Roberts Nora - Pokochać Jackie 02 - Olśnienie (Harlequin Kolekcja 25).pdf
(
690 KB
)
Pobierz
Best Laid Plans
NORA ROBERTS
OL
ĺ
NIENIE
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Nieznajoma zdecydowanie zasługiwała na to,
Ň
eby przyjrze
ę
si
ħ
jej dokładniej.
I to nie tylko dlatego,
Ň
e była jedn
Ģ
z nielicznych kobiet na placu budowy. M
ħ
skie oko
z reguły ch
ħ
tnie pod
ĢŇ
a za kobiec
Ģ
sylwetk
Ģ
- tym ch
ħ
tniej, je
Ļ
li pojawia si
ħ
ona w miejscu
uchodz
Ģ
cym za domen
ħ
czysto m
ħ
sk
Ģ
. Cody spotykał w pracy kobiety, ale dla niego liczyło
si
ħ
tylko to, czy potrafiły wbi
ę
gwó
Ņ
d
Ņ
i układa
ę
cegły. Ich wygl
Ģ
d i strój były bez znaczenia.
Jednak ta kobieta miała w sobie co
Ļ
, co przykuło jego uwag
ħ
.
Styl! Miała niezaprzeczalny styl, mimo i
Ň
była w stroju roboczym i stała na kupie
gruzu. Zdecydowany styl, znamionuj
Ģ
cy pewno
Ļę
siebie, która sama w sobie stanowiła pewn
Ģ
klas
ħ
i działała na Cody'ego równie silnie - albo niemal tak silnie - jak biały jedwab i czarne
koronki.
Cody nie miał jednak czasu,
Ň
eby si
ħ
nad tym dłu
Ň
ej zastanawia
ę
. Przyjechał z
Florydy do Arizony,
Ň
eby przej
Ģę
nadzór nad realizacj
Ģ
powa
Ň
nego projektu. Zaj
ħ
ło mu to
kilka dni i miał teraz mas
ħ
zaległo
Ļ
ci do nadrobienia. Od rana zwijał si
ħ
jak w ukropie, a na
domiar wszystkiego dziesi
Ģ
tki szczegółów rozpraszały jego uwag
ħ
: krzyki robotników i
odgłosy maszyn; wydawane i wypełniane polecenia; d
Ņ
wigi podnosz
Ģ
ce ci
ħŇ
kie stalowe belki,
z których formowano szkielet budynku w miejscu, gdzie dot
Ģ
d były tylko skały;
Ň
ywe kolory
tych skał w pal
Ģ
cych promieniach sło
ı
ca, a wreszcie coraz silniej doskwieraj
Ģ
ce pragnienie.
Cody sp
ħ
dził ju
Ň
tyle czasu na najrozmaitszych budowach,
Ň
e potrafił wybiega
ę
w
przyszło
Ļę
. Nie dostrzegał potu ani wysiłku, ani tego, co laikowi mogło wydawa
ę
si
ħ
chaosem; widział za to ogóln
Ģ
koncepcj
ħ
i dalekosi
ħŇ
ne mo
Ň
liwo
Ļ
ci.
Teraz przyłapał si
ħ
na tym,
Ň
e przygl
Ģ
da si
ħ
nieznajomej. Jej obecno
Ļę
tak
Ň
e stanowiła
zapowied
Ņ
pewnych mo
Ň
liwo
Ļ
ci.
Kobieta była wysoka - musiała mie
ę
ponad metr siedemdziesi
Ģ
t w roboczym obuwiu -
była tak
Ň
e szczupła, cho
ę
bynajmniej nie wiotka. Pod jaskrawo
Ň
ółt
Ģ
, mokr
Ģ
od potu koszulk
Ģ
,
rysowały si
ħ
silne, proste ramiona. Cody jako architekt cenił ekonomiczne, proste Unie. Jako
m
ħŇ
czyzna za
Ļ
z uznaniem patrzył na kształtne biodra nieznajomej opi
ħ
te obcisłymi spranymi
d
Ň
insami. Spod
Ň
ółtego jak koszulka kasku wysuwał si
ħ
krótki, gruby warkocz w kolorze
mahoniu - drewna, które upodobał sobie dla jego wyj
Ģ
tkowego pi
ħ
kna.
Podsun
Ģ
ł wy
Ň
ej słoneczne okulary, a ukryte za nimi oczy zlustrowany nieznajom
Ģ
od
ci
ħŇ
kich buciorów po
Ň
ółty kask. Tak, ta kobieta zdecydowanie warta jest tego,
Ň
eby jej si
ħ
przyjrze
ę
bli
Ň
ej, pomy
Ļ
lał pełen podziwu dla jej zwinnych, a zarazem oszcz
ħ
dnych ruchów,
kiedy si
ħ
nachyliła,
Ň
eby zajrze
ę
do wykopu. Na wierzchu tylnej kieszeni spodni dostrzegł
wytarty biały kontur - pewnie zwykła chowa
ę
tam portfel. Praktyczna osóbka, pomy
Ļ
lał.
Torebka tylko by jej zawadzała na budowie.
Nieznajoma nie miała delikatnej, bladej cery, wła
Ļ
ciwej osobom o rudych włosach. Jej
skóra miała zdrowy, ciemnozłoty odcie
ı
- prawdopodobnie na skutek przebywania pod
pal
Ģ
cym sło
ı
cem Arizony. A zreszt
Ģ
, bez wzgl
ħ
du na to, sk
Ģ
d si
ħ
to wszystko brało, Cody z
przyjemno
Ļ
ci
Ģ
patrzył na jej twarz o zdecydowanych rysach. Podobał mu si
ħ
jej wyzywaj
Ģ
cy
podbródek, lekko wystaj
Ģ
ce ko
Ļ
ci policzkowe i nie umalowane, wygi
ħ
te w podkówk
ħ
usta.
Nie udało mu si
ħ
zobaczy
ę
jej oczu z powodu odległo
Ļ
ci oraz cienia, jaki kask rzucał
na jej twarz. Za to głos, którym wydała polecenie, brzmiał wystarczaj
Ģ
co d
Ņ
wi
ħ
cznie,
Ň
eby
mógł by
ę
słyszany daleko. Jego tembr znacznie lepiej pasował do mglistych, spokojnych nocy
ni
Ň
do znojnych, upalnych popołudni.
Cody zatkn
Ģ
ł z u
Ļ
miechem kciuki za pasek i zakołysał si
ħ
na obcasach. O tak,
pomy
Ļ
lał, mo
Ň
liwo
Ļ
ci s
Ģ
naprawd
ħ
nieograniczone.
Kompletnie nie
Ļ
wiadoma tego,
Ň
e stanowi obiekt tak wnikliwej obserwacji, Abra
otarła spocone czoło. Tego dnia sło
ı
ce paliło wr
ħ
cz niemiłosiernie. Pot spływał jej po
plecach, parował i znów spływał pod koszulk
Ģ
, w rytmicznym cyklu, z którym nauczyła si
ħ
ju
Ň
Ň
y
ę
.
W tym upale człowiek musi si
ħ
uwija
ę
jak w ukropie, mimo temperatury dochodz
Ģ
cej
do trzydziestu stopni. Ka
Ň
dy dzie
ı
jest walk
Ģ
z czasem. Jak na razie wygrywali t
ħ
walk
ħ
, ale...
Nie, nie ma tu miejsca na
Ň
adne ale, pomy
Ļ
lała. Obecna budowa była najwi
ħ
kszym
przedsi
ħ
wzi
ħ
ciem, w jakim dot
Ģ
d brała udział, i nie zamierzała niczego popsu
ę
. Miał to by
ę
jej punkt odbicia do dalszej kariery.
Mimo to, w gł
ħ
bi duszy miała ochot
ħ
udusi
ę
Tima Thornwaya za to,
Ň
e zgodził si
ħ
, by
jego firma budowlana, w której Abra pracowała, podj
ħ
ła si
ħ
realizacji projektu o tak napi
ħ
tym
terminarzu robót. Kary umowne były niebotyczne, a znaj
Ģ
c Tima, wiedziała,
Ň
e skoro j
Ģ
tu
oddelegował, przerzucił tym samym cał
Ģ
odpowiedzialno
Ļę
na jej barki.
Wyprostowała plecy, jakby ju
Ň
czuła na nich jej przytłaczaj
Ģ
cy ci
ħŇ
ar. Je
Ň
eli uda si
ħ
dotrzyma
ę
terminów, nie przekraczaj
Ģ
c przy tym kosztorysu, to b
ħ
dzie cud. A poniewa
Ň
nigdy nie wierzyła w cuda, musiała si
ħ
pogodzi
ę
z tym,
Ň
e ma przed sob
Ģ
trudne dni.
Kompleks wypoczynkowy zostanie wybudowany, i to na czas, nawet gdyby sama miała
chwyci
ę
za młotek i kielni
ħ
. Po raz ostatni dała si
ħ
zap
ħ
dzi
ę
w kozi róg, przysi
ħ
gła sobie,
patrz
Ģ
c, jak stalowy d
Ņ
wigar majestatycznie l
Ģ
duje na swoim miejscu. Potem rozstanie si
ħ
z
firm
Ģ
Thornwaya i zacznie prac
ħ
na własny rachunek.
Była im oczywi
Ļ
cie wdzi
ħ
czna za to,
Ň
e umo
Ň
liwili jej start,
Ň
e pod ich okiem
awansowała z asystentki na in
Ň
yniera konstruktora. Nigdy im tego nie zapomni. Jednak
lojalno
Ļę
obowi
Ģ
zywała j
Ģ
wył
Ģ
cznie wobec Thomasa Thornwaya. Po jego
Ļ
mierci
postanowiła jeszcze tylko doprowadzi
ę
t
ħ
budow
ħ
do ko
ı
ca i dopilnowa
ę
,
Ň
eby Tim
Thornway nie zrujnował firmy. Jednak nie b
ħ
dzie go przecie
Ň
prowadzi
ę
za r
Ģ
czk
ħ
do ko
ı
ca
Ň
ycia!
Przystan
ħ
ła,
Ň
eby wzi
Ģę
zimny napój z lodówki, a potem kontynuowała obchód,
kontroluj
Ģ
c układanie stalowych d
Ņ
wigarów.
Charlie Gray, przydzielony Cody'emu nadgorliwy asystent, poci
Ģ
gn
Ģ
ł go za r
ħ
kaw.
- Mam powiedzie
ę
pannie Wilson,
Ň
e pan tu jest?
Cody przypomniał sobie,
Ň
e sam kiedy
Ļ
miał dwadzie
Ļ
cia dwa lata i bywał bardzo
irytuj
Ģ
cy.
- Chyba widzisz,
Ň
e ma r
ħ
ce pełne roboty - powiedział. Wyj
Ģ
ł papierosa, a potem
przeszukał wszystkie kieszenie, zanim udało mu si
ħ
znale
Ņę
zapałki. Miały etykietk
ħ
jakiej
Ļ
knajpki z Natchez i były mokre od jego potu.
- Pan Thornway chciał,
Ň
eby
Ļ
cie si
ħ
poznali.
Usta Cody'ego drgn
ħ
ły w u
Ļ
miechu. Wła
Ļ
nie my
Ļ
lał o tym,
Ň
e chyba niezbyt trudno
b
ħ
dzie zawrze
ę
znajomo
Ļę
z Abr
Ģ
Wilson.
- Wszystko w swoim czasie. - Zapalił zapałk
ħ
, machinalnie osłaniaj
Ģ
c j
Ģ
dłoni
Ģ
,
chocia
Ň
powietrze było nieruchome i ci
ħŇ
kie.
- Nie było pana na wczorajszym zebraniu, wi
ħ
c...
- Tak. - No i co z tego,
Ň
e go nie było? Wprawdzie o
Ļ
rodek budowano według jego
projektu, ale wi
ħ
kszo
Ļę
prac przygotowawczych nadzorował jego partner. Patrz
Ģ
c na Abr
ħ
,
Cody zacz
Ģ
ł
Ň
ałowa
ę
,
Ň
e si
ħ
tu wcze
Ļ
niej nie zjawił.
Nieopodal stała du
Ň
a kempingowa przyczepa. Cody ruszył w jej stron
ħ
, a Charlie
deptał mu po pi
ħ
tach. Po wej
Ļ
ciu do
Ļ
rodka Cody wyj
Ģ
ł z lodówki piwo, otworzył puszk
ħ
i
usiadł obok przeno
Ļ
nego wentylatorka, gdzie, miał nadziej
ħ
, temperatura była o kilka stopni
ni
Ň
sza.
- Chciałbym jeszcze raz rzuci
ę
okiem na plany głównego budynku.
- Prosz
ħ
, mam je tutaj. - Charlie, jak posłuszny
Ň
ołnierz, podał mu tub
ħ
z rysunkami,
po czym cofn
Ģ
ł si
ħ
i stan
Ģ
ł w pozycji na baczno
Ļę
. - Na zebraniu... - urwał i gło
Ļ
no chrz
Ģ
kn
Ģ
ł
- panna Wilson powiedziała,
Ň
e jako in
Ň
ynier konstruktor chciałaby wprowadzi
ę
kilka zmian.
- Naprawd
ħ
? - Cody rozsiadł si
ħ
wygodniej na w
Ģ
skiej wersalce. Sło
ı
ce lito
Ļ
ciwie
wypaliło pomara
ı
czowo - zielon
Ģ
tapicerk
ħ
, która przybrała nieokre
Ļ
lony, za to znacznie
mniej agresywny kolor. Rozejrzał si
ħ
za popielniczk
Ģ
, a nie znajduj
Ģ
c jej, si
ħ
gn
Ģ
ł po pusty ku-
bek, po czym rozwin
Ģ
ł arkusz.
Z przyjemno
Ļ
ci
Ģ
popatrzył na swój projekt. Budynek miał kształt kopuły, zwie
ı
czonej
latarni
Ģ
z witra
Ň
owego szkła. Umieszczone centralnie atrium otoczono pi
ħ
trami biur, przez co
budowla zyska na przestrzeni. W atrium mo
Ň
na b
ħ
dzie odetchn
Ģę
. Jaki sens ma przyjazd na
zachód, je
Ň
eli człowiek nie poczuje tu szerszego oddechu? Ka
Ň
de biuro b
ħ
dzie miało okna z
grubego, przyciemnianego szkła, zatrzymuj
Ģ
cego słoneczne promienie, a jednocze
Ļ
nie
umo
Ň
liwiaj
Ģ
cego podziwianie panoramy gór i całego o
Ļ
rodka.
Zaokr
Ģ
glony hol na parterze umo
Ň
liwiał łatwy dost
ħ
p do dwupoziomowego baru oraz
do oddzielonej szklan
Ģ
Ļ
cian
Ģ
kawiarni.
Go
Ļ
cie b
ħ
d
Ģ
mogli wjecha
ę
szklanymi windami albo wej
Ļę
kr
ħ
conym schodami na
pi
ħ
tro, do jednej z trzech restauracji, lub uda
ę
si
ħ
jeszcze wy
Ň
ej, do której
Ļ
z sal klubowych.
Cody poci
Ģ
gn
Ģ
ł łyk piwa. Projekt, jego zdaniem, ł
Ģ
czył w sobie humor i fantazj
ħ
;
stanowił udane zgranie nowoczesno
Ļ
ci z tradycj
Ģ
. Nie widział w nim nic, co wymagałoby
jakichkolwiek zmian. I nie zamierzał si
ħ
zgadza
ę
na
Ň
adne zmiany.
Abra Wilson b
ħ
dzie si
ħ
musiała z tym pogodzi
ę
. Bez wzgl
ħ
du na to, czyjej si
ħ
to
spodoba, czy nie.
Usłyszał odgłos otwieranych drzwi i podniósł głow
ħ
. Na widok wchodz
Ģ
cej kobiety
pomy
Ļ
lał,
Ň
e z bliska prezentuje si
ħ
jeszcze lepiej. Była troch
ħ
spocona, odrobin
ħ
zgrzana i
chyba bardzo zła.
Nie mylił si
ħ
. Abra była rzeczywi
Ļ
cie w
Ļ
ciekła. Miała pełne r
ħ
ce roboty, a przyszło jej
jeszcze ugania
ę
si
ħ
za niesubordynowanymi pracownikami, którzy robili sobie nielegalne
przerwy w pracy.
- Co ty tu robisz, do cholery?! - zaatakowała Cody'ego, który wła
Ļ
nie podnosił piwo
do ust. - Ka
Ň
da para r
Ģ
k jest mi teraz potrzebna na budowie! - Wyrwała mu puszk
ħ
, zanim
zd
ĢŇ
ył przełkn
Ģę
. - Thornway nie płaci wam za siedzenie na tyłku. Poza tym tu si
ħ
nie pije w
godzinach pracy. - Odstawiła puszk
ħ
na stolik, walcz
Ģ
c z przemo
Ň
on
Ģ
ch
ħ
ci
Ģ
, by ul
Ň
y
ę
wyschni
ħ
temu gardłu.
- Prosz
ħ
pani... - próbował bardzo nie
Ļ
miało wtr
Ģ
ci
ę
Charlie.
- O co chodzi? - ofukn
ħ
ła go niecierpliwie. - Pan Gray, tak? Chwileczk
ħ
. - Wszystko
po kolei, pomy
Ļ
lała, ocieraj
Ģ
c wilgotnym r
ħ
kawem spocony policzek. - Posłuchaj, kole
Ļ
-
zwróciła si
ħ
do Cody'ego - je
Ň
eli nie chcesz w tej chwili wylecie
ę
, podnie
Ļ
tyłek i zgło
Ļ
si
ħ
do
brygadzisty.
Plik z chomika:
kubolina12310
Inne pliki z tego folderu:
In deth.rar
(38734 KB)
Spencer LaVyrle - Powój.pdf
(2405 KB)
Roberts Nora - Znak siedmiu 03 - Kamień pogan.pdf
(1619 KB)
Wood Barbara - Biblioteczka Pod Różą - Oznaki życia.pdf
(1432 KB)
Roberts Nora - Zamek Calhounów 04 - Na zawsze twój - Suzanna (Harlequin Kolekcja 14).pdf
(819 KB)
Inne foldery tego chomika:
Regał 001
Regał 002
Regał 003
Regał 004
Regał 005
Zgłoś jeśli
naruszono regulamin