Roberts Nora - Zamek Calhounów 03- Szmaragdowy sen - Lilah (Harlequin Kolekcja 08).pdf

(1743 KB) Pobierz
NORA ROBERTS
25183078.001.png
NORA ROBERTS
SZMARAGDOWY SEN
LILAH
PROLOG
Bar Harbor, 1913
Urwisko mnie przyciąga. Wysokie, dzikie i obdarzone niebezpiecznym pięknem, stoi i
wzywa mnie kusząco jak kochanek. Rankiem powietrze było równie miękkie jak chmury
pędzące po niebie w stronę zachodu. Mewy krążyły nad oceanem, pokrzykując. W ich glosach
brzmiała dziwna samotność, jak odlegle dzwonienie boi, pobrzmiewające na wietrze. Ten
dźwięk przywodził mi na myśl dzwon kościelny obwieszczający czyjeś narodziny - lub śmierć.
Inne wyspy lśniły i przebijały przez rzadką mgłę, której słońce jeszcze nie wypaliło, jak
fatamorgana. Rybacy prowadzili swoje łódki przez zatokę w stronę pełnego morza.
Wiedziałam, że go tam nie spotkam, a jednak nie potrafiłam pozostać w domu.
Wzięłam ze sobą dzieci. Chyba nie ma nic złego w tym, że chcę dzielić z nimi choć po
części uczucie szczęścia, jakie zawsze mnie ogarnia, gdy idę pośród traw łąką prowadzącą do
urwiska. Po jednej stronie miałam Ethana, a po drugiej Colleen.
Niania pilnowała małego Seana, który podreptał po trawie za żółtym motylem, co
wyślizgnął mu się spomiędzy palców.
W powietrzu rozległ się dźwięk ich śmiechu, najsłodszy dźwięk, jaki może usłyszeć
matka. Miały w sobie bezgraniczną ciekawość świata, bezwarunkowe zaufanie do niego. Na
razie nie dotykają ich jego problemy, powstania w Meksyku, niepokoje w Europie. Dla nich
nie istnieją takie pojęcia jak zdrada, wina czy rozdzierająca serce namiętność. Ich potrzeby są
proste i bezpośrednie i nie mają nic wspólnego z dniem jutrzejszym. Gdyby to ode mnie
zależało, sprawiłabym, by na zawsze pozostały tak niewinne, bezpieczne i wolne. Wiem
jednak, że nadejdzie taki dzień, gdy i one będą musiały stawić czoło emocjom i troskom
dorosłego życia.
Dziś jednak najważniejsze były polne kwiaty, które zrywaliśmy, pytania, na które
trzeba było odpowiedzieć, a dla mnie również moje marzenia.
Nie mam wątpliwości, że niania doskonałe wie, dlaczego spaceruję akurat tutaj. Zbyt
dobrze mnie zna i za bardzo kocha, toteż nigdy nie krytykuje. Nikt lepiej od niej nie wie, że w
moim małżeństwie nie ma miłości. Od samego początku dla Fergusa było ono kwestią
wygody, a dla mnie obowiązkiem. Gdyby nie dzieci, nie mielibyśmy ze sobą nic wspólnego.
Mimo wszystko obawiam się, że on uważa je za swoją cenną własność, symbole sukcesu,
jakimi są dla niego dom w Nowym Jorku czy Towers, letnia rezydencja przypominająca
zamek, którą zbudował na wyspie. Również ja, kobieta, którą pojął za żonę i którą uważa za
25183078.002.png
wystarczająco atrakcyjną i dobrze wychowaną, by dzielić z nią nazwisko Calhounów,
ozdabiać stół przy kolacji czy jego ramię w towarzystwie, tak dla niego ważnym.
To, co piszę, ma zimne brzmienie. Od tych słów wieje chłodem, ale nie mogę udawać,
że w moim małżeństwie kiedykolwiek zagościły cieple uczucia. Z pewnością nie ma w nim
również namiętności. Gdy wychodziłam za niego, posłuszna życzeniom rodziców, miałam
nadzieję, że pojawi się między nami bliskość, która z biegiem czasu przejdzie w miłość. Ale
byłam wtedy bardzo młoda. Jesteśmy dla siebie uprzejmi, ale ta uprzejmość nie może zastąpić
emocji.
Chyba jeszcze rok temu potrafiłam przekonać siebie, że jestem szczęśliwa. Mam męża,
któremu dobrze się wiedzie, ukochane dzieci, godną pozazdroszczenia pozycję społeczną oraz
krąg eleganckich przyjaciół. Moja garderoba pęka w szwach od pięknych sukien i biżuterii.
Szmaragdy, które Fergus mi podarował po urodzeniu Ethana, godne są królowej. Mój letni
dom jest olśniewający ze swymi wieżyczkami i galeryjkami, ścianami pokrytymi jedwabną
tapetą, lśniącymi podłogami pod bogactwem dywanów. Która kobieta, mając to wszystko, nie
byłaby zadowolona? Czego więcej mogłaby sobie życzyć posłuszna żona? Niczego - oprócz
miłości.
To właśnie miłość znalazłam na urwisku w osobie artysty, który stal tam twarzą
zwrócony W stronę morza i malował wzburzoną wodę. Christian. Wiatr rozwiewał jego
ciemne włosy. Patrzył na mnie z napięciem, pociemniałymi szarymi oczami. Być może,
gdybym go nie spotkała, w dalszym ciągu potrafiłabym udawać zadowolenie z życia. Może
udałoby mi się uwierzyć, że nie tęsknię za miłością ani czułymi słowami i delikatnym dotykiem
pośrodku nocy.
Ale spotkałam go i moje życie uległo zmianie. Nawet za sto szmaragdowych
naszyjników nie zgodziłabym się wrócić do tego fałszywego zadowolenia. W osobie
Christiana znalazłam coś o wiele cenniejszego niż całe złoto, jakie Fergus z takim talentem
gromadzi. Nie można wziąć do ręki czy nałożyć na szyję tego czegoś, co znajduje się w głębi
serca.
Gdy spotykam go na urwisku, tak jak spotkam go dzisiaj po południu, nie będę
opłakiwać tego, czego nie mogę mieć, lecz będę cieszyć się godzinami, które zostały nam
dane. Gdy poczuję wokół siebie jego ramiona i jego usta na swoich, będą wtedy najszczęś-
liwszą i najbardziej kochaną kobietą na świecie.
25183078.003.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin