Smith Guy N. - Kraby 02 - Zew Krabów.pdf

(783 KB) Pobierz
Smith Guy N - Kraby 02 - Zew Krabow
Guy N. Smith
Zew krabów
NOTA AUTORA
Po ataku na Blue Ocean gigantyczne kraby zaatakowały Barmouth, gdzie zniszczyły
wiadukt nad ujściem rzeki i spowodowały śmierć wielu ludzi.
Ostatecznie pokonał je profesor Cliff Davenport, który przeciwstawił ich monstrualnej sile
i przebiegłości swój intelekt i uwolnił wybrzeŜe walijskie od niebezpieczeństwa.
Ta historia opowiedziana została w "NOCY KRABÓW".
Mik e'owi Bradbury
Latem 1976 roku gigantyczne kraby zaatakowały wybrzeŜe walijskie. Część tej historii
opowiedziana została w "Nocy Krabów"; ta ksiąŜka jest jej kontynuacją.
Rozdział 1
Pi ą tek - Wyspa Muszli
Irey Wali spojrzała na krępego, jasnowłosego męŜczyznę, który siedział obok niej. Sposób,
w jaki pochylał się nad kierownicą był pozą, wyraźnie obliczoną na efekt. Swoista
demonstracja. Odwróciła wzrok myśląc sobie, Ŝe jest cholernie głupia.
Mimo wszystko nie było jeszcze za późno. Mogła powiedzieć: "Przykro mi, Keith, ale
zmieniłam zdanie. Odwieź mnie, proszę, do obozu". Ale to wymagało odwagi, na którą nie
mogła się zdobyć w tej chwili. Poza tym Keith przekonałby ją w taki sam sugestywny sposób,
jak ostatniej nocy, gdy tulili się do siebie na parkiecie, a on próbował przekrzyczeć zgrzytliwe
dźwięki taniej kapeli. Wiedziała nawet, co by powiedział. "Nie bądź stuknięta, Irey. Jedziemy
na Wyspę Muszli tylko na godzinę lub dwie, Ŝeby odetchnąć trochę na plaŜy. Nie ma w tym
nic złego, prawda? Odpoczynek od dzieci doskonale ci zrobi, a straŜnicy pilnujący kempingu
dobrze się nimi zajmą. Maluchy nawet nie będą za tobą tęsknić. Chryste, nie moŜesz zostać
na kempingu cały tydzień, a gdyby nie ja - musiałabyś, bo nie masz samochodu. Z pewnością
zwariowałabyś siedząc tam cały czas, w ciągłym smrodzie waty cukrowej, ryb, chipsów i
wśród tych gości nieustannie grających w bingo. Nawet idąc spać powtarzasz numery,
zamiast liczyć owce. Do diabła, jesteś ze mną bezpieczna i nikt nie powie nam złego słowa. A
później, zanim zdąŜysz się zorientować, będziesz z powrotem z dziećmi i dzień dzisiejszy
pozostanie tylko wspomnieniem".
Irey westchnęła, spojrzała na sznur samochodów przed nimi. Wszczynanie dyskusji z
Keithem było pozbawione sensu, poza tym nie miała na to siły. Było zbyt gorąco. Cokolwiek
ma być, niech będzie.
Samochód zwolnił, a potem stanął, lecz silnik wciąŜ pracował na wolnych obrotach.
Zamknęła oczy i wróciła pamięcią do minionej nocy.
Cała ta historia wydawała jej się bardzo emocjonująca. Była to zapewne wina atmosfery i
paru ginów, które wypiła. Poprosiła, by włączono jej domek do trasy patrolu i powiedziała
straŜnikom, Ŝe będzie w Peari Dance Hali, na wypadek, gdyby coś się działo. Kiedy
wychodziła, dzieciaki spały i najprawdopodobniej nigdy się nie dowiedzą, Ŝe jej nie było. Ma
dobre dzieci: sześcioletniego Rodneya i czteroletnią Louise. Irey odczuwała nieodpartą
potrzebę wyjścia gdziekolwiek. MoŜe mały drink czy zjedzenie odrobiny ryby i chipsów
byłoby lepszym pomysłem. Trudno być kobietą w obecnych czasach. Samotne wyjście jest
nie do pomyślenia. Jeśli nie towarzyszy ci męŜczyzna, to albo nie ruszasz się nigdzie, albo
idziesz dokądkolwiek, by sobie kogoś znaleźć. MęŜczyźni, widząc wychodzącą samotnie
kobietę, automatycznie posądzali ją, Ŝe szuka tej jednej rzeczy. To było cholernie nie w
porządku. Irey wbiła paznokcie w spocone dłonie. Sznur samochodów przesunął się kilka
jardów do przodu, a potem znów zamarł. Otworzyła oczy i zamknęła je ponownie.
Pośrednio była to wina Alana. Czy mąŜ i ojciec, który wie, czym jest miłość i
odpowiedzialność, wysyła Ŝonę i dzieci na wakacje, by móc samemu wybrać się na
dwudniowe wędkowanie z kolegami z pracy? CóŜ, teraz Alan płacił rachunek, klasyczna
szowinistyczna męska świnia. KrąŜyły potem o nim róŜne plotki i pogłoski, lecz Irey starała
się przymykać na to oczy. Nie chciała wiedzieć. Cholernie nie chciała tego słuchać! Były teŜ
próby usprawiedliwiania się, tłumaczenia. Często wychodził, gdyŜ jak większość członków
klubu wędkarskiego, naleŜał do druŜyny strzałkowej. Bezpieczeństwo w ilości. RównieŜ w
razie potrzeby gotowe alibi. W głębi duszy Alan kochał swą rodzinę najlepiej jak potrafił,
miał tylko zabawny sposób okazywania tego. Był zbyt zaabsorbowany strzałkami i
wędkowaniem, by zajmować się innymi kobietami. CzyŜ nie powiedział jej w zeszłym
tygodniu, Ŝe seks juŜ go nie podnieca i Ŝe nie muszą juŜ więcej tego robić? Nie mógł
zrozumieć, dlaczego wybuchnęła płaczem.
A teraz ten facet, Keith. Rzuciła mu jeszcze jedno ukradkowe spojrzenie i mimo
panującego upału poczuła na ciele gęsią skórkę. Kawał chłopa, odmienny od Alana niemal we
wszystkim. Ostatniej nocy, kiedy znalazł ją w kącie sali tanecznej, miała wraŜenie, Ŝe Ŝołądek
jej się przewraca, a serce przestaje bić.
- Samotna, kochanie? - Dziwne, ale brzmiało w tym szczere zainteresowanie. A czyŜ nie
było tam tuzina młodszych dziewcząt, myślących tylko o jednym? Ale on wybrał właśnie ją.
- Ja... ja wpadłam tylko na godzinkę... posłuchać muzyki. Nie mogę zostać dłuŜej, bo
dzieciaki czekają w domku.
Postawił jej drinka, nie dając szansy na protesty. I w jakiś niepojęty sposób opowieść o
Ŝyciu i rozczarowaniach wylała się z niej jak rzeka.
- Na imię mam Keith - powiedział prowadząc ją na parkiet. Gdy znaleźli trochę miejsca
wśród innych par, przytulił ją do siebie. Przyćmione światła dawały fiołkoworóŜową
poświatę.
- Miałem kiedyś Ŝonę, ale gdy pewnego dnia wróciłem z pracy, dowiedziałem się, Ŝe
odeszła z najętym ogrodnikiem. Ten facet spędzał letnie miesiące strzygąc ludziom trawniki,
a zimowe - wydając zarobione pieniądze z Ŝonami swych pracodawców. Byłem naprawdę
chory, mogę ci to chyba powiedzieć. Ale wyszedłem z tego. MoŜe pewnego dnia ustatkuję
się, jeśli znajdę odpowiednią kobietę i odwagę, by ponownie się oŜenić.
Jego wyznanie było swego rodzaju sygnałem. Uwolniło jej skrywane dotąd troski. Nigdy
dotąd do nikogo nie mówiła w ten sposób o Alanie. Wyrzucała z siebie słowa w takim
pośpiechu, jakby nagle postanowiła zdjąć z serca cały ten cięŜar.
I dlatego właśnie była teraz tutaj, a straŜnicy mieli się przez jeden dzień zająć Rodneyem i
Louise. Minionej nocy wychodziła z podświadomym pragnieniem znalezienia męŜczyzny.
Miała to jednak być tylko wakacyjna przyjaźń. Na nic więcej by nie pozwoliła. Niewinny
flircik. Zresztą wakacje i tak miały się ku końcowi.
- Wygląda to tak, jakby dziś wszyscy wpadli na pomysł opuszczenia kempingu - połoŜył
dłoń na jej kolanie tak naturalnie, jakby znali się od lat, jakby był jej... męŜem.
- Prawdopodobnie wszyscy jadą na Wyspę Muszli - w jej głosie zadrgał cień niechęci -
ostatnia próba oporu, mimo iŜ poddała się juŜ swemu losowi.
- Wątpię. Mogę się załoŜyć, Ŝe wszyscy jadą do Barmouth. Będzie tam dzisiaj zabawa
organizowana przez stację Radio Jeden, a wiesz, Ŝe połowa tych kretynów z pewnością będzie
oblegać swego ulubionego disc jockeya. Nie marnowałbym czasu na słuchanie tej
bezwartościowej gadaniny.
- Myślę, Ŝe są po prostu zadowoleni, jeśli mogą choć na dzień wyrwać się z kempingu - jej
ręka sama zdawała się szukać jego dłoni. - Problem w tym, Ŝe w tej części walijskiego
wybrzeŜa jest zbyt wiele kempingów. Butlin, Pontin i teraz jeszcze ten nowy, Blue Ocean.
- Dlaczego wybrałaś się właśnie do Blue Ocean?
- Wydawało mi się, Ŝe moŜe być nieco odmienny od innych.
- Albo tańszy.
- MoŜe - zarumieniła się lekko. - A właściwie tak zadecydował mój mąŜ. Widzisz, to on
zapłacił rachunek, a ja nie sądziłam, aby warto było o tym dyskutować. Wszystkie kempingi
są do siebie podobne, gdy musisz tam siedzieć przez tydzień z dzieciakami, które myślą tylko
o zabawach i przyjemnościach. Nigdy bym nie przypuszczała, Ŝe kemping jest w twoim stylu,
Keith. Bardziej Costa... coś tam, gdzie mógłbyś obracać się w najlepszym towarzystwie i
zachwycać się ciemnoskórymi, kąpiącymi się pięknościami.
- To nie dla mnie. - Wcisnął znowu sprzęgło i samochód potoczył się następne parę
jardów. Sądziłem, Ŝe łatwiej mi będzie wtopić się w tłum, zagubić na kempingu, niŜ w hotelu
czy pensjonacie, gdzie zwracają uwagę na wszystko, co robisz. A w kaŜdym razie byłem
ciekaw tego kempingu. Przeczytałem o nim sporo. Trzeba docenić tego faceta, Milesa
Manninga, który ma dość siły i nerwów, by zagospodarować takie miejsce jak to, i to wtedy,
Zgłoś jeśli naruszono regulamin