321... Start.doc

(34 KB) Pobierz
3 2 1

3 2 1 ...  START

Wojciech Widłak

 

 

              Zapraszam w kosmos!

              Człowiek od bardzo dawna interesował się, co kryje się wśród gwiazd. Zadzierał nocą w górę głowę i patrzył, jak migocą. Na to, żeby się do nich zbliżyć, musiał czekać wiele, wiele lat.

 

              W górę

              Dopóki nie umiał się wznieść w powietrze, nie mógł liczyć na podróż na Księżyc. Wymyślił balon i samolot, ale one unosiły się zbyt nisko, żeby odlecieć z Ziemi. Dopiero sto lat temu wpadł na to, co dziś wie chyba każde dziecko: że w kosmos lata się rakietą!

              Bliskimi kuzynami ogromnych rakiet są piękne, ale znacznie mniejsze... sztuczne ognie. Wymyślono je już 1000 lat temu w Chinach.

Ten pomysł udało się zrealizować po następnych pięćdziesięciu latach. Jeśli myślisz, że już wtedy w rakiecie poleciał człowiek, to się mylisz. Najpierw wokół Ziemi zaczęło krążyć coś, co wyglądało jak metalowa kula wielkości piłki plażowej, ale z czterema wąsami – antenami. Potem trzeba było sprawdzić, jak poradzą sobie w kosmosie żywe stworzenia: najlepszy przyjaciel człowieka, czyli pies, a potem małpy, a także szczury, myszy, a nawet... muchy.

12 kwietnia 1961 roku pierwszy człowiek poleciał tam, gdzie wcześniej były psy i muchy... I szczęśliwie wrócił. Choć ta podróż trwała niecałe dwie godziny (czyli tyle, ile film w kinie), pisały o tym gazety na całym świecie.

 

Być kosmonautą!

W tamtych czasach wszyscy chłopcy chcieli zostać kosmonautami. Ale kosmonautą (jak mówią Rosjanie) albo astronautą (jak mówią Amerykanie) nie mógł zostać każdy, kto tylko chciał.

Na początku kosmonautami byli piloci samolotów. Lot samolotem to niezupełnie to samo co lot rakietą, ale na pewno bardziej go przypomina niż na przykład jazda na hulajnodze. Gdyby było inaczej, kosmonautami na pewno zostawaliby wszyscy, którzy umieją jeździć na hulajnodze. Może wtedy ja też miałbym szansę?

To jeszcze nie wszystko. Poza tym trzeba być jeszcze zdrowym, silnym i wytrzymałym. Astronauci muszą długo i ciężko ćwiczyć na różnych przyrządach. Niektóre z nich przypominają diabelski młyn z wesołego miasteczka. Choć nie wiem, czy ty, którzy ćwiczą w czymś takim i przekręcają się wiele razy do góry nogami, w bok, z powrotem, i jeszcze raz, i jeszcze, jest naprawdę wesoło...

 

Ile ważysz?

Może słyszysz czasem takie pytanie. Pewnie byś się zdziwił, gdyby ktoś odpowiedział, że nie waży nic. A jednak to możliwe! Właśnie w kosmosie.

Nie wiem, jak ty, ale ja myślałem, że to coś fantastycznego. Przecież jeśli się nic nie waży, to można latać, i to bez skrzydeł. I rzeczywiście. W dużych rakietach, gdzie jest choć trochę miejsca, astronauci mogą pływać w powietrzu, unosić się z fotela pod sufit, robić tam fikołki i wcale nie spadają. Ale... No właśnie, zawsze musi być jakieś „ale”! Nie tylko ludzie nic tam nie ważą. Wszystko inne również. Wyobraź sobie, że chcesz zjeść śniadanie. Wyjmujesz na przykład kubeczek jogurtu z lodówki i sięgasz po łyżeczkę. A tymczasem kubeczek odpływa ci w drugi koniec pokoju. Płyniesz za nim i jakoś udaje się go złapać. Otwierasz i wtedy jogurt wylatuje z niego jak para z czajnika. Próbujesz złapać go łyżeczką, a tymczasem kubeczek odfruwa jak zaczarowany. I ze wszystkim to samo.

Jogurt to jeszcze nic... Wyobraź sobie, że idziesz do ubikacji zrobić siusiu. A po chwili siusiu też fruwa po całej kabinie. Niezbyt to przyjemne, co?

 

Niezwykły strój

Na szczęście na te różne trudności znaleziono sposoby. Zacznę od ostatniej. Kosmonauci mogą siusiać, nie chodząc do ubikacji. Nie, wcale nie mają pieluszek jak niemowlęta, tylko rurkę, która prowadzi do woreczka ukrytego w skafandrze. I już.

Ten skafander to skomplikowane ubranie. Trochę przypomina za duże śpioszki z kapturem, a trochę strój nurka. Ma duży hełm z szybą, a na plecach urządzenie dostarczające powietrze, bo w kosmosie, podobnie jak pod woda, człowiek nie ma czym oddychać. W hełmie jest też coś w rodzaju telefonu, ale bez oddzielnej słuchawki, no i bez przycisków z numerami. Dzięki temu telefonowi kosmonauta może rozmawiać z innymi kosmonautami i z ludźmi, którzy z Ziemi obserwują lot rakiety.

Teraz w niektórych rakietach astronauci mogą zdjąć skafander, ale na zewnątrz wyjść się bez niego nie da.

 

W nieznane

Wyobraź sobie, że stoisz przed zamkniętymi drzwiami. Wiesz, że jest za nimi zimniej niż w najzimniejszym miejscu na ziemi. I zupełnie ciemno. I że nikt tam jeszcze nie był. Ciekawe, co? Ale i straszne. No bo jeśli skafander okaże się nieszczelny albo zabraknie powietrza, albo jeśli żyją tam niewidzialne stwory, które ludzi nie bardzo lubią... Brr. O tym wszystkim mógł myśleć człowiek, który pierwszy wyszedł z rakiety w czarny kosmos, w którym błyszczały tylko gwiazdy. Księżyc i nasza Ziemia. Oczywiście miał na sobie kombinezon i był przyczepiony liną do rakiety. Inaczej odleciałby hen, nie wiadomo dokąd, i nawet rakietą nie dałoby się go dogonić.

Myślę, że to bardzo odważny człowiek. Przez dziesięć minut spacerował wśród gwiazd. I wiesz, co? Gdy już miał wracać, przekonał się, że to wcale nie spacer był najniebezpieczniejszy, tylko właśnie powrót. Ten kosmonauta miał podobną przygodę jak Kubuś Puchatek, który pewnego razu utknął w drzwiach norki Królika. Nie mógł się przecisnąć przez wejście, choć wcale przez te 10 minut nie utył. Okazało się, że skafander mu się poszerzył jak nadmuchany balonik. Kosmonauta przez osiem minut próbował różnych sposobów, żeby wejść, ale wciąż mu się nie udawało. Na szczęście wszystko dobrze się skończyło, ale to było chyba osiem najdłuższych minut w jego życiu.

 

Uwaga, śmieci

W kosmosie zebrało się sporo starych rakiet i ich różnych części. Teraz są to tylko śmieci, a w dodatku mogą być niebezpieczne. Bardziej niż na przykład drzewo dla kierowcy samochodu na Ziemi. Po pierwsze, drzewo łatwo zobaczyć i je ominąć. A po drugie, nawet zupełnie malutka rzecz w kosmosie może narobić sporo szkody. Sam widziałem dziurkę, jaką w okienku rakiety zrobił – nie uwierzysz! – odpryśnięty kawałeczek farby. Gdyby tej farby była cała puszka, pewnie przedziurawiłaby rakietę na wylot.

Szkoda, że po kosmosie nie latają rakiety śmieciarki albo odkurzacze!

Teraz takie historie już się nie zdarzają. Kosmonauci mają na plecach specjalne silniczki. Dzięki nim mogą latać tam, gdzie chcą, i na przykład naprawiać różne uszkodzone części rakiety albo montować na niej nowe urządzenia.

 

Jak się pan czuje?

Okazuje się, że nieważkość to nie tylko możliwość dobrej zabawy (no bo kto by nie miał ochoty na fikołki pod sufitem? Ja w  każdym razie bym miał). Nieważkość to także przyczyna całkiem poważnych kłopotów ze zdrowiem.

Wygląda na to, że za wszystko jakoś się płaci. W kosmosie nie trzeba się wysilać, żeby podnieść wielkie skrzynie (wszystko jest przecież lżejsze od piórka), a na Ziemi nawet stanie prosto wymaga pewnego wysiłku. Ale przez to ludziom na Ziemi rosną mięśnie, a w kosmosie – wyobraź sobie – zmniejszają się, bo nie są tam za bardzo potrzebne. Tylko że przecież astronauci wracają w końcu na Ziemię, i co wtedy? Gdyby nie ćwiczyli w kosmosie, po powrocie mieliby kłopoty z utrzymaniem szklanki soku, a nawet ze staniem na dwóch nogach!

Poza tym kosmonauci mają po powrocie słabe kości i ... słaby smak. Jedno i drugie to nic przyjemnego. Wyobraź sobie, że lekko się o coś uderzysz  i już możesz złamać sobie rękę, a twoja ulubiona potrawa (przypomnij ją sobie teraz, mniam, mniam) smakuje jak... siano. Brr! Na szczęście po jakimś czasie wszystko mija.

 

Kosmiczne dobranoc

Gdybyś dziś chciał zasnąć tak jak w statku kosmicznym, to podam ci na to przepis. Tylko zanim się zdecydujesz, wysłuchaj go do końca.  Najpierw weź śpiwór i przyczep go do podłogi albo do... ściany. W kosmosie to właściwie wszystko jedno. Nie ma tam góry i dołu, ale przymocować trzeba, żeby po nocy nie zderzać się ze śpiworami innych kosmonautów. To nie koniec. Teraz poproś kogoś, żeby ci przywiązał ręce do śpiwora. Tylko w ten sposób będą na pewno leżeć spokojnie, a nie unosić się jak baloniki.

Hm. Jeśli o mnie chodzi, to ja już wolę zwykłe spanie tu u nas na Ziemi. A ty?

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin