenzorzy, na których nie l ma mocnych. Wydają decyzje, od których nie i ma odwołania: nie pokazywać Jaruzelskiego, jak spotyka się teraz z Carterem, albo przewódniczy na międzynarodowym seminarium w Hiszpanii. Rakowski odpada, chyba że z palcem. „Ludzie stanu wojennego" mają być zapraszani tylko wtedy, kiedy istnieje gwarancja, że uda się zrobić z nich matołkowatych antropoidów.
Biegali kiedyś po Warszawie chłopcy, malujący na murach prawdę objawioną: TELEWIZJA KŁAMIE! Panowie: znajdźcie dziś sobie choćby ze trzech chłopysiów, którzy bezpłatnie na tych samych murach wypryskają nową prawdę: TELEWIZJA MÓWI PRAWDĘ! No, znajdźcie.
WIESŁAW GÓRNICKI
jozpod