Śmierć jest zwiastunem nocy.txt

(422 KB) Pobierz
 

JACK HIGGINS 

�MIER� JEST ZWIASTUNEM NOCY
 

 
 
�mier� jest zwiastunem nocy
Przys�owie arabskie
 

Daniel Quinn nosi� dobre ulsterskie nazwisko. Dziadek Daniela, irlandzki katolik z Belfastu, jako m�ody cz�owiek walczy� z Michaelem Collinsem o niepodleg�o�� Irlandii, a potem, gdy w 1920 roku wyznaczono nagrod� za jego g�ow�, uciek� do Ameryki.
Pracowa� na budowach w Nowym Jorku i Bostonie, lecz prawdziwe wp�ywy zdoby� jako cz�onek najbardziej tajnego z irlandzkich stowarzysze�, Irlandzkiego Bractwa Republika�skiego. Pracodawcy zacz�li si� go ba�. Po roku za�o�y� w�asn� firm�, dzi�ki kt�rej mia� zosta� milionerem.
Jego syn, Paul, urodzi� si� w 1921 roku. Od najm�odszych lat mia� obsesj� na punkcie latania. W 1940 roku zrezygnowa� nagle ze studi�w w Harvardzie, pojecha� do Anglii i jako ameryka�ski ochotnik wst�pi� pod nazwiskiem ojca do RAF-u.
Ojciec, kt�ry nie lubi� Brytyjczyk�w, by� najpierw zbulwersowany, a potem dumny. Pierwszy Lotniczy Krzy� Walecznych Paul otrzyma� podczas bitwy o Angli�, drugi w 1943 roku, ju� w ameryka�skich si�ach powietrznych. W 1944 zosta� ci�ko postrzelony, gdy lecia� mustangiem nad Niemcami. Chirurdzy Luftwaffe zrobili, co mogli, jednak Paul nigdy nie odzyska� ju� poprzedniej sprawno�ci.
W roku 1945 zwolniono go z obozu jenieckiego i wr�ci� do
9
 
domu. Jego ojciec zarobi� na wojnie miliony. Paul Quinn o�eni� si� i w 1948 roku urodzi� mu si� syn, Daniel. Niestety, matka ch�opca zmar�a przy porodzie. Paul, kt�ry nie cieszy� si� najlepszym zdrowiem, zadowoli� si� posad� radcy prawnego w rodzinnej firmie.
Wybitnie uzdolniony Daniel r�wnie� trafi� do Harvardu, gdzie studiowa� ekonomi� i zarz�dzanie przedsi�biorstwem, i w wieku dwudziestu jeden lat uzyska� tytu� magistra. Nast�pnym krokiem powinno by� przyst�pienie do rodzinnego biznesu, kt�ry obejmowa� obecnie warte setki milion�w dolar�w nieruchomo�ci, hotele oraz o�rodki wypoczynkowe. Jednak dziadek Daniela mia� inne plany: marzy�, �e jego wnuk zrobi doktorat, a potem ol�niewaj�c� karier� polityczn�.
Zabawne, jak cz�sto �ycie zmienia si� pod wp�ywem drobiazg�w. Kt�rego� wieczoru, ogl�daj�c w telewizji krwaw� jatk� w Wietnamie, starszy pan wyrazi� swoj� dezaprobat�.
-	Nie powinni�my si� w to w og�le anga�owa�, do diab
�a - powiedzia�.
-	A jakie to ma znaczenie? - odpar� Daniel. - Ju� tam
jeste�my.
-	Chwa�a Bogu, �e przynajmniej ciebie tam nie ma.
-	Wi�c chcemy, �eby ca�� brudn� robot� za�atwi�y za nas
czarne dzieciaki? Synowie robotnik�w i Latynos�w nie maj�
najmniejszych szans w walce. Gin� tam tysi�cami.
-	To nie nasza sprawa.
-	C�, by� mo�e powinienem uzna� j� za swoj�.
-	Przekl�ty g�upiec - burkn�� z obaw� w g�osie starszy
pan. - Nie wa� si� robi� niczego g�upiego, s�yszysz?
Nazajutrz rano Daniel Quinn zg�osi� si� do komisji poborowej. Zacz�� od piechoty, nast�pnie za� wst�pi� do wojsk desantowych. W pierwszym okresie s�u�by zosta� postrzelony w lewe rami�, zaco otrzyma� Purpurowe Serce oraz Wietnamski Krzy� Walecznych. Kiedy wr�ci� na urlop do domu, dziadek zobaczy� mundur i medale i uroni� �zy wzruszenia. W ko�cu jednak g�r� wzi�a irlandzka duma.
10
 
-	Nadal uwa�am, �e nie powinni�my si� w to anga�o
wa� - rzek�, patrz�c na wnuka i widz�c jego opalon� twarz
o	sk�rze napi�tej na ko�ciach policzkowych. W oczach Daniela
by�o co�, czego wcze�niej nie dostrzega�.
-	A ja powtarzam, �e skoro ju� tam jeste�my, musimy si�
do tego przy�o�y�.
-	Nie chcesz zosta� oficerem?
-	Nie, dziadku. Stopie� sier�anta mi wystarczy.
-	Chyba zwariowa�e�.
-	Jestem przecie� Irlandczykiem. Wszyscy jeste�my stuk
ni�ci.
Dziadek pokiwa� g�ow�.
-	Na jak d�ugo przyjecha�e� do domu?
-	Na dziesi�� dni.
-	A potem od razu wracasz?
Daniel przytakn��.
-	Wst�puj� do si� specjalnych.
Starszy pan zmarszczy� brwi.
-	Co to takiego?
-	Lepiej, �eby� nie wiedzia�, dziadku, lepiej, �eby� nie
wiedzia�.
-	C�, skoro tu jeste�, staraj si� przynajmniej sp�dzi�
przyjemnie czas. Um�w si� na kilka randek z dziewczynami.
-	Nie omieszkam.
Tak te� zrobi�, a potem wr�ci� do zielonego wietnamskiego piek�a i bezustannego warkotu helikopter�w. Zn�w znalaz� si� w miejscu, w kt�rym wszechobecne by�y �mier� i zniszczenie
i	gdzie wszystkie drogi prowadzi�y do Bo Din i do jego w�asnej
randki z przeznaczeniem.
Ob�z Czwarty le�a� w g��bi buszu, na p�noc od delty Mekongu. Rzeka wi�a si� przez bagna i rozleg�e szuwary, w�r�d kt�rych z rzadka trafia�a si� jaka� wioska. Tego dnia pada�o; monsunowy deszcz wisia� w powietrzu niczym szara zas�ona,
11
 
ograniczaj�c w znacznym stopniu widoczno��. Ob�z Czwarty by� punktem wypadowym dla operacji przeprowadzanych przez si�y specjalne. Gdy zgin�� poprzedni starszy sier�ant, skierowano tam Quinna.
Podrzucono go, jak zwykle, helikopterem s�u�by medycznej. Z powodu brak�w kadrowych opr�cz pilota na pok�adzie by� tylko m�ody medyk i jednocze�nie strzelec pok�adowy, niejaki Jackson, kt�ry siedzia� z ci�kim karabinem maszynowym i lustrowa� teren przez otwarte drzwi. Widoczno�� stale si� pogarsza�a i helikopter zszed� ni�ej. Pod nimi znajdowa�y si� pola ry�owe i br�zowa wst�ga rzeki. Quinn wsta�, z�apa� si� framugi i spojrza� w d�.
Nagle po prawej stronie nast�pi�a pot�na eksplozja i w g�r� strzeli�y p�omienie. Pilot przechyli� maszyn� i ze strug deszczu wy�oni�a si� wioska. Niekt�re domy sta�y na wbitych w rzek� palach. Quinn zobaczy� wie�niak�w wskakuj�cych do czu�en i p�askodennych �odzi rybackich. Cz�� z nich odbija�a ju� od brzegu. Spostrzeg� r�wnie� partyzant�w Vietcongu - mieli s�omiane kapelusze i czarne, podobne do pi�am mundury. Us�ysza� odleg�y terkot AK47 i zobaczy�, jak ludzie zacz�li wypada� z �odzi do rzeki.
Kiedy helikopter podlecia� bli�ej, partyzanci zadarli g�owy. Kilku podnios�o karabiny i zacz�o strzela�. Jackson odpowiedzia� ogniem.
-	Chryste, nie! - zawo�a� Quinn. - Pozabijasz cywil�w.
-	Lepiej si� st�d wyno�my - krzykn�� przez rami� pilot
i skr�ci�, kiedy trafi�o ich kilka kul. - To Bo Din. Vietcong
jest tutaj bardzo aktywny.
W tej samej chwili Quinn dostrzeg� na skraju wioski misj�: ma�y ko�ci�ek i grupk� os�b na dziedzi�cu. Partyzanci biegli w t� stron� drog�.
-	Jest tam zakonnica i kilkana�cioro dzieci - powiedzia�
Jackson.
Quinn z�apa� pilota za rami�.
-	Musimy wyl�dowa� i ich zabra� - rzek�,
12
 
	 B�dziemy mieli szcz�cie, je�li uda nam si� potem wy
startowa� - odkrzykn�� pilot. - Sp�jrz na drog�.
Partyzanci byli wsz�dzie. Co najmniej pi��dziesi�ciu z nich kluczy�o mi�dzy domami, kieruj�c si� ku misji.
	 Dziedziniec jest za ma�y. B�d� musia� l�dowa� na drodze.
Nie uda si� nam.
-	Dobrze, daj mi tylko wyskoczy�, a potem spieprzaj st�d
do wszystkich diab��w i sprowad� pomoc.
-	Jeste� szalony.
Quinn spojrza� na zakonnic� w bia�ym tropikalnym he�mie.
-	Nie mo�emy tu zostawi� tej kobiety ani tych dzieci.
Pozw�l mi tylko wyskoczy�.
Wepchn�� flary i granaty do kieszeni kurtki, zawiesi� na szyi torby z magazynkami i wzi�� do r�ki M16. Jackson pos�a� d�ug� seri� wzd�u� drogi. Kilku partyzant�w pad�o, pozostali si� rozpierzchli. Helikopter zawis� tu� nad ziemi� i Quinn wyskoczy� na zewn�trz.
-	Ja te� chyba oszala�em - mrukn�� Jackson, po czym
skoczy� w �lad za nim, z M16 w r�ku, z zawieszonymi na szyi
magazynkami i z apteczk� na ramieniu.
Wietnamczycy nasilili ostrza�, a dwaj Amerykanie ruszyli do bramy misji. Z naprzeciwka podbieg�a do nich zakonnica z dzie�mi.
-	Niech si� siostra cofnie! - zawo�a� Quinn. - Prosz� si�
cofn��! - Wyj�� dwa granaty i poda� jeden Jacksonowi. -
Razem - powiedzia�.
Wyci�gn�li zawleczki, policzyli do trzech, dali krok do ty�u i przerzucili granaty przez mur. Eksplozja by�a og�uszaj�ca. Kilku partyzant�w pad�o, reszta na jaki� czas si� cofn�a. Quinn odwr�ci� si� do zakonnicy. Mia�a dwadzie�cia kilka lat i blad� �adn� twarz. Kiedy si� odezwa�a, zorientowa� si�, �e to Angielka.
-	Dzi�ki Bogu, �e si� zjawili�cie. Jestem siostra Palmer.
Ojciec da Silva nie �yje.
-	Przykro mi, siostro, ale jest nas tylko dw�ch. Helikopter
polecia� po pomoc, ale nie wiadomo, ile to potrwa.
13
 
Jackson pos�a� seri� wzd�u� drogi.
-	Jaki, do diab�a, mamy plan? - zawo�a�. - Nie zdo�amy
si� tutaj utrzyma�. Rozdepcz� nas.
Mur na ty�ach misji sypa� si� ze staro�ci. Dalej majaczy�y w ulewie wysokie na co najmniej dziesi�� st�p trzciny.
-	Zabierz dzieci na bagna, natychmiast! - krzykn�� Quinn.
-	A ty?
-	B�d� ich powstrzymywa� tak d�ugo, dop�ki to b�dzie
mo�liwe.
Jackson nie zamierza� si� z nim spiera�.
-	Idziemy, siostro - zawo�a�.
Quinn patrzy�, jak odchodz�. Dzieci by�y bardzo wystraszone, niekt�re p�aka�y. Kiedy wszyscy przedostali si� przez rozsypuj�cy si� mur, wyj�� z kieszeni granat i wyci�gn�� zawleczk�. Na zewn�trz us�ysza� warkot silnika i wyjrzawszy przez bram�, zobaczy� zbli�aj�cego si� poobijanego d�ipa z zamontowanym obok kierowcy karabinem maszynowym, za kt�rym stali dwaj partyzanci. B�g wie, sk�d wytrzasn�li tego d�ipa, lecz za nim sz�a ca�a dru�yna. Quinn cisn�� granat, kiedy pu�cili pierwsz� seri�. Trafi� w sam �rodek d�ipa i dosz�o do piekielnej eksplozji. W powietrze pofrun�y cia�a i cz�ci pojazdu, wsz�dzie buchn�y p�omienie.
Pozostali partyzanci rzucili si� do ucieczki. Na chwil� zapad�a cisza, przerywana tylko szumem deszczu. Trzeba by�o bra� nogi za pas. Daniel Quinn odwr�ci� si�, przeskoczy� przez mur i pobieg� w stron� wysokich trzcin. Na skraju szuwar�w zatrzyma� si� na chwil�, zatkn�� bagnet na swoim Ml6, a potem ruszy� dalej.
Siostra Sarah Palmer sz�a pierwsza, trzymaj�c za r�k� jedno
dziecko i nios�c drugie, najm�odsze z ca�ej gromadki. Pozosta�e
pod��a�y w �lad za ni�; siostra upomina�a je cicho po wietnam-
sku, �eby nie ha�asowa�y. Poch�d zamyka� Jackson z gotowym
do strza�u Ml6.
14
 
Weszli do ciemnego stawu i stan�li tam, zanurzeni po uda w wodzie. Ulewa nie ustawa�a i w powietrzu unosi�a si� bia�a mg�a. Zakonnica obejrza�a si� przez rami� na Jacksona.
-	 Je�li dobrze si� orientuj�, na prawo powinna by� droga.
-	I co nam to da, siostro? Wietnamczycy zaraz nas dogoni�,
a ...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin